Włodzimierz Dolański

 

W zupełnej ciszy i nieprzeniknionej ciemności

Helena Keller (*"Problemy" 1960 nr 7.)

 

Z postacią Heleny Keller zetknąłem się po raz pierwszy w jej autobiografii "The Story of My Life" (Historia mojego życia) i szczerze wyznaję, że wiele ustępów tej pięknie napisanej książki budziło we mnie wówczas zastrzeżenia.

Zresztą nie byłem w tym mniemaniu odosobniony, bowiem odwiedzając pewnego razu w Caen wybitnego niewidomego działacza francuskiego P. Villeya, profesora literatury francuskiej tamtejszego uniwersytetu, wspólnie z nim wysuwałem różne obiekcje dotyczące wiarygodności przeżyć tej tak rozsławionej na obu półkulach, głuchociemnej Amerykanki. Nie przewidywaliśmy wtedy, że w parę lat później, w 1931 r., na Międzynarodowym

Kongresie Niewidomych, który odbywał się w Nowym Jorku, przyjdzie nam poznać osobiście Helenę Keller i porównać nasz dotychczasowy sceptyczny pogląd z rzeczywistością.

Na wszystkich uczestnikach Kongresu przemówienie powitalne wygłoszone przez Helenę Keller, wywarło wprost niezatarte wrażenie:

"Witajcie w Stanach Zjednoczonych, drodzy przyjaciele, wy wszyscy, którzyście przejechali oceany i lądy w poszukiwaniu nowego i lepszego jutra dla niewidomych... Dopóki nie będziemy gotowi wspólnie podać sobie dłoni, dopóty żaden naród nie zdoła sam polepszyć bytu swoich niewidomych, mimo posiadanych możliwości ... Oto nadeszła pora, byśmy otrząsnęli się z rutyny starych pojęć i tradycji. Nie zatrzymujmy się przy umarłych dnia

wczorajszego, lecz idźmy z młodymi, których spojrzenia są zawsze zwrócone ku lepszemu jutru, wymagającemu wspólnych wysiłków przy tworzeniu nowego życia. Na nas spoczywa odpowiedzialność nieustępliwej walki o kształcenie niewidomych, jak również o zachowanie światła wzroku dla tych milionów, które po nas przyjdą. O przyjaciele moi, nowy dzień nadchodzi, dzień szlachetniejszej ludzkości. Podążajmy ku niemu zdecydowani i

nieustraszeni".

Helena Keller przemawiała po angielsku. Podobnie jak u wszystkich głuchych jej głos gardłowy był jakby nieco chropawy, bezbarwny i monotonny, mówiła jednak z namysłem i wyraźnie, tak że można ją było dobrze zrozumieć.

Jeden z wieczorów w ciągu trwającego kongresu Helena Keller przeznaczyła na urządzenie przyjęcia dla delegatów zjazdu. Jako gospodyni wraz z nieodłączną jej towarzyszką panią Sullivan Macy, witała przybywających kolejno gości. Każdy z uczestników miał przypiętą oznakę z nazwiskiem i narodowością. Pani Sullivan wymieniała wyraźnie nazwisko witającego się, a Helena Keller, delikatnie dotykając palcami warg i krtani nauczycielki, powtarzała głośno "odczytane" w ten sposób wyrazy, dodając przy tym kilka uprzejmych słów i zapytań pod adresem delegata.

Witając się ze mną powiedziała wyraźnie: "How do you do Mr. Dolański, you are from Poland" (Dzień dobry panie Dolański, pan jest z Polski). Następnie zapytała, ile mamy w Polsce niewidomych, ile szkół specjalnych oraz jak liczna jest ludność kraju. Rozmowa ta, jak też i wszystkie inne, toczyła się za pośrednictwem pani Sullivan.

Przedmiotem zainteresowania wszystkich tego wieczoru była krótka opowieść Heleny Keller o przebiegu jej nauki, począwszy od kojarzenia przedmiotów z ich nazwami, aż do pojęć abstrakcyjnych, oraz o najuciążliwszym dla niej opanowaniu mowy. Największą bowiem trudność, jak mówiła, sprawiało jej odróżnianie i przyswajanie poszczególnych spółgłosek, jak: p-b, f-w itp. Dzięki jednak silnej woli i niestrudzonej pracy zarówno jej jak i

nauczycielki, zdołała ona te trudności pokonać i z poszczególnych głosek zaczęła z czasem składać słowa, następnie całe zdania, aż wreszcie nadszedł dla niej radosny moment, kiedy mogła ustnie, choć nie zawsze jeszcze udolnie, wypowiedzieć swoją myśl.

Doznane tego wieczora wrażenie na skutek osobistych wynurzeń Heleny Keller głęboko wryły się w pamięć każdego z nas, a żegnając autorkę "The Story of My Life" podziwialiśmy jej niepospolity hart ducha, wybitną indywidualność, odczuwając jednocześnie coś jakby w rodzaju skruchy za dotychczasowy sceptycyzm względem jej, jak się nam swego czasu zdawało, nierealnych osiągnięć.

2 czerwca 1960 r. Helena Keller ukończyła osiemdziesiąt lat. W pojęciu każdego śmiertelnika obdarzonego wszystkimi zmysłami taki szmat życia przebyty w zupełnej głuszy i nieprzeniknionej ciemności wydawać się może koszmarem - bezdenną martwotą. Dla Heleny Keller i jej najbliższych ten okres czasu - to jakże długa i mozolna droga ciągłych zmagań, prowadząca ją jednak wytrwale ku wymarzonym szczytom.

Helem Keller urodziła się w 1880 r. w Tuscumbii, w stanie Alabama. Mając zaledwie półtora roku na skutek zapalenia mózgu traci nagle wzrok, słuch, a w następstwie zapomina posiadane już początki mowy. Ta skądinąd zdrowa, ładna i silna dziewczynka, obdarzona wewnętrzną inteligencją i charakterem, nie mogąc inaczej wyrażać swoich uczuć i pragnień, jak tylko za pomocą kilku najprostszych gestów, staje się niecierpliwa, zaborcza, wpada

często w niepohamowaną furię. Rozpieszczana przez rodziców, terroryzuje domowników, którzy dla spokoju ulegają jej kaprysom. Jest dzikim, nieokiełznanym zwierzątkiem budzącym postrach otoczenia.

W 7 roku życia Helenki rodzice jej za radą znanego fizyka Grahama Bella zwrócili się do ówczesnego dyrektora instytutu dla niewidomych w Bostonie, Anagnosa, prosząc o zainteresowanie się ich córką. Ten poleca im młodziutką nauczycielkę Annę Sullivan, która sama niegdyś zagrożona ślepotą, była przez jakiś czas wychowanką tegoż instytutu.

Sullivan godzi się na przyjazd do rodzinnego domu Kellerów, "Ivy Green". Swoim łagodnym a jednocześnie stanowczym postępowaniem ujarzmia niesforną dziewczynkę i powoli zdobywa sobie nie tylko autorytet, ale i serce dziecka. Odpowiednio przygotowana do tej pracy wychowawczej, wzorując się do pewnego stopnia na metodach dr Howe'a, pierwszego nauczyciela głuchociemnych, Sullivan przede wszystkim uczy Helenkę kojarzyć przedmiot z

jego nazwą wyrażoną dotykowym znakiem migowym głuchych. Podając np. Helence lalkę, wypisuje jednocześnie do jej ręki słowo "d-o-l-l" (lalka). Dziewczynka chociaż jeszcze nie rozumie tego powiązania, uczy się szybko po kilka, a nawet kilkanaście znaków (nazw) dziennie, ale dopiero w parę tygodni później, kiedy przypadkowo z pompy znajdującej się w ogrodzie polał się na rękę Helenki strumień zimnej wody, a nauczycielka wypisała w tej samej chwili do drugiej ręki słowo "w-a-t-e-r" (woda), jak błyskawica olśniło ją zrozumienie ścisłego związku zachodzącego między konkretem a jego znakiem.

Z tą chwilą nauka potoczyła się bardzo szybko. Helenka jest wprost niepohamowana w swojej żądzy zaspokajania ciekawości. Pyta ciągle o wszystko, ucząc się po kilkadziesiąt nazw otaczających ją przedmiotów, przechodząc stopniowo do przyswajania sobie pojęć abstrakcyjnych. Pod tym względem intuicja nauczycielki jest wprost zaskakująca, w jaki sposób potrafi ona określać wychowance rzeczy niematerialne.

Helena odznacza się fenomenalną pamięcią i wysubtelnionym dotykiem. Wkrótce opanowuje pismo wypukłe niewidomych pozwalające jej teraz w pełni korzystać z książek brajlowskich, które pochłania, choć, jak sama później wspomina, nie zawsze wówczas je rozumiała.

W korespondencji z rodziną i widzącymi przyjaciółmi oraz w wypracowaniach szkolnych posługuje się początkowo kreśleniem drukowanych dużych liter, a w przyszłości zwykłą maszyną do pisania.

Mając lat 10, Helenka dowiedziała się, że w zakładzie w Norwegii nauczono mówić głuchociemną wychowankę. Teraz i ona zapragnęła posiąść tę umiejętność. Mimo wielkich trudności, jakie jej sprawiała ta nauka, nie zniechęca się i dzięki własnej wytrwałości oraz nauczycielki S. Puller osiąga swój cel. Pierwszym zdaniem wypowiedzianym po 11 dniach ćwiczeń było: "it is wartu" (jest ciepło). Wymowa jest jeszcze wadliwa, ale zrozumiano ją, a to znaczyło dla niej tak wiele.

Przerabiając program szkoły średniej uczy się języków obcych, mając w tym kierunku duże uzdolnienia. Z łatwością przyswaja sobie języki nowoczesne: francuski i niemiecki, oraz klasyczne: grecki i łacinę.

W 1904 r. kończy z wyróżnieniem studia uniwersyteckie na wydziale humanistycznym. I tu jakże nieocenioną okazuje się pomoc Sullivan, która z całym poświęceniem towarzyszy Helenie w jej studiach, dokształcaniu się, a w przyszłości i w życiu twórczym.

Zdając sobie sprawę ze swego ciężkiego położenia spowodowanego podwójnym kalectwem, kierowana ambicją Helena dąży do równania intelektualnego z innymi ludźmi, a gdy ten cel udaje się jej osiągnąć, z całą swobodą zabiera głos w publikacjach na tematy ogólne. Wydawcy oceniają pozytywnie wartość jej pióra, domagają się jednak, by pisała wyłącznie o sobie, swoim kalectwie i związanych z tym przeżyciach.

Po ukazaniu się "Historii mego życia" następują dalsze utwory i eseje o charakterze psychologicznym, jak "Optimism" (Optymizm), "The World I Live In" (Świat, w którym żyję), "The Song of the Stone Wall" (Pieśń kamiennej Ściany), "Out of the Dark" (Wyjście z ciemności), My Religion (Moja religia) i inne.

Obdarzona doskonałą pamięcią, Helena Keller potrafi nie tylko z przeczytanych dzieł literatury przyswajać sobie realny świat widzących, ale też i z osobistych wrażeń dostarczanych z zewnątrz przez zmysł węchu i dotyku. Każdy bowiem jej nerw jest czuły jak "wibroskop" i wzbogaca jej wyobraźnię mnóstwem nie przeczuwanych przez

otoczenie przeżyć.

Ponadto wszyscy według niej mają w sobie zdolność pojmowania wszelkich wrażeń i wzruszeń przeżywanych przez ludzkość od początku jej istnienia. Na tej podstawie twierdzi w odniesieniu do siebie: "każdy nieświadomie nosi w sobie wspomnienia zieleni pól i szumu wód, głuchota zaś i ślepota nie są w stanie, zdaniem moim, pozbawić nikogo tego dziedzictwa tylu pokoleń. Ta zdolność atawistyczna jest naszym szóstym zmysłem mającym jednocześnie

możność widzenia, słyszenia i odczuwania" (Historia mojego życia).

Opierając się na tych różnorodnych elementach, jej opisy przyrody są barwne i wyraziste, jej słownictwo bogate, którym umiejętnie operuje dla wyrażania subtelności myśli i uczuć. Ukochanie sztuki i poezji graniczy często z egzaltacją - a jednocześnie potrafi ona doskonale orientować się w rozgrywających się w świecie wydarzeniach politycznych i zmianach struktury społecznej, wyprzedzając swoimi postępowymi pojęciami najśmielsze wizje

przyszłego ustroju świata.

Oto niektóre jej myśli, publikowane jeszcze w 1931 r. "Jeżeli mamy uniknąć wielkich przyszłych wojen, powinniśmy wyrzec się imperializmu, wszelkich władczych ambicji, powinniśmy wyrzec się mocarstwowości. To oznacza, że Anglia powinna usunąć się z Indii, Francuzi z płn. Afryki, Ameryka z Filipin i Porto Rico i dać spokój Kubie, Meksykowi i Nicaragui. Powinniśmy wyrzec się sfer wpływów i kluczy do dróg handlowych".

Według niej "we wszystkich szkołach i gimnazjach świata powinno wpajać się w uczniów, że pokój i porozumienie między narodami są istotnymi warunkami, od których zależy postęp ludzkości".

Poniesione zaś przez ludzi ofiary podczas wojny światowej zostaną, jak pisze Helena Keller,

"okupione tylko wtedy gdy zdobędziemy nową międzynarodową moralność, nowy kodeks społecznego postępowania, nową orientację osobistych ideałów i dążeń".

Do tego celu, uważa ona, prowadzić będzie międzynarodowe współdziałanie zwalczające

"przegrody taryfowe i przygotowania do wojny oraz stronniczy sposób nauczania historii w szkołach" (*Z artykułu Heleny Keller - Wielki wybór; przekład polski:"Szkoła Specjalna" 1931.)."

Życie Heleny Keller nie zawsze obfitowało w blaski tryumfów, miało też i cienie niepowodzeń, zwłaszcza w początku kariery, gdy musiała niejednokrotnie walczyć o zapewnienie własnej egzystencji. Tylko dzięki wiernej nauczycielce i garstce przyjaciół potrafiła przełamywać przeciwności losu, nim stała się znana jako literatka i działaczka społeczna. Z całym bowiem zaparciem się siebie, pracuje na rzecz niewidomych i głuchociemnych, będących, jak się sama wyraża, "less fortunate than myself" (mniej szczęśliwymi ode mnie).

Sytuacja jej zmienia się zasadniczo z powołaniem do życia w 1923 r. American Foundation for Overseas Blind - AFOB (Amerykańska fundacja dla zamorskich niewidomych), organizacji, mającej na celu niesienie pomocy niewidomym poza granicami Stanów Zjednoczonych. Helena Keller wchodzi od razu w skład zarządu w charakterze doradcy w stosunkach międzynarodowych, a za najszczęśliwszy dzień swego życia uważa utworzenie przez tę fundację wydziału pomocy dla głuchociemnych.

W świecie naukowym osoba jej jest przedmiotem ogólnego zainteresowania. Ma szerokie stosunki wśród czołowych osobistości świata literackiego i politycznego. Mark Twain, przyjaciel z jej lat młodzieńczych, uważa, iż "najciekawsze postacie XIX w. - to Napoleon i Helena Keller.

Za swą działalność literacką i społeczną otrzymuje szereg odznaczeń, m.in. tytuł doktora nauk humanistycznych uniwersytetu w Filadelfii, oraz doktora praw uniwersytetu w Glasgow i Johanesburgu. W 1952 r., w setną rocznicę śmierci Ludwika Braille'a, otrzymała od prezydenta Francji Auriola Legię Honorową.

W czasie wojny Helena Keller z podziwu godnym poświęceniem udziela pomocy i podtrzymuje na duchu oślepionych marynarzy i żołnierzy. Dzielnie pomaga jej w tym Polly Thompson, która od 1914 r. zyskuje sobie zaufanie i przyjaźń zarówno Heleny Keller, jak i A. Sullivan, staje się jak gdyby nieodłącznym członkiem ich rodziny.

W 1936 r. umiera Anna Sullivan Macy. Ta skromna nauczycielka o nadzwyczajnych zdolnościach pedagogiczno-psychologicznych, genialna w sposobie stosowania właściwych metod nauczania, poświęciła całe swoje życie, by ze skazanego na wegetację dziecka ukształtować tej miary człowieka, jakim stała się Helena Keller.

Ze śmiercią Anny Sullivan Macy cały ciężar dalszej współpracy z Heleną Keller spoczął na barkach Polly Thompson, która do ostatniej chwili trwała na tym posterunku. Zmarła 20 marca 1960 roku.

W uznaniu zasług oddanej sobie nauczycielki, wychowawczyni i przyjaciółki, Helena Keller, poświęca jej pamięci książkę "Teacher" (Nauczycielka), wydaną w 1956 roku.

W tymże roku bierze czynny udział w inspekcjach i konferencjach organizowanych przez AFOB w 25 krajach afrykańskich i azjatyckich, w celu zorientowania się i ustalenia rodzaju pomocy dla niewidomych tych najbardziej zacofanych regionów.

Tak mniej więcej przedstawia się w bardzo krótkim skrócie historia życia Heleny Keller. Na temat jej autobiografii zabierali głos: W. Stern, Brohmer, Rieman, Dugs i inni. Jedni, podobnie jak Gerard Harry, widzą w niej "Le miracle des hommes" (cud człowieczeństwa) (*G. Harry "Le miracle dea hommes. Helena Keller, Paris 1913.), inni bardziej

krytyczni, a może powodujący się zazdrością o prymat dla swoich głuchociemnych, jak Arnould, a w ostatnich czasach dr Sokolański, nie negując wprawdzie jej wyjątkowości, uważają ją jednak za sztuczny twór - istotę uformowaną rękami najlepszych pedagogów.

U nas w Polsce, prócz obszernego artykułu dr Grzegorzewskiej na temat głuchociemnych (*M.Grzegorzewska "Głuchociemni" "Szkoła Specjalna" 1927 nr 1, 1928 nr 3-4.) w "Szkole Specjalnej" oraz szkicu pedagogiczno-psychologicznego dra Głogowskiego (*K. G łogowski "Głuchociemna Helena Keller", Warszawa 1933), nikt bliżej nie interesował się tym zagadnieniem.

Na zakończenie chcę jeszcze zaznaczyć, że problem głuchociemnych datuje się od czasu wspomnianego już dra Howe'a, który zapoczątkował w 1873 r. kształcenie Laury Bridgman, mającej jedynie zmysł dotyku. To dało impuls do czynienia podobnych prób i wysiłków w innych państwach. Według Głogowskiego, przed ostatnią wojną było zaledwie 12 zakładów tego typu, ale statystyki dotyczącej liczby głuchociemnych na świecie dotychczas jeszcze nie

posiadamy.

Ogólnie biorąc stopień rozwoju umysłowego tych ludzi, pozbawionych wzroku i jednocześnie słuchu, jest bardzo różny, uzależniony od rodzaju choroby powodującej to podwójne kalectwo, wewnętrznej dyspozycji osobnika oraz wkładu pracy wychowawców. Dużymi osiągnięciami w tej dziedzinie poszczycić się może Francja (w kształceniu Marii i Marty Heurtin) oraz Związek Radziecki (Olga Skorochodowa). U nas w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach, od kilku lat również kształci się i wychowuje jedna głuchociemna.

Jak wynika z relacji głuchociemnego R. Kinneye, jednego z wicedyrektorów Hadley School for the Blind (Szkoła Hadleys dla niewidomych) w USA, jest na świecie bardzo wielu pracowników głuchociemnych, którzy bez głośnej reklamy pracują w różnych zawodach, począwszy od plecenia mat aż do montażu skomplikowanych aparatur. Są to według niego ci wybrańcy losu, którzy dzięki pomocy widzących nauczyli się korzystać z "pomostu porozumienia", jakim jest dla nich zmysł dotyku.

Potrzeba nam więcej ofiarnych i oddanych ludzi, mówi w zakończeniu Kinney, którzy "pomogą nam w osiągnięciu życia tak pełnego, do jakiego jesteśmy zdolni. Naszą jest misją pokazanie światu, że wiedzieć jest rzeczą ważniejszą niż widzieć, że rozumieć jest ważniejsze niż słyszeć, że służyć, znaczy naprawdę żyć" (*Wyjątki z przemówienia wygłoszonego przez głuchociemnego R. Kinneya na Międzynarodowym Kongresie Niewidomych w Rzymie, w

lipcu 1959 r.).