„zawsze redaktor”
Rozdział II
Nauczyciel
Decyzja, że podejmie pracę w Laskach i tu pozostanie, oznaczała zerwanie z dotychczasowym życiem w kręgu rodziny i przyjaciół młodości. Odważne wprzęgnięcie się w trudy laskowskiego bytowania z pierwszego, początkowego okresu tworzenia Zakładu dla Niewidomych. Warunki pracy i życia były tam wtedy prawdziwie ubogie i spartańskie. Stały niedostatek funduszy powodował częste braki opału i żywności. Nie było ciepłej wody, podczas mrozów zimna zamarzała w miednicach. Trudy codzienności odbijały się na obliczu młodego człowieka. Martwiły rodziców. W 1929 roku ojciec Zygmunta w liście do swego brata w Sieradzu tak opisywał warunki pracy syna: "Żywienie w Laskach jest bardzo pierwotne: kartofle, kasza, kapusta, kluski i chleb. Dla braku funduszy mięsa wcale nie jadają (...) Zygmunt sypia na wspólnej sali z niewidomymi, wygląda mizernie (...)" (List Z. Serafinowicza z archiwum rodzinnego, będącego w posiadaniu Józefa A. Kosińskiego.). Wspominając po dwudziestu latach tamte czasy Zygmunt Serafinowicz zwierzał się swemu koledze-nauczycielowi, że w okresie przedwojennym, gdy jedynie kwesta była podstawą egzystencji Zakładu, wydawało się, iż całe Dzieło lada dzień się rozleci. Wyznał też, że tę niepewność jutra trudniej było wytrzymać niż głód i chłód. Nie załamał się jednak i mimo wątłego zdrowia wytrwał w Laskach. Pierwsze dziesięciolecie pracy Zygmunta w Zakładzie dla Niewidomych to okres zbierania doświadczeń tyflopedagogicznych (tyflopedagogika - dział pedagogiki specjalnej, zajmujący się nauczaniem i wychowaniem dzieci niewidomych i niedowidzących.), wypracowywania własnych przemyśleń i metod. Był wychowawcą chłopców oraz uczył matematyki. Przypomnijmy, że przed przybyciem do Lasek udzielał przez szereg lat lekcji matematyki, można więc przypuszczać, że nabył w pewnym stopniu umiejętności przekazywania tego przedmiotu uczniom. Lubił matematykę, bo - jak mawiał - nie toleruje ona najmniejszego fałszu. Będąc w bardzo bliskim kontakcie z Matką Czacką, miał możność rozwijać wiedzę o niewidomych pod jej kierunkiem oraz kształtować swą pedagogiczną postawę. Uczestniczył w kursie tyflologicznym prowadzonym dla personelu przez Założycielkę na zmianę z siostrą Teresą Landy (Zofia Landy - siostra Teresa (zm. w 1972 r.), ukończyła studia na paryskiej Sorbonie. Żydówka, nawrócona za sprawą ks. Korniłowicza, uczestniczyła w dyskusjach jego "Kółka". W Laskach pracowała jako nauczycielka i kierowniczka szkoły od 1926 r. Napisała szereg artykułów do kwartalnika "Verbum". Współpracowała blisko z Matką Czacką.) oraz w spotkaniach rady pedagogicznej, którym przewodniczyła Matka Elżbieta. W roku szkolnym 1932-1933 mówiła ona na kursie dla nauczycieli: "To, co wam podaję oparte jest na pracy ludzi, którzy swoje życie strawili na badaniu sprawy niewidomych. Taki kurs to nie tylko zapoznanie się z teorią spraw niewidomych. Jego celem jest również to, żebyśmy wszyscy poczuli się związani, żebyśmy sercem przylgnęli do sprawy niewidomych. Społeczność niewidomych trzeba kochać". W tamtych pierwszych latach istnienia Zakładu pracownicy Lasek jeździli po całym kraju, aż po dalekie kresy wschodnie, w celu wyszukiwania niewidomych dzieci znajdujących się nieraz w zapadłych wsiach, w warunkach bardzo trudnych. W podróżach tych brał udział również Serafinowicz. W ten sposób niewidome dzieci, nawet ze środowisk bardzo zaniedbanych, trafiały do szkoły i mogły się rozwijać.
Kampania wrześniowa 1939 r. rozproszyła pracowników laskowskich. Zygmunt Serafinowicz znalazł się wraz ze swym oddziałem pod Lwowem. Po jego rozwiązaniu, jesienią 1939 r. pieszo przedostał się do wsi Żułów koło Krasnegostawu. Zatrzymał się w tamtejszym ośrodku rolnym Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, gdzie został do końca lat okupacji. W Żułowie Serafinowicz zastał ks. Korniłowicza oraz ponad 100 osób ewakuowanych z Lasek (siostry i niewidomi). Zakład był czynny bez przerwy. Pan Zygmunt w tym czasie pomagał w administracji, w pracy biurowej, uczył młodzież niewidomą przygotowującą się do matury, był lektorem niewidomych. Latem 1945 r. Zygmunt wrócił do Lasek, gdzie trzeba było organizować rok szkolny w nowych warunkach. Przed wojną funkcję kierowniczki szkoły pełniła zakonnica, wspomniana tu już siostra Teresa Landy. Wszystko wskazywało na to, że w nowej rzeczywistości odpowiedzialność za szkoły powinna przejąć osoba świecka. Matka Czacka poprosiła o to Zygmunta Serafinowicza. Na jej wyraźne życzenie Zygmunt zdecydował się podjąć to zadanie, począwszy od września 1945 r. Odtąd pracę kierownika i dyrektora szkół w Laskach prowadzić będzie przez 21 lat, choć sam zawsze uważał, że nie nadaje się do pełnienia jakichkolwiek funkcji kierowniczych, a tym bardziej administracyjnych. Ci, którzy go znali, wiedzą, że wyrażał tu najgłębsze swoje przekonanie, i że nie była to kokieteria. Stanowisko kierownicze obejmował Zygmunt w warunkach szczególnie trudnych, nie przypominających przedwojennych. Laski, zniszczone wrzez wrześniowe walki i pożary, odbudowywały się powoli. W ciągu pierwszych dwóch lat szkoły musiały pomieścić się w budynku, którego wypalona połowa była na razie nie do użycia. W tym samym budynku znajdował się również internat chłopców, po południu klasy szkolne służyły jako świetlice internatowe i to dla innych dzieci niż te, które rano w nich się uczyły. Pieniędzy wciąż było brak. Zabiegano nieustannie o przydział żywności, opału, budulca. Wygasło źródło pomocy, jakim jeszcze podczas okupacji była kwesta wśród właścicieli majątków ziemskich i większych gospodarstw chłopskich. Brakowało najprostszych sprzętów dla szkół i internatów, krzeseł, ławek, naczyń kuchennych i stołowych. Nadchodziły wprawdzie dary zagraniczne (Szwajcaria), lecz była to kropla w morzu potrzeb. Biblioteka szkolna spłonęła we wrześniu 1939 r., zaś pomoce szkolne nauczyciele musieli po prostu tworzyć sami. W gronie nauczycielskim zaszły zmiany, ubyło wielu doświadczonych pedagogów. Tymczasem zaś nawet od wychowawców mających wyższe studia humanistyczne Kuratorium żądało ukończenia dwuletniego Państwowego Instytutu Pedagogiki Specjalnej, co komplikowało sprawę uzyskania odpowiedniej kadry pedagogicznej. Choć bowiem szkoły Laskowskie były prywatne - organizacyjnie, programowo i metodycznie podlegać zaczęły władzom oświatowym, bezpośrednio reprezentowanym przez Kuratorium Okręgu Szkolnego w Warszawie. Rzeczywistość zmuszała do torowania nowych dróg i metod nauczania, jak szkolenie niewidomych dzieci z lekkim niedorozwojem umysłowym, nauka zawodu dla ociemniałych młodych inwalidów wojennych bez palców u rąk, bez dłoni, bez nogi, a także nauczanie specjalnymi metodami licznie napływającej młodzieży, która zachowała resztki wzroku w stopniu umożliwiającym czytanie drukiem normalnym. Nieco później podjęto się też wychowywania dziewczynki głuchoniewidomej. Tymczasem już 1 września 1945 roku, na podstawie ustnego zezwolenia inspektora Skulimowskiego uruchomiono szkołę podstawową. Jej pełna nazwa brzmiała: Prywatna Szkoła Podstawowa dla Niewidomych im. Tadeusza Czackiego Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. 13 września 1945 r. otrzymano pozwolenie na otwarcie gimnazjum - pod nazwą Prywatne Koedukacyjne Gimnazjum Zawodowe dla Niewidomych. Dzięki zdolnym i doświadczonym nauczycielkom, które po wojnie przeniosły się do Lasek ze szkół średnich w Warszawie i Lublinie, szkoła ta szybko stanęła na wysokim poziomie, szczególnie w przedmiotach humanistycznych. Niektórzy z jej absolwentów przechodzili po zdaniu egzaminów, do klasy X liceum dla młodzieży widzącej w Warszawie. Niestety, wkrótce państwowe władze oświatowe, zreorganizowały szkolnictwo specjalne. Zmieniły profil gimnazjum, wprowadzając bardziej techniczny program szkół zawodowych. Obniżyło to liczbę godzin dla przedmiotów humanistycznych, a co za tym idzie - ogólny poziom szkoły. Stała się ona średnią Szkołą Zawodową. W tym samym czasie co szkoła podstawowa i gimnazjum - ruszyła trzecia laskowska placówka oświatowa - przedszkole. Kierownictwo i opiekę nad nimi wszystkimi objął Zygmunt Serafinowicz. Rok szkolny 1945-1946 rozpoczął się w Laskach z nieznacznym tylko opóźnieniem. Naukę podjęło wówczas 125 uczniów. W roku następnym było ich już 159. 15 marca 1946 r. kurator Okręgu Szkolnego Warszawskiego zatwierdził ostatecznie Zygmunta Serafinowicza na stanowisku kierownika szkoły podstawowej w Laskach. W październiku 1947 r. Ministerstwo Oświaty nadało mu dyplom nauczyciela uprawniający do nauczania matematyki w szkołach zawodowych specjalnych stopnia gimnazjalnego i w szkołach dokształcających zawodowych. Nie były to wszakże jedyne jego zajęcia. Przez długie lata Serafinowicz uczestniczył też w pracach Państwowego Instytutu Pedagogiki Specjalnej, z którego założycielką, dr Marią Grzegorzewską od dawna się przyjaźnił. Był też członkiem stworzonej w owym czasie przy Ministerstwie Oświaty trzyosobowej komisji doradczej do spraw niewidomych (wraz z prof. Marią Grzegorzewską i dr. Włodzimierzem Dolańskim). W ciągu kilkunastu następnych lat współpracował również z ministerialną komisją do spraw programów, służąc ministerstwu często swą opinią w różnych kwestiach, dotyczących niewidomych. 13 stycznia 1948 r. Zygmunt Serafinowicz został zatwierdzony przez Kuratorium na stanowisku dyrektora Prywatnego Koedukacyjnego Gimnazjum Zawodowego dla Niewidomych Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. I było wówczas rzeczą oczywistą, że gdy z początkiem lat pięćdziesiątych ruszy kolejna laskowska szkoła dla dzieci opóźnionych w rozwoju umysłowym, także i nią pokieruje "Pan Kierownik" - Zygmunt Serafinowicz. Będzie to czynił w szczególnie bliskiej współpracy z dr Marią Grzegorzewską, oboje przywiązywać będą wielką wagę do tego działu nauczania, nie istniejącego dotąd w Polsce. Dla potrzeb tej szkoły wypracowano metody i specjalne programy nauczania. W roku szkolnym 1965-66 miała ona już siedem klas i liczyła około 70 uczniów.
Pan Zygmunt nie lubił swej kierowniczej, administracyjnej funkcji. "Jak łatwo żyć tym - powiedział kiedyś - którzy lubią swoją pracę i od razu otrzymują nagrodę za swój trud." Myślał wtedy na pewno o serdecznym przyjacielu, Henryku Ruszczycu, który wyżywał się w swej wychowawczej i nauczycielskiej w Laskach działalności. "A ja, zupełnie inaczej" - dodał. "Dla mnie życie zaczyna się dopiero poza pracą, nienawidzę tych wszystkich szkolnych zebrań, tej gadaniny, organizowania, planowania..." Przez dwadzieścia jeden lat był w Laskach kierownikiem przedszkola, dwóch szkół i jeszcze dyrektorem trzeciej - jednocześnie. "Prowadzę cały cielętnik" napisał kiedyś w liście do stryjecznej siostry... Był wspaniałym kierownikiem.
* * *
W ciągu pierwszych sześciu lat powojennych kierownik szkół Laskowskich pracował w prymitywnych warunkach lokalowych: "kancelarię szkolną" stanowiło biurko i wiklinowa etażerka w pokoju nauczycielskim szkoły podstawowej, która znajdowała się w domu chłopców. Z braku środków na zaangażowanie potrzebnego personelu oraz braku pomieszczeń kierownik osobiście wypełniał sprawozdania liczbowe, stosy druków wszelakich, wypisywał legitymacje uczniowskie. Najwięcej czasu pochłaniały ogromne arkusze planów dydaktyczno-wychowawczych, uzyskanie zgody na przedłużenie poszczególnym uczniom prawa do nauki szkolnej poza osiemnasty rok życia. "Zastawałam pana Zygmunta nad płachtami arkuszy przesyłanych z kuratorium, pełnymi rubryk i rubryczek o charakterze czysto administracyjnym. Wpisywał osobiście w odnośne kratki dane o tym, ile np. sal czy WC liczy ta czy inna szkoła... Mierziła go taka biurokratyczna pisanina, a jednak solidnie ją wykonywał, nie mając nikogo do pomocy" - wspomina nauczycielka, Stefania Żyłko (Stefania Żyłko (1907-1974), nauczycielka w szkole specjalnej dla niewidomych w Wilnie. Po wojnie w Laskach.). Z czasem w układaniu planów godzin lekcyjnych zaczęła pomagać siostra Maria Stefania Wyrzykowska (Romana Wyrzykowska - siostra Maria Stefania (1899-1988), ukończyła studia w zakresie filozofii ścisłej na Uniwersytecie Warszawskim, była uczestniczką spotkań "Kółka" ks. Korniłowicza. W Laskach pracowała kolejno jako bibliotekarka, nauczycielka, kierowniczka internatu dziewcząt. W latach 1962-1977 pełniła funkcję przełożonej generalnej Zgromadzenia.). Po niej przejęła to zadanie młoda nauczycielka, siostra Miriam Isakowicz (Krystyna Isakowicz - siostra Miriam, nauczycielka matematyki, wychowawczyni dziewcząt niewidomych, przez kilka lat sekretarka Z. Serafinowicza.). Gdy nastąpiła wreszcie możliwość zorganizowania biura szkolnego, kierownik przekazał teczki z dokumentami siostrze Wacławie Iwaszkiewicz (Ella Johannsen-Iwaszkiewiczowa - siostra Wacława (1896-1977), pełniła ważne funkcje w Zgromadzeniu, była zastępczynią przełożonej generalnej oraz członkiem Zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi. W okresie okupacji mianowana kierowniczką Zakładu, odpowiadała za jego bezpieczeństwo.). Podziwiała ona wtedy ich logiczny układ, posegregowanie i stwierdziła z uznaniem, że na podstawie tak systematycznie prowadzonych papierów łatwo jej będzie rozpocząć organizację biura. W roku 1951 kierownik otrzymał wreszcie osobny lokal na kancelarię szkolną. Nigdy zaś nie dorobił się gabinetu, przysługującego mu, jako kierownikowi trzech placówek szkolnych i dyrektorowi czwartej (Szkoły Zawodowej). Nigdy się nawet o to, wobec braku pomieszczeń - nie dopominał. Prywatne szkoły Laskowskie miały w początkach powojennego państwa ludowego żywot niełatwy i niestabilny. Ich istnienie zatwierdzano "do odwołania", a więc z ciągłym zagrożeniem upaństwowienia, przekształcenia ich lub likwidacji. Raził - ideologicznie niepożądany - religijny charakter wychowania tych szkół, a także ich prywatny, a więc dający spore możliwości uniezależnienia - status. Zależność programowa i metodyczna wobec państwowych władz oświatowych wiązała się z dwoma czynnikami: zapewniała Laskom uprawnienia szkół państwowych, a także umożliwiała zatrudnianie niektórych nauczycieli na etatach państwowych, z funduszu Ministerstwa Oświaty. Stanowiło to pewną pomoc materialną dla Zakładu. Na państwowym etacie kierownika szkół i nauczyciela, pracował przez cały czas Zygmunt Serafinowicz, będąc jednocześnie, od 1947 r., członkiem Zarządu Towarzystwa. Większość jednakże nauczycieli otrzymywała pobory od Towarzystwa. Trzeba przyznać, że ta dwoistość zatrudnienia Laskowskich pedagogów i dwoistość podległości szkolnej w praktyce stwarzały niezmiernie delikatną sytuację dla całego kierownictwa Dzieła. Między władzami szkolnymi, pragnącymi ingerować w najdalej idące szczegóły istnienia Zakładu, a kierownictwem Lasek często występowały napięcia. Rodziły się one także wewnątrz Zakładu, pośród nauczycieli. Niektórzy z nich bowiem uważali się bardziej za urzędników Kuratorium, niż za pracowników Towarzystwa. Okazji więc i powodów do częstego "odwiedzania" Kuratorium położonego w pierwszych latach powojennych na odległej Pradze - nie brakowało. Pan Kierownik był tam niemal stałym gościem, choć nie tylko on. W konfliktowych sprawach z władzami oświatowymi, interesów Lasek w Kuratorium bronili zwykle członkowie Zarządu: Zofia Morawska (Zofia Morawska współpracuje z Dziełem Lasek od 1930 r. Do wojny organizowała opiekę otwartą dla dorosłych niewidomych, pozostających w rodzinach. Po wojnie zaś kierowała administracją Zakładu. Od 1947 r. do dziś jest członkiem Zarządu Towarzystwa, pełniąc funkcję skarbnika.). i Henryk Ruszczyc (Henryk Ruszczyc (1902-1973), pracował w Laskach od r. 1930 jako wychowawca chłopców. Organizował coraz to nowe działy szkolenia zawodowego młodzieży niewidomej w Laskach, a także rehabilitację ociemniałych żołnierzy. Był członkiem Zarządu Towarzystwa jako wiceprezes.). Będąc na etacie Towarzystwa - mieli mocniejszą, bardziej niezależną niż kierownik (jak wiemy - zatrudniony na państwowym etacie), pozycję, łatwiej im więc było reprezentować stanowisko Zakładu. Pan Zygmunt natomiast był w Kuratorium najżarliwszym rzecznikiem interesów laskowskich szkół. Wojował tam nieustępliwie o ich sprawy. Najczęściej chodziło o przyjęcie nowego dziecka do Lasek, bądź też o kierowanie Laskowskich absolwentów szkoły zawodowej do liceum dla widzących w Warszawie. Władze oświatowe nie sprzyjały wówczas takim sytuacjom, zaś sławny w Laskowskich kronikach ze swej niechęci do Zakładu główny wizytator, pan W. G. - jeszcze będzie o nim mowa - z reguły nie godził się na takie propozycje. Serafinowicz wszakże nie dawał łatwo za wygraną. Póty cierpliwie wyjaśniał, uzasadniał i tkwił w Kuratorium, póki nie załatwił spraw na korzyść szkół. Uczniowie bowiem, wychowankowie Zakładu, laskowskie, niewidome dzieci, były zawsze dla pana Zygmunta "najważniejszą sprawą". Taka nieugięta postawa wymagała jednak od Kierownika dużej odwagi. Zygmuntowi Serafinowiczowi nie brakowało jej nigdy, nawet w najtrudniejszych czasach stalinizmu. Jego "ducha walki" wzmacniało najgłębsze przekonanie o słuszności reprezentowanej i bronionej przez niego sprawy. I jeszcze coś dla niego charakterystycznego, do czego przyznał się kiedyś w rozmowie z jedną z nauczycielek: - "Moja odwaga - powiedział - polegała na swego rodzaju egoizmie. Nie chciało mi się płaszczyć. Żółć mnie brała: nie dość, że ten patrzy na mnie z góry, jeszcze ma myśleć sobie - boisz się mnie, durniu! Niedoczekanie!".
* * *
W lutym 1953 r. przyjęto do zakładu głuchoniewidomą, czternastoletnią Krystynę Hryszkiewicz. Straciła ona wzrok i słuch w niemowlęctwie po dwukrotnym zapaleniu opon mózgowych. Było to dziecko z opóźnionym rozwojem umysłowym oraz ze szczególnie trudnym charakterem. W domu niczego jej nie nauczono. Mając w pamięci życzenie Matki Czackiej, by przy pierwszej możliwości otworzyć dział dla głuchoniewidomych, Serafinowicz osobiście interesował się postępami w rozwoju Krysi. Zorganizował jej indywidualne wychowanie i nauczanie. Trudne to zadanie powierzono siostrze Emanueli Jezierskiej, która opisała szczegółowo swoje doświadczenia w pracy z Krysią w książce "Obserwacje o głuchoniewidomej Krystynie Hryszkiewicz", wydanej przez PWN w roku 1966. Siostra Emanuela otrzymała do pomocy dwie siostry, które na zmianę opiekowały się Krysią przez 24 godziny na dobę. Postępy dziecka śledziła również dr Grzegorzewska, której ten dział tyflopedagogiki był bardzo bliski. Przy każdej bytności w Laskach miała bezpośredni kontakt z Krysią. W roku 1958 zaczęto w Laskach wprowadzać do nauczania początkowego (kl. I-III) tzw. metody ośrodków pracy. Serafinowicz czuwał z bliska nad tymi zajęciami lekcyjnymi, które w dużej mierze odbywały się w terenie: w ogrodzie warzywnym i kwiatowym, w polu, w lesie, na podwórzu i in. Podczas tych zajęć mali niewidomi uczyli się czytania i pisania w powiązaniu z poznawaniem otaczającego ich świata - roślin, zwierząt, maszyn, narzędzi itp. Metoda ta wyrosła z nowatorskich doświadczeń włoskiej twórczyni wychowania przedszkolnego, zmarłej w 1952 roku lekarki - Marii Montessori. Z jej szkoły powstałej dla dzieci, które widzą, a zbudowanej na podstawowym założeniu rozwijania spontanicznej aktywności dziecka i wszechstronnego kształcenia jego zmysłów. Był to doskonały sposób zapoznawania naszych niewidomych uczniów ze środowiskiem - za pośrednictwem konkretów. Czytanie i pisanie przestawało być abstrakcją. Udoskonalając metodę ośrodków pracy, młodsze klasy szkoły podstawowej w Laskach stawały się jakby polem doświadczalnym dla studentów Państwowego Instytutu Pedagogiki Specjalnej. Kiedy z okazji uroczystości 40-lecia Instytutu w r. 1961 zorganizowano wielką wystawę, Laski miały tam swoje stoisko obrazujące osiągnięcia całego działu niewidomych. Zygmunt Serafinowicz brał czynny udział w przygotowaniu materiałów do tej wystawy, podobnie jak i materiałów dotyczących szkolenia niewidomych na ogólnopolski kongres oświaty. Pana Zygmunta obchodziły żywo problemy tyflopedagogiczne w skali kraju. Dr Maria Grzegorzewska zaprosiła go do stałej współpracy jako recenzenta-konsultanta prac dyplomowych studentów Państwowego Instytutu Pedagogiki Specjalnej z działu niewidomych. Ileż pracy przysparzał mu ten dodatkowy obowiązek! Podobnie jak i kierowanie pracą studentów odbywających praktyki w szkołach Laskowskich. Jedna ze słuchaczek Instytutu, Maria Janik (później dyrektorka zakładu dla niewidomych w Krakowie) tak wspomina owe czasy: "Uwzględniwszy wskazówki metodyczne i własne doświadczenia Zygmunt Serafinowicz wskazywał studentom najlepsze drogi oddziaływania dydaktyczno-wychowawczego na dzieci niewidome. Jego wysoka kultura osobista, umiejętność nawiązywania bezpośredniego kontaktu, pozwalały słuchaczom jego wykładów na znalezienie własnej drogi poznawania dziecka. Studenci otrzymywali teoretyczne podstawy na wykładach prof. Grzegorzewskiej, w działaniu praktycznym korzystali z osobistych kontaktów z Zygmuntem Serafinowiczem - z jego ogromnego doświadczenia pedagogicznego. Łatwiej wtedy rozumieli metodę ośrodków pracy, której twórcą była Maria Grzegorzewska". W związku z ogólnie zwiększającą się liczbą dzieci niedowidzących w roku 1961-62 rozpoczął się napływ do Lasek młodzieży z trzecią grupą inwalidów, czytającej wzrokiem normalny druk przy pomocy odpowiednich szkieł, lornetek itp. Byli to absolwenci podstawowych szkół specjalnych dla dzieci słabowidzących. Mieli oni niewielkie szanse ukończenia szkoły średniej dla widzących, byli więc kierowani do Laskowskiej szkoły zawodowej. Jako dyrektor tej szkoły, Serafinowicz stanął wówczas przed nowymi zagadnieniami, które komplikowały organizację nauczania, wymagały tworzenia równoległych klas: dla niewidomych i dla słabowidzących. Ci ostatni byli pełni stresów spowodowanych przejściem do zakładu dla niewidomych. Rodziło to niemałe problemy wychowawcze. Atmosfera w Laskowskich szkołach sprzyjała poszukiwaniu nowych metod. Duży postęp obserwowano w pracach ręcznych dziewcząt i chłopców. Nauczycielka prac ręcznych dziewcząt, siostra Michaela Galicka, po latach prób doszła do opracowania własnych narzędzi, metod i programu. Dzięki inicjatywie Henryka Ruszczyca, również w pracach chłopców wprowadzono nową tematykę i nowe metody. Nauczyciele prac ręcznych zjeżdżali do Lasek z dalekich stron Polski po instruktaż oraz pomoce techniczne. Program prac ręcznych dla szkół specjalnych, wydany w 1965 roku, opiera się w ogromnej części na doświadczeniach szkół Laskowskich. Serafinowicz, choć nie był znawcą w tym zakresie, umiał poprzeć każdą dobrą inicjatywę. I co bardzo ważne - nie mieszał się do szczegółów. W tym miejscu warto wspomnieć o wielkiej jego przyjaźni z inną znaczącą indywidualnością pedagogiczną Lasek - Henrykiem Ruszczycem. Pozwalała ona na zgodną współpracę i wzajemne znoszenie różnic charakterów ich obu. A nie zawsze było to łatwe dla kierownika szkoły. Serafinowicz podziwiał pomysłowość Ruszczyca, jego intuicję, sposób prowadzenia internatu chłopców, umiejętność tworzenia "czegoś z niczego". Obaj przy tym obdarzeni niezwykłym poczuciem humoru - rozumieli się w mig. Do dziś krążą po Laskach opowieści o ich dowcipach i kawałach. Jak ten choćby, którym wprawili w kłopot jedną ze starszych sióstr, spotkaną na leśnej ścieżce: - Siostrzyczko - poprosili skromną franciszkankę - niech się nam siostra dobrze przyjrzy. My jesteśmy bardzo ładni, to wiemy, ale niech siostra nam powie, który z nas ładniejszy? Siostrzyczkę zamurowało. - Ja nie mogę - bąknęła nieśmiało. - To muszą przełożone - dodała subordynowanie. I uciekła. Temperamentami dwaj przyjaciele różnili się bardzo niespokojne, twórcze, często nagłe inicjatywy Ruszczyca bywały niekiedy uciążliwe dla drugich. Doraźne jednak spięcia między przyjaciółmi nie trwały dłużej. Dzięki Serafinowiczowi właśnie. Umiał on ustępować, nie był zazdrosny o wpływ na ludzi, nie drażnił go sukces innych. |