Do światła     

Wstęp  

     Prawie każdy poeta

 dokonuje w pewnym momencie życia pierwszej oceny swojego dorobku twórczego i wydaje poezje wybrane. Wybór taki jest zwykle świadectwem osiągnięcia pewnej dojrzałości artystycznej, a zarazem stanowi akt szczególnej nobilitacji pisarskiej. Nie inaczej jest ze Stanisławem Leonem Machowiakiem. Opublikował już kilkanaście tomików wierszy, Więc niniejszym wyborem próbuje podsumować i, być może, zamknąć dotychczasowy etap swojej twórczości.  

Nota bio- bibliograficzna  na okładkach jego kolejnych zbiorków brzmi tak:"Urodził się 8 maja 1935 roku w Luboni, woj. leszczyńskie. Po ukończeniu szkoły podstawowej przeniósł się do Poznania, gdzie pracował jako robotnik w Spółdzielni Inwalidów Niewidomych SINPO. Pracując ukończył szkołę średnią i studia wyższe na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Od 1975 do 1989 roku pracował jako nauczyciel w Ośrodku Szkolno- Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych w Owińskach. Debiutował w 1982 roku w "Czytelniku" tomikiem poetyckim pt. Noce ze słońcem.

Do tej noty trzeba koniecznie dodać ważną i istotną informację, aby czytelnik mógł lepiej zrozumieć czytane wiersze.  Mianowicie autor w dzieciństwie utracił wzrok i wszystkie jego osiągnięcia są dziełem  człowieka ociemniałego.    

Już w tytułach zbiorków Stanisława Machowiaka szczególnie zwraca uwagę  wszechobecny motyw światła. Wymieńmy kilka z nich:  I było światło (1986), Słowem - światłem (1991), Światło zapisane (1993), Światło przed słowem (1994), Światło na rozdrożach (1997). Nic przeto dziwnego, że i wybór wierszy nie mógł się nazywać inaczej, jak właśnie Do światła.  

Tytuł ten chyba najlepiej oddaje klimat poezji Stanisława Machowiaka, wibruje bowiem pewną dyskretną niejednoznacznością, która może oznaczać i apostrofę,i kierunek czy cel drogi poetyckiej autora.  

Ale owo tytułowe światło ma jeszcze inny, bardziej dramatyczny, bo dosłowny wymiar. Oto poeta, pogrążony w bezmiarach niewidzenia, całą mocą osobowości i całą siłą talentu stwarza światło w swojej poezji, gdyż pragnie, jak każdy człowiek, oglądać kolory i kształty, widzieć piękno ziemi i nieba, podziwiać dzieła boskie i ludzkie. Wiersze zmieniają się w pełne ekspresji zaklinania świetlne, które roztaczają przed nami piękne poetyckie obrazy świata zewnętrznego (jak choćby owe jodły miedziane o świcie, jak postać matki pochylonej na skraju światła z szalikiem dla syna, jak panorama gór rozstępujących się przed poetą nadmiarami światła ).  Z drugiej strony równie obrazowo wyczarowują niedostępne dla nas, przedziwne, hipnotyzujące powidoki " widziane palcami"  (jak owa "róża pełna po brzegi i niepodzielna" czy " krzyk milczenia, kąsający ślepą łzą oka" ).  

Po wielu cierpieniach i rozpaczach, depresjach, a nawet myślach samobójczych dochodzi poeta do tego, że rozpromienia się nad nim światło najcenniejsze - zgody na swój los. Znajduje to wyraz w szczęśliwym sformułowaniu: " życie jest dla mnie".  

 W zdobyciu takiej konstruktywnej postawy niewątpliwy udział miały dwie najważniejsze istoty w życiu poety, najpierw matka, potem żona. Im też wyraża autor w wielu wierszach głęboką wdzięczność za troskę i pomoc. Przytoczmy liryk Twoje dłonie:  

gdyby nie twoje dłonie  

kto by mi błogosławił  

czym ogarnąłbym wiatr  

 

gdyby nie twoje dłonie  

jak zatrzymałbym Ziemię  

czym poznawałbym świat

   Zupełnie szcególnym bohaterem lirycznym poezji Stanisława Machowiaka jeśli tak można powiedzieć, jest... Bóg, Owo " światło ciemności", jak Go paradoksalnie określa. Ma z Nim poeta spraw bez liku, toczy spory o wszystko - o niepojętość świata i o przemijanie, o piękno życia i grozę śmierci, wreszcie o tragedię osobistą. A czyni to w pełnej skali środków wyrazu i stanu duszy - od dramatycznych sprzeciwów:  

    

jeśli dla Ciebie tylko  

proch znaczę  

to wstając z prochu jeszcze  

zobaczę  

 

   - po dziecięcą ufność:  

światło we mnie jest inne

spójrz jak ono się spala  

igrałem z Tobą tak niewinnie  

czy to Cię nie zniewala  

 

   Mimo wahań i zwątpień poeta wierzy niezłomnie, że Bóg, który w swojej wszechmocy dopuścił na niego kalectwo, poprowadzi go niezawodnie ku odpowiednim przeznaczeniom. Tylko trzeba Mu zaufać. A najwspanialsze spotkania z Bogiem odbywają się w górach, albowiem - według poety - góry są po to, aby Bóg zstępował na nie do człowieka oraz aby człowiek wspinał się na nie do Boga. Trudno o piękniejszą rację istnienia gór.   

   Stanisław Machowiak, choć ma już stosunkowo obfity dorobek, należy do najbardziej małomównych poetów polski. Swoje wiersze, o rozległych nieraz obrazach poetyckich, szkicuje zazwyczaj kilkunastoma słowami w kilku linijkach. Taka chwalebna oszczędność budulca językowego dowartościowuje... czytelnika, zmusza go bowiem do większej samodzielności interpretacyjnej. Rygor związłości zawdzięcza poeta głównie umiejętnemu korzystaniu z prostej figury stylistycznej, jaką jest antyteza. Zderzone ze sobą przeciwstawne obrazy, sprzeczne pojęcia, wykluczające się sensy eksplodują dynamicznymi, zaskakującymi wizjami o wielowarstwowej wymowie, a jednocześnie pozwalają uniknąć rozwlekłości. Kiedy poeta zwraca się do żony, mówi o" drodze do niej i bezdrożu do siebie", zaś o matce pisze tak:  

 

z Jej milczenia  

uczyłem się słów  

z Jej bezsennych nocy  

zstępował na mnie sen  

z Jej trwogi  

rodził się dla mnie spokój

 

   Kunsztowne niedomówienia, skróty myślowe, aluzje sprawiają, że poezję Stanisława Machowiaka cechuje jemu tylko właściwa, oryginalna powściągliwość poetycka i takt artystyczny - cenne i rzadkie dzisiaj zjawiska w zalewie agresywnego pustosłowia. Najlepiej widać to w autoironicznej miniaturze, która świadczy również o wysokim poczuciu humoru poety:  

miałem szczęście być w górach  

na szczytach obłoków  

bogowie zamknęli oczy  

widząc mnie nad przepaścią  

 

   Obok wielu podobnie lekkich strof poeta zdobywa się także na żarliwe deklaracje, żeby przytoczyć wiersz Przysięga:  

 

przysięgam na korzenie drzew  

że nigdy cię nie opuszczę  

moja ziemio  

ostatnia desko ratunku  

 

   Tam zaś gdzie trzeba zająć zdecydowane stanowisko, nie zawaha się autor przed szlachetną jednoznacznością. Mówi o tym wiersz  O wartości słów który można uznać za utwór programowy:  

 

słowom potrzeba  

odkupienia  

w pustym brzmieniu  

potaniały myśli  

wołam o powrót  

do znaczenia

 

   Może właśnie przez takie nadawanie słowom pełnego, głęboko osobistego znaczenia udało się poecie, pogrążonemu " w nocy źrenic", zapalić na świecie tyle mężnego światła, że rozjaśnia ono mroki także tym, którzy widzą.  

 

Klemens Górski   

 

 

WIĘKSI O ŚWIATŁO  

 

kiedy się urodziłem  

miałem lat dwadzieścia  

stwórca złamał mi żebro  

był to mój dzień pierwszy  

 

czas stworzenia uciekał  

wszystkie dni przeminęły  

siódmego nie widziałem  

własnych źrenic  

 

teraz uciekam przed zbrodnią  

czarną twarzą wiersza  

 

jesteście więksi ode mnie  

tylko o światło  

 

 

NIE ZNACZY  

 

nie lękaj się odchodzenia  

ktoś musi dalej  

nieść każdy dzień  

brak twoich dłoni  

nie znaczy nienawiść  

brak twoich nóg  

nie znaczy stanie  

w miejscu  

masz tyle słów  

ciemność źrenic  

nie jest nocą  

ostateczną  

z radością trwaj  

w oceanie życia  

 

...  

 

w zawiei woskowego ciała  

w skamieniałej czerni źrenic  

pozostajesz kopią pamięci  

którą tylko okiem dotyku  

mogę czytać jak każdy punkt  

 

...

 

 nawet tarczą słońca  

nie mogę  

zwalić góry mroku  

idę krok za krokiem po pas  

czarną ziemią źrenic  

 

na wystygłych głazach powiek  

wiatr zapala ogniska drzew  

 

 

 

KUŹNIA

 

piec trzęsie się od żaru  

przy studni czerwień  

rozpalonych obcęgów  

 

w zimnej wodzie topi się zapach  

kopyta nie dotykają ziemi  

świecą w mroku drogi  

jak ciemna kropla łzy  

zgaszona bólem oka  

 

 

 

BARWA CIENIA  

 

każdego ranka  

nakładasz na siebie tyle barw  

z których tylko ciemna  

wypełnia nerw mojego oka  

 

 

...

 

 czteronogi przyjaciel  

niesie blask oczu  

i niepewność przejścia  

 

nie pyta mnie  

milcząc  

idzie obok  

 

czyta każdy ruch dłoni  

każdy krok  

blask jego źrenic  

jest moim niewidzeniem  

 

...

 

pod zżółkłą korą powiek  

utopiłem światło  

szkieletem dłoni piszę  

pragnienie widzenia  

 

 

ŚWIAT NA WIARĘ  

 

    na czarnej tablicy źrenic  

stawiam myśli dziecka

świat na odległość dłoni  

wydzieram z ciemności  

 

kredą palców kreślę znak  

na dłoni buduję dom  

znaczeniom słów  

 nadaję kształty   

i w oczy wyobraźni  

wnoszę na wiarę  

świat barw  

...

 

inny jest świat  

ułożony w prostokąt  

sześciu punktów  

 

rozbierany na części  

i składany w całość  

wzrokiem palców  

i uwagą myśli  

świat  

w którym czasem ginę  

to znów się znajduję  

większy niż jestem  

wielkością każdego  

punktu  

 

...  

 

obudziłem się na dnie rzeki  

w nie wybieranej przeze mnie skale  

ciała  

i nie mogę nie być sobą  

 

depczę błoto dna  

unoszę ogniska lat  

podcinam gardło czasu  

rozpruwam ciemność dnia  

 

która jak kamień ciąży  

pod wiosłem dłoni  

na powalonej ścianie  

 

czuję jak każdym uderzeniem  

każdą falą  

wpijasz się we mnie  

...

 

między twoją dłonią  

a moim snem  

jest nasze porozumienie  

 

między czarną skibą ziemi  

a moim wołaniem  

istnieje niedosyt  

 

potrzebne mi są twoje dłonie  

do zgaszenia nocy  Lampa  

 

lampa oddycha spokojnie  

oddalona noc nie zobaczy  

nagich ramion  

obecności siebie  

przenika światło  

lampa nie powie  

 

 

SERWETA  

 

postrzępiony czas  

w piramidzie lat  

nakryjemy serwetą nocy  

której każdą  

nicią ciemną  

będę ja  

 

CISZA  

 

zaczęło się to w moim wnętrzu  

wypełzła z głębi serca  

powoli  

powoli  

wdzierała się do moich myśli  

do słów  

weszła do krwi  

do szpiku kości  

opanowała krtań do krzyku  

 

WSPOMNIENIA Z MŁODOŚCI  

 

wczoraj uszedłem rodzinnej wsi  

spójrz oczy dni myszkują za mną  

przy drodze padła już wierzba  

i psy nie szczekają na odchodne  

na polach zatarto ślady bosych stóp  

warkot traktorów  

zagłusza wyprawy pszczół  

na łąkach słońce zapala  

ogniska kwiatów  

tylko mnie nikt nie ocali  

z czarnej doliny oka  

 

marzec 1981   

 

...  

 

utkwiłem kulą  

w białym pniu rodu  

skąd ojciec mój i dziad  

ostatni będę  

ja  

 

pogubiłem na drogach  

słowa  

 

jak stłumić w sobie  

krzyk milczenia  

kąsający ślepą łzą oka  

 

 

O STARYM PŁUGU  

 

nie zaorali moich słów  

ostatnim starym pługiem  

 

brązowe kasztany  

spadały latami  

teraz tylko wrona powraca  

dziobiąc rdzę  

 

 

DUSIOKO  

 

zmęczony litanią  

pustych słów  

położył palec na martwym oku  

z rozpalonego złośliwością  

serca  

ulatywały dymne słowa  

dusząc palcem oko  

wskazywał punkt ujścia  

 światła  

stąd piętrzy się niepokój  

o nadmiar ciemności  

więc dusi oko  

 

...  

 

pytasz o barwę róży  

w słońcu oczy dziewczyny  

są jak błękit  

pod którym każdy przechodzi  

i nikt nie dostrzega  

pustki twoich źrenic  

a róża jest czerwona  

 

unosisz słońce nocy  

pytasz a róża jest  

kolczasta  

 

 

ZAKWITANIE  

 

obwarowany zwartą ścianą nocy  

nie mogę trwać w bezruchu  

odgaduję palcami  

zwoje korzeni  

 

które muszą zakwitnąć  

okiem kwiatu  

...  

 

słońce ukazało  

zmarszczoną twarz ziemi  

podniosłem nad nią rękę  

ujrzałem siwiznę kamienia  

uczynię z niego jeszcze dom  

i ziemi dam ziarno na wzrost  

niech zakwitnie smak chleba  

 

 

...  

 

dzień strumieniem ognia  

zalewa widnokrąg  

i niebo strzela  

gwiazdami  

 

zapach owoców spada  

ciężarem o grzbiet dzwoni  

to ja  

matko ziemio  

powracam  

 

 

Do wspólnego podziału  

 

kurczowo trzymam się światła  

jak ziemia korzeni  

otwieram okno w stronę rzeki  

która niesie życie  

strumienie promieni  

zamykam w sobie słońce  

do wspólnego podziału  

 

 

Źródło  

 

wypaliło się źródło  

łez  

chmura niepogody  

zalała źrenice  

 

skąd we mnie tyle lęku  

przed otwarciem drzwi  

do widzenia  

 

 

I było światło  

 

jeszcze wczoraj  

nie było za późno  

 

jeszcze wczoraj  

miałem chleb  

 

i było światło  

jeszcze wczoraj  

 

 

W oku dnia  

 

dzień wypatrzy moje  kroki   

ucho zmierzchu mnie usłyszy  

nozdrza świtu wytropią  

 

przed zamkniętym okiem  

nocy  

nie ocalę siebie  

 

 

Biała laska  

 

tłum spojrzał  w oczy  

białej lasce  

która na krawężniku  

czekała zmęczona  

natężyła źrenice słuchu  

całowała stopą  

kamienie ulicy  

na znak bieli zamilkła  

wezbrana ulica  

czerń nabrała promieni  

po przeciwnej stronie  

 

 

Prawdziwy twój sen  

 

wejdź do ogrodu  

nim przyjdzie świtanie  

wyciągnij rękę  

tylko nie płosz ptaka  

by nie zastać pustki  

 

zatrzymaj się  

niech trwa  

prawdziwy twój sen  

 

 

Żonie  

 

na pierwsze spotkanie  

nie zabrałem kwiatów  

przyniosłem tobie oczy  

w dłoniach  

 

niewidzenie  

podniosłaś jak semafor  

dla nabrania pewności  

kroków  

 

15 V 1982

 

...  

 

w zastygłej czerni oka  

jak krew pamięci  

opływająca  

każdy punkt  

 

ukryty jest  

mój krzyk  

droga do ciebie  

i bezdroże do siebie  

 

 

...  

 

wchodzę w świat kamienia  

w ciszę słów zastygłych  

 

jego szorstkość toczę na dłoni  

milczenie chowam do wiersza  

 

ciężar pod zardzewiałą  

unoszę powieką  

 

 

Sam w sobie  

 

słońce w środku lata  

kołysze polanę  

stokrotek  

na dnie morza skrzypi  

zatopiony statek  

światła  

tylko ja zostaję  

na wyspie niewidzenia  

 

 

Wołanie  

 

usłyszałem brzęk słońca  

spoza gradowej chmury  

błyskawic  

o lesie pochylony  

nad moim zagubieniem  

ocal ciemnocień  

moich źrenic  

 

 

Tam gdzie ojców dom  

 

w rozdartej grzywie drzew  

ktoś mówi szelestem  

promienie dzwonią  

o zieleń  

i w prześwitach  

spływają strugi  

 

wiatr przynosi wieści  

usłyszane w drodze  

powracają myśli  

tam gdzie ojców dom  

 

czeka ziemia  

nasycona potem  

stoi drzewo  

mojego poznania  

 

 

MOI NAUCZYCIELE  

 

spotkani na drodze życia  

pierwsi i ostatni  

idą z białymi głowami  

 

w nadziei że ich słowa  

zakwitły jak młodość  

 

moi nauczyciele  

niepowtarzalny spokój  

 

zapiszę ich spojrzenia  

jak wyrocznię czasu  

 

 

Za dużo na jedno życie  

 

na jedno życie  

za dużo nocy  

słońcem spalonych dni  

słów niezapisanych  

ile tęczy się śni  

nie ma mnie w żadnej z nich  

 

...  

 

z ciemności budzi się  światło  

ze światła rodzi się  noc  

 

tylko kto mnie ocali  

z czarnej ziemi oka  

 

 

Beze mnie  

 

dobrze że radzisz sobie  

beze mnie  

ludzie się rodzą  

i drzewa  

 

cienie padają  

po przeciwnej stronie  

i nikt nie pyta słońca  

o zgodę  

 

mam z głowy ptaki  

i ziemię  

która obraca się  

beze mnie  

 

 

Jak zostałem poetą  

 

moja babka miała  

talent do pisania  

dała mi ostrogi  

konia na biegunach  

bez słów  

do poezji wciągała  

moją silną wolę  

i zostałem poetą  

w szkole mojej babki  

 

...  

 

  w tym domu czeka się  

na zmniejszenie bólu  

jeden z mieszkańców  

poprosił mnie o wiersz  

 

jaki mam wybrać temat  

czy potrafię  

na twarz wydobyć uśmiech  

słońcem zgasić cierpienie  

słowem ból  

 

wiem jedno  

nie wolno mi  

wnieść słów za dużo  

nawet o jeden wers  

 

 

 

Nie odpłynie  

 

wyschło we mnie wczoraj  

dziś napełniam łzami  

jutro nie odpłynie  

przystanę nad brzegiem  

 

 

 

W czasie  

 

zegar przypomina mi drogę  

której nie wybierałem  

tylko ile mam czasu?

 

 

 

Jak w lustrze  

 

nasze sny są odbiciem światła  

popatrz w ogrodzie ptaki  

tulą się do gałęzi  

szkoda że mnie zbudzono  

bo chciałem jeszcze widzieć  

 

 

Ocalić tak niewiele  

 

co mnie tam jeszcze trzyma  

aleja lip wygasła  

dęby stare topole  

zalana już żwirownia  

słońca dla mnie tak mało  

 

spójrz kanapa Adama  

trzy zaklęte kamienie  

martwe punkty milczenia  

których nikt nie pamięta  

jak mojego widzenia  

 

Nie dla mnie   

 na mojej drodze obłok czarny  

fala lęku wezbrała  

jak ptasie pióra opadał wzrok  

szamocząc się szukałem gdzie mój ląd  

 

i znalazłem swą ziemię  

odnalazłem swe miejsce  

marą złą był mój pierwszy sąd  

ż y c i e  j e s t  d l a  m n i e

 

 

WYZNANIE  

 

górom mogę się zwierzyć  

mają w sobie milczenie  

jakby z nadmiaru światła  

rozstąpiły się dla mnie  

 

W SAMYM ŚRODKU  

 

zaniechajcie poszukiwań  

nie przepadłem bez wieści  

 

jestem w środku cierpienia  

 

...  

 

x x x

twoje częste upadki

wpisuję w milczenie

i opatruję światłem  

 

tylko jak to powiedzieć

 

 

MOŻE TO ŚWIATŁO  

 

ile promieni masz w uśmiechu  

nie wiem  

 

 może to światło jest wciąż ciemne?

 

Poznań, 25 IX 1987  

 

 

DWIE TWARZE  

 

stawiam naprzeciw siebie  

odbicie twarzy  

lecz jedno tylko światło  

naprzeciw nocy  

 

 

ZAPAMIĘTAŁEM Jodły  

 

kiedy budzi się świt  

jodły są miedziane  

pamiętam doskonale  

jak moją wczesną młodość  

 

 

NA BRZEGU ŚWIATŁA

           Małgorzacie  

 

trudno dziś twoje imię  

opowiadać jak promień  

popatrz dzieli nas obłok  

 

widzę jak brzegiem światła  

powracasz uśmiechnięta  

a świerszcz na kroplach rosy  

gra nasze pożegnanie  

 

nie potrafię już ciszej  

 

 9 I 1987  

 

 

NIKOMU  

 

jeżeli zakwitł nie dla ciebie  

to nie dam go nikomu  

niech pozostanie tylko imieniem  

 

 

NASZE TRWANIE  

 

noc osłoniła ciała  

nie  

nie trzeba słów  

usta spalone krwią  

ocaliły siebie  

nasyceni pragnieniem  

trwamy na dnie milczenia  

 

 

MIŁOŚĆ  

 

choć nie mieści się w słowach  

i wiem o niej wszystko  

to nikt mnie nie kocha  

 

 

DO K.

 

 chciałem więcej niż było  

między nami czas osiadł  

i warkocze lat motał  

 

choć mi światła już mało  

naszą pogodną młodość  

zawsze łączy Golgota  

 

2 VIII 1988  

 

 

DWA PTAKI  

         Jolancie

 

między nami nie usiadł  

nigdy ptak miłości  

zostało tylko skrzydło  

czuwającej dłoni  

niech nie budzi się w tobie  

nigdy ptak litości   

 

Grodzisk Wlkp, 27 IV 1985  

 

 

POWRÓCI  

 

z rzuconego kamienia  

w górze rodzi się ptak  

i szybuje wysoko  

w oczach gaśnie jak obłok  

 

wiem że jeszcze powróci  

i przyniesie mi światło  

 

 

MĄDROŚCI MOJA  

 

Sofijo mojego życia  

światło słowa  

w ciemności  

drogo moja na Olimp  

 

żono zawsze pogodna  

sercem dzielna  

i słońcem  

z tobą droga jest pewna  

 

 

16 II 1990  

 

 

PRZYSIĘGA  

 

przysięgam na korzenie drzew  

że nigdy cię nie opuszczę  

moja ziemio  

ostatnia desko ratunku  

 

Z UPOREM  

 

 

sięgasz okiem daleko  

spójrz pod moją powieką  

wylała rzeka  

 

w pieśni  nasze widzenie  

sercem wchodzę w jej brzmienie  

idę do słońca  

 

 

SŁOWEM - ŚWIATŁEM  

 

słowem potrafię wszystko  

w nim zamknęło się wczoraj  

ono otworzy jutro  

dziś zgasło we mnie światłem  

 

nocą źrenic zapalę  

nawet serce kamienia  

opłynę wszystkie brzegi  

słowem - światłem  

 

 

MILCZENIE

 

między moją wiarą

a moim Bogiem

zwątpienie

 

między moją myślą

a moim słowem  

milczenie

 

 

TWOJE DŁONIE

 

gdyby nie twoje dłonie  

kto by mi błogosławił

czym ogarnąłbym wiatr

 

gdyby nie twoje dłonie

jak zatrzymałbym Ziemię

czym poznawałbym świat  

 

LĘK  

 

fale zabierają moją modlitwę  

cóż mi z tego że jestem  

przedłużeniem wieczności  

skoro  

nie mogę iść po morzu  

  ***  

 

miałem szczęście być w górach  

na szczytach obłoków  

bogowie zamknęli oczy  

widząc mnie nad przepaścią  

 

 

PRZEZ TELEFON  

       Basi D.

 

spoglądamy na siebie  

wróżąc przyszłość z głosu  

w rozpalonej słuchawce  

słowa pachną powojem  

żal schowaj na czarną godzinę  

teraz jest wiosna  

 

Bydgoszcz- Poznań  

7 XI 1991

 

DLACZEGO PISZĘ  

 

sobie?

ludziom?

Bogu?

 

przed bramą nieba Anioł  

otwiera tom poezji  

boję się czy zrozumie  

 

to są obrazy ziemi  

wysłane do Boga  

na adres człowieka  

 

 

CZY UMIEM WYBIERAĆ

 

szedłem za Tobą Panie

zgięty pod własnym krzyżem

obok człowieka z Cyreny

 

nie omijam Golgoty

spójrz na rany moich rąk

na zbolałą twarz

 

jestem sam

na szczycie góry

 

POPROSIŁEM  

 

poprosiłem ciszę  

żeby zachowała moje pieśni  

niedokończone  

i słowa  

które nie przerodziły się w światło  

na ludzkiej myśli  

kończy się bezkres świata  

 

ŚWIATŁO  

 

światło nie znosi próżni  

jest białą ciszą  

czy potrafię je prześwietlić  

blaskiem mojej nocy  

 

 

DO KAMIENIA  

 

zapytałem kamień  

o granicę cierpienia  

nie odpowiedział  

 

powtórzyłem pytanie  

odwrócił  się ku ziemi  

 

nie mogłem odróżnić  

jego milczenia  

od błagania  

 

 

RÓŻA  

 

nie chciała przyjąć rosy  

broniła się kolcami  

zamknęła w sobie niebo  

bezkres miłości  

światło nocy  

 

róża -  

nadzieja w twoich dłoniach  

 

Żonie

6. 02.1994 r.

 

WYBRAŁEM TYLKO UŚMIECH  

 

spośród piętrzących się fal

iskrzącego wciąż słońca  

twoich dziewczęcych lat  

 

spośród lęku  

twoich ukrytych marzeń  

zawsze życzliwych oczu  

 

wybrałem tylko uśmiech  

i światło twoich dłoni  

 

Oldze  

11 vII 1995 r.

 

 

NIE UJDĘ  

 

od kropli wody  

która drąży życie  

od twoich oczu  

w których tyle światła  

że czas nazywam pieśnią   

 

AKACJE  

 

kwiaty akacji  

upinają na pszczołach  

swój zapach  

pszczoły  

tańcem wywołują echo  

przelewają błękitny nektar  

 

akacje  

naszpikowane cierniem  

klęczą w cieniu  

twoich marzeń   

Zelów, 20. V. 1994 r.

 

 

 

JAK DZIECKO  

 

nie żalę się nikomu  

obdarty ze światła  

wciąż mocuję się z nocą   

niby Jakub z Aniołem  

 

nie będę cię namawiał  

na wiarę moich ojców  

raczej siądę przy tobie  

pozostanę jak dziecko  

 

 

TEN SAM  

 

nie mogę nie być tobą  

ścianą w którą uderzam  

od opadłej nocy  

pod moją powieką  

 

jestem tobą ojcze  

idziemy do pary  

związani węzłem gordyjskim  

nieruchomej źrenicy  

 

...

 

majestatycznie szedł za pługiem  

który kładł pasma ziemi  

po lewej zostawały ślady  

końskich kopyt  

 

tu uczyłem się miłości  

do ziemi  

rozdeptując bosymi stopami  

świeżość nie wypitą przez słońce  

 

pozbawiony radości dzieciństwa  

trwałem  

w zadumie nad zebranymi kamykami  

 patrząc w ich świat  

 

jak trudno było mi  

zrozumieć zmęczenie ojca  

i łzy matki  

nad dopalającą się lampą  

 

EPITAFIUM OJCA  

 

ojcze chlubo tej ziemi  

gdzieś na wiejskim zagonie  

siejący pełnię życia  

 

ojcze w zrywie Powstania  

żołnierski trud i męstwo  

zapisujący Ojczyźnie  

 

niech nad mogiłą twoją  

jodła zieleń pali  

jak płomień wieczny  

 

 

MATKA  

 

brzmi tak zwyczajnie  

prosto  

ma tyle ciszy  

 

z tym słowem  

każdego dnia na nowo  

mogę zwyciężać

 

PSALM Z OSTATNIEJ DROGI  

 

napoczęty chleb na stole leży  

i puste miejsce wciąż na gościa czeka  

wiem że nie przyjdzie do wspólnej wieczerzy  

i nie wypije szklanki mleka   

 

bo anioł śmierci siadł na karawanie  

konie stanęły pod krzyża milczeniem  

to psalm ostatni i pożegnanie  

gdy anioł mieczem zapala cierpienie  

 

a co wyrosło na polach i w sadzie  

co chlebem stało się i ciszą domu  

ziemia przejmuje i na tron swój kładzie  

to psalm odejścia nieobcy nikomu  

 

ktoś obok drogi powiesił anioła  

na ukradzionym ze stajni powrozie  

nim psalm ucichnie ostatni zawołam  

głosem milczenia przy cmentarnej brzozie  

 

...

 

z najdalszej dali  

z najgłębszej głębi  

przyniosła moje życie  

z Jej milczenia  

uczyłem się słów  

z Jej bezsennych nocy  

zstępował na mnie sen  

z Jej trwogi  

rodził się dla mnie spokój  

Jej głód  

przemieniał się w moją sytość  

Matka zwyciężała rozpacz  

abym ja był szczęśliwy  

zawdzięczam Jej  

wszystko co dobre  

nawet śmierć

 

 

List do matki  

 

moja matka miała przepis  

na dobroć i na troski  

umiała haftować uśmiech  

 

napisałem do niej list  

tak chciałbym ją zobaczyć  

w niebie na brzegu światła  

gdzie robi dla mnie szalik  

 

...  

 

na harfie miłości  

wygrała moje życie  

 

na strunach serca  

wtórowała pieśni  

 

w Jej oczach nadzieja  

krople łez jak perły  

 

Ona trzymała mnie w ramionach  

jak słońce  

 

 

...  

 

wypatruję wciąż Ciebie  

jak pustynia kropli deszczu  

wśród żywiołu oceanów  

w kwitnącej róży ognia  

 

w szalejącym wichrze  

Matko  

wierzę że z obłoków  

uśmiechasz się do mnie  

widzę jak drży Twoja ręka  

spopielona czasem  

Matko  

schodząca wśród błyskawic  

trzęsień ziemi  

wierzę iż przychodzisz  

między żywiołami  

 

PAMIĘTAM  

 

przed każdym zagrożeniem  

spokojnie się uśmiechałaś  

nie było we mnie lęku  

choć ziemia drżała  

tyle w tobie dobroci  

którą zapamiętałem  

jak niebo  

w orlich skrzydłach   

      ***   

. . .

przy stwarzaniu żywiołów  

stała moja Matka  

przymierzała życie  

do pragnień  

 

zapamiętałem wicher  

tańczący w oceanach  

ziemię w ogniu błyskawic  

 

widziałem ręce Pana  

które trzymały niebo  

 

...

przeistoczona w światło  

w obłoku nadwidzenia  

promieniuje dobrocią  

 

między barwami kwiatów  

a oddechem poranka  

pozostał Jej uśmiech  

 

między tarczą słońca  

a milczeniem kamieni  

słowa  

 

...  

 

każdym wierszem  

wybrana z tęczolinii   

 

Matko wpisana w kwiaty  

promieniami słońca  

 

nie wygrana  

nawet nadziemską pieśnią  

 

pogodna uśmiechem  

jak maje na łąkach  

 

Matko podobnie brzmiąca  

w każdym sercu  

 

 

MATKI W KWIATACH  

 

matki całego świata  

jak Mojry  

czuwają na kolanach  

z naręczami dobroci  

 

matki w kwiatach  

przy milczących mogiłach  

podtrzymują niebo  

niegasnącą miłością  

 

...  

 

w radości pierwszych słów  

Mamo  

na skrzyżowaniu dróg  

w piętrzącym się bólu  

i strugach łez  

bez światła na rozdrożach  

powracamy do Ciebie  

Mamo  

kiedy już czas zasklepił  

nasze spotkania  

i wszystkim jest najlepiej  

otwierać własny dom  

nie można nie przywołać  

Twojego nieba  

Mamo  

 

 

Nigdy   

 

Twoja twarz we mnie nie wygasła  

przejdę wszystkie tunele nocy  

i zakamarki dni  

aby odnaleźć Twoje oczy  

 

w Tobie moje czuwanie  

 

 

 

 

MODLITWA O CHLEB  

 

nie lękajcie się ptaki  

chleba naszego nikt nam nie zabierze  

 

spójrz Panie na widmo głodu  

i nie dopuść gniewu  

za oknem zostawiam nienawiść  

w ogrodzie zerwane jabłko  

 i twoje przebaczenie  

 

nie zapomnij Panie o chlebie  

dla ocalenia ziemi  

usłysz wołanie z księgi  

otwartego życia  

 

 

W zadumie  

 

czy mogę nazwać Cię  

milczeniem  

skoro nawiedzasz mnie  

cierpieniem  

gdybym odnalazł Ciebie  

w poezji  

to trudno byłoby mi  

uwierzyć  

jeżeli światłem jesteś  

i nocą  

dlaczego chowasz się  

moim oczom  

jeśli dla Ciebie tylko  

proch znaczę  

to wstając z prochu

jeszcze  zobaczę  

 

Modlitwa o milczenie   

jak trudno znaleźć  

siebie  

w sobie  

stąd podnoszę słowa  

 

ocal we mnie Panie  

milczenie  

i naucz mnie bezsłowia  

 

 

Wrócić  

 

wczoraj nie miałeś jeszcze zdania  

po której stanąć stronie  

jakie dla siebie wybrać kwiaty  

przy rosnącej nadziei  

 

w oczach ponownie uśmiech  

wzeszło oczekiwane jutro  

a pod drzwiami przykucnęła  

chwila ostateczna  

 

popatrz to ziemia kradnie ciało  

i proch kwiatem ściele  

jeden pozostał tobie wybór  

przed oczy wrócić Pana

 

6 06 1988 r.

 

 

 

Stefan Kardynał  

 

w muzyce była jego radość  

jego pierwsze kroki do Matki  

i w Niej jego zwycięstwo  

nigdy w Nim nie gasło  

szlachetne cierpienie  

 

gdyby potrafił wam powiedzieć  

o płomiennej miłości  

to byłoby już wszystko  

przestał być tym kim był  

i stał się sobą w Tobie  

Matko  

 

 

ROZMOWA Z BOGIEM  

 

Boże Ty jesteś światłem  

kształtujesz każde słowo  

 

ja tylko głową  

podtrzymuję niebo  

 

lecz kiedy Ty się rodzisz  

pochylam się ku ziemi  

 

Panie ja w Twoim blasku  

stałem się więźniem nocy  

 

Twoja miłość jest dla mnie  

do końca niepojęta  

 

wolę pozostać niemy  

by zdać ustny egzamin  

 

x x x

 

światło we mnie jest inne  

spójrz jak ono się spala  

igrałem z Tobą tak niewinnie  

czy to Cię nie zniewala?

MODLITWA  

 

naucz mnie mówić Boże  

jestem ubogi w słowa  

 

skoro trzeba odchodzić  

musi być jakaś droga  

 

jesteś światłem dlatego  

nie mogę Ciebie widzieć  

 

naucz mnie dziś milczenia  

miłości w każdym słowie  

 

czas nie jest miarą życia  

 

...  

 

Boże zamknięty w księgach  

Boże zapomniany  

jaki jesteś naprawdę  

 

światło ciemności  

przyjdź do domu mego  

 

 

POD OSŁONĄ NOCY  

 

wiedziałeś o mnie wszystko  

kiedy do Ciebie nocą  

przychodziłem ukradkiem  

jak Nikodem z wyznaniem  

nie  

nie trzeba słów Panie  

z kropli rosy jak dziecko  

na nowo powstanę  

 

 

ROSNĘ W NIEZNANE  

 

dziwisz się że powracam  

z obciętymi skrzydłami  

to Anioł mnie opuścił  

teraz rosnę w nieznane  

 

przed Panem  

 

WIOSNA  

 

cisza wiosny już dzwoni  

skrada się pocałunkiem  

nie zabraniaj mi panie  

całować ciemności  

 

 

 

PIEŚŃ O PTAKACH

 

przy zamkniętych powiekach

przenosimy się w góry

przed nami ptaki

niosą chwałę Boga  

w pieśni niepodzielnej

 

wiatr odblaskuje skrzydłami

pod nimi tylko klęknąć

 

 

MOTTO  

 

Bóg który jest  

schodzi do człowieka  

w milczeniu gór  

 

człowiek nieustannie  

wspina się na spotkanie  

 

 

 

GÓRA ARARAT  

 

na fundamencie ziemi  

osiadła w milczeniu  

nim jej szczyt osłoniła  

arka nadziei  

 

pod łukiem tęczy Jahwe  

z Noem zawierał przymierze  

góry na to powstały  

by dotrzymać umowy   

GÓRA HERMON  

 

stoi jak panna młoda  

z białym czepkiem śniegu  

okryta welonem mgły  

chwali swojego Boga  

 

pieśnią wiatru  

rwącymi potokami  

hukiem lawin  

i milczeniem gwiazd  

 

góro odbita w tafli  

jeziora Genezaret  

świątynio moich marzeń  

domie pogody  

 

góry zawsze mnie uczą  

pokornego wyznania  

nade mną jest niebo  

wystarczy odbić się w nim  

 

 

GÓRA SYNAJ

 

stąd oglądanych wschodów

nie można zamknąć w słowach

ani spotkania z Mojżeszem

opowiedzieć zwyczajnie

 

dwie kamienne tablice

podniósł jak zapis czasu

ale zobaczył lud swój

tańczący przed bałwanami

 

a gniew Mojżesza jak kamień

pękł u stóp Synaju

została tylko łaskawość Jahwe

 

 

GÓRA TABOR

 

zalana błyskawicą

przyklękła w świetle nieba

kiedy Bóg swe oblicze

odsłonił człowiekowi

 

Pan na szczycie  miłości

zapowiedział znak krzyża

góra zastygła w trwodze  

mojego serca

 

tyle razy słyszałem

Boże

 

 

DLACZEGO GÓRY

 

choć zapatrzone w niebo

klęczą przed Tobą Panie

dlaczego te wybrałeś

na spotkanie z człowiekiem

 

 

 

GÓRA KUSZENIA

 

na jej szczycie Diabeł

chciał oddać Jezusowi  

królestwa tego świata  

 za jeden pokłon

 

Aniele stróżu gór  

czuwaj na miarę Boga

 

 

W GÓRACH

 

góry są ponad wszystko

posłucham ich w milczeniu

Panie tu Twoje serce

zadrżało przed cierpieniem  

 

w górach wołanie Jahwe

i wiara Abrahama

popatrz drogi Jezusa

w górach niosły zbawienie

 

nie staraj się uciekać

góry nigdy nie kłamią

każda z nich jest jak ramię

Boga

 

 

GÓRA MORIA

 

jest jakby ołtarzem

ofiary Abrahama

u jej stóp przystanął wiatr

milcząc kroplami łez

 

niebo rozpina całun

nad ofiarą syna

ale Anioł wstrzymał

ostatni gest

 

 

     

NOWY SYJON

 

ta góra ponad wszystkie

wyrosła jak świątynia

której Arka Przymierza

zamyka chwałę Jahwe

 

moja pieśń milknie  

 

 

W nadziei

 

góro  

nie zawodzisz człowieka  

kiedy wspina  się wyżej

czekasz

 

 

Nic bez miłości  

 

nakreśliłeś mi drogę  

Panie  

dlaczego zwątpiłem  

 

obok mnie  

piętrzy się cierpienie  

wspinam się na Golgotę  

 

do Ciebie Panie  

 

 

Na zboczach  

 

na zboczach gór wiatr  

igra jak dziecko promieniami  

 

przestrzeń nieba poszyta  

otuliną światła  

 

Bóg ramionami błyskawic  

mocuje się ze słońcem  

 

 

Góry   

 

góry jak ołtarze  

przyobleczone w słońce  

 

orły  

niosą pod obłoki  

moją ofiarę światła  

 

  x x x   

 

dziecko patrzy w słońce  

za odchodzącą matką  

wezmę na siebie ciężar  

do czasu wyciszenia  

zabawek

   

 

 

    

Kwiaty dzieciństwa  

   / Oldze/  

 

kwiaty w twoim ogrodzie  

dojrzewają w uśmiechuh   

jak w pierwszym promieniu  

w gniewnym płaczu  

u brzegu dzieciństwa  

 

znalazłem twoją wielkość  

i słońce  

przed moim zachodem  

 

 

  1 vI 1979 r.

 

DZIELNICA JEŻYCE  

 

Proszę pana! Proszę pana!  

Jerzyk mieszka na Jeżycach!  

Tam mieszkała moja mama.   

Na Jeżycach? Skąd ta nazwa?  

 

Czy tam było dużo jeży?

Czy jeżyły swoje kolce?

Może nazwa ta od jeżyn?

Nie wiem, jestem jeszcze brzdącem!

 

 

   

NIEZWYKŁA NOC  

 

dzieci wypatrują gwiazdy  

w niebie duży zament  

Syn Boży szuka domu  

 

na ziemi śpiew aniołów  

i czas przemalowany  

noc pierwszych kalendarzy  

 

serce z lękiem wciąż bije  

w świetle niezwykłej gwiazdy  

niosę ludziom kolędę  

 

 

W  PRAWDZIE  

 

widzę jak twoje oczy  

patrzą światłem nadziei  

 

twoje usta zwyczajnie  

mówią słowa ojczyste  

zawsze jasno się śmieją  

 

twoje serce nie kłamie  

widzę jak kroplą rosy  

w blasku słońca zakwita  

 

Madzi Buczek   

Poznań 27. 12. 1996 r.  

 

ŚRODEK WODY  

 

szukając nożem  

środka wody  

schodzimy ciągle  

po wielkiej ścianie  

śmierci  

 

trącając fale  

oddalamy się  

od rdzenia  

który nie istnieje  

 

 

SZKOLNA TABLICA  

 

nasycona czernią  

do smutku  

do nagości  

do białych żył  

kredy  

do kruchości  

myśli skamieniała czerń  

tablicy  

staje się odbiciem  

przenoszonego  

światła

 

 

O LUDWIKU BRAILLEU  

 

krew z krwi syn rymarza  

wabi go barwna przygoda  

ostrzy szydło  

którym do ostatniej kropli  

wypija światło źrenic  

 

i w głębi niewidzenia  

otwiera świat  

ukryty w sześciu punktach  

alfabetu  

 

ULICE  

 

nad przepaścią piwnic  

jak struny skrzypiec  

napięte ulice  

na których tarcze kół  

wygrywają prędkość czasu  

 

na czarnym lustrze  

asfaltu  

wystyga żar słońca  

 

ulice  

dziesiątki ulic  

mają swoje nazwy  

numery  

historie

 

tu przenosimy każdy dzień  

tu chodziłem do szkoły  

tu padł mój brat  

a przy tej mieszkam  

 

nową jeszcze utkamy  

z włókien żył  

którą przejdziemy  

w jutro  

 

   NA DWORCU  

 

ludzie w pośpiechu niosą troski  

przy bufecie mężczyźni  

przelewają kufle piwa  

 

na peronach ustało  

sapanie  

kobiety giną w tłumie  

rano i wieczorem  

 

emeryt śpieszy do wnuka  

a staruszka z kwiatami  

stoi pod megafonem  

uwaga uwaga  

 

na dworcu czeka  

człowiek  

 

 

OCALENIE  

 

nie jest człowiekiem z marmuru  

ni symbolem posłania  

nie jest głosem podniebnym  

ani Orfeuszem  

jest znakiem ocalenia własnych rąk  

które nie mogą stawić kropki  

jest znakiem widzenia  

wypalonymi źrenicami  

zmagań  

komu o tym wszystkim mówić  

ludziom bez rąk

bez nóg  

to oni niosą ciężar tego świata  

a on  

Michał  

zapala uśmiech  

 

Michałowi Kaziowowi  

1 marca 1981 r.

 

 

SPOTKANIE ZE ŚMIERCiĄ   

 

przychodzisz ciszej  

od promieni słońca  

milczeniem dajesz znak  

 

nikt nie opisze  

twojego spojrzenia  

gdy zimnym potem  

spalasz myśli  

 

nie zabieraj zabawek  

dzieciom  

nie gaś uśmiechu  

 

niech nasze spotkanie  

będzie początkiem światła  

 

Janowi  

8 vI 1974 r.

 

 

Spotkanie ze śmiercią [II]

 

przychodzisz często  

bez twarzy  

w długich alejach  

bandaży  

wpijasz się bólem  

do szpiku  

dojrzewasz we łzach  

i krzyku  

by wejść na wzgórze  

bezsłowia  

 

 

Atom  

 

czai się we mnie jak sen  

pełen niepokoju  

choć większy jest od światła  

lękam się jego  

wygasania  

w kikutach pokoleń  

 

 

Tamara  

 

przychodzisz do mnie jak sen  

długowłosa  

bezpłomiennie  

zapalasz pożądaniem  

 

każdym oddechem  

każdą falą  

krwi  

wpijasz się we mnie  

niedosytem  

do chwili spięcia  

które nastąpi  

nie  

jeszcze nie  

niech trwa  

 

 

W milczeniu  

 

nasze usta uparcie   

zapalają płomień  

trudno zatrzymać tętno  

wezbrane fale myśli   

językowi brak słów  

nie  

nie trzeba wołania  

w milczeniu  

powtarzamy siebie  

 

 

Elżbiecie

maj 1983 r.

 

 

W ZIELENI  

 

widzę jak zamyślona  

w ogrodzie światła  

stoisz pod drzewem słońca  

okryta promieniami  

 

w cieniu niebieskich źrenic  

odgadłem Twoje imię  

las pochylony  

w tysiącach srebrnych igieł  

 

w Twoich dłoniach iskrzenie  

 

Zaniemyśl ,20 maja 1996

 

 

...  

 

dziwimy się sobie  

szeptem  

powiedzianym wczoraj  

noc okryła ciała  

ptak siadł między nami  

sen z którego jutro  

zbudzimy się rano  

 

O POEZJI  

 

nie lękajcie się wierszy  

starych znajomych  

na nowo spiętrzonych słów  

 

poeci w milczeniu  

zapisują wasze  

przemijanie  

 

nie uciekajcie przed poetami  

w Nowym Mieście  

 

Nowe Miasto 2 maja 1984 r.

 

 

 

 

O WARTOŚCI SŁÓW  

 

słowom potrzeba  

odkupienia  

w pustym brzmieniu  

potaniały myśli  

wołam o powrót  

do znaczenia  

 

 

ZIARNO  

 

nie z przypowieści  

wyrosło  

do kamieni żaren  

tylko z kropli potu  

smakiem chleba  

 

   

ŻOŁNIERZ Z KATYNIA

 

Matko Boska Katyńska  

zakneblowana jak moje usta  

i ten bełkot w bezsłowiu  

i ta śmierć najbardziej głucha  

 

przemów brzozo pochylona  

nad moją mogiłą  

byłaś jedynym świadkiem  

 

przemów  

nim zwalą cię na ziemię  

nim zbudzą się kamienie  

 

 

JACEK  

 

kiedy dano mi życie  

w łonie pod sercem matki  

komuś przyszło do głowy  

przerwać ten piękny czas  

 

nie mogłem zobaczyć  

nawet promienia słońca  

ani pieszczoty matki  

odczuć choć jeden raz  

 

moja bezradna dusza  

błąka się w gąszczu nocy  

tylko Pan może kiedyś  

zdjąć winę z dorosłych  

 

 

ŚLEPY GRAJEK  

 

dawniej grałem na gitarze  

raz na siostry weselu  

i na wiejskich zabawach  

dzieci słuchały moich pieśni  

o powracającym Odysie  

i o upadku Troi  

 

chodziłem z przewodnikiem  

sam doszedłem na Olimp  

 

 

URZĘDNIK  

 

teraz staję przed biurkiem  

i czekam przeznaczenia  

lewica czy na prawo  

sędzia wpisze mój wyrok  

 

kiedyś to ja pisałem  

i miałem uprawnienia  

to były tylko słowa  

dziś nie ma nawet cienia  

 

po moim życiu  

 

 

KRZYŻE KATYNIA  

 

brzozo pęknięta z bólu  

klęczysz przy ich mogile  

brzozo śmierci cierpliwa  

nie opuszczasz swych ramion  

brzozo krzyżem zmęczona  

wiecznie milczysz  

jak Oni  

 

brzozo  

 

 

 

OKIEM ZIEMI  

 

ludzie bez oczu idą śmiało  

nie klękają przed światłem  

okiem ziemi mierzą czas  

do potęgi widzenia  

 

 

WODA  

 

w niej zatopione gwiazdy  

i las rozkołysany  

z ciemnego dna bije  

widmo milczenia

 

 

GŁUCHONIEMI  

 

jak im powiedzieć słowo  

idą pełni milczenia  

gestami rąk wabią oczy  

niewypowiedziane myśli  

 

umarłe usta krzyczą  

 

KIEDY OPUSZCZASZ DOM

 

przed tobą ogrom świata  

rzeki gubią się w morzach  

w pustynnych piaskach ginie wiatr  

i dalej głucha cisza  

na końcu twego celu  

 

DO RÓŻY  

 

skąd w tobie tyle piękna  

pozbawiona widzenia  

nie możesz widzieć siebie  

 

niech moje palce jak źrenice  

napełniają się światłem  

różo piękna po brzegi  

i niepodzielna  

 

 

 

JAKA JESTEŚ NAPRAWDĘ  

 

śmierć to brzmi ostatecznie  

jaka jesteś naprawdę  

rodzisz się z rodzącymi  

lub jak światło trwasz wiecznie  

 

może jesteś początkiem  

pustym brzmieniem w nadziei  

nie masz w sobie uśmiechu  

nie masz chlubnych ołtarzy  

 

nikt cię w dom nie zaprasza  

biel twych kości przekwita  

jaka jesteś naprawdę  

tyle w nas lęku pytań  

 

 

NARODZINY KAMIENI

 

przy ich narodzeniu

była tylko matka-ziemia

 

rodząc się nie krzyczały

krwawiły

 

 

 

ZIEMIA  

 

z uporem oczekuje moich kości  

miliony lat  

tańczy przed słońcem  

wypełniona po brzegi  

prochami

 

 

WESTCHNIENIE

 

ciszej od szelestu traw

spadło z serca  

ach

nikt nie usłyszał

wysychającej rzeki  

jak ostatniej kropli

z mojego oka  

 

 

W RAJU

 

twoja nagość

była przed słowami

nim drzewo wiadomości  

zakwitło pożądaniem

 

 

NIEDOPATRZENIE

 

przypominamy niebu  

człowiek nie schodzi z ziemi

może Bóg nie dopatrzył

 

 

GŁOS O CZŁOWIEKU  

 

z drabiny Jakubowej  

chciał zobaczyć drugą stronę  

życia  

 

poznał najpiękniejszy zawrót głowy  

 

 

 

DWIE MARIE  

 

rano niosą pogodę  

oddech ma jasność słów  

wieczorem swe zmęczenie  

kładą na kolanach  

 

w nocy jak Mojry czuwają  

wiedzą o tym dzieci  

 

 

Dwie Marie w Grodzisku  

o których nie wiesz  

 

 

Grodzisk, 18 II 1991 r.

   

 

PIEŚŃ O ÓSMYM DNIU  

 

po stworzeniu świata  

nadszedł czas odpoczynku  

na kolanach dzień ósmy  

podniósł głowę jak człowiek  

 

pod niespokojnym niebem  

napełniano ziemię  

lecz dzień ósmy półtonem  

zakłócił czas harmonii  

 

złamano liczbę siedem  

 

...  

 

góry są nieugięte

uczą nas cierpliwości

stoją jak drogowskazy

na drodze do wieczności

 

 

 

    

POKRZYWA  

 

zawstydzona  

wyczekuje pod płotem  

pochyla się  

zapachem cierpienia  

 

pokrzywa na wagę nadziei  

z boskim wywarem ulgi  

w aptece "Pod Różami"

 

W KOSZUTACH  

 

Popatrz, tak blisko Środy,  

w Koszutach trzy wiatraki  

przykucnęły przed wiatrem,  

z napiętymi skrzydłami.  

 

Obok dworek szlachecki  

stoi pełen historii,  

zapach kwiatu z kasztanów,  

ściana dzikiego wina.  

 

Pod którym wśród zieleni  

rozbawieni poeci  

jedli drożdżowy placek  

w ramach "Wiosny Poetów".  

 

Lecz wiatrak nie wytrzymał,  

porwał mnie swoim skrzydłem.  

Ze mną ciebie, dziewczyno,  

do spełnienia.  

 

24 maja 1996 r.

 

 

NA OŁTARZU ZIEMI  

 

między źródłem życia  

 a chichotem śmierci  

tańczą żywioły  

 

 

Alfabetyczny spis utworów  

    

Akacje                                                                 87                                                                                      

Atom                                                                 145                                  

Barwa cienia                                                       16                                                                                                  

Beze mnie                                                           49                                                                                        

Biała laska                                                          38                                                                     /Boże zamknięty w księgach/                           113                                                   

Cisza                                                                   25                                                                                       

/ czteronogi przyjaciel/                                       17                                                                 Czyumiemwybierać                                            80                                                                                                      Dlaczego góry    123

Dlaczego piszę    79  

Do K.    67  

Do kamienia    83  

Do róży  162  

Do wspólnego podziału    34  

Dusi oko    29  

Dwa ptaki    68  

Dwie Marie  170  

Dwie twarze    61  

/ dziecko patrzy w słońce/  132  

Dzielnica Jeżyce  134

/ dzień strumieniem ognia/    33  

/ dziwimy się sobie/  149  

           Epitafium ojca                91

           Głos o człowieku                  169  

           Głuchoniemi  160  

           Góra Ararat  119

           Góra Hermon              120

           Góra kuszenia              124  

           Góra Moria  126  

Góra Synaj  121

Góra Tabor  122  

Góry  131

/ góry są nieugięte/  172  

 I było światło    36

/ inny jest świat/                20  

 Jacek  154

Jak dziecko    88

Jak w lustrze    54  

Jak zostałem poetą    50   

Jaka jesteś naprawdę              163  

 / każdym wierszem/                                        101  

Kiedy opuszczasz dom  161  

Krzyże Katynia  157

Kuźnia    15

Kwiaty dzieciństwa                                          133  

Lampa                            23

Lęk    76  

List do matki    95  

  / majestatycznie szedł/    90

Matka    92  

Matki w kwiatach  102  

Mądrości moja    70  

/ miałem szczęście być w górach/    77

/ między twoją dłonią/           22  

Milczenie    74

Miłość    66  

Modlitwa  112

Modlitwa o chleb  105   

Modlitwa o milczenie              107  

Moi nauczyciele    46  

Motto  118  

Może to światło    60  

            Na brzegu światła    63

Na dworcu              141

/ na harfie miłości/    96  

Na ołtarzu ziemi  175  

Na zboczach              130  

Narodziny kamieni              164  

Nasze trwanie                            65

/ nawet tarczą słońca/                14

Nic bez miłości  129  

Nie dla mnie    56  

Nie odpłynie    52  

Nie ujdę    86  

Nie znaczy                12  

Niedopatrzenie  168  

Nie zwykła noc  135   

Nigdy  104  

Nikomu    64  

Nowy Syjon  127  

O Ludwiku Braille u  139

O poezji  150  

O starym pługu    28  

O wartości słów              151

/ obudziłem się na dnie rzeki/    21  

Ocalenie              142  

Ocalić tak niewiele                55  

Okiem ziemi  158  

Pamiętam                                                            98                                              

Pieśń o ósmym dniu                                          171                                                                                              

Pieśń o ptakach                                                 117                                                                  Pod osłoną nocy                                                114                                                                       

/ pod zżółkłą korą powiek/                                 18                                                                                                

Pokrzywa                                                          173                                                                         

Poprosiłem                                                        81                                                                                                                 

Powróci                                                          69                                                

Prawdziwy twój sen                                            39                                                                         

/ przeistoczona w światło/                                100                                                                 

Przez telefon                                                       31                                                                       

/ przy stwarzaniu żywiołów/                               99                                                  

Przysięga                                                             71                                                                                 

            Psalm z ostatniej drogi                                        93                                         

/ pytasz o barwę róży/                                         30                                                                                   

Rosnę w nieznane                                             115                                                           

Rozmowa z Bogiem                                         110                                                      

Róża                                                                  84                                                                                           

Sam w sobie                                                    43

Serweta                                                               24                                                                                           

/ słońce ukazało/                                        32  

Słowem - światłem                                        73  

Spotkanie ze śmiercią                          143  

Spotkanie ze śmiercią II                          144  

Stefan kardynał                                      109  

Szkolna tablica                                                  138   

Ślepy grajek                                                  155

środek wody                                                  137  

Świat na wiarę                                        19  

Światło                                                    82  

/ Światło we mnie jest inne/                              111  

Tam gdzie ojców dom                            45  

Tamara                                                  146  

Ten sam                                                    89  

/ twoje częste upadki/                                        59  

Twoje dłonie                                                    75  

 

Ulice                                                              140  

Urzędnik                                                  156  

/ utkwiłem kulą/                                        27

W czasie                                                    53

W górach                                                  125  

w Koszutach                                                  174  

W milczeniu                                                  147  

W nadziei                                                  128  

W oku dnia                                                    37  

W prawdzie                                                  136

/ w radości pierwszych słów/                          42  

W raju                                                              167  

W samym środku                                        58

/ w tym domu czeka się/                                     51  

W zadumie                                                  106  

/  w zastygłej czerni oka/                            41  

/ w zawiei woskowego ciała/                              13  

W zieleni                                                  148  

/ wchodzę w świat kamienia/                            42

Westchnienie                                                  166  

Więksi o światło                                                 11

Wiosna                                                              116  

Woda                                                              159  

Wołanie                                                    44  

Wrócić                                                  108  

Wspomnienia z młodości                            26  

Wybrałem tylko uśmiech                            85  

/ wypatruję wciąż ciebie/                            97

Wyznanie                                                    57  

 / z ciemności budzi się/                            48  

/ z najdalszej dali/                                        94  

Z uporem                                                    72  

za dużo na jedno życie                            47  

zakwitanie                                                    31  

Zapamiętałem jodły                                            62                                                               

Ziarno                                                               152                                                                                           

ziemia                                                               165                                                                                             

Źródło                                                                 35                                                                                                                                                                                                                                                                 

Żołnierz z Katynia                                            153                                                  

            Żonie                                                                   40                                                                                           

 

 

     

Spis treści  

 

            Wstęp                                                                5  

            Więksi o światło                   11   

            Nie znaczy                                             12   

            / w zawiei woskowego ciała/                             13   

            / nawet tarczą słońca/                          14   

           Kuźnia                                                             15   

           Barwa cienia                                    16  

/ czteronogi przyjaciel/                        17   

/ pod zżółkłą korą powiek/                        18   

Świat na wiarę                                           19   

/ inny jest świat/                                       20   

/ obudziłem się na dnie rzeki/    21  

/ między Twoją dłonią/    22  

Lampa    23  

Serweta    24  

Cisza    25  

Wspomnienia z młodości    26  

/ utkwiłem kulą/                27  

O starym pługu    28  

Dusi oko    29  

/ pytasz o barwę róży/    30  

Zakwitanie    31  

/ słońce ukazało/    32  

/dzień strumieniem ognia/    33  

Do wspólnego podziału    34  

Źródło                35  

I było światło    36  

W oku dnia    37  

Biała laska    38  

Prawdziwy twój sen               39  

Żonie 40  

/ w zastygłej czerni oka/ 41  

/ wchodzę w świat kamienia/ 42  

Sam w sobie                           43  

Wołanie 44  

Tam gdzie ojców dom 45  

Moi nauczyciele 46  

Za dużo na jedno życie 47  

/ z ciemności budzi się/   48  

Beze mnie 49  

Jak zostałem poetą 50  

    / w tym domu czeka się/    51  

Nie odpłynie 52  

W czasie 53  

Jak w lustrze 54  

Ocalić tak niewiele 55  

Nie dla mnie                         56

Wyznanie 57  

W samym środku 58  

/ twoje częste upadki/ 59  

   Może to światło                60  

Dwie twarze 61  

Zapamiętałem jodły 62  

Na brzegu światła 63  

   Nikomu                64  

   Nasze trwanie    65  

   Miłość                66  

   Do K.    67  

   Dwa ptaki                68  

   Powróci                69  

   Mądrości moja                            70  

Przysięga                71  

Z uporem                72  

Słowem - światłem                73  

Milczenie    74  

Twoje dłonie                75  

Lęk                76  

/miałem szczęście być w górach                77  

Przez telefon                78   

Dlaczego piszę    79

Czy umiem wybierać                80

Poprosiłem                81  

Światło    82  

Do kamienia                83  

Róża                84  

Wybrałem tylko uśmiech    85  

Nie ujdę    86  

Akacje    87  

Jak dziecko    88  

..          Ten sam                                              89  

/majestatycznie szedł/                   90  

Epitafium ojca                                       91  

Matka                                    92

Psalm z ostatniej drogi                  93  

/ z najdalszej dali/                94  

List do matki                95  

/ na harfie miłości/    96   

wypatruję wciąż Ciebie/    97  

Pamiętam    98  

/ przy stwarzaniu żywiołów/    99   

/ przeistoczona w światło/  100  

/ każdym wierszem/  101  

Matki w kwiatach  102  

/ w radości pierwszych słów/  103  

Nigdy  104  

Modlitwa o chleb  105  

W zadumie  106  

Modlitwa o milczenie  107  

Wrócić  108  

Stefan kardynał  109  

Rozmowa z Bogiem  110  

/światło we mnie jest inne/        111  

Modlitwa  112  

/ Boże zamknięty w księgach/              113  

Pod osłoną nocy  114  

Rosnę w nieznane  115  

Wiosna  116  

Pieśń o ptakach                                      117                                                                   

Motto  118  

Góra Ararat  119  

Góra Hermon              120  

Góra Synaj  121  

Góra Tabor  122  

Dlaczego góry        123  

Góra kuszenia              124  

W górach  125  

Góra Moria  126  

Nowy Syjon  127  

W nadziei  128  

Nic bez miłości  129  

Na zboczach                                                  130  

Góry              131  

............  

/ dziecko patrzy w słońce/              132  

Kwiaty dzieciństwa  133  

Dzielnica Jeżyce  134  

Niezwykła noc  135  

W prawdzie  136  

Środek wody  137  

Szkolna tablica  138  

O Ludwiku Brailleu  139  

Ulice                140  

Na dworcu              141  

Ocalenie                142  

Spotkanie ze śmiercią  143  

Spotkanie ze śmiercią II              144  

Atom  145  

Tamara  146  

W milczeniu              147  

W zieleni  148   

/ dziwimy się sobie/  149  

O poezji  150  

O wartości słów  151  

Ziarno  152  

Żołnierz z Katynia                 153  

Jacek  154  

Ślepy grajek              155  

Urzędnik  156  

Krzyże Katynia  157  

Okiem ziemi  158  

Woda                                 159  

Głuchoniemi                          160  

Kiedy opuszczasz dom                 161   

Do róży  162  

Jaka jesteś naprawdę  163  

Narodziny kamieni  164  

Ziemia                                          165   

Westchnienie  166  

W raju    167  

Niedopatrzenie              168  

Głos o człowieku  169  

Dwie Marie  170  

Pieśń o ósmym dniu  171  

/ góry są nieugięte/  172  

Pokrzywa  173  

W Koszutach              174  

Na ołtarzu ziemi  175    

Alfabetyczmy spis utworów        177  

Spis treści                                                         183

 

ISBN 83-7015-415-8

 

 

 

Księgarnia Św.Wojciecha-

Poznań

Wydanie pierwsze

Skład, druk, oprawa  

Drukarnia Św. Wojciecha

60-245 Poznań,

Ul. Chartowo 5

Zam. 20/98