Irena Szmit   

 pracownik Polskiego Związku Niewidomych ,. a następnie  Związku Spółdzielni Niewidomych    

 W środowisku  niewidomych przepracowała  ponad 40 lat.    

 

 Refleksje na marginesie Dnia Kobiet

    

  Irena Szmid

 

Kiedy staje przed nami jakiś problem, myśl nasza pracuje, usiłując zebrać możliwie najwięcej faktów, których przeanalizowanie pozwoli nam rozwiązać go. Takim niepokojącym objawem w pierwszych tygodniach mojej pracy w Polskim Związku Niewidomych było zagadnienie życia niewidomych kobiet. Trudny i niewyczerpany wręcz temat. Przyznaję, że obserwowałam niewidome koleżanki, nawiązywałam z nimi rozmowy, aby zrozumieć je i znaleźć wspólny punkt patrzenia na różne sprawy, które mają nas w pracy łączyć. Nie było łatwo. Dzisiaj rozumiem więcej. Nie czuję się w ich towarzystwie obco. Zanim zdołałam zebrać minimalną ilość informacji, konieczną do wyrobienia sobie zdania o niewidomych kobietach, w przeglądanych przeze mnie aktach znalazłam opinię o kilku niewidomych kobietach, wytypowanych do nagród za pracę społeczną z okazji dziesięciolecia Polski Ludowej. Powtarzały się tam słowa: "przodownica pracy, koleżeńska, obowiązkowa, bierze czynny udział w pracach zespołów świetlicowych, jest aktywna w sekcji sportowej, kulturalnej, masażystów, jest przykładem i wzorem dla członków naszego Związku", itp.  

W ciągu dalszej współpracy obserwowałam życie niewidomych kobiet, które wypełnione jest licznymi obowiązkami. Tak samo, jak ja, pracują zawodowo, społecznie, zaspokajają swoje osobiste zainteresowania. Znalazłam wiele łączących nas cech, właściwych kobiecie, na przykład: zainteresowanie modą, kuchnią, zabawą, itp. Kiedy stwierdziąam, że mają one wyrobiony pogląd na wiele spraw, pragną zaspokojenia wielu wymagań życiowych, że można z nimi dyskutować, uspokoiłam się, bo zrozumiałam, że możność współpracy i współżycia stały się dla mnie sprawą bez dyskusji. Tym bardziej doceniam pracę niewidomych kobiet, im więcej rozumiem, ile muszą mieć w sobie sił żywotnych, aby brać czynny udział w życiu, które nie jest dla nich przyjazne i przynosi wiele trudności. Zastanawia mnie jednak fakt, że niewidome kobiety mało mówią i piszą o swoich sprawach.  

Może właśnie pisanie o życiu i pracy niewidomych kobiet zbliżyłoby do nich osoby widzące, których pomoc i przyjaźń jest im niejednokrotnie tak potrzebna. W codziennym życiu obserwujemy, że postać niewidomego robi duże wrażenie na widzących, którzy często wyolbrzymiają cierpienie niewidomych. Tym, którzy w tej chwili uśmiechają się  gorzko czy sceptycznie, wyjaśniam, że znane mi są fakty nieludzkiego ustosunkowania się do niewidomych, zwłaszcza w środowiskach wiejskich. Ale mocno wierzę, że i tam sytuacja się zmieni. I tu właśnie w bojowym niemal zadaniu zdobywania odpowiedniego stanowiska wśród widzących widzę poważną rolę kobiet niewidomych.  

Rozmawiając z niewidomymi koleżankami, słyszałam tyle rozsądnych zdań na temat sytuacji niewidomych, ich możliwości w pracy związkowej. Zdania te powinny złączyć się w jeden mocny głos w sprawach kobiet niewidomych. PZN jest ośrodkiem współżycia i współpracy oraz ramieniem wykonawczym realnie postawionych postulatów.  Nie oczekujcie, koleżanki, na to, że Związek Wam coś da, lecz bierzcie czynny udział w jego pracach, gdyż praca niewidomych kobiet jest bezsprzecznie w Związku konieczna. Wspólnym wysiłkiem doprowadzicie do tego, że wiele z Was będzie mniej odczuwało osamotnienie i płynące stąd rozgoryczenie. W mocno zespolonej gromadzie poczujecie się silniejsze i pewniejsze.  

Będziecie miały wtedy większą moc i rzetelne podstawy do krytycznego spojrzenia na tych, którzy z Wami współpracują. Może któraś z Was weźmie mi za złe, że zabieram głos w sprawach niewidomych kobiet. Może to, co piszę, nie jest słuszne i prawdziwe. Bardzo proszę o wyjaśnienie, względnie pouczenia. Zawsze byłam przekonana, że nie przyszłam do Związku pracować dla Was, ale współpracować z  Wami.

Pochodnia marzec 1956.