„zawsze redaktor”
Moja pasja Ulica Głogowska leży w centrum Poznania, w sąsiedztwie kościoła Matki Boskiej Bolesnej. Tu na II piętrze w sześciopokojowym mieszkaniu żyje Janina Szczawińska. 34 lata przepracowała społecznie w PZN. Bakcyla tej pracy połknęła przed laty i tak już zostało. Działalność na rzecz drugiego, potrzebującego człowieka stała się jej pasją. Pozwalała być wśród ludzi, działać aktywnie, czuć się potrzebną i dowartościowaną. - Jak to się zaczęło? - W 1958 roku mąż Konstanty zaczął chorować na oczy - miał guza przysadki mózgowej. Nie chciał należeć do Związku Niewidomych. Z takimi postawami spotykam się w swej pracy często. Ludzie, mimo że już nie widzą, nie chcą słyszeć o Związku, boją się go, podobnie jak boją się kontaktu z ludźmi takimi jak oni. Nie chcą białej laski. Dopiero gdy na siłę włoży się im ją w rękę, z czasem używają i są zadowoleni. Poszłam jednak zapisać męża do Związku i z miejsca zaangażowali nas do pracy społecznej. Mąż był najpierw skarbnikiem, a potem przewodniczącym koła PZN Grunwald, a ja mu pomagałam. Prowadziłam dokumentację. - Jakie było pani przygotowanie do tej pracy? - Musiałam się dużo uczyć na kursach organizowanych w Poznaniu i w Warszawie. Były one przeznaczone dla tych, którzy chcą działać na rzecz niewidomych, na przykład dla społecznych opiekunów specjalistycznych, dla przewodników orientacji Przestrzennej itp. Byłam jeszcze wtedy osobą dobrze widzącą i to, że miałam w rodzinie ociemniałego męża nie zwalniało mnie od gruntownego poznania środowiska niewidomych - jego potrzeb i możliwości. Musiałam zdobyć praktyczne doświadczenie w pracy z niewidomymi, a nie było to łatwe. Dobre przygotowanie, znajomość tego, czym się zajmuję na co dzień, owocuje efektami pracy w przyszłości. Spraw niewidomych też trzeba się uczyć. - Jakie - w świetle pani doświadczeń - cechy powinny charakteryzować dobrego działacza społecznego? - Powinien być kompetentny, dobrze znać to co robi, udzielać rzetelnej informacji, umieć radzić, być wrażliwym, pocieszać i wysłuchiwać innych. Już sam fakt, że możemy się komuś zwierzyć, przed kimś otworzyć, jest bardzo ważny z psychicznego punktu widzenia. Działacz musi być dyskretny, wzbudzać zaufanie, być niezawodnym. Gdy się umawia, koniecznie musi przybyć. Nie może czekać, aż do niego przyjdą. Musi sam wyszukiwać tych, którzy nigdy nie przyjdą, bo się wstydzą, a rzeczywiście pilnie potrzebują pomocy. Nie może preferować własnej osoby, musi umieć pozostawać w cieniu, za innymi. Musi być bezinteresowny, nie liczyć na jakiekolwiek własne korzyści. To przecież ma być służba na rzecz drugiego człowieka. Pracujemy wśród osób starszych, bo oni przeważają w naszych kołach. Oni mają szczególne potrzeby, są podejrzliwi, samotni, ubodzy, opuszczeni, zgorzkniali, trzeba więc ich zrozumieć i konkretnie pomóc. Konieczna jest dobroć i cierpliwość. Trzeba wyeliminować pośpiech. szkoda, że pojęcie działalności społecznej tak się zdewaluowało, że młodzi nie garną się do tej pracy. Przecież nie pracują zawodowo, mają tyle wolnego czasu, mogliby czegoś się nauczyć, czuć się ludźmi dowartościowanymi i czerpać z tego satysfakcję. Wymieniłam tylko niektóre cechy, które powinny cechować dobrego działacza. Można by tak wymieniać bez końca, bo jest to odpowiedzialna praca, która też niestety przynosi przykrości: niesłuszne posądzenia, złe krzywdzące słowa niezadowolonych, bo nie da się dogodzić wszystkim, niezależnie od tego, jak by się bardzo chciało. - Jakie funkcje społeczne pełniła pani? - zaczynałam od komisji rewizyjnej koła. Byłam specjalistycznym opiekunem społecznym, współpracowałam z 35 niewidomymi. Starałam się dla nich o zasiłki, przeprowadzałam u nich co kwartał wywiady, w celu ustalenia najpilniejszych potrzeb. Byłam sekretarzem koła PZN Grunwald, okręgowej rady kobiet i komisji rewizyjnej. Byłam odpowiedzialna za dokumentację, dlatego, że ta praca wymaga dokładności. Na początku działałam na konto męża. Po jego śmierci w 1985 roku na własne, bo jestem inwalidką II grupy. - Proszę scharakteryzować pracę koła Grunwald, z którym jest pani związana od początku. - Ma ono szczęście do małżeństw zaangażowanych w pracę koła. należeli do nich Szmidowie: Eleonora - przewodnicząca, jej mąż Marian - jej zastępca, no i byliśmy my: Janina i Konstanty Szczawińscy. Obecnie zostałam ja, jako sekretarz koła. Jesteśmy jednym z 5 kół dzielnicowych w Poznaniu, jednym z najliczniejszych, bo zrzeszamy 400 członków. Jest więc co robić, by jako tako sprostać zadaniom i wszystkich zadowolić, a potrzebującym udzielić konkretnej pomocy. Mamy pięcioosobowy zarząd, ale praktycznie praca spada na naszą trójkę państwo Szmidów i mnie. Przygarnął nas klub "Krąg", działający przy spółdzielni mieszkaniowej. Współpracujemy też z klubem seniora. Występują u nas zespoły działające przy spółdzielni mieszkaniowej, które przygotowują programy artystyczne na nasze comiesięczne spotkania kulturalne. Uczestniczy w nich około 70 osób. Informujemy na nich o bieżącej pracy koła, są wspólne śpiewy, pogadanki. Największym zainteresowaniem cieszą się te dotyczące żywienia. Wygłasza je specjalista od spraw żywienia - Marian Szmid. Członkowie zarządu raz w tygodniu pełnią dyżury, podczas których można porozmawiać i załatwić swoje sprawy. - Co dalej pani Janino? - Odbywają się wybory w kołach, czas więc na zmianę warty, trzeba pomyśleć o następcach. Zdrowie już nie to co dawniej, trzeba też wiedzieć kiedy odejść. No i praca w kole ogranicza niezależność - trzeba przecież być odpowiedzialną za to, czego się podejmujemy, być dyspozycyjną na każde zawołanie innych. Noszę się więc z zamiarem definitywnego odejścia. niech teraz inni pokażą co potrafią, może zrobią to lepiej. A jeśli będzie trzeba przekażę im swoje doświadczenia. - Jak wygląda pani życie rodzinne? - Od 11 lat jestem wdową. Mam dwoje dorosłych, usamodzielnionych dzieci po wyższych studiach: Jerzego i Janinę, ale oboje nie pracują w wyuczonych zawodach. Janina - po handlu zagranicznym - prowadzi sklepik z akcesoriami z drewna, Jerzy zajmuje się ogrodnictwem. Mam też troje wnuków. Bez pracy społecznej nie będę się nudziła, a pomagać ludziom można też nie pełniąc żadnej funkcji. Dziękuję za rozmowę i za lata zaangażowanej pracy na rzecz innych. Głos Kobiety 1996
|