Marian Ostojewski  

Ja także chciałbym się przyłączyć do kolegów, którzy wyrażają  przekonanie, że Spółdzielczość niewidomych rzeczywiście była naszą chlubą.  pokazywaliśmy ją nie tylko w kraju, ale również za granicą. Przyjeżdżali do nas przedstawiciele niemal z całego świata, oglądali, podziwiali i uczyli się , jak rozwiązywać problemy zatrudnienia.  

Niektórzy mówcy zauważali, iż istniał wyścig między spółdzielniami, która więcej niewidomych zatrudni. znajdowało to odbicie w wewnętrznych przepisach ZSN. większa liczba zatrudnionych owocowała wyższymi płacami. Każda spółdzielnia starała się pozyskać inwalidów nie tylko ze swego terenu, ale również z innych województw. Na tym tle było wiele nieporozumień z władzami lokalnymi, które nie akceptowały praktyki   sprowadzania niewidomych  z innych regionów, ze wsi do miasta, gdyż  później należało im zapewnić mieszkanie. Miejskie władze kwaterunkowe broniły się przed niepożądanym importem,  ale w końcu ulegały i pomagały w przydziale mieszkań. Zresztą sprawę ułatwiały pule lokalowe centralnie przydzielane na poszczególne województwa.  

Bardzo istotne źródło pomocy dla niewidomych stanowił fundusz rehabilitacji. Prezesi do spraw rehabilitacji byli premiowani w zależności od wykorzystania tego funduszu . Jeśli za mało wydatkowali-  mieli zabierane premie. Organizowało się całe służby rehabilitacyjne.  Niewidomi otrzymywali pieniądze na sprzęt domowy - pralki, lodówki, odkurzacze, aparaty radiowe i magnetofony oraz inne urządzenia  ułatwiające pracę, naukę i uczestnictwo w życiu kulturalnym.