„zawsze redaktor”
Wojciech Ławnikowicz muzyk, instrumentalista, wokalista
Najpiękniejsza spośród miłości Z Wojciechem Ławnikowiczem, niewidomym muzykiem - instrumentalistą i wokalistą, laureatem nagrody im. mjr. Hieronima Baranowskiego, zwycięzcą przeglądu „Widzieć muzyką”, rozmawia Halina Kuropatnicka-Salamon
W.Ł.: - Nie graj! Przeszkadzasz państwu pasażerom. - Oni chcą słuchać - jako mały Wojtuś odpowiedziałem mamie, jadąc z nią wrocławskim tramwajem. Cieszyłem się moją nową wiolinką. To wydarzenie znam ze wspomnienia mamy. H.K.-S.: -Lubiłeś muzykę? - Bardzo! Jak zapamiętałem, z ogromną radością słuchałem muzycznych audycji dla dzieci, wyłapywałem melodie i efekty dźwiękowe w słuchowiskach, śpiewałem zasłyszane piosenki. - A kiedy zacząłeś uczyć się gry na instrumencie i na jakim? - Był to fortepian, ale drogę do nauki gry na nim odbywałem dość zabawnie. W wieku przedszkolnym bowiem pobierałem prywatne lekcje uczyłem się wartości muzycznych, ale ich nie zapisywałem. Nauczyciel nie był brajlistą. Potem zacząłem uczęszczać do zerówki przy szkole muzycznej, a następnie do kolejnych klas szkoły podstawowej. Równolegle uczyłem się w szkole dla dzieci niewidomych we Wrocławiu. - Domyślam się, że twoje umiejętności muzyczne były wykorzystywane w trakcie imprez szkolnych. - Owszem. Bardzo często występowałem na rozmaitych uroczystościach, wykonując utwory fortepianowe. Jednocześnie wierny pozostawałem śpiewaniu. Będąc w klasie piątej, mocno przeżyłem swój udział w dziecięcym konkursie piosenki esperanckiej organizowanym przez okręg PZN we Wrocławiu. Prezentowałem „Balladę cygańską”. Tak splatały się i rozszerzały moje zainteresowania - muzykowanie, śpiewanie, esperanto, czytelnictwo, recytacja... Z latami dochodziły nowe pasje i olśnienia. W którymś momencie odkryłem czar gitary i natychmiast przystąpiłem do jej opanowywania. W wyniku tego, po ukończeniu muzycznej szkoły podstawowej w klasie fortepianu, przeniosłem się do klasy gitary klasycznej w dziale młodzieżowym. Grę na gitarze kontynuowałem potem w szkole średniej i studiując na akademii muzycznej - kierunek pedagogiczny. - Nie tylko jednak w dniu powszednim, ale i od święta akcentowałeś swoją przyjaźń z gitarą? - Brałem udział w konkursach, koncertowałem, a też akompaniowałem sobie wykonując utwory wokalne, co trwa do dzisiaj. Wiele zawdzięczam Krajowemu Centrum Kultury Niewidomych w Kielcach. Rozwijałem tam i pogłębiałem swoje liczne hobby. Uczestniczyłem w konkursach, festiwalach, koncertach. - Przemilczasz sukcesy. Wyjaw jednak, które z nich stały się dla ciebie szczególnie znaczące? - Rzeczywiście, miałem szczęście odnosić większe czy mniejsze zwycięstwa. Najistotniejsze dla mnie wydarzenie, to przyznanie mi nagrody im. Majora Hieronima Baranowskiego podczas pierwszej edycji tego wyróżnienia. Ogromną wartość miał dla mnie tzw. „rok Ławnikowicza”, określany tym mianem przez przyjaciół z KCKN w Kielcach. Uzyskałem wtedy niezwykle satysfakcjonujące wyniki w konkursach: czytelniczym, recytatorskim, wokalnym, instrumentalnym, instrumentalno-wokalnym - w esperanto również. Wspominam też ze wzruszeniem grand prix, otrzymaną w listopadzie 2007 podczas festiwalu „Widzieć muzyką” w Busku. Osobną radość i ukontentowanie przyniosła mi pierwsza, wymarzona płyta „Nie wyręczaj losu”. W jej treść wchodzą utwory wokalne i instrumentalne. - Twoje postawy życiowe dowodzą często zakochania w codzienności. - To prawda. Codzienność bowiem zawiera wartości wzbogacające każdą rzeczywistość, zarówno pospolitą jak uroczystą. Najważniejsze jednak, aby codzienność nasycona była pozytywnymi emocjami - po prostu miłością. Naczelną wśród moich miłości jest muzyka. Mam nadzieję, że oboje zostaniemy sobie wierni na zawsze. Pochodnia , lipiec 2008 |