Nie warto zamykać się w czterech ścianach!

 

Z Remigiuszem Szumanem, niewidomym muzykiem, który organizuje w Mosinie k. Poznania festiwal „Gitara Bez Barier” rozmawia Darek Kowalczyk. Szuman jest wiceprezesem Stowarzyszenia Integracji z Artystami Niepełnosprawnymi z Mińska Mazowieckiego.

Darek Kowalczyk: Jest Pan niewidomy od urodzenia. Mówi pan o tym, jako o darze od Boga. Skąd u pana tyle pokory i ufności? Przecież z drugiej strony to choroba, krzyż...

Remigiusz Szuman: Każde życie jest darem od Boga. Także wszystko, co się z nim wiąże, a więc i talenty i ograniczenia. Ograniczenia mają swój głęboki sens, między innymi taki, że mogą być zbawienne. Naturalnie, nie zawsze tak myślałem. Bardzo pomógł mi Kościół. Po latach błąkania się po duchowych bezdrożach trafiłem do niego, na powrót odkrywając, że są tam wspólnoty, które pomagają być chrześcijaninem, na co dzień, w swojej konkretnej sytuacji. W pańskim pytaniu padło słowo krzyż. To, że Jezus Chrystus dobrowolnie przyjął niewyobrażalne cierpienie i że w ten właśnie, a nie inny sposób zbawił świat, domaga się kontemplacji i otwiera nam niezwykłą perspektywę. Mówiąc o zbawiennej roli ograniczeń mam też na myśli swoje osobiste doświadczenie, które wskazuje na to, że gdybym był tzw. osobą pełnosprawną, to najprawdopodobniej wylądowałbym w rynsztoku - a więc błogosławione ograniczenie.

Które sytuacje z życia codziennego są dla pana najtrudniejsze?

Wszystkie te, w których całkowicie zależę od innych, ich czasu, dobrej woli itd. Na przykład nie umiem posługiwać się komputerem, a od czasu do czasu trzeba coś na nim napisać i do kogoś wysłać. Poza tym chodząc po ulicach i urzędach, spotykam niekiedy ludzi, którzy do niewidomego odnoszą się w sposób lekceważący - bardzo źle to znoszę. Widać z tego jasno, że daleko mi jeszcze do prawdziwej pokory.

Wiem, że ma pan żonę i trójkę dzieci. To w pewnym stopniu zaprzeczenie twierdzenia, że osoba niewidoma musi być skazana na samotność w życiu. Jak pan to skomentuje?

Związek między niewidzeniem a samotnością jest tylko pośredni. Jeśli z powodu niewidzenia mamy duże kompleksy lub przyjmujemy postawę silnie roszczeniową, to w efekcie albo my odsuwamy się od ludzi, albo oni odsuwają się od nas. Tymczasem mamy też coś do dania innym, więc wychodźmy do nich! Niewątpliwie pomaga w tym samodzielność. Ważne też, aby nie skupiać się nadmiernie na swojej chorobie. Moi przyjaciele często zapominają o tym, że nie widzę - prowadzi to nieraz do zabawnych sytuacji.

Czy jest pan samoukiem muzycznym? Czy czuje się pan spełniony jako muzyk?  

Nie jestem samoukiem, choć od tego się zaczęło. Uczyłem się w ogniskach muzycznych, potem skończyłem szkołę muzyczną II stopnia, a następnie po wielu latach przerwy podjąłem studia na Wydziale Instrumentalnym (specjalność gitara) we Wrocławskiej Akademii Muzycznej. Właśnie w tej chwili czekam na odebranie dyplomu licencjata i przygotowuję się do egzaminów wstępnych na studia magisterskie. Nie czuję się spełniony jako muzyk, ponieważ sądzę, że najważniejsze, co mogę w tej dziedzinie zrobić, jest wciąż przede mną. Sporo pracuję nad muzyką, jest to repertuar klasyczny, który wykonuję solo oraz w duetach ze skrzypkiem lub drugim gitarzystą. Jednocześnie przygotowuję program złożony z moich autorskich piosenek.

Czy ma pan jakieś marzenie muzyczne?

Marzenie? Marzę o tym, żeby nagrać naprawdę dobrą płytę, którą wyda profesjonalny wydawca z odpowiednią promocją i żebym mógł częściej koncertować. Marzę też o managerze z prawdziwego zdarzenia.

Jest pan pomysłodawcą imprezy „Gitara bez barier”. Skąd wziął się pomysł na jej organizację?

Od dziecka fascynuję się bardzo różną muzyką. Na jednym biegunie moich zainteresowań jest tzw. muzyka poważna z jej nieprzebranym bogactwem, na drugim muzyka rockowa ze swą szczerością i charakterystyczną ekspresją. Gdzieś pomiędzy jednym a drugim sytuuję jazz - jego niezwykły puls i swobodę. Przez lata chodząc na koncerty i jeżdżąc na festiwale, nawiązałem wiele kontaktów. Miałem też okazję „podpatrzeć”, jak to się robi. W efekcie powstał festiwal gitary w Mosinie, podczas którego odbywają się koncerty i warsztaty prezentujące różne oblicza gitary i różne konwencje muzyczne. Bezpośrednim impulsem dla mnie była zachęta ze strony Krzysztofa Pełecha, jednego z najwybitniejszych gitarzystów polskich. Jest on również dyrektorem artystycznym Wrocławskiego Festiwalu Gitarowego - jednej z największych tego typu imprez w Europie, ma więc duże doświadczenie, którym dzielił się ze mną, gdy nie wiedziałem, jak rozwiązać jakiś problem, przygotowując pierwszą edycję „mojego” festiwalu. Z Krzysztofem jestem zaprzyjaźniony od lat i można powiedzieć, że Festiwal Gitary Bez Barier jest w jakiejś mierze owocem tej przyjaźni. Oczywiście nie zrobiłbym żadnego festiwalu sam, a do przeprowadzenia kilkudniowego, ogólnopolskiego przedsięwzięcia potrzebne jest pozyskanie zaufania i chęci do współpracy wielu osób i instytucji. Fakt, iż to się udało dowodzi, że można! Naprawdę można wiele zrobić, nie warto, więc zamykać się w czterech ścianach.

Pochodnia,  sierpień 2008