„zawsze redaktor”
Do światła Wstęp Prawie każdy poeta dokonuje w pewnym momencie życia pierwszej oceny swojego dorobku twórczego i wydaje poezje wybrane. Wybór taki jest zwykle świadectwem osiągnięcia pewnej dojrzałości artystycznej, a zarazem stanowi akt szczególnej nobilitacji pisarskiej. Nie inaczej jest ze Stanisławem Leonem Machowiakiem. Opublikował już kilkanaście tomików wierszy, Więc niniejszym wyborem próbuje podsumować i, być może, zamknąć dotychczasowy etap swojej twórczości. Nota bio- bibliograficzna na okładkach jego kolejnych zbiorków brzmi tak:"Urodził się 8 maja 1935 roku w Luboni, woj. leszczyńskie. Po ukończeniu szkoły podstawowej przeniósł się do Poznania, gdzie pracował jako robotnik w Spółdzielni Inwalidów Niewidomych SINPO. Pracując ukończył szkołę średnią i studia wyższe na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 1975 do 1989 roku pracował jako nauczyciel w Ośrodku Szkolno- Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych w Owińskach. Debiutował w 1982 roku w "Czytelniku" tomikiem poetyckim pt. Noce ze słońcem. Do tej noty trzeba koniecznie dodać ważną i istotną informację, aby czytelnik mógł lepiej zrozumieć czytane wiersze. Mianowicie autor w dzieciństwie utracił wzrok i wszystkie jego osiągnięcia są dziełem człowieka ociemniałego. Już w tytułach zbiorków Stanisława Machowiaka szczególnie zwraca uwagę wszechobecny motyw światła. Wymieńmy kilka z nich: I było światło (1986), Słowem - światłem (1991), Światło zapisane (1993), Światło przed słowem (1994), Światło na rozdrożach (1997). Nic przeto dziwnego, że i wybór wierszy nie mógł się nazywać inaczej, jak właśnie Do światła. Tytuł ten chyba najlepiej oddaje klimat poezji Stanisława Machowiaka, wibruje bowiem pewną dyskretną niejednoznacznością, która może oznaczać i apostrofę,i kierunek czy cel drogi poetyckiej autora. Ale owo tytułowe światło ma jeszcze inny, bardziej dramatyczny, bo dosłowny wymiar. Oto poeta, pogrążony w bezmiarach niewidzenia, całą mocą osobowości i całą siłą talentu stwarza światło w swojej poezji, gdyż pragnie, jak każdy człowiek, oglądać kolory i kształty, widzieć piękno ziemi i nieba, podziwiać dzieła boskie i ludzkie. Wiersze zmieniają się w pełne ekspresji zaklinania świetlne, które roztaczają przed nami piękne poetyckie obrazy świata zewnętrznego (jak choćby owe jodły miedziane o świcie, jak postać matki pochylonej na skraju światła z szalikiem dla syna, jak panorama gór rozstępujących się przed poetą nadmiarami światła ). Z drugiej strony równie obrazowo wyczarowują niedostępne dla nas, przedziwne, hipnotyzujące powidoki " widziane palcami" (jak owa "róża pełna po brzegi i niepodzielna" czy " krzyk milczenia, kąsający ślepą łzą oka" ). Po wielu cierpieniach i rozpaczach, depresjach, a nawet myślach samobójczych dochodzi poeta do tego, że rozpromienia się nad nim światło najcenniejsze - zgody na swój los. Znajduje to wyraz w szczęśliwym sformułowaniu: " życie jest dla mnie". W zdobyciu takiej konstruktywnej postawy niewątpliwy udział miały dwie najważniejsze istoty w życiu poety, najpierw matka, potem żona. Im też wyraża autor w wielu wierszach głęboką wdzięczność za troskę i pomoc. Przytoczmy liryk Twoje dłonie: gdyby nie twoje dłonie kto by mi błogosławił czym ogarnąłbym wiatr
gdyby nie twoje dłonie jak zatrzymałbym Ziemię czym poznawałbym świat Zupełnie szcególnym bohaterem lirycznym poezji Stanisława Machowiaka jeśli tak można powiedzieć, jest... Bóg, Owo " światło ciemności", jak Go paradoksalnie określa. Ma z Nim poeta spraw bez liku, toczy spory o wszystko - o niepojętość świata i o przemijanie, o piękno życia i grozę śmierci, wreszcie o tragedię osobistą. A czyni to w pełnej skali środków wyrazu i stanu duszy - od dramatycznych sprzeciwów:
jeśli dla Ciebie tylko proch znaczę to wstając z prochu jeszcze zobaczę
- po dziecięcą ufność: światło we mnie jest inne spójrz jak ono się spala igrałem z Tobą tak niewinnie czy to Cię nie zniewala
Mimo wahań i zwątpień poeta wierzy niezłomnie, że Bóg, który w swojej wszechmocy dopuścił na niego kalectwo, poprowadzi go niezawodnie ku odpowiednim przeznaczeniom. Tylko trzeba Mu zaufać. A najwspanialsze spotkania z Bogiem odbywają się w górach, albowiem - według poety - góry są po to, aby Bóg zstępował na nie do człowieka oraz aby człowiek wspinał się na nie do Boga. Trudno o piękniejszą rację istnienia gór. Stanisław Machowiak, choć ma już stosunkowo obfity dorobek, należy do najbardziej małomównych poetów polski. Swoje wiersze, o rozległych nieraz obrazach poetyckich, szkicuje zazwyczaj kilkunastoma słowami w kilku linijkach. Taka chwalebna oszczędność budulca językowego dowartościowuje... czytelnika, zmusza go bowiem do większej samodzielności interpretacyjnej. Rygor związłości zawdzięcza poeta głównie umiejętnemu korzystaniu z prostej figury stylistycznej, jaką jest antyteza. Zderzone ze sobą przeciwstawne obrazy, sprzeczne pojęcia, wykluczające się sensy eksplodują dynamicznymi, zaskakującymi wizjami o wielowarstwowej wymowie, a jednocześnie pozwalają uniknąć rozwlekłości. Kiedy poeta zwraca się do żony, mówi o" drodze do niej i bezdrożu do siebie", zaś o matce pisze tak:
z Jej milczenia uczyłem się słów z Jej bezsennych nocy zstępował na mnie sen z Jej trwogi rodził się dla mnie spokój
Kunsztowne niedomówienia, skróty myślowe, aluzje sprawiają, że poezję Stanisława Machowiaka cechuje jemu tylko właściwa, oryginalna powściągliwość poetycka i takt artystyczny - cenne i rzadkie dzisiaj zjawiska w zalewie agresywnego pustosłowia. Najlepiej widać to w autoironicznej miniaturze, która świadczy również o wysokim poczuciu humoru poety: miałem szczęście być w górach na szczytach obłoków bogowie zamknęli oczy widząc mnie nad przepaścią
Obok wielu podobnie lekkich strof poeta zdobywa się także na żarliwe deklaracje, żeby przytoczyć wiersz Przysięga:
przysięgam na korzenie drzew że nigdy cię nie opuszczę moja ziemio ostatnia desko ratunku
Tam zaś gdzie trzeba zająć zdecydowane stanowisko, nie zawaha się autor przed szlachetną jednoznacznością. Mówi o tym wiersz O wartości słów który można uznać za utwór programowy:
słowom potrzeba odkupienia w pustym brzmieniu potaniały myśli wołam o powrót do znaczenia
Może właśnie przez takie nadawanie słowom pełnego, głęboko osobistego znaczenia udało się poecie, pogrążonemu " w nocy źrenic", zapalić na świecie tyle mężnego światła, że rozjaśnia ono mroki także tym, którzy widzą.
Klemens Górski
WIĘKSI O ŚWIATŁO
kiedy się urodziłem miałem lat dwadzieścia stwórca złamał mi żebro był to mój dzień pierwszy
czas stworzenia uciekał wszystkie dni przeminęły siódmego nie widziałem własnych źrenic
teraz uciekam przed zbrodnią czarną twarzą wiersza
jesteście więksi ode mnie tylko o światło
NIE ZNACZY
nie lękaj się odchodzenia ktoś musi dalej nieść każdy dzień brak twoich dłoni nie znaczy nienawiść brak twoich nóg nie znaczy stanie w miejscu masz tyle słów ciemność źrenic nie jest nocą ostateczną z radością trwaj w oceanie życia
...
w zawiei woskowego ciała w skamieniałej czerni źrenic pozostajesz kopią pamięci którą tylko okiem dotyku mogę czytać jak każdy punkt
...
nawet tarczą słońca nie mogę zwalić góry mroku idę krok za krokiem po pas czarną ziemią źrenic
na wystygłych głazach powiek wiatr zapala ogniska drzew
KUŹNIA
piec trzęsie się od żaru przy studni czerwień rozpalonych obcęgów
w zimnej wodzie topi się zapach kopyta nie dotykają ziemi świecą w mroku drogi jak ciemna kropla łzy zgaszona bólem oka
BARWA CIENIA
każdego ranka nakładasz na siebie tyle barw z których tylko ciemna wypełnia nerw mojego oka
...
czteronogi przyjaciel niesie blask oczu i niepewność przejścia
nie pyta mnie milcząc idzie obok
czyta każdy ruch dłoni każdy krok blask jego źrenic jest moim niewidzeniem
...
pod zżółkłą korą powiek utopiłem światło szkieletem dłoni piszę pragnienie widzenia
ŚWIAT NA WIARĘ
na czarnej tablicy źrenic stawiam myśli dziecka świat na odległość dłoni wydzieram z ciemności
kredą palców kreślę znak na dłoni buduję dom znaczeniom słów nadaję kształty i w oczy wyobraźni wnoszę na wiarę świat barw ...
inny jest świat ułożony w prostokąt sześciu punktów
rozbierany na części i składany w całość wzrokiem palców i uwagą myśli świat w którym czasem ginę to znów się znajduję większy niż jestem wielkością każdego punktu
...
obudziłem się na dnie rzeki w nie wybieranej przeze mnie skale ciała i nie mogę nie być sobą
depczę błoto dna unoszę ogniska lat podcinam gardło czasu rozpruwam ciemność dnia
która jak kamień ciąży pod wiosłem dłoni na powalonej ścianie
czuję jak każdym uderzeniem każdą falą wpijasz się we mnie ...
między twoją dłonią a moim snem jest nasze porozumienie
między czarną skibą ziemi a moim wołaniem istnieje niedosyt
potrzebne mi są twoje dłonie do zgaszenia nocy Lampa
lampa oddycha spokojnie oddalona noc nie zobaczy nagich ramion obecności siebie przenika światło lampa nie powie
SERWETA
postrzępiony czas w piramidzie lat nakryjemy serwetą nocy której każdą nicią ciemną będę ja
CISZA
zaczęło się to w moim wnętrzu wypełzła z głębi serca powoli powoli wdzierała się do moich myśli do słów weszła do krwi do szpiku kości opanowała krtań do krzyku
WSPOMNIENIA Z MŁODOŚCI
wczoraj uszedłem rodzinnej wsi spójrz oczy dni myszkują za mną przy drodze padła już wierzba i psy nie szczekają na odchodne na polach zatarto ślady bosych stóp warkot traktorów zagłusza wyprawy pszczół na łąkach słońce zapala ogniska kwiatów tylko mnie nikt nie ocali z czarnej doliny oka
marzec 1981
...
utkwiłem kulą w białym pniu rodu skąd ojciec mój i dziad ostatni będę ja
pogubiłem na drogach słowa
jak stłumić w sobie krzyk milczenia kąsający ślepą łzą oka
O STARYM PŁUGU
nie zaorali moich słów ostatnim starym pługiem
brązowe kasztany spadały latami teraz tylko wrona powraca dziobiąc rdzę
DUSIOKO
zmęczony litanią pustych słów położył palec na martwym oku z rozpalonego złośliwością serca ulatywały dymne słowa dusząc palcem oko wskazywał punkt ujścia światła stąd piętrzy się niepokój o nadmiar ciemności więc dusi oko
...
pytasz o barwę róży w słońcu oczy dziewczyny są jak błękit pod którym każdy przechodzi i nikt nie dostrzega pustki twoich źrenic a róża jest czerwona
unosisz słońce nocy pytasz a róża jest kolczasta
ZAKWITANIE
obwarowany zwartą ścianą nocy nie mogę trwać w bezruchu odgaduję palcami zwoje korzeni
które muszą zakwitnąć okiem kwiatu ...
słońce ukazało zmarszczoną twarz ziemi podniosłem nad nią rękę ujrzałem siwiznę kamienia uczynię z niego jeszcze dom i ziemi dam ziarno na wzrost niech zakwitnie smak chleba
...
dzień strumieniem ognia zalewa widnokrąg i niebo strzela gwiazdami
zapach owoców spada ciężarem o grzbiet dzwoni to ja matko ziemio powracam
Do wspólnego podziału
kurczowo trzymam się światła jak ziemia korzeni otwieram okno w stronę rzeki która niesie życie strumienie promieni zamykam w sobie słońce do wspólnego podziału
Źródło
wypaliło się źródło łez chmura niepogody zalała źrenice
skąd we mnie tyle lęku przed otwarciem drzwi do widzenia
I było światło
jeszcze wczoraj nie było za późno
jeszcze wczoraj miałem chleb
i było światło jeszcze wczoraj
W oku dnia
dzień wypatrzy moje kroki ucho zmierzchu mnie usłyszy nozdrza świtu wytropią
przed zamkniętym okiem nocy nie ocalę siebie
Biała laska
tłum spojrzał w oczy białej lasce która na krawężniku czekała zmęczona natężyła źrenice słuchu całowała stopą kamienie ulicy na znak bieli zamilkła wezbrana ulica czerń nabrała promieni po przeciwnej stronie
Prawdziwy twój sen
wejdź do ogrodu nim przyjdzie świtanie wyciągnij rękę tylko nie płosz ptaka by nie zastać pustki
zatrzymaj się niech trwa prawdziwy twój sen
Żonie
na pierwsze spotkanie nie zabrałem kwiatów przyniosłem tobie oczy w dłoniach
niewidzenie podniosłaś jak semafor dla nabrania pewności kroków
15 V 1982
...
w zastygłej czerni oka jak krew pamięci opływająca każdy punkt
ukryty jest mój krzyk droga do ciebie i bezdroże do siebie
...
wchodzę w świat kamienia w ciszę słów zastygłych
jego szorstkość toczę na dłoni milczenie chowam do wiersza
ciężar pod zardzewiałą unoszę powieką
Sam w sobie
słońce w środku lata kołysze polanę stokrotek na dnie morza skrzypi zatopiony statek światła tylko ja zostaję na wyspie niewidzenia
Wołanie
usłyszałem brzęk słońca spoza gradowej chmury błyskawic o lesie pochylony nad moim zagubieniem ocal ciemnocień moich źrenic
Tam gdzie ojców dom
w rozdartej grzywie drzew ktoś mówi szelestem promienie dzwonią o zieleń i w prześwitach spływają strugi
wiatr przynosi wieści usłyszane w drodze powracają myśli tam gdzie ojców dom
czeka ziemia nasycona potem stoi drzewo mojego poznania
MOI NAUCZYCIELE
spotkani na drodze życia pierwsi i ostatni idą z białymi głowami
w nadziei że ich słowa zakwitły jak młodość
moi nauczyciele niepowtarzalny spokój
zapiszę ich spojrzenia jak wyrocznię czasu
Za dużo na jedno życie
na jedno życie za dużo nocy słońcem spalonych dni słów niezapisanych ile tęczy się śni nie ma mnie w żadnej z nich
...
z ciemności budzi się światło ze światła rodzi się noc
tylko kto mnie ocali z czarnej ziemi oka
Beze mnie
dobrze że radzisz sobie beze mnie ludzie się rodzą i drzewa
cienie padają po przeciwnej stronie i nikt nie pyta słońca o zgodę
mam z głowy ptaki i ziemię która obraca się beze mnie
Jak zostałem poetą
moja babka miała talent do pisania dała mi ostrogi konia na biegunach bez słów do poezji wciągała moją silną wolę i zostałem poetą w szkole mojej babki
...
w tym domu czeka się na zmniejszenie bólu jeden z mieszkańców poprosił mnie o wiersz
jaki mam wybrać temat czy potrafię na twarz wydobyć uśmiech słońcem zgasić cierpienie słowem ból
wiem jedno nie wolno mi wnieść słów za dużo nawet o jeden wers
Nie odpłynie
wyschło we mnie wczoraj dziś napełniam łzami jutro nie odpłynie przystanę nad brzegiem
W czasie
zegar przypomina mi drogę której nie wybierałem tylko ile mam czasu?
Jak w lustrze
nasze sny są odbiciem światła popatrz w ogrodzie ptaki tulą się do gałęzi szkoda że mnie zbudzono bo chciałem jeszcze widzieć
Ocalić tak niewiele
co mnie tam jeszcze trzyma aleja lip wygasła dęby stare topole zalana już żwirownia słońca dla mnie tak mało
spójrz kanapa Adama trzy zaklęte kamienie martwe punkty milczenia których nikt nie pamięta jak mojego widzenia
Nie dla mnie na mojej drodze obłok czarny fala lęku wezbrała jak ptasie pióra opadał wzrok szamocząc się szukałem gdzie mój ląd
i znalazłem swą ziemię odnalazłem swe miejsce marą złą był mój pierwszy sąd ż y c i e j e s t d l a m n i e
WYZNANIE
górom mogę się zwierzyć mają w sobie milczenie jakby z nadmiaru światła rozstąpiły się dla mnie
W SAMYM ŚRODKU
zaniechajcie poszukiwań nie przepadłem bez wieści
jestem w środku cierpienia
...
x x x twoje częste upadki wpisuję w milczenie i opatruję światłem
tylko jak to powiedzieć
MOŻE TO ŚWIATŁO
ile promieni masz w uśmiechu nie wiem
może to światło jest wciąż ciemne?
Poznań, 25 IX 1987
DWIE TWARZE
stawiam naprzeciw siebie odbicie twarzy lecz jedno tylko światło naprzeciw nocy
ZAPAMIĘTAŁEM Jodły
kiedy budzi się świt jodły są miedziane pamiętam doskonale jak moją wczesną młodość
NA BRZEGU ŚWIATŁA Małgorzacie
trudno dziś twoje imię opowiadać jak promień popatrz dzieli nas obłok
widzę jak brzegiem światła powracasz uśmiechnięta a świerszcz na kroplach rosy gra nasze pożegnanie
nie potrafię już ciszej
9 I 1987
NIKOMU
jeżeli zakwitł nie dla ciebie to nie dam go nikomu niech pozostanie tylko imieniem
NASZE TRWANIE
noc osłoniła ciała nie nie trzeba słów usta spalone krwią ocaliły siebie nasyceni pragnieniem trwamy na dnie milczenia
MIŁOŚĆ
choć nie mieści się w słowach i wiem o niej wszystko to nikt mnie nie kocha
DO K.
chciałem więcej niż było między nami czas osiadł i warkocze lat motał
choć mi światła już mało naszą pogodną młodość zawsze łączy Golgota
2 VIII 1988
DWA PTAKI Jolancie
między nami nie usiadł nigdy ptak miłości zostało tylko skrzydło czuwającej dłoni niech nie budzi się w tobie nigdy ptak litości
Grodzisk Wlkp, 27 IV 1985
POWRÓCI
z rzuconego kamienia w górze rodzi się ptak i szybuje wysoko w oczach gaśnie jak obłok
wiem że jeszcze powróci i przyniesie mi światło
MĄDROŚCI MOJA
Sofijo mojego życia światło słowa w ciemności drogo moja na Olimp
żono zawsze pogodna sercem dzielna i słońcem z tobą droga jest pewna
16 II 1990
PRZYSIĘGA
przysięgam na korzenie drzew że nigdy cię nie opuszczę moja ziemio ostatnia desko ratunku
Z UPOREM
sięgasz okiem daleko spójrz pod moją powieką wylała rzeka
w pieśni nasze widzenie sercem wchodzę w jej brzmienie idę do słońca
SŁOWEM - ŚWIATŁEM
słowem potrafię wszystko w nim zamknęło się wczoraj ono otworzy jutro dziś zgasło we mnie światłem
nocą źrenic zapalę nawet serce kamienia opłynę wszystkie brzegi słowem - światłem
MILCZENIE
między moją wiarą a moim Bogiem zwątpienie
między moją myślą a moim słowem milczenie
TWOJE DŁONIE
gdyby nie twoje dłonie kto by mi błogosławił czym ogarnąłbym wiatr
gdyby nie twoje dłonie jak zatrzymałbym Ziemię czym poznawałbym świat
LĘK
fale zabierają moją modlitwę cóż mi z tego że jestem przedłużeniem wieczności skoro nie mogę iść po morzu ***
miałem szczęście być w górach na szczytach obłoków bogowie zamknęli oczy widząc mnie nad przepaścią
PRZEZ TELEFON Basi D.
spoglądamy na siebie wróżąc przyszłość z głosu w rozpalonej słuchawce słowa pachną powojem żal schowaj na czarną godzinę teraz jest wiosna
Bydgoszcz- Poznań 7 XI 1991
DLACZEGO PISZĘ
sobie? ludziom? Bogu?
przed bramą nieba Anioł otwiera tom poezji boję się czy zrozumie
to są obrazy ziemi wysłane do Boga na adres człowieka
CZY UMIEM WYBIERAĆ
szedłem za Tobą Panie zgięty pod własnym krzyżem obok człowieka z Cyreny
nie omijam Golgoty spójrz na rany moich rąk na zbolałą twarz
jestem sam na szczycie góry
POPROSIŁEM
poprosiłem ciszę żeby zachowała moje pieśni niedokończone i słowa które nie przerodziły się w światło na ludzkiej myśli kończy się bezkres świata
ŚWIATŁO
światło nie znosi próżni jest białą ciszą czy potrafię je prześwietlić blaskiem mojej nocy
DO KAMIENIA
zapytałem kamień o granicę cierpienia nie odpowiedział
powtórzyłem pytanie odwrócił się ku ziemi
nie mogłem odróżnić jego milczenia od błagania
RÓŻA
nie chciała przyjąć rosy broniła się kolcami zamknęła w sobie niebo bezkres miłości światło nocy
róża - nadzieja w twoich dłoniach
Żonie 6. 02.1994 r.
WYBRAŁEM TYLKO UŚMIECH
spośród piętrzących się fal iskrzącego wciąż słońca twoich dziewczęcych lat
spośród lęku twoich ukrytych marzeń zawsze życzliwych oczu
wybrałem tylko uśmiech i światło twoich dłoni
Oldze 11 vII 1995 r.
NIE UJDĘ
od kropli wody która drąży życie od twoich oczu w których tyle światła że czas nazywam pieśnią
AKACJE
kwiaty akacji upinają na pszczołach swój zapach pszczoły tańcem wywołują echo przelewają błękitny nektar
akacje naszpikowane cierniem klęczą w cieniu twoich marzeń Zelów, 20. V. 1994 r.
JAK DZIECKO
nie żalę się nikomu obdarty ze światła wciąż mocuję się z nocą niby Jakub z Aniołem
nie będę cię namawiał na wiarę moich ojców raczej siądę przy tobie pozostanę jak dziecko
TEN SAM
nie mogę nie być tobą ścianą w którą uderzam od opadłej nocy pod moją powieką
jestem tobą ojcze idziemy do pary związani węzłem gordyjskim nieruchomej źrenicy
...
majestatycznie szedł za pługiem który kładł pasma ziemi po lewej zostawały ślady końskich kopyt
tu uczyłem się miłości do ziemi rozdeptując bosymi stopami świeżość nie wypitą przez słońce
pozbawiony radości dzieciństwa trwałem w zadumie nad zebranymi kamykami patrząc w ich świat
jak trudno było mi zrozumieć zmęczenie ojca i łzy matki nad dopalającą się lampą
EPITAFIUM OJCA
ojcze chlubo tej ziemi gdzieś na wiejskim zagonie siejący pełnię życia
ojcze w zrywie Powstania żołnierski trud i męstwo zapisujący Ojczyźnie
niech nad mogiłą twoją jodła zieleń pali jak płomień wieczny
MATKA
brzmi tak zwyczajnie prosto ma tyle ciszy
z tym słowem każdego dnia na nowo mogę zwyciężać
PSALM Z OSTATNIEJ DROGI
napoczęty chleb na stole leży i puste miejsce wciąż na gościa czeka wiem że nie przyjdzie do wspólnej wieczerzy i nie wypije szklanki mleka
bo anioł śmierci siadł na karawanie konie stanęły pod krzyża milczeniem to psalm ostatni i pożegnanie gdy anioł mieczem zapala cierpienie
a co wyrosło na polach i w sadzie co chlebem stało się i ciszą domu ziemia przejmuje i na tron swój kładzie to psalm odejścia nieobcy nikomu
ktoś obok drogi powiesił anioła na ukradzionym ze stajni powrozie nim psalm ucichnie ostatni zawołam głosem milczenia przy cmentarnej brzozie
...
z najdalszej dali z najgłębszej głębi przyniosła moje życie z Jej milczenia uczyłem się słów z Jej bezsennych nocy zstępował na mnie sen z Jej trwogi rodził się dla mnie spokój Jej głód przemieniał się w moją sytość Matka zwyciężała rozpacz abym ja był szczęśliwy zawdzięczam Jej wszystko co dobre nawet śmierć
List do matki
moja matka miała przepis na dobroć i na troski umiała haftować uśmiech
napisałem do niej list tak chciałbym ją zobaczyć w niebie na brzegu światła gdzie robi dla mnie szalik
...
na harfie miłości wygrała moje życie
na strunach serca wtórowała pieśni
w Jej oczach nadzieja krople łez jak perły
Ona trzymała mnie w ramionach jak słońce
...
wypatruję wciąż Ciebie jak pustynia kropli deszczu wśród żywiołu oceanów w kwitnącej róży ognia
w szalejącym wichrze Matko wierzę że z obłoków uśmiechasz się do mnie widzę jak drży Twoja ręka spopielona czasem Matko schodząca wśród błyskawic trzęsień ziemi wierzę iż przychodzisz między żywiołami
PAMIĘTAM
przed każdym zagrożeniem spokojnie się uśmiechałaś nie było we mnie lęku choć ziemia drżała tyle w tobie dobroci którą zapamiętałem jak niebo w orlich skrzydłach *** . . . przy stwarzaniu żywiołów stała moja Matka przymierzała życie do pragnień
zapamiętałem wicher tańczący w oceanach ziemię w ogniu błyskawic
widziałem ręce Pana które trzymały niebo
... przeistoczona w światło w obłoku nadwidzenia promieniuje dobrocią
między barwami kwiatów a oddechem poranka pozostał Jej uśmiech
między tarczą słońca a milczeniem kamieni słowa
...
każdym wierszem wybrana z tęczolinii
Matko wpisana w kwiaty promieniami słońca
nie wygrana nawet nadziemską pieśnią
pogodna uśmiechem jak maje na łąkach
Matko podobnie brzmiąca w każdym sercu
MATKI W KWIATACH
matki całego świata jak Mojry czuwają na kolanach z naręczami dobroci
matki w kwiatach przy milczących mogiłach podtrzymują niebo niegasnącą miłością
...
w radości pierwszych słów Mamo na skrzyżowaniu dróg w piętrzącym się bólu i strugach łez bez światła na rozdrożach powracamy do Ciebie Mamo kiedy już czas zasklepił nasze spotkania i wszystkim jest najlepiej otwierać własny dom nie można nie przywołać Twojego nieba Mamo
Nigdy
Twoja twarz we mnie nie wygasła przejdę wszystkie tunele nocy i zakamarki dni aby odnaleźć Twoje oczy
w Tobie moje czuwanie
MODLITWA O CHLEB
nie lękajcie się ptaki chleba naszego nikt nam nie zabierze
spójrz Panie na widmo głodu i nie dopuść gniewu za oknem zostawiam nienawiść w ogrodzie zerwane jabłko i twoje przebaczenie
nie zapomnij Panie o chlebie dla ocalenia ziemi usłysz wołanie z księgi otwartego życia
W zadumie
czy mogę nazwać Cię milczeniem skoro nawiedzasz mnie cierpieniem gdybym odnalazł Ciebie w poezji to trudno byłoby mi uwierzyć jeżeli światłem jesteś i nocą dlaczego chowasz się moim oczom jeśli dla Ciebie tylko proch znaczę to wstając z prochu jeszcze zobaczę
Modlitwa o milczenie jak trudno znaleźć siebie w sobie stąd podnoszę słowa
ocal we mnie Panie milczenie i naucz mnie bezsłowia
Wrócić
wczoraj nie miałeś jeszcze zdania po której stanąć stronie jakie dla siebie wybrać kwiaty przy rosnącej nadziei
w oczach ponownie uśmiech wzeszło oczekiwane jutro a pod drzwiami przykucnęła chwila ostateczna
popatrz to ziemia kradnie ciało i proch kwiatem ściele jeden pozostał tobie wybór przed oczy wrócić Pana
6 06 1988 r.
Stefan Kardynał
w muzyce była jego radość jego pierwsze kroki do Matki i w Niej jego zwycięstwo nigdy w Nim nie gasło szlachetne cierpienie
gdyby potrafił wam powiedzieć o płomiennej miłości to byłoby już wszystko przestał być tym kim był i stał się sobą w Tobie Matko
ROZMOWA Z BOGIEM
Boże Ty jesteś światłem kształtujesz każde słowo
ja tylko głową podtrzymuję niebo
lecz kiedy Ty się rodzisz pochylam się ku ziemi
Panie ja w Twoim blasku stałem się więźniem nocy
Twoja miłość jest dla mnie do końca niepojęta
wolę pozostać niemy by zdać ustny egzamin
x x x
światło we mnie jest inne spójrz jak ono się spala igrałem z Tobą tak niewinnie czy to Cię nie zniewala? MODLITWA
naucz mnie mówić Boże jestem ubogi w słowa
skoro trzeba odchodzić musi być jakaś droga
jesteś światłem dlatego nie mogę Ciebie widzieć
naucz mnie dziś milczenia miłości w każdym słowie
czas nie jest miarą życia
...
Boże zamknięty w księgach Boże zapomniany jaki jesteś naprawdę
światło ciemności przyjdź do domu mego
POD OSŁONĄ NOCY
wiedziałeś o mnie wszystko kiedy do Ciebie nocą przychodziłem ukradkiem jak Nikodem z wyznaniem nie nie trzeba słów Panie z kropli rosy jak dziecko na nowo powstanę
ROSNĘ W NIEZNANE
dziwisz się że powracam z obciętymi skrzydłami to Anioł mnie opuścił teraz rosnę w nieznane
przed Panem
WIOSNA
cisza wiosny już dzwoni skrada się pocałunkiem nie zabraniaj mi panie całować ciemności
PIEŚŃ O PTAKACH
przy zamkniętych powiekach przenosimy się w góry przed nami ptaki niosą chwałę Boga w pieśni niepodzielnej
wiatr odblaskuje skrzydłami pod nimi tylko klęknąć
MOTTO
Bóg który jest schodzi do człowieka w milczeniu gór
człowiek nieustannie wspina się na spotkanie
GÓRA ARARAT
na fundamencie ziemi osiadła w milczeniu nim jej szczyt osłoniła arka nadziei
pod łukiem tęczy Jahwe z Noem zawierał przymierze góry na to powstały by dotrzymać umowy GÓRA HERMON
stoi jak panna młoda z białym czepkiem śniegu okryta welonem mgły chwali swojego Boga
pieśnią wiatru rwącymi potokami hukiem lawin i milczeniem gwiazd
góro odbita w tafli jeziora Genezaret świątynio moich marzeń domie pogody
góry zawsze mnie uczą pokornego wyznania nade mną jest niebo wystarczy odbić się w nim
GÓRA SYNAJ
stąd oglądanych wschodów nie można zamknąć w słowach ani spotkania z Mojżeszem opowiedzieć zwyczajnie
dwie kamienne tablice podniósł jak zapis czasu ale zobaczył lud swój tańczący przed bałwanami
a gniew Mojżesza jak kamień pękł u stóp Synaju została tylko łaskawość Jahwe
GÓRA TABOR
zalana błyskawicą przyklękła w świetle nieba kiedy Bóg swe oblicze odsłonił człowiekowi
Pan na szczycie miłości zapowiedział znak krzyża góra zastygła w trwodze mojego serca
tyle razy słyszałem Boże
DLACZEGO GÓRY
choć zapatrzone w niebo klęczą przed Tobą Panie dlaczego te wybrałeś na spotkanie z człowiekiem
GÓRA KUSZENIA
na jej szczycie Diabeł chciał oddać Jezusowi królestwa tego świata za jeden pokłon
Aniele stróżu gór czuwaj na miarę Boga
W GÓRACH
góry są ponad wszystko posłucham ich w milczeniu Panie tu Twoje serce zadrżało przed cierpieniem
w górach wołanie Jahwe i wiara Abrahama popatrz drogi Jezusa w górach niosły zbawienie
nie staraj się uciekać góry nigdy nie kłamią każda z nich jest jak ramię Boga
GÓRA MORIA
jest jakby ołtarzem ofiary Abrahama u jej stóp przystanął wiatr milcząc kroplami łez
niebo rozpina całun nad ofiarą syna ale Anioł wstrzymał ostatni gest
NOWY SYJON
ta góra ponad wszystkie wyrosła jak świątynia której Arka Przymierza zamyka chwałę Jahwe
moja pieśń milknie
W nadziei
góro nie zawodzisz człowieka kiedy wspina się wyżej czekasz
Nic bez miłości
nakreśliłeś mi drogę Panie dlaczego zwątpiłem
obok mnie piętrzy się cierpienie wspinam się na Golgotę
do Ciebie Panie
Na zboczach
na zboczach gór wiatr igra jak dziecko promieniami
przestrzeń nieba poszyta otuliną światła
Bóg ramionami błyskawic mocuje się ze słońcem
Góry
góry jak ołtarze przyobleczone w słońce
orły niosą pod obłoki moją ofiarę światła
x x x
dziecko patrzy w słońce za odchodzącą matką wezmę na siebie ciężar do czasu wyciszenia zabawek
Kwiaty dzieciństwa / Oldze/
kwiaty w twoim ogrodzie dojrzewają w uśmiechuh jak w pierwszym promieniu w gniewnym płaczu u brzegu dzieciństwa
znalazłem twoją wielkość i słońce przed moim zachodem
1 vI 1979 r.
DZIELNICA JEŻYCE
Proszę pana! Proszę pana! Jerzyk mieszka na Jeżycach! Tam mieszkała moja mama. Na Jeżycach? Skąd ta nazwa?
Czy tam było dużo jeży? Czy jeżyły swoje kolce? Może nazwa ta od jeżyn? Nie wiem, jestem jeszcze brzdącem!
NIEZWYKŁA NOC
dzieci wypatrują gwiazdy w niebie duży zament Syn Boży szuka domu
na ziemi śpiew aniołów i czas przemalowany noc pierwszych kalendarzy
serce z lękiem wciąż bije w świetle niezwykłej gwiazdy niosę ludziom kolędę
W PRAWDZIE
widzę jak twoje oczy patrzą światłem nadziei
twoje usta zwyczajnie mówią słowa ojczyste zawsze jasno się śmieją
twoje serce nie kłamie widzę jak kroplą rosy w blasku słońca zakwita
Madzi Buczek Poznań 27. 12. 1996 r.
ŚRODEK WODY
szukając nożem środka wody schodzimy ciągle po wielkiej ścianie śmierci
trącając fale oddalamy się od rdzenia który nie istnieje
SZKOLNA TABLICA
nasycona czernią do smutku do nagości do białych żył kredy do kruchości myśli skamieniała czerń tablicy staje się odbiciem przenoszonego światła
O LUDWIKU BRAILLEU
krew z krwi syn rymarza wabi go barwna przygoda ostrzy szydło którym do ostatniej kropli wypija światło źrenic
i w głębi niewidzenia otwiera świat ukryty w sześciu punktach alfabetu
ULICE
nad przepaścią piwnic jak struny skrzypiec napięte ulice na których tarcze kół wygrywają prędkość czasu
na czarnym lustrze asfaltu wystyga żar słońca
ulice dziesiątki ulic mają swoje nazwy numery historie
tu przenosimy każdy dzień tu chodziłem do szkoły tu padł mój brat a przy tej mieszkam
nową jeszcze utkamy z włókien żył którą przejdziemy w jutro
NA DWORCU
ludzie w pośpiechu niosą troski przy bufecie mężczyźni przelewają kufle piwa
na peronach ustało sapanie kobiety giną w tłumie rano i wieczorem
emeryt śpieszy do wnuka a staruszka z kwiatami stoi pod megafonem uwaga uwaga
na dworcu czeka człowiek
OCALENIE
nie jest człowiekiem z marmuru ni symbolem posłania nie jest głosem podniebnym ani Orfeuszem jest znakiem ocalenia własnych rąk które nie mogą stawić kropki jest znakiem widzenia wypalonymi źrenicami zmagań komu o tym wszystkim mówić ludziom bez rąk bez nóg to oni niosą ciężar tego świata a on Michał zapala uśmiech
Michałowi Kaziowowi 1 marca 1981 r.
SPOTKANIE ZE ŚMIERCiĄ
przychodzisz ciszej od promieni słońca milczeniem dajesz znak
nikt nie opisze twojego spojrzenia gdy zimnym potem spalasz myśli
nie zabieraj zabawek dzieciom nie gaś uśmiechu
niech nasze spotkanie będzie początkiem światła
Janowi 8 vI 1974 r.
Spotkanie ze śmiercią [II]
przychodzisz często bez twarzy w długich alejach bandaży wpijasz się bólem do szpiku dojrzewasz we łzach i krzyku by wejść na wzgórze bezsłowia
Atom
czai się we mnie jak sen pełen niepokoju choć większy jest od światła lękam się jego wygasania w kikutach pokoleń
Tamara
przychodzisz do mnie jak sen długowłosa bezpłomiennie zapalasz pożądaniem
każdym oddechem każdą falą krwi wpijasz się we mnie niedosytem do chwili spięcia które nastąpi nie jeszcze nie niech trwa
W milczeniu
nasze usta uparcie zapalają płomień trudno zatrzymać tętno wezbrane fale myśli językowi brak słów nie nie trzeba wołania w milczeniu powtarzamy siebie
Elżbiecie maj 1983 r.
W ZIELENI
widzę jak zamyślona w ogrodzie światła stoisz pod drzewem słońca okryta promieniami
w cieniu niebieskich źrenic odgadłem Twoje imię las pochylony w tysiącach srebrnych igieł
w Twoich dłoniach iskrzenie
Zaniemyśl ,20 maja 1996
...
dziwimy się sobie szeptem powiedzianym wczoraj noc okryła ciała ptak siadł między nami sen z którego jutro zbudzimy się rano
O POEZJI
nie lękajcie się wierszy starych znajomych na nowo spiętrzonych słów
poeci w milczeniu zapisują wasze przemijanie
nie uciekajcie przed poetami w Nowym Mieście
Nowe Miasto 2 maja 1984 r.
O WARTOŚCI SŁÓW
słowom potrzeba odkupienia w pustym brzmieniu potaniały myśli wołam o powrót do znaczenia
ZIARNO
nie z przypowieści wyrosło do kamieni żaren tylko z kropli potu smakiem chleba
ŻOŁNIERZ Z KATYNIA
Matko Boska Katyńska zakneblowana jak moje usta i ten bełkot w bezsłowiu i ta śmierć najbardziej głucha
przemów brzozo pochylona nad moją mogiłą byłaś jedynym świadkiem
przemów nim zwalą cię na ziemię nim zbudzą się kamienie
JACEK
kiedy dano mi życie w łonie pod sercem matki komuś przyszło do głowy przerwać ten piękny czas
nie mogłem zobaczyć nawet promienia słońca ani pieszczoty matki odczuć choć jeden raz
moja bezradna dusza błąka się w gąszczu nocy tylko Pan może kiedyś zdjąć winę z dorosłych
ŚLEPY GRAJEK
dawniej grałem na gitarze raz na siostry weselu i na wiejskich zabawach dzieci słuchały moich pieśni o powracającym Odysie i o upadku Troi
chodziłem z przewodnikiem sam doszedłem na Olimp
URZĘDNIK
teraz staję przed biurkiem i czekam przeznaczenia lewica czy na prawo sędzia wpisze mój wyrok
kiedyś to ja pisałem i miałem uprawnienia to były tylko słowa dziś nie ma nawet cienia
po moim życiu
KRZYŻE KATYNIA
brzozo pęknięta z bólu klęczysz przy ich mogile brzozo śmierci cierpliwa nie opuszczasz swych ramion brzozo krzyżem zmęczona wiecznie milczysz jak Oni
brzozo
OKIEM ZIEMI
ludzie bez oczu idą śmiało nie klękają przed światłem okiem ziemi mierzą czas do potęgi widzenia
WODA
w niej zatopione gwiazdy i las rozkołysany z ciemnego dna bije widmo milczenia
GŁUCHONIEMI
jak im powiedzieć słowo idą pełni milczenia gestami rąk wabią oczy niewypowiedziane myśli
umarłe usta krzyczą
KIEDY OPUSZCZASZ DOM
przed tobą ogrom świata rzeki gubią się w morzach w pustynnych piaskach ginie wiatr i dalej głucha cisza na końcu twego celu
DO RÓŻY
skąd w tobie tyle piękna pozbawiona widzenia nie możesz widzieć siebie
niech moje palce jak źrenice napełniają się światłem różo piękna po brzegi i niepodzielna
JAKA JESTEŚ NAPRAWDĘ
śmierć to brzmi ostatecznie jaka jesteś naprawdę rodzisz się z rodzącymi lub jak światło trwasz wiecznie
może jesteś początkiem pustym brzmieniem w nadziei nie masz w sobie uśmiechu nie masz chlubnych ołtarzy
nikt cię w dom nie zaprasza biel twych kości przekwita jaka jesteś naprawdę tyle w nas lęku pytań
NARODZINY KAMIENI
przy ich narodzeniu była tylko matka-ziemia
rodząc się nie krzyczały krwawiły
ZIEMIA
z uporem oczekuje moich kości miliony lat tańczy przed słońcem wypełniona po brzegi prochami
WESTCHNIENIE
ciszej od szelestu traw spadło z serca ach nikt nie usłyszał wysychającej rzeki jak ostatniej kropli z mojego oka
W RAJU
twoja nagość była przed słowami nim drzewo wiadomości zakwitło pożądaniem
NIEDOPATRZENIE
przypominamy niebu człowiek nie schodzi z ziemi może Bóg nie dopatrzył
GŁOS O CZŁOWIEKU
z drabiny Jakubowej chciał zobaczyć drugą stronę życia
poznał najpiękniejszy zawrót głowy
DWIE MARIE
rano niosą pogodę oddech ma jasność słów wieczorem swe zmęczenie kładą na kolanach
w nocy jak Mojry czuwają wiedzą o tym dzieci
Dwie Marie w Grodzisku o których nie wiesz
Grodzisk, 18 II 1991 r.
PIEŚŃ O ÓSMYM DNIU
po stworzeniu świata nadszedł czas odpoczynku na kolanach dzień ósmy podniósł głowę jak człowiek
pod niespokojnym niebem napełniano ziemię lecz dzień ósmy półtonem zakłócił czas harmonii
złamano liczbę siedem
...
góry są nieugięte uczą nas cierpliwości stoją jak drogowskazy na drodze do wieczności
POKRZYWA
zawstydzona wyczekuje pod płotem pochyla się zapachem cierpienia
pokrzywa na wagę nadziei z boskim wywarem ulgi w aptece "Pod Różami"
W KOSZUTACH
Popatrz, tak blisko Środy, w Koszutach trzy wiatraki przykucnęły przed wiatrem, z napiętymi skrzydłami.
Obok dworek szlachecki stoi pełen historii, zapach kwiatu z kasztanów, ściana dzikiego wina.
Pod którym wśród zieleni rozbawieni poeci jedli drożdżowy placek w ramach "Wiosny Poetów".
Lecz wiatrak nie wytrzymał, porwał mnie swoim skrzydłem. Ze mną ciebie, dziewczyno, do spełnienia.
24 maja 1996 r.
NA OŁTARZU ZIEMI
między źródłem życia a chichotem śmierci tańczą żywioły
Alfabetyczny spis utworów
Akacje 87 Atom 145 Barwa cienia 16 Beze mnie 49 Biała laska 38 /Boże zamknięty w księgach/ 113 Cisza 25 / czteronogi przyjaciel/ 17 Czyumiemwybierać 80 Dlaczego góry 123 Dlaczego piszę 79 Do K. 67 Do kamienia 83 Do róży 162 Do wspólnego podziału 34 Dusi oko 29 Dwa ptaki 68 Dwie Marie 170 Dwie twarze 61 / dziecko patrzy w słońce/ 132 Dzielnica Jeżyce 134 / dzień strumieniem ognia/ 33 / dziwimy się sobie/ 149 Epitafium ojca 91 Głos o człowieku 169 Głuchoniemi 160 Góra Ararat 119 Góra Hermon 120 Góra kuszenia 124 Góra Moria 126 Góra Synaj 121 Góra Tabor 122 Góry 131 / góry są nieugięte/ 172 I było światło 36 / inny jest świat/ 20 Jacek 154 Jak dziecko 88 Jak w lustrze 54 Jak zostałem poetą 50 Jaka jesteś naprawdę 163 / każdym wierszem/ 101 Kiedy opuszczasz dom 161 Krzyże Katynia 157 Kuźnia 15 Kwiaty dzieciństwa 133 Lampa 23 Lęk 76 List do matki 95 / majestatycznie szedł/ 90 Matka 92 Matki w kwiatach 102 Mądrości moja 70 / miałem szczęście być w górach/ 77 / między twoją dłonią/ 22 Milczenie 74 Miłość 66 Modlitwa 112 Modlitwa o chleb 105 Modlitwa o milczenie 107 Moi nauczyciele 46 Motto 118 Może to światło 60 Na brzegu światła 63 Na dworcu 141 / na harfie miłości/ 96 Na ołtarzu ziemi 175 Na zboczach 130 Narodziny kamieni 164 Nasze trwanie 65 / nawet tarczą słońca/ 14 Nic bez miłości 129 Nie dla mnie 56 Nie odpłynie 52 Nie ujdę 86 Nie znaczy 12 Niedopatrzenie 168 Nie zwykła noc 135 Nigdy 104 Nikomu 64 Nowy Syjon 127 O Ludwiku Braille u 139 O poezji 150 O starym pługu 28 O wartości słów 151 / obudziłem się na dnie rzeki/ 21 Ocalenie 142 Ocalić tak niewiele 55 Okiem ziemi 158 Pamiętam 98 Pieśń o ósmym dniu 171 Pieśń o ptakach 117 Pod osłoną nocy 114 / pod zżółkłą korą powiek/ 18 Pokrzywa 173 Poprosiłem 81 Powróci 69 Prawdziwy twój sen 39 / przeistoczona w światło/ 100 Przez telefon 31 / przy stwarzaniu żywiołów/ 99 Przysięga 71 Psalm z ostatniej drogi 93 / pytasz o barwę róży/ 30 Rosnę w nieznane 115 Rozmowa z Bogiem 110 Róża 84 Sam w sobie 43 Serweta 24 / słońce ukazało/ 32 Słowem - światłem 73 Spotkanie ze śmiercią 143 Spotkanie ze śmiercią II 144 Stefan kardynał 109 Szkolna tablica 138 Ślepy grajek 155 środek wody 137 Świat na wiarę 19 Światło 82 / Światło we mnie jest inne/ 111 Tam gdzie ojców dom 45 Tamara 146 Ten sam 89 / twoje częste upadki/ 59 Twoje dłonie 75
Ulice 140 Urzędnik 156 / utkwiłem kulą/ 27 W czasie 53 W górach 125 w Koszutach 174 W milczeniu 147 W nadziei 128 W oku dnia 37 W prawdzie 136 / w radości pierwszych słów/ 42 W raju 167 W samym środku 58 / w tym domu czeka się/ 51 W zadumie 106 / w zastygłej czerni oka/ 41 / w zawiei woskowego ciała/ 13 W zieleni 148 / wchodzę w świat kamienia/ 42 Westchnienie 166 Więksi o światło 11 Wiosna 116 Woda 159 Wołanie 44 Wrócić 108 Wspomnienia z młodości 26 Wybrałem tylko uśmiech 85 / wypatruję wciąż ciebie/ 97 Wyznanie 57 / z ciemności budzi się/ 48 / z najdalszej dali/ 94 Z uporem 72 za dużo na jedno życie 47 zakwitanie 31 Zapamiętałem jodły 62 Ziarno 152 ziemia 165 Źródło 35 Żołnierz z Katynia 153 Żonie 40
Spis treści
Wstęp 5 Więksi o światło 11 Nie znaczy 12 / w zawiei woskowego ciała/ 13 / nawet tarczą słońca/ 14 Kuźnia 15 Barwa cienia 16 / czteronogi przyjaciel/ 17 / pod zżółkłą korą powiek/ 18 Świat na wiarę 19 / inny jest świat/ 20 / obudziłem się na dnie rzeki/ 21 / między Twoją dłonią/ 22 Lampa 23 Serweta 24 Cisza 25 Wspomnienia z młodości 26 / utkwiłem kulą/ 27 O starym pługu 28 Dusi oko 29 / pytasz o barwę róży/ 30 Zakwitanie 31 / słońce ukazało/ 32 /dzień strumieniem ognia/ 33 Do wspólnego podziału 34 Źródło 35 I było światło 36 W oku dnia 37 Biała laska 38 Prawdziwy twój sen 39 Żonie 40 / w zastygłej czerni oka/ 41 / wchodzę w świat kamienia/ 42 Sam w sobie 43 Wołanie 44 Tam gdzie ojców dom 45 Moi nauczyciele 46 Za dużo na jedno życie 47 / z ciemności budzi się/ 48 Beze mnie 49 Jak zostałem poetą 50 / w tym domu czeka się/ 51 Nie odpłynie 52 W czasie 53 Jak w lustrze 54 Ocalić tak niewiele 55 Nie dla mnie 56 Wyznanie 57 W samym środku 58 / twoje częste upadki/ 59 Może to światło 60 Dwie twarze 61 Zapamiętałem jodły 62 Na brzegu światła 63 Nikomu 64 Nasze trwanie 65 Miłość 66 Do K. 67 Dwa ptaki 68 Powróci 69 Mądrości moja 70 Przysięga 71 Z uporem 72 Słowem - światłem 73 Milczenie 74 Twoje dłonie 75 Lęk 76 /miałem szczęście być w górach 77 Przez telefon 78 Dlaczego piszę 79 Czy umiem wybierać 80 Poprosiłem 81 Światło 82 Do kamienia 83 Róża 84 Wybrałem tylko uśmiech 85 Nie ujdę 86 Akacje 87 Jak dziecko 88 .. Ten sam 89 /majestatycznie szedł/ 90 Epitafium ojca 91 Matka 92 Psalm z ostatniej drogi 93 / z najdalszej dali/ 94 List do matki 95 / na harfie miłości/ 96 wypatruję wciąż Ciebie/ 97 Pamiętam 98 / przy stwarzaniu żywiołów/ 99 / przeistoczona w światło/ 100 / każdym wierszem/ 101 Matki w kwiatach 102 / w radości pierwszych słów/ 103 Nigdy 104 Modlitwa o chleb 105 W zadumie 106 Modlitwa o milczenie 107 Wrócić 108 Stefan kardynał 109 Rozmowa z Bogiem 110 /światło we mnie jest inne/ 111 Modlitwa 112 / Boże zamknięty w księgach/ 113 Pod osłoną nocy 114 Rosnę w nieznane 115 Wiosna 116 Pieśń o ptakach 117 Motto 118 Góra Ararat 119 Góra Hermon 120 Góra Synaj 121 Góra Tabor 122 Dlaczego góry 123 Góra kuszenia 124 W górach 125 Góra Moria 126 Nowy Syjon 127 W nadziei 128 Nic bez miłości 129 Na zboczach 130 Góry 131 ............ / dziecko patrzy w słońce/ 132 Kwiaty dzieciństwa 133 Dzielnica Jeżyce 134 Niezwykła noc 135 W prawdzie 136 Środek wody 137 Szkolna tablica 138 O Ludwiku Brailleu 139 Ulice 140 Na dworcu 141 Ocalenie 142 Spotkanie ze śmiercią 143 Spotkanie ze śmiercią II 144 Atom 145 Tamara 146 W milczeniu 147 W zieleni 148 / dziwimy się sobie/ 149 O poezji 150 O wartości słów 151 Ziarno 152 Żołnierz z Katynia 153 Jacek 154 Ślepy grajek 155 Urzędnik 156 Krzyże Katynia 157 Okiem ziemi 158 Woda 159 Głuchoniemi 160 Kiedy opuszczasz dom 161 Do róży 162 Jaka jesteś naprawdę 163 Narodziny kamieni 164 Ziemia 165 Westchnienie 166 W raju 167 Niedopatrzenie 168 Głos o człowieku 169 Dwie Marie 170 Pieśń o ósmym dniu 171 / góry są nieugięte/ 172 Pokrzywa 173 W Koszutach 174 Na ołtarzu ziemi 175 Alfabetyczmy spis utworów 177 Spis treści 183
ISBN 83-7015-415-8
Księgarnia Św.Wojciecha- Poznań Wydanie pierwsze Skład, druk, oprawa Drukarnia Św. Wojciecha 60-245 Poznań, Ul. Chartowo 5 Zam. 20/98
|