Nauczyciel, społecznik, publicysta

Danuta Tomerska

Największy wpływ na młodego Zemisa miał wybitny filozof i pedagofg - Władysław Spasowski.

 Był współtwórcą Polskiego Związku Niewidomych, organizatorem Biblioteki Centralnej PZN oraz sieci jej placówek w terenie - Stanisław Żemis, niezwykle ciekawy człowiek, społecznik w każdym calu, z natury, z temperamentu, z ducha. Jego życie było czynem nieustającym. Należy już do tych ludzi, którzy powoli odchodzą w zapomnienie razem z epoką, w której żyli.

  Urodził się na początku XX w. Osierocony we wczesnym dzieciństwie, nie pamiętał nawet rodziców. Wychowywał się w różnych domach swoich krewnych na lubelskiej wsi. Jak każde wiejskie dziecko w tamtych czasach, musiał od najmłodszych lat pracować i pasać krowy. Zabierał na pastwisko książki i podręczniki i tam się dokształcał, a w wolnych chwilach biegał do nauczycielki, aby przepytała go z przerobionego materiału. I tak udało mu się skończyć szkołę podstawową w Zakrzówku Lubelskim, a później gimnazjum w Kraśniku. Po zdaniu matury dostał się na Kursy Nauczycielskie im. Wacława Nałkowskiego w Warszawie. Tam zetknął się z tak wybitnymi wychowawcami jak Maria Grzegorzewska i Janusz Korczak. Największy jednak wpływ na młodego Żemisa i jego kolegów miał dyrektor tej placówki, Władysław Spasowski. „To on zaszczepił w nas bakcyla socjalizmu i przekonał, że jest to jedynie słuszny kierunek marszu w życiu” - wyznał Żemis po latach.

            Kochał swój zawód i młodzież

Po ukończeniu wyższych kursów nauczycielskich o kierunku geograficzno-przyrodniczym rozpoczął pracę zawodową jako nauczyciel w miejscowościach podwarszawskich - w Łomiankach, Pruszkowie, Legionowie. Kochał swój zawód, a młodzież darzyła go wielką sympatią i uznaniem. Kariera pedagogiczna Żemisa nie trwała długo. Władze szkolne nie tolerowały lewicowych przekonań nauczyciela. Wysłano go na komisję lekarską, która orzekła 69 proc. niezdolności do pracy w szkolnictwie. Po powrocie do Warszawy udało mu się jeszcze otrzymać stanowisko kierownika w pierwszej w Polsce szkole świeckiej - Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Ale po trzech latach musiał definitywnie pożegnać się z zawodem nauczyciela.

W 1932 r. usunięto Żemisa ze Związku Nauczycielstwa Polskiego za nieustanną krytykę prac Zarządu Głównego. Stanisław Żemis był człowiekiem niepokornym, był silną indywidualnością nie poddającą się żadnym dyscyplinom. Miał wrażliwość na krzywdę społeczną i na nieposzanowanie godności człowieka. Pragnął przekształcać rzeczywistość, którą uważał za niesprawiedliwą, walczył śmiało i odważnie o słuszne - jego zdaniem - sprawy. Był niewygodny dla ówczesnej władzy, miał opinię człowieka, który wszędzie szerzy zamęt.

 Życie Stanisława Żemisa składało się z ciągłych przeprowadzek i przymusowych zmian pracy. Był naukowym pracownikiem w Instytucie Spraw Społecznych, potem w Towarzystwie Osiedli Robotniczych na Woli, a następnie w wydziale oświaty w Radomiu. Tam zastała go okupacja niemiecka. Po odpowiednim przeszkoleniu Żemis przerzucił się do pracy w spółdzielczości i w partyzantce, a kolejnymi etapami tej pracy były: Skierniewice, Łuków, Siedlce. Po wyzwoleniu Siedlec wybrano go na prezydenta tego miasta. Kiedyś przeczytał w „Gazecie Lubelskiej”, że miejscowy wojewoda wydał zarządzenie, aby do odbudowy zniszczonych podczas wojny wsi przeznaczyć drzewo, wycinając je z państwowych lasów. Oburzony tym, napisał skargę do Bolesława Bieruta, którego dobrze znał sprzed wojny. W wyniku tej interwencji zarządzenie wojewody zostało cofnięte, a Stanisław Żemis został mianowany przez rząd lubelski naczelnym dyrektorem lasów państwowych, co równało się randze ministra.

       Życie po utracie wzroku

 Nie pracował tam długo. W 1950 r. Żemis stracił wzrok i przeżył wielki szok. Przez kilka miesięcy przebywał w Zakładzie w Laskach. Uczył się tam brajla i życia po niewidomemu. Po powrocie do Warszawy podjął pracę zastępcy dyrektora Domu Kultury na Żoliborzu.

W 1952 r. Stanisław Madej, ówczesny wiceprezes ZG PZN, wciągnął Żemisa do pracy społecznej w Oddziale Warszawskim Polskiego Związku Niewidomych. Wkrótce powierzono mu zorganizowanie brajlowskiej Biblioteki Centralnej PZN, której został pierwszym kierownikiem, bibliotek terenowych przy okręgach i punktów bibliotecznych. Pragnąc, aby biblioteka stała się dobrze zorganizowaną instytucją, wystąpił do prezydium Zarządu Głównego PZN z wnioskiem o zatrudnienie etatowych bibliotekarzy w placówkach terenowych. Ponieważ jego wniosku nie przyjęto, złożył rezygnację z pracy w geście sprzeciwu wobec prezydium. Nie był już kierownikiem biblioteki, ale przez długie lata należał do władz centralnych PZN.

Cechowała go nieugięta postawa w stawianiu różnych spraw. Był człowiekiem niezwykle upartym. Gdy raz coś postanowił, musiał doprowadzić do końca. Upór, inicjatywa, przebojowość wyznaczały zawsze szlak jego życia. Nigdy nie brakowało mu odwagi cywilnej. Był dobrym negocjatorem w rozmowach z przedstawicielami władz, gdy chodziło o sprawy trudne. Zawsze mówił to, co myślał, bez ogródek. A język miał ostry. Czasem ciął słowem jak nożem.

                         Publicysta

Łączył swoją działalność społeczną z aktywnością publicystyczną. Napisał setki artykułów, które zamieszczał nie tylko w prasie brajlowskiej, ale i ogólnokrajowej. Wyrażały one jego poglądy na wiele ważnych spraw. Swoje spostrzeżenia i oceny umiał łatwo przelać na papier. Głównie wypowiadał się w trzech dziedzinach: w pedagogice, spółdzielczości i tyflologii. Jest również autorem trzech książek: „Sytuacja mieszkaniowa rodzin robotniczych na osiedlu TOR na Kole”, „Człowiek niewidomy” i „Podręcznik dla samouków” (ta ostatnia pozycja wydana jest w wersji brajlowskiej).

W latach 1965-68 Stanisław Żemis był społecznym redaktorem naczelnym wszystkich czasopism brajlowskich i nieperiodyków. A więc przez trzy lata był także moim szefem. Był już wtedy starszym, siwym panem, o szczupłej, niewysokiej sylwetce. Miał łagodny wyraz twarzy i zawsze nosił ciemne okulary. Wiedząc o jego lewicowych poglądach, obawiałam się, że nowy szef będzie dążyć do usztywnienia polityki wydawniczej. Nic z tych rzeczy. Żemis miał autentyczne przekonania lewicowe, ale nie było w nim ani cienia fanatyzmu. Nie przeceniał swej roli szefa i nie narzucał własnej woli. Prezentował rozsądek i tolerancję. Okazał się człowiekiem sympatycznym, kulturalnym, życzliwym. Zorganizował dla redakcji nieperiodyków jedną z najbardziej sensownych komisji wydawniczych, w której skład wchodzili sami profesjonaliści. Znali się na literaturze i kochali książki. We współpracy z tą komisją wydaliśmy w owym czasie wiele cennych pozycji. Redaktor Żemis przyczynił się bardzo do rozpoczęcia edycji „Pochodni” w druku zwykłym, poświęcając temu zagadnieniu wiele zabiegów organizacyjnych. Pierwszy numer „Pochodni” czarnodrukowej ukazał się w sierpniu 1966 r. Początkowo na powielaczu i w niewielkim nakładzie.

               Był dobrym człowiekiem

Stanisław Żemis, po odejściu z działu wydawniczego, nadal prowadził życie bardzo aktywne. Utrzymywał liczne kontakty z naukowcami i działaczami. Cały czas interesował się pracą Koła Uczniów Władysława Spasowskiego, którego był założycielem i prezesem.

Często spędzał popołudniowe godziny w kawiarni w Domu Kultury na Żoliborzu. Miał w tej kawiarni swój stolik, własną filiżankę i łyżeczkę. W tym samym Domu mieści się Biblioteka Publiczna, którą często odwiedzam. Wiele razy przechodząc tamtędy widziałam przez duże okna kawiarni szczupłą, pochyloną nad stolikiem sylwetkę Redaktora, zawsze z nieodłącznym papierosem. Czasem wstępowałam tam, aby się przywitać i pogawędzić. Zawsze witał mnie z dużą radością. Wypytywał o pracę i o wszystkich redaktorów. Ciągle się nami interesował. A ja wyciągałam go na zwierzenia o jego barwnym i skomplikowanym życiu. Lubił wspominać.

 A w kilka lat później nie było już Stanisława Żemisa w kawiarni. Przy jego stoliku siedział już ktoś obcy.

Od tamtej pory zmieniły się układy i nastroje polityczne. Przyszedł czas rozrachunku z mijającą epoką. Odrzucono wiele szacownych przeżytków.

Przed napisaniem tego artykułu zajrzałam do encyklopedii, aby sprawdzić notatkę dotyczącą nauczyciela, który wskazał życiową drogę mojemu bohaterowi. Ale w nowej encyklopedii nie znalazłam Władysława Spasowskiego. I nie ma już w Warszawie na Powiślu ulicy jego imienia. Ale tego Stanisław Żemis nie dożył. Zmarł 1 grudnia 1978 r.

 Jak każdy człowiek, miał Żemis swoje zalety i wady, wiele potknięć i nietrafionych wyborów, ale wiem, że miał jedną niepodważalną zaletę - był dobrym człowiekiem.

Pochodnia maj 2004