Bąk zajmuje wśród współczesnych poetów polskich stanowisko z pewnością odosobnione. Namiętne, żeby nie powiedzieć maniackie, umiłowanie przyrody, wyraźna niechęć do dzisiejszej zmechanizowanej cywilizacji, ciągłe metafizyczne kłopoty, wszystko to może czynić go pisarzem szczególnie komuś bliskim, może też równie dobrze oddalać go od czytelnika. Ale jedno jest pewne: te dwa tomiki wierszy zostaną w literaturze jako świadectwo pięknego talentu i pięknej samotnej duszy.

 

  "Verbum" nr 1-1936

 

  2. Listy od przyjaciół i znajomych (fragmenty)

 

  Od ks. Prymasa, Stefana Kardynała Wyszyńskiego

 

  Po samobójczej śmierci brata, Jana Lechonia:

 

  Bardzo drogi Zygmuncie,

 

  Odprawiłem Mszę św. za poetę, Jana Lechonia, i ufam spokojnie, że dobry Bóg da mu, jak Hijobowi - wszystkiego siedmiokroć. Przecież pozwolił ongiś nieprzyjaznemu, by uderzył Ciało Hijobowe, ale do duszy prawa nie dał. Ufajmy, że z tej strasznej męki życia dusza wyrwała się z tęsknotą za prawdziwym Ojcem.

  Bardzo Ci dziękuję za wierne modlitwy. Dzięki nim stoję mocno na wyznaczonym mi przez Boga posterunku. Oddaję Cię Dziewicy Wspomożycielce i z serca błogosławię.

 

  Komańcza, 1 VIII 56

 

  Stefan Kardynał Wyszyński

 

  Na imieniny:

 

  2 maja 1959 r.

 

  Drogi Zygmuncie, przesyłam Ci braterskie życzenia na dzień Twego Patrona i błogosławię.

 

  Stefan Kardynał Wyszyński

 

  Z Rzymu

 

  27 listopada 1965

 

  Drogiemu Zygmuntowi przesyłam pozdrowienia z auli soborowej. błogosławię Go całym sercem.

 

  Stefan, Kardynał

 

  Od ludzi literatury

 

  Marian Toporowski, wydawca pierwszego po wojnie zbioru poezji Jana Lechonia - olśniony Rzymem:

 

  Drogi Panie Zygmuncie.

 

  Już 3 tygodnie jestem za granicą (...). Olśnienie, oszołomienie, męczenie (...). To wspaniałe - ale są i ciemne strony. Mieszkać tu - nie mógłbym. Veni, vidi - jak wrócę, opowiem! (...)

  Ściskam Pana

 

  Paryż, lipiec 1957

 

  ks. Jan Twardowski:

 

  9 stycznia 1960 r.

 

  Drogiemu Panu przesyłam wiele pozdrowień, modlę się w intencji Pana, Jestem bardzo blisko przy Panu całym sercem. Więcej myśli niż słów łączę.

  Ze słowami wdzięczności

 

  Jan Twardowski

 

  Jerzy Zawieyski

 

  22 maja 1961

 

  Drogi Panie Zygmuncie, (...) Zawsze Pan jest dla mnie kimś bardzo bliskim i drogim (...)

 

  Jerzy Zawieyski

 

  Od wizytatorów z Kuratorium Warszawskiego

 

  Życzenia świąteczne:

 

  23 grudnia 1960

 

  Drogiemu i serdecznemu Przyjacielowi dużo wdzięczności za pamięć i życzliwość wraz z najlepszymi życzeniami zdrowia i wszelkiej pomyślności z okazji Świąt i Nowego Roku. Szczerze oddani

 

  W. Głuszczak

  H. Kalicińska

 

  Dziecięca kartka imieninowa:

 

  2 maja 1967

 

  Oda kwiatka do Panemeryta

 

  Czemu na buzi masz uśmiech szczery?

  - Bo jesteś wesół jak Panemeryt.

  A czemuś właśnie dziś rozkwitał?

  - Na imieniny Panemeryta.

  Co twoją dumę dzisiaj stanowi?

  - Że będę pachniał Panemerytowi.

  Jak tulipanku go dziś powitasz?

  - Ja? Ucałuję Panemeryta.

 

  Miej dużo szczęścia przez całe życie, nasz bardzo drogi Panemerycie. Takie są dzisiaj życzenia nasze, które składają:

 

  Wojtuś, Łukaszek

  Święciccy]

 

  Z okazji pobytu w szpitalu:

 

  3 lipca 1963

 

  Kochany Kolego! Proszę łaskawie przyjąć moje gorące współczucie w znoszonych bólach szpitalnego klimatu. Całym sercem jestem przy Was i tak bardzo, bardzo życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Pięknie pozdrawiam i mocno dłoń ściskam

 

  W. Tłuszczak

 

  Od współtowarzyszy szpitalnych niedoli:

 

  10 czerwca 1963

 

  Przypominam się Panu, chory ze szpitala na Lesznie sala nr 5. (...) Bardzo Panu dziękuję i pragnę się Panu odwdzięczyć za Pana życzliwość, zainteresowanie się mną i pomoc duchową w postaci zamówienia mszy św. na moją intencję. (...) Jak wyjdę ze szpitala to przyjdę Pana odwiedzić.

 

  Roman Misik

 

  Szanownemu i przemiłemu Panu z tego samego szpitala i nawet z tego samego łóżka przesyłam wyrazy szacunku i pozdrowienia. Co spojrzę na lewo, to sobie przypominam miłe i kulturalne towarzystwo z 1963 r. (wiosna).

 

  Jan Tarasiewicz

 

  3 marca 1968

 

  Drogi Panie Zygmuncie

 

  Bardzo dziękuję za wiadomość od Pana, martwi mnie stan pańskiego zdrowia, ponieważ serce to już poważna rzecz. (...) Do dnia 13 II 68 r. uczyłem się, jak Panu wiadomo w Roln. Technikum Korespon. (...) Uzyskałem tytuł technika-rolnika i dyplom (...) Urodził mi się w maju synek, nazwaliśmy go Piotruś. (...) Mam pracę terenową, dość dobrze płatną, ale ciężką. Zdrowie moje znów się pogorszyło (...) nadal jestem pod kontrolą dr Kuźnika z tego szpitala na Oczki (...). Proszę napisać coś więcej o sobie.

 

  Jan Seferyniak

 

  3. Listy do ks. biskupa Bronisława Dąbrowskiego

 

  (Odpis)

 

  Warszawa, dnia 31 grudnia 1970 r.

 

  wpłynęło 31 XII 1970 r.

 

  Dyrektor

 

  Urzędu do Spraw Wyznań

 

  Nr RK-420/62/70

 

  Ksiądz Biskup Bronisław Dąbrowski

 

  Sekretarz Episkopatu

 

  Warszawa

 

  Prezes Rady Ministrów upoważnił mnie do przekazania Księdzu Biskupowi podziękowania za życzenia przesłane w piśmie z dn. 24 grudnia 1970 r.

  Prezes Rady Ministrów przyjął z zadowoleniem wyrażone w piśmie Księdza Biskupa z dnia 24 grudnia 1970 r. słowa nadziei, iż w stosunkach między Państwem a Kościołem otwiera się okres ich pełnej normalizacji i odczytał te słowa jako wyraz gotowości Polskiego Episkopatu do ułożenia stosunków na gruncie uznania nadrzędności interesów Narodu i Państwa oraz poszanowania socjalistycznych zasad ustrojowych i praworządności.

  Dlatego też Rząd nie widzi przeszkód do nadania kontaktom jego przedstawicieli i przedstawicieli kierownictwa Episkopatu charakteru instytucjonalnego:

 

  dr Aleksander Skarżyński

 

  Za zgodność (podpis nieczytelny)

 

  Warszawa, dnia 31 grudnia 1970 r.

 

  (Odpis)

  Gniezno, dnia 31 grudnia 1970 r.

 

  Prymas Polski

 

  Najdostojniejszy Księże Biskupie,

 

  Sekretariat Episkopatu przekazał mi do Gniezna odpis listu p. Dyrektora USW z dnia 31 grudnia 1970 r. będący odpowiedzią na list Ks. Biskupa do Prezesa Rady Ministrów z dnia 24.XII.1970 r.

  Przyznam się, że odpowiedź p. Premiera przez Urząd S.W. na grzecznościowy list Ks. Biskupa jest czymś szokującym. Rozumiemy, że Pan Premier teraz ma wiele prac, ale jeżeli chciał dać dowód, że coś istotnie idzie ku zmianie na lepsze, mógłby to sam uczynić. Odpowiadałoby to lepiej jego zapowiedzi.

  List Dyrektora USW - jest dowodem, że dawna drętwa mowa jeszcze obowiązuje w tym Urzędzie, który - jak kiedyś pisałem do Księdza Biskupa - nie ma szczęścia do Urzędników.

  Ponieważ znam list Ks. Biskupa do p. Premiera, zdumiewa mnie osobliwa alienacja myśli przekazanych Panu Premierowi. Przecież to Rząd wyraził gotowość wejścia na drogę normalizacji, bo sytuacja jaką wytworzył poprzedni kierunek polityczny, posługując się Urzędem Spraw Wyznań, była już niemożliwa do dalszego kontynuowania. Urząd Spraw Wyznań umiał tylko znieważać nas, zamiast urzędować. Świadczą o tym niemal wszystkie listy pochodzące z tego Urzędu.

  Okazuje się, że trudno jest ludziom tego Urzędu odejść tak łatwo od tego języka.

  Zdaje się, że w liście Ks. Biskupa nic nie upoważnia Dyrektora USW do poruszania sprawy poziomu, na jakim ma się unormalizować stosunek Kościoła i Państwa.

  Sprawa "nadrzędności interesów Narodu" jest przez Biskupów polskich określona w tylu dokumentach, zarówno w zakazanym liście sierpniowym Episkopatu, jak i w Memoriale czerwcowym do Rządu a nawet w kwestionowanym liście grudniowym. Z tych dokumentów widać, jak Episkopat pojmuje swoją służbę Polsce. Biskupi nie potrzebują określać swej postawy wobec Narodu, tylko pragną, by tej służby nam nie utrudniano. Czy to ma być służba z pozycji "nadrzędności", czy "współrzędności" - to nie jest temat do dyskusji.

  Natomiast bardzo bolesnym - na tle wypadków na Wybrzeżu - jest odwoływanie się przez Dyrektora USW do "poszanowania socjalistycznych zasad ustrojowych praworządności". Właśnie, gdy piszę te słowa, ulicami Gniezna ciągną od strony Poznania armaty W.P. W jakim kierunku i przeciw komu? Czy dla umocnienia "praworządności"! Jakie to tragiczne! Czy tego tragizmu nie rozumie p. Dyrektor USW, że uznał za możliwe dla siebie pisać w takiej sytuacji o "praworządności"? Polskie armaty, które mają służyć do obrony granic Polski, skierowane przeciwko własnym obywatelom? Nie myślę, by nowy Premier tak rozumiał "praworządność". Należy mu współczuć, że wypowiedzenie swoich myśli do Księdza Biskupa powierzył w tak niefortunne ręce.

  Czytając prasę Wybrzeża i Stołeczną doznaję wielu obaw, czy ten sposób pisania obudzi zaufanie robotników, czy doprowadzi do upragnionego spokoju? Przecież oni nie walczyli z ustrojem, tylko zabiegali o poprawienie swych warunków bytowych i atmosfery w pracy. Szło o to, by mieli czym żywić swoje rodziny i odnawiać siły do ciężkiej pracy. Widać to z ulotki pt. "Żądanie Załóg Szczecińskich Zakładów Pracy". Oni walczą o swoje prawa socjalne i ekonomiczne. Walka o swoje prawa socjalne świata pracy doprowadziła już przed drugą wojną do tego, że we wszystkich niemal państwach obowiązywał Kodeks Pracy, wsparty powagą Międzynarodowego Biura Pracy. Robotnicy wywalczyli sobie już wtedy prawo niezależnego zrzeszania się w Związki Zawodowe i Stowarzyszenia robotnicze, prawo do 8-godzinnego dnia pracy, prawo do odpoczynku świątecznego i niedzielnego, prawo do urlopów robotniczych, do sądownictwa pracy i umów zbiorowych prawo do ubezpieczeń społecznych i bezpieczeństwa pracy itp. Gdzie to wszystko się podziało? Przecież w praktyce Kodeks Pracy niemal nie obowiązuje. "Atmosfera w warsztatach pracy", w których działają partyjni naganiacze doprowadziła do odrodzenia się kapitalistycznego systemu produkcji rekordowo-akordowej co więcej - dziś, z ciągłymi zobowiązaniami "dobrowolnymi" ponad normę - pracy ponad godziny, pracy w niedziele i święta, nawet w kopalniach. Ten morderczy system pracy doprowadza do takiego wyniszczenia sił biologicznych robotników, że aż ból patrzeć na nich, gdy z okazji różnych okoliczności pokazują ich na zdjęciach fotograficznych. Są to wychudzeni, wybladli ludzie o chorowitym wyglądzie. Wystarczy ich zobaczyć w pociągach pracowniczych, ludzi niewyspanych, niedożywionych, ludzi apatycznych, istnych niewolników. Czyje to dzieło?

  Przeciwko takiemu stanowi rzeczy - obok niedostatku zaopatrzenia i niskich płac - protestują dziś robotnicy w Stoczniach. Wprawdzie Rząd podjął już rewizję płac: częściowo ujawniono nowe normy o dodatkach rodzinnych, chociaż są bardzo skromne - są znakiem dobrej woli.

  Natomiast w zakładach pracy nadal obowiązuje system pracy ponad normę. Jeżeli pan Gierek uznał, że robotnicy mieli rację, dopominając się o lepsze warunki pracy i płacy, to dlaczego się ich karze obowiązkiem "odpracowywania" czasu strajkowego? Przecież to drażni ludzi w niebywały sposób i może sprowadzić nowe napięcia, których należałoby unikać za wszelką cenę.

  Prasa rozczula się dziś nad losem Basków itp. Jak to musi razić ludzi, którzy patrzyli na krwawe rozprawy MO i innych z robotnikami w miastach portowych. Czy ci redaktorzy mają choć odrobinę psychologicznego wyczucia mas? Przecież takie pisanie może wywołać nowe protesty?

  Po co o tym piszę? Myślę, że trzeba pisać i mówić, by wyzwolić się z schematu, który nadal działa.

  Wprawdzie dotychczas nie mamy nadziei na rozmowy z Władzami Państwowymi na przyzwoitym poziomie wolnych obywateli, ale skoro Dyrektor mówi o "praworządności" - trzeba mu zwrócić uwagę na to, co składa się na to pojęcie. Jeżeli to ma być "praworządność socjalistyczna", to niechże przynajmniej robotnikom usłuży, zgodnie z moralnymi i społecznymi zasadami, głoszonymi od dawna przez Kodeks Pracy w całym niemal świecie.

  Sprawa, jak traktowani są ludzie w Państwie, jest też wielkim rozdziałem moralności społeczno-politycznej. Jest tak bliska zadaniom Kościoła w świecie współczesnym. Mamy swoje sposoby oddziaływania pokojowego na świat pracy w duchu Ewangelii, ale nie możemy pokrywać tym jawnych krzywd wyrządzanych ludziom, walczącym o swoją godność ludzką, o poszanowanie ich wkładu pracy w życie Narodu itd.

  Przyznam się Księdzu Biskupowi, że list Dyrektora USW każe mi ostrożniej patrzeć w przyszłość. Jeżeli miałby się utrzymać taki duch - trudno się z niego cieszyć. Co więcej, gdyby byt warstwy robotniczej nie poprawił się, nie moglibyśmy domagać się spełnienia postulatów Kościoła, chociaż tak słusznych (budownictwo sakralne). Mogłoby to wyglądać na "pretium sanguinis" w oczach mas pracowniczych.

  Wybaczy Ksiądz Biskup, że piszę ten list, ale nie wiem jeszcze, kiedy wrócę do Warszawy, a sprawa jest pilna.

  Słowo braterskiej czci i oddania w Chrystusie łączę. Musimy się wiele modlić za tych, co naszym Krajem rządzą, by Bóg dał im światło, mądrość, roztropność i szacunek dla praw Bożych i ludzkich.

 

  In caritate fraterna

 

  Stefan Kard. Wyszyński

  Prymas Polski

 

  4. Wybór poezji najczęściej recytowanych przez Zygmunta Serafinowicza

 

  Wojciech Bąk

 

  Mój Bóg (fragment)

 

  Mój Bóg nade mną ciągle stoi

  jak cień, jedyny mój towarzysz

  czuję za sobą Jego kroki

  i złotą glorię Jego twarzy.

 

  I teraz oto: spoza pleców

  na dłonie moje wciąż spogląda.

  I jak syn błaga mnie o serce

  i jak pan - serca mego żąda!

 

  Chrystus i owca (fragment)

 

  Iść dygocącym krokiem owcy zagubionej

  przez gąszcz nocy, na całym ciele drżąc od trwogi -

  I wpatrzeć się w głąb świata, jak w puszczę jodłową,

  gdzie nie wiadomo kiedy zacznie szumieć Bogiem!

 

  Niech wyjdzie! Niech pochwyci! Niech włoży na ramię!

  Dłonią świetlistą głaszcząc pieszczotliwą wełnę...

  Bezradnie - drżą już nogi, a serce się łamie,

  jak gałąź, którą zdeptał chłop niefrasobliwy...

  Zbył świata, by ją widzieć, mając oczy pełne...

 

  Zamień Twe oczy...

 

  Zamień Twe oczy w oczy moje

  i Twą źrenicą we mnie patrz

  Twoim uspokój mnie spokojem

  i Twoim płaczem we mnie płacz!

 

  Jak kamień, chwyć mnie w Twoje dłonie

  i rzuć mnie, kędy tylko chcesz -

  Niczego dłoniom Twym nie bronię,

  narzędzie Twoje - ślepy miecz!

 

  Jeżeli trzeba - po rękojeść

  ubrocz mnie ludzką żywą krwią

  i złam tchórzliwe myśli moje,

  gdy się przed ciosem cofnąć chcę!

 

  A gdy się stępią - rzuć na śmieci,

  jak zawsze rzucasz serca sług -

  Wśród żużli, gruzów i rupieci

  chwalić Cię będę jeszcze mógł.@

 

  Leopold Staff

 

  ** ** **

 

  Wyszedłem szukać Ciebie o świcie i w trwodze,

  nie znajdując, myślałem żem szedł drogą kłamną.

  I spotkałem Cię, kiedym odwrócił się w drodze,

  bowiem przez całe życie krok w krok szedłeś za mną.

 

  Błądziłem przez dzień cały pod cienia ciężarem...

  W chłodziem południe minął, by oto u końca

  płonąć Tobą, o zmierzchu mym, czerwonym żarem,

  jako wieczorna zorza o zachodzie słońca.

 

  (zachowany w papierach pośmiertnych bez tytułu, wiersz ten, to "Wyszedłem szukać..." z tomu "Ucho igielne.")

 

   ** ** **

 

  Gdy rzeczywistość sroga, jak nora zbójecka

  da wyrwać się na krótko z grozy samotrzasku,

  ileż znajduję myśli pogodnej i blasku

  w cenniejszej nad samotność obecności dziecka.

 

  (pierwsza zwrotka sonetu "Obecność dziecka" z tomu "Sowim piórem.")

 

  Kto szuka Cię...

 

  Kto szuka Cię, już znalazł Ciebie

  już Cię ma, komu Ciebie trzeba

  kto tęskni w niebo Twe, jest w niebie

  kto głodny go, je z Twego chleba.

 

  Nie widzą Ciebie moje oczy,

  nie słyszą Ciebie moje uszy

  a jesteś światłem w mej pomroczy,

  a jesteś śpiewem w mojej duszy!

 

  Noc

 

  Niebo, jak Chrystus ranami

  gwiazdami podziurawione,

  spowite jako w przepaskę

  biódr w Mlecznej Drogi zasłonę.

 

  On ciemny, On niewidoczny,

  jak na szczerniałym obrazie,

  jeno blachami srebrnymi

  jaśnieje w nocy w ekstazie.

 

  Leonard Podhorski - Okołów

 

  W wieczór wigilijny

 

  Przystąpił do nas na ulicy,

  był w miękkim i szerokim futrze,

  wzrok pełen słodkiej tajemnicy,

  o jakimś bliskim mówił jutrze.

 

  Z krytego wysiadł samochodu

  w tej wielkomiejskiej swojej szacie,

  i głosem drżącym nieco z chłodu,

 zapytał: "O czym rozmawiacie?"

 

  "Mówiliśmy o cudów mocy,

  o małym żłóbku pełnym siana.

  O betlejemskiej modrej nocy...

  A zresztą - wszak nie znamy pana?"

 

  Lecz on uśmiechnął się boleśnie

  i zwolna futra brzeg odchylił...

  Któż zgadnie: czy to było we śnie,

 czy też na jawie wzrok nas mylił?

 

  Pod futrem płaszcz był purpurowy,

  na śniegu bose stopy stały,

  błękitne błyski wokół głowy

  pierścieniem cienkim migotały.

 

  "Mający oczy - nie widzicie".

  Jęknęło drzwiczek zatrzaśnięcie.

  Bez słowa staliśmy w zachwycie...

  Samochód trąbił na zakręcie.

 

  Konstanty Ildefons Gałczyński

 

  Dzieci na Wielkanoc

 

  Ty dzieciom na Wielkanoc odpuść wszystkie winy:

  że rozlały atrament, że zbiły słoiki,

  gdy tak smacznie śpią nocą,

  nie dziw, że we dnie psocą,

  że wciąż w ruchu są jak małe listeczki brzeziny.

 

  Ty także byłeś mały. To historia dawna,

  powiadasz. Ja rozumiem - dzisiaj nosisz krawat,

  parasol i notesik,

  ale, gdyś jest wśród dzieci,

  czyż nie jesteś znów dzieckiem, powiedz, czy nie prawda?