Biografia prasowa   

 

          Stefan Tuszer   

 

          Członek Wojewódzkiej Rady Narodowej w Elblągu   

          Kierownik Okręgu PZN   

           Działacz na niwie kultury   

          Im więcej mam przyjaciół  

Anna Wojciechowska - Sobczyk  

Stefan Tuszer na wstępie rozmowy podkreśla, że pochodzi ze wsi. Dlatego o go tak bardzo lubi przyrodę. Zawsze też zajmowała go problematyka wiejska, której i w tej chwili poświęca sporo miejsca w pracy społecznej. Byłby pewnie do tej pory mieszkał i pracował w wiejskim lub leśnym zaciszu, gdyby nie jaskra, która zmusiła go, wówczas studenta drugiego roku Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie, do przerwania nauki. Okuliści byli bezradni. Pan Stefan wrócił na wieś i zaczął pracować. Pracował cztery lata i osiem miesięcy. Dłużej już nie mógł, w 1964 roku przeszedł na rentę.   

Stefan Tuszer ma duszę społecznika. I choć może to zabrzmi jak frazes - pracą społeczną zajmował się od szkolnych lat. W swej rodzinnej wsi był między innymi przewodniczącym zarządu szkolnego, kierownikiem zespołu wokalnego, prezesem koła LZS. Pan Stefan twierdzi, że właśnie ta społecznikowska pasja sprawiła, iż kiedy całkowicie przestał widzieć (a okres utraty wzroku trwał około dziesięciu lat), nie mógł pozostać bezczynny. Chociaż nie był osamotniony, miał rodzinę i kolegów, długo przełamywał opór wewnętrzny.   

- Ostrość wzroku pogarszała się z dnia na dzień - wspomina tamten czas. - Niełatwo było się z tym pogodzić. Powiedziałem sobie  jednak któregoś dnia, że skoro mam żyć, to muszę to życie czymś wypełnić. Takim działaniem, które miałoby sens.  

Nie mogłem już czytać samodzielnie, a czytanie to moja druga pasja. Napisałem więc do okręgu w Gdańsku, bo o PZN wiedziałem wcześniej, że chciałbym nauczyć się brajla. To było w kwietniu 1968 roku. We wrześniu okręg potraktował mnie już jak działacza i zaprosił na spotkanie z innymi aktywistami. Pani prowadząca zajęcia kulturalne powiedziała wtedy, że bardzo chciała mnie poznać, bo byłem pierwszym niewidomym w jej karierze zawodowej, który nie zgłaszał wobec PZN żadnych żądań materialnych, a chciał się nauczyć czytać i pisać. -  

Okręg bardzo szybko zareagował i przysłał materiały potrzebne do nauki brajla. Pan Stefan poznał pismo punktowe w ciągu czternastu dni. Potem napisał do Biblioteki Centralnej PZN z prośbą o książki. Dostał opowiadanie Hemingwaya „Stary człowiek i może”. Dobrze zapamiętał motto książki, mówiące o tym, że człowiek nie jest stworzony do klęski, że można go zniszczyć, ale nie pokonać. Ta myśl pisarza stała się jego życiowym credo. Szybko nawiązał kontakt z redakcjami czasopism brajlowskich, wszedł w nurt działalności Związku.   

Jan Silhan po przeczytaniu jego notatki w „Pochodni”, namówił go do nauki esperanta - pan Stefan zaczął się uczyć tego języka od września 1968 roku. Ten rok był bardzo ważny w życiu Stefana Tuszera. Wtedy po raz pierwszy pojechał na wczasy do Muszyny, gdzie bezpośredni kontakt z innymi niewidomymi, rozmowy z nimi, dodały mu otuchy i bodźców do działania.   

Jan Silhan namówił Stefana Tuszera do nauki esperanta, zaś ówczesny przewodniczący okręgu w Gdańsku - Eugeniusz Bartoszewski - do utworzenia koła PZN na terenie powiatu puckiego.   

- Od stycznia 1969 roku - wspomina Stefan Tuszer - zostałem pełnomocnikiem PZN na powiat pucki, nadal mieszkając na wsi. Zacząłem odwiedzać niewidomych, poznawać ich problemy. W rok później powtórnie wyjechałem do Muszyny, tym razem na kurs rehabilitacyjny. Tak się dobrze zrehabilitowałem  - dodaje z uśmiechem - że pomyliły mi się drogi i wylądowałem w Elblągu. Ożeniłem się bowiem i przeprowadziłem do żony, którą właśnie poznałem w Muszynie. Właściwie niewiele się zmieniło - mówi - ciągle mieszkam w tym samym województwie.   

2 czerwca 1971 roku, wspólnie z innymi działaczami, zorganizowałem Koło PZN w Elblągu, skupiając inwalidów wzroku, niepracujących w spółdzielni. Na początku było nas 44. W roku następnym zostałem wybrany do prezydium Zarządu Okręgu w Gdańsku, gdzie przewodniczyłem pracy komisji wychowawczo - oświatowej, w roku 1973 podjąłem pracę w spółdzielni niewidomych, gdzie kierowałem działalnością kulturalno - oświatową.   

Coraz większa działalność, coraz więcej nowych obowiązków. W 1975 roku doszła do nich jeszcze nauka w studium oświaty i kultury dorosłych, ukończona z wyróżnieniem trzy lata później.   

Historyczną datą dla Elbląga jest 21 października 1976 roku, wtedy to bowiem utworzono w tym mieście  okręg PZN, którego kierownikiem w kilkanaście dni później został Stefan Tuszer, sprawujący tę funkcję do dziś.   

- Ma Pan na pewno wiele doświadczeń jako długoletni kierownik biura. Proszę powiedzieć, na co w swej pracy w okręgu zwraca Pan największą uwagę, na czym Panu najbardziej zależy?   

- W początkowej działalności okręgu najbardziej zależało mi na sprawach organizacyjnych - mówi Stefan Tuszer. - Mieliśmy wtedy pięć kół. Sporo wysiłku poświęciliśmy ich organizacyjnemu wzmocnieniu i utworzeniu nowych jednostek terenowych (teraz jest ich dziewięć). Myślę, że to nam się udało. Obecnie zaś, szczególnie mnie osobiście, najbardziej zależy na tym, żeby niewidomi wykazywali więcej aktywności, włączali się do prac różnych organizacji samorządowych na terenie swego miejsca zamieszkania. Pragnę, aby społeczeństwo widziało, że oni też mogą z siebie coś dać, a nie tylko oczekiwać i wymagać pomocy. W pewnym stopniu udało się nam zaktywizować niewidomych w okręgu elbląskim. Kilku naszych działaczy pełni funkcje w różnych organizacjach społecznych . Podam tylko parę nazwisk dla przykładu: Ryszard Kowalski (przewodniczący Miejskiej Komisji Kontroli Partyjnej), Walerian Szablewski z Malborka (członek komisji mieszkaniowej  przy naczelniku miasta), Józef Landowski (Wojewódzki Zarząd Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów).   

- A w jakich organizacjach pracuje Pan, oczywiście poza Polski Związkiem Niewidomych?  

- Jestem członkiem Wojewódzkiego Zarządu Polskiego Związku Esperantystów, Rady Nadzorczej ZUS oraz Wojewódzkiego Zrzeszenia „Start”. Od czerwca ubiegłego roku jestem również radnym Wojewódzkiej Rady Narodowej w Elblągu. Te funkcje społeczne bardzo mnie absorbują. Myślę, że moja aktywna postawa sprawiła, iż stałem się znany w Elblągu. Kiedy w 1971 roku przyjechałem do tego miasta, było ono dla mnie zupełnie obce. Dziś znam wielu działaczy, łącznie z wojewodą. Dzięki temu wiele spraw mogę szybciej załatwić. Działam w myśl zasady: im więcej mam przyjaciół, tym łatwiej mi się żyje. Czym Pan,  jako  radny się zajmuje?  

- Jestem członkiem komisji zdrowia i spraw socjalnych. Na comiesięcznych posiedzeniach rozpatrujemy różne problemy z tej dziedziny. Dużo dyskusji wywołała sesja, na której mówiono o zaopatrzeniu w leki, materiały opatrunkowe i sprzęt ortopedyczny. Ja mówiłem o sprzęcie ortopedycznym.   

Oprócz posiedzeń komisji, gdzie mogę się wypowiadać na różne tematy, mam możliwość zasięgnięcia informacji u dyrektorów zakładów pracy, wydziałów urzędu wojewódzkiego. Co załatwiłem do tej pory? Ustawienie znaków ostrzegawczych przy przejściu do okręgu i spółdzielni (przy nowym budynku spółdzielni będzie sygnalizacja świetlna). Inne sprawy, które poruszyłem - lepsze oznakowanie autobusów, apteka na moim osiedlu, założenie telefonów na tych postojach taksówek, które ich nie mają. Do tej pory nie udało mi się tego załatwić, ale jestem uparty - nie ustąpię, dopóki tych spraw nie doprowadzę do finału.   

Czasem gdy jestem bardzo zmęczony, jadę do Krynicy Morskiej, najlepiej, gdy nie ma tam ludzi - zimą, przy sztormie. Chodzę plażą. Kontakt z przyrodą uspokaja mnie. To dla mnie najlepszy relaks.   

- Dziękuję za rozmowę.   

          Pochodnia   Październik 1985