Biografia prasowa  

 

Teresa Wrzesińska  

Zastępca prezesa spółdzielni Niewidomych  w Łodzi, specjalista w dziedzinie rehabilitacji

Dyrektor  biura okręgu  PZN w Łodzi  

W wiceprzewodnicząca Zarządu Głównego PZN

 latach 2004-2012  

    

    Lubię pracować z ludźmi   

 

     Jest Pani od niedawna kierownikiem biura Okręgu PZN w Łodzi? - Tak, zaledwie od roku. - Czym się Pani zajmowała przedtem? - Przez kilka lat chodziłam do szkoły dla dzieci niedowidzących w Łodzi. Pogarszał mi się jednak wzrok i ostatnie dwa lata przebywałam w szkole krakowskiej. Liceum ogólnokształcące ukończyłam w Tomaszowie Mazowieckim, a studia socjologiczne na Uniwersytecie Łódzkim. Henryk Kowara, długoletni kierownik okręgu, namówił mnie na podjęcie pracy w spółdzielni niewidomych w Łodzi, w dziale rehabilitacji. Przepracowałam tam blisko 20 lat, ostatnio na stanowisku zastępcy prezesa do spraw rehabilitacji. W okręgu znano mnie, bo działałam kilka lat w prezydium. Po odejściu pani Magdaleny Hadler, długoletniej zasłużonej kierowniczki okręgu, powierzono tę funkcję mnie. Naprawdę żal było odchodzić ze spółdzielni, bo zżyłam się z nią i miałam mnóstwo przyjaciół.-  W okręgu przyjęto mnie jednak bardzo mile.  

 - Jak by Pani scharakteryzowała środowisko niewidomych w Łodzi? - Są to przeważnie osoby w wieku poprodukcyjnym, a 90 procent stanowią ludzie niedowidzący. Poza tym zauważyłam, że nasze środowisko jest mało skonsolidowane. W okręgu mamy 3300 członków, w tym w samej Łodzi około 2700. Do Związku, do kół przychodzi się głównie po pomoc, a nie potrzeby bycia razem. - Domyślam się, że sytuacja materialna członków jest marna? - O tak. W ostatnim czasie sytuacja bytowa naszych niewidomych znacznie się pogorszyła. Miały na to wpływ nowe przepisy emerytalno-rentowe. Znaczna część ludzi straciła po kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy złotych. Wiele osób straciło też pracę, sporo jej nie znalazło. - Jak im pomagacie? - Nie pomagamy finansowo w postaci konkretnej gotówki, bo tego robić nie możemy. Nasze koła ściśle współpracują z ośrodkami pomocy społecznej. Ta współpraca jest bardzo dobra w terenie, poza Łodzią. Dzięki naszym sponsorom najbiedniejsi otrzymują od nas nie tylko odzież i obuwie, ale też produkty żywnościowe. W zeszłym roku pomoc wyniosła 130 mln złotych.

 

 - Czy okręg narzeka na brak pieniędzy? - Nie narzekamy, bo jak wiadomo, w lipcu została podpisana umowa z Ministerstwem Zdrowia i Opieki Społecznej i do końca roku mamy zapewnione dotacje. Te pieniądze mają być przeznaczone na cztery podstawowe cele: opiekę nad dziećmi i ich rodzicami, szkolenie dla dorosłych niewidomych, na pomoc i dotacje w zakupie sprzętu rehabilitacyjnego oraz na kulturę, sport i wypoczynek. Natomiast nie mamy pieniędzy na cele statutowe. - Ilu pracowników pomaga 3 tysiącom inwalidów wzroku w okręgu? - Zatrudniamy 20 osób w 12 kołach i biurze okręgu. W biurze przydałaby się jeszcze jedna rehabilitantka, ale nie mogę jej zatrudnić, gdyż mam limity płacowe. Tylko 30 procent dotacji mogę przeznaczyć na płace. Bardzo duże sumy pochłaniają nam czynsze. Za lokal przy Narutowicza płacimy 2 mln złotych miesięcznie.

 - Jakie są więc najpilniejsze potrzeby okręgu? - Zatrudnienie rehabilitanta, bo na 400 osób przyjmowanych rocznie do Związku jedna osoba nie wystarczy. Chcemy uruchomić poradnię usprawniania widzenia, ponieważ dziewięć na dziesięć osób przyjmowanych do P$z$n stanowią niedowidzący. Od kilku lat staramy się o nowy lokal na bibliotekę, bo u nas w okręgu nie ma na to miejsca. Urząd Miasta, jak do tej pory, nie dawał żadnej sensownej propozycji lokalowej. Mam nadzieję, że to się zmieni, bo od niedawna nasza współpraca z władzami miejskimi układa się bardzo pomyślnie. Dostaliśmy od nich dużą pomoc finansową - 48 mln złotych na kursy rehabilitacji dorosłych i 15 mln na kolonie dla dzieci.  

 - Czy wprowadzacie jakieś nowe formy szkoleń i kursów? - Tak. W tym roku odbył się pierwszy kurs dla niewidomych chorych na cukrzycę, a w ślad po nim dwa następne. Poza tym zorganizowaliśmy dwa kursy dla głucho-niewidomych. Kontynuujemy też spotkania i szkolenia dla starszych naszych członków, a na czas Świąt myślimy o turnusie geriatrycznym dla samotnych niewidomych. - Czy istnieją zorganizowane formy turystyki i sportu? - Przy okręgu działa sekcja turystyczna i organizowane są lokalne imprezy. Dzisiejszy sport jest cieniem tego, co było 10_#20 lat temu. Trzymają się jeszcze szachiści. Nie widzę zainteresowania naszych niewidomych rekreacją, czynnym wypoczynkiem. Kiedyś mieliśmy sekcję pływacką, lekkoatletyczną, narciarską, piłek dźwiękowych. Ostali się jedynie ci, którzy uprawiali sport w latach siedemdziesiątych. Teraz mają nierzadko lat 40 i więcej. Dla młodych sport może nie istnieć. - Czy Pani też boi się ruchu? - O nie. Sporo chodzę na wycieczki organizowane przez nasze koło. Mąż jest zapalonym turystą i on mnie mobilizuje. - Spodobało się Pani to nowe zajęcie? - Wie pan, ja lubię pracować z ludźmi. Jestem osobą otwartą i staram się do wszystkich uśmiechać. Mam też umiejętność słuchania i niereagowania w sposób impulsywny. To bardzo pomaga i mnie, i innym.

 Z Teresą Wrzesińską - kierownikiem łódzkiego okręgu PZN rozmawiał Andrzej Szymański.  

   Pochodnia   listopad 1992