Czesław Sokołowski  

 Spółdzielnie różnią się od zakładów otwartych między  innymi i  tym, że niewidomi  mogą zajmować w nich kierownicze stanowiska. Skłaniało to niektóre jednostki do uczenia się, podejmowania nauki w szkołach średnich i wyższych. Spółdzielnie pomagały im  w różny sposób, również materialnie. Jedni kształcili się, aby umocnić się dyplomem na stanowisku już zajętym,  inni- aby je dostać. Niektórzy spośród nich  potem znajdowali pracę w innych instytucjach, również w zakładach otwartych.

 W latach 80. nikt w Polsce nie myślał , że mogą zaistnieć trudności z otrzymaniem pracy. Natomiast niewidomi, zwłaszcza pracujący w spółdzielniach,  liczyli na wzrost zarobków i wysokie renty. Jeszcze przed rokiem miałem telefoniczne pytania z innych okręgów czy wiem, że dostaniemy renty z funduszy międzynarodowych. Pomyślałem , że zbyt to jest dobre, aby mogło być możliwe. Świadczy to,  że istniała niemal przepaść  między oczekiwaniami a rzeczywistością, dla wielu ludzi i spółdzielców także. Okoliczności te  w dużej mierze spowodowały,  że po przełomie, który nastąpił kilka lat temu, ludzie się zagubili, zdezorientowali i z wielkim trudem adaptują się do nowej sytuacji .   Warto zauważyć, że przemiany, nawet najbardziej konieczne i nieuniknione, nie zawsze są korzystne dla niektórych grup społecznych. Dla niewidomych, przynajmniej na razie- są niekorzystne.

  Gdyby do naszego środowiska wcześniej przenikały szerszym strumieniem  wiadomości i były przekonujące, że na zachodzie w systemie liberalno - demokratycznym, podstawą egzystencji jest zasada: "radź sobie sam", że tam większość niewidomych to bezrobotni, a praca przy produkcji dóbr materialnych mocno się kurczy i trzeba zdobywać nowe zawody bardziej perspektywiczne -  niejeden zdolny niewidomy, opanowałby pokusę i nie poszedł do spółdzielczości, żeby jak najwcześniej dobrze zarabiać, tylko zadałby sobie trud i zdobył zawód przyszłościowy.  

Ludzie różnią się między sobą sposobem odczuwania i wymiarem kontroli wyników swej dotychczasowej działalności i przyszłości. Kontrola wewnętrzna polega na przeświadczeniu, że jeżeli osiągam jakiś sukces, to zależy to ode mnie, a jeśli ponoszę porażkę to także zależy ode mnie. To jest pozytywna postawa. Towarzyszą jej takie symptomy, jak przystosowanie społeczne, wysoka samoocena, ale połączona z racjonalnością działania oraz inne pozytywne cechy, składające się na syndrom zapewniający sukces bytowy. Wtedy poszukiwanie informacji, pracy i osiąganie sukcesu stają się o wiele łatwiejsze.  Natomiast akcentowanie wpływu czynników zewnętrznych doprowadza ludzi do tego, że czują się sterowani z zewnątrz.

 Takie jednostki uważają, że ich sytuacja zależy od losu, przypadku, od innych ludzi, od spółdzielni także. To na ogół są pesymiści. I co gorsze-  takiej postawie - sterowalności z zewnątrz - często towarzyszy fenomen wyuczonej bezradności. Ta bezradność jest wynikiem serii niepowodzeń. Jeżeli ktoś wielokrotnie nie znalazł pracy, ogarnia go bezradność. A to przenosi się na inne sfery życia i dochodzi do głosu generalne poczucie niemocy.  

Postawę bezradności można zdobyć, niejako jej  się nauczyć, w rodzinnym domu, w szkole, bo jeżeli program nauczania jest przeładowany, a niewidomi mają wolniejsze techniki pracy, to oni wielokrotnie czują się bezradni i idą na taryfę ulgową. Wobec niektórych to samo zjawisko występowało w spółdzielczości - wysokie świadczenia, usługi, załatwianie różnych spraw życiowych i dlatego ci ludzie za bardzo zaczęli liczyć na spółdzielnie, zamiast na siebie. Stali się bezradni. Oczywiście nie wszyscy. Ale ta bierna część dzisiaj nie może dać sobie rady w życiu. Prawdopodobnie będzie się  to długo zmieniało, bo stereotypy myślowe nie nadążają za zmianami społecznymi.  poważne zmiany muszą dokonać się również  w szkolnictwie. W Ameryce nie kładzie się nacisku, tak jak to jest u nas, na wiedzę encyklopedyczną. Tam wychodzi się naprzeciw zapotrzebowaniom uczniów. Chodzi o to, aby wyrobić w nich wiarę w siebie i samoskuteczność.