Ten niezwykły Andrea

Do końca roku pozostało jeszcze trochę czasu, ale jedno jest pewne: jeżeli chodzi o imprezy kulturalne, nic już nie przebije koncertu włoskiego tenora Andrea Bocellego na scenie (i balkonie) łódzkiego Teatru Wielkiego. Było to wydarzenie nie tylko artystyczne lecz i socjologiczne - do Łodzi zjechała nasza klasa polityczna nieomal w komplecie: ministrowie, liderzy partii, posłowie i senatorowie z marszałkami. Przypominało to wiek XIX, kiedy przed ówczesnymi gwiazdami wokalistyki pochylały się głowy królewskie.

Koncert Bocellego był też najdroższym koncertem w dziesięcioletniej historii III Rzeczypospolitej, a może i w całym wieku XX, w Polsce oczywiście. Chociaż nie do końca - organizatorzy zaplanowali ceny biletów na 7 - 10 tys. zł, natomiast biznesmeni okazali się oszczędni i nie tak łasi na kulturę. Państwo Niemczyccy zadowolili się dalekim miejscem za 1 300 zł i w efekcie organizatorzy zaczęli wysyłać darmowe zaproszenia do naszych bogaczy. Ale im się trafiło!

Jednak sprawiedliwości społecznej też stało się zadość i plebs mógł poczuć się usatysfakcjonowany. Przed teatrem ustawiono telebimy, na których zgromadzony tłum mógł oglądać koncert, zaś Bocelli zaśpiewał dla niego na żywo z balkonu, co nie zdarzyło się w Polsce od czasu występów Kiepury w latach trzydziestych. No i oczywiście transmisje telewizyjne.

Nieco mniej usatysfakcjonowani byli znawcy śpiewu, koneserzy i melomani o wyrafinowanych gustach, zarzucając włoskiemu tenorowi błędy w emisji i małą przydatność w wykonawstwie repertuaru operowego. Także i to, że jego bardzo wysoka pozycja na artystycznym rynku jest w dużym stopniu zasługą przemysłu płytowego, impresariów i reklamy. To wszystko prawda, ale ...

Andrea Bocelli kreowany jest na następcę Pavarottiego. Nie jest nim i nie będzie, reprezentuje natomiast inny typ śpiewania i w tym rodzaju jest, mimo pewnych możliwych do usunięcia braków w wyszkoleniu głosu, doskonały. Ma przepiękny, choć niewielki głos, wrażliwość, muzykalność i świetnie czuje się w melodyjnym popularnym repertuarze. Jest kontynuatorem tego nurtu wokalistyki, którego przedstawicielami byli: Tino Rossi, Mario Lanza czy nasz Jan Kiepura. Nurtu, który nie miał wybitnego wykonawcy od lat blisko czterdziestu, a na który najwidoczniej istniało kulturalne zapotrzebowanie. Bocelli na nie odpowiedział.

Dlaczego o tym piszemy w "Pochodni"? Z prostego powodu: Bocelli jest osobą całkowicie niewidomą. Stracił wzrok w dwunastym roku życia wskutek uderzenia piłką na boisku.

Muzyka, obok literatury, jest tą dziedziną sztuki, która przed niewidomymi stawia mało barier, toteż osiągają w niej sukcesy. Przykłady Edwina Kowalika i Ryszarda Gruszczyńskiego, a z młodej generacji Jolanty Kaufman czy Jerzego Skowrona dobitnie o tym świadczą, gdy mówimy o wykonawcach polskich. Włoski tenor osiągnął szczyt popularności w gatunku wokalistyki, który reprezentuje. I tu nasuwa się przewrotne pytanie - czy w osiągnięciu tego szczytu nie dopomogło mu, w pewnym stopniu, właśnie inwalidztwo, stając się swoistym atutem?

Zwolennicy takiego punktu widzenia argumentują: Bocelli jest młody, przystojny, sympatyczny. Kobiety, a to głównie one decydują o popularności artysty, miewają czułe serca, podświadomie działa tu instynkt opiekuńczy. Zwłaszcza, gdy artysta jest młody, przystojny itp. ... Ludzie, nie tylko płci żeńskiej, potrafią też dołożyć dodatkową porcję sympatii, jeżeli ktoś osiaga coś "pomimo", w tym przypadku inwalidztwa.

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, ja jednak nie podzielam wyżej przedstawionego poglądu. Myślę, że Andrea osiągnąłby swój szczyt także wówczas, gdyby ... widział. Wtedy też byłby "tym jedynym", w kategorii włoskiego repertuaru popularnego, podobnie jak pełnosprawny Pavarotti jest "tym jedynym" włoskim tenorem operowym. Dlatego Bocelli jest dla niewidomych muzyków i w ogóle dla wszystkich ludzi niepełnosprawnych przykładem osiągnięcia w określonej dziedzinie pułapu możliwości. Przykładem krzepiącym.

W Łodzi rozentuzjazmowany tłum przed teatrem wołał "Andrzejku, zaśpiewaj jeszcze". My powinniśmy powiedzieć - "Dziękujemy ci Andrzeju za nadzieję.

  Iwona Różewicz ".

Pochodnia listopad 1999