„zawsze redaktor”
Aby wrócił dobry duch... W ostatnich dziesięciu latach PZN wzbogacił się o kilka nowych, atrakcyjnych ośrodków rehabilitacyjno-leczniczych, położonych w różnych częściach kraju, ale ten najstarszy i najbardziej znany, w Muszynie, nadal cieszy się ogromnym powodzeniem i zainteresowaniem niewidomych i ich rodzin. Każde nowe wydarzenie tam występujące natychmiast znajduje odbicie w listach do redakcji w formie pochwał, ale i również skarg i zapytań. Ponieważ w Muszynie w minionym okresie nastąpiło sporo zmian, redakcja "Pochodni" postanowiła szerzej je omówić w wywiadzie z nowym dyrektorem ośrodka - panem Romualdem Szarkiem. Przypomnijmy na wstępie, iż w połowie 1996 roku, na skutek niedopatrzeń w pracach inwestycyjnych i powstałego stąd zadłużenia, po czternastu latach szefowania ośrodkowi musiał odejść ze swego stanowiska Aleksander Żabiński. Zastąpił go Jerzy Ślazyk z Nowego Sącza - znany w regionie działacz ZCHN. Po kilkunastu miesiącach władze Związku nie oceniły pozytywnie jego pracy i w grudniu 1997 został zdymisjonowany. Funkcję dyrektora powierzono Romualdowi Szarkowi mieszkającemu na stałe w niedalekiej Dębicy. Jednak do Muszyny nie musi dojeżdżać, gdyż otrzymał służbowy pokój w ośrodku. Romuald Szarek stracił wzrok w 1971 r. na skutek wypadku w czasie obowiązkowej służby wojskowej. Po kilku operacjach udało się uratować resztki wzroku, dzięki czemu może się samodzielnie sprawnie poruszać. W cztery lata później wstąpił do Związku Ociemiałych Żołnierzy i w krakowskim oddziale tej organizacji pełnił - tak zresztą jest do dziś - różne funkcje społeczne. W 1981 r. został przyjęty do PZN, a kilka lat później wybrano go na przewodniczącego zarządu koła w Dębicy. W połowie lat siedemdziesiątych ukończył kurs masażu w krakowskiej szkole. Tam też poznał swoją przyszłą żonę. Wkrótce zatrudnił się jako masażysta w klubie sportowym w Dębicy i pracował w nim przez kilkanaście lat. W 1991 r. Zarząd Okręgu PZN w Tarnowie zaproponował mu stanowisko kierownika biura , a w dwa lata później wybrano go na przewodniczącego zarządu okręgu i członka Zarządu Głównego. Obydwie funkcje pełni do dziś. Za swoją postawę i pracę społeczną otrzymał wiele wyróżnień i odznaczeń państwowych, łącznie z Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Nowy szef ośrodka ma żonę, dwu dorosłych już synów, a 12-letnia córka Dagmara uczęszcza do szkoły podstawowej. Po tej krótkiej prezentacji, przejdźmy do tematyki związanej z Muszyną. Panie Dyrektorze, jak doszło do tego, że w tych trudnych dla ośrodków rehabilitacyjno-wypoczynkowych czasach przyjął Pan funkcję szefa ? - Ośrodek w Muszynie, od mojego pierwszego w nim pobytu 1981 r. bardzo przypadł mi do gustu. Urzekło mnie jego otoczenie, wspaniały ogród, troska o bezpieczeństwo wczasowiczów, a przede wszystkim panująca tu ciepła, serdeczna i domowa atmosfera. Tu naprawdę można wypoczywać , zregenerować siły psychiczne i fizyczne, a cały zespół pracowniczy stanowił jakby jedną zgodną rodzinę. Wszyscy starali się jak najlepiej wykonywać swoje zadania. Tak było jeszcze do niedawna, więc kiedy prezes Tadeusz Madzia zaproponował mi w grudniu ubiegłego roku przyjęcie stanowiska dyrektora, to właśnie było głównym motywem mojej pozytywnej decyzji, choć wiedziałem, że ośrodek znajduje się w trudnej sytuacji finansowej. Nie zdawałem sobie natomiast sprawy z tego, że w ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy mogła się tak radykalnie zmienić na niekorzyść atmosfera. Wśród pracowników wystąpiły rozmaite nieporozumienia, waśnie i wzajemne pretensje. Na moją decyzję miał wpływ także i inny fakt. Otóż ośrodek nasz powstał ze składek ociemniałych żołnierzy i prze pierwsze lata był ich domem. Dopiero po wojnie i różnego rodzaju perypetiach przeszedł na własność PZN. Jako ociemniały żołnierz zawsze darzyłem go sporym sentymentem mając w pamięci słowa z aktu poświęcenia tego domu, które miało miejsce 27 IX 1936 r., a mianowicie: "na wszystkich tych, którzy w służbie żołnierskiej światło wzroku stracili i przyszłych pokoleń". Pełnienie funkcji dyrektora domu o takich tradycjach odczuwam jako zaszczyt. Jako jedno z głównych zadań stawiam sobie przywrócenie dawniejszej dobrej atmosfery, choć wiem, że będzie to trudne, bo łatwiej jest uporać się nawet z problemami finansowymi niż doprowadzić, aby ludzie wyrzucili z siebie bolesne urazy. Mam jednak nadzieję, że mi się to uda, chociaż na pewno nie od razu. Chciałbym, aby przyjeżdżający do nas ludzie jak dawniej czuli się tu dobrze, mogli w spokoju wypoczywać, żeby wróciły ciepło, serdeczność i dobry duch, który przepełniał dom przez sześćdziesiąt lat. - Jak przedstawia się kondycja finansowa ośrodka i jakie zamierza Pan podjąć przedsięwzięcia, aby poprawić jego warunki ekonomiczne? - Jeśli chodzi o sprawy finansowe to można by powiedzieć, że ośrodek znajduje się w ciężkim stanie. Z roku na rok powiększają się jego straty. Różne są przyczyny. Jedną z nich jest niepełne obłożenie na turnusach. W ubiegłym roku nie przekraczało ono 70 procent. Do strat przyczyniają się również zaniżone ceny skierowań, dyktowane nam przez uchwały prezydium Zarządu Głównego. Nie zawsze odpowiadają one realnej wartości. W okresach poza sezonem, przy uwzględnieniu bonifikaty dla okręgów, sprzedawaliśmy skierowania za niewiele ponad 300 złotych, a więc znacznie taniej niż wynosiły koszty utrzymania uczestnika, co było całkowitym nieporozumieniem. Do takich skierowań ośrodek musiał sporo dopłacać, powiększając swoje straty. Od lutego ceny skierowań zostały urealnione. W ośrodku mamy znaczny przerost zatrudnienia. Konieczne więc staje się zmniejszenie liczby pracowników. Jest to dla mnie bardzo trudna sprawa, bo to wiąże się niejednokrotnie z ludzkimi dramatami. Jak wiadomo, Nowosądeckie jest terenem o wielkim bezrobociu i otrzymanie pracy wiąże się z ogromnym wysiłkiem, często bezowocnym. Niestety, częściowa redukcja stała się koniecznością i nie ma innego wyjścia. Zastanawiając się nad sposobami zmniejszenia kosztów, nie można pomijać sprawy gospodarności. Trzeba oszczędzać na rozmowach telefonicznych, zużyciu energii, wody, ciepła. Wszystko to wymaga przeanalizowania, wyciągnięcia odpowiednich wniosków i konsekwentnego ich realizowania. Racjonalne i mądre gospodarowanie stwarza szansę zaoszczędzenia niebagatelnych sum, a co za tym idzie - polepszenia kondycji finansowej ośrodka. Konieczne wydaje się poszukiwanie innych rozwiązań organizacyjnych, gdyż dotychczasowe już przestają spełniać swoje zadania. Ten temat nie powinien nam schodzić z pola widzenia, bo należy uwzględniać aktualne realia ekonomiczne. Musimy się dopasować do otaczającej rzeczywistości. Pieniądze z Państwowego Funduszu Rehabilitacji są coraz mniejsze i w coraz większym stopniu należy stawiać na własną samodzielność. To jest droga najmniej zawodna. Jestem przekonany, że w nowej koncepcji organizacyjnej także kryją się spore rezerwy. - W minionych latach dyrekcja ośrodka przywiązywała dużą wagę do dobrej współpracy z władzami miasta Muszyny i innymi instytucjami. To współdziałanie przynosiło obopólne korzyści. Jak ta współpraca teraz się przedstawia? - Muszę z przykrością stwierdzić, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy współpraca uległa znacznemu pogorszeniu. Staram się z powrotem nawiązać dobre stosunki z władzami gminy oraz z proboszczem tutejszej parafii. Prowadzę także rozmowy z kierownikiem przychodni lekarskiej, w Muszynie, aby nasi kuracjusze nie musieli z każdą nawet drobną sprawą jeździć do Krynicy. Współpraca z miejscową przychodnią urwała się, kiedy w poprzednim okresie dyr. Jerzy Ślazyk rozwiązał umowę z dr Kolarskim, który pracował na pół etatu w ośrodku jako lekarz, a jednocześnie kierował przychodnią w Muszynie. Staram się od nowa nawiązać te kontakty. Jesteśmy już po pierwszych rozmowach. Wiem, że Urząd Miasta przygotowuje się do reaktywowania zakładu przyrodoleczniczego, który kilka lat temu zawiesił działalność. Na pewno będzie potrzebna nowoczesna aparatura więc postaramy się, przy pomocy Zarządu Głównego, w jakiś sposób im pomóc. A kiedy zakład na nowo ruszy, przyniesie to korzyść także niewidomym przebywającym w naszym ośrodku. Pamiętamy przecież, że w minionych latach duże grupy naszych kuracjuszy na każdym turnusie leczyły się w zakładzie , zwanym tu łazienkami. - Można by jeszcze dużo mówić o zamierzeniach nowego dyrektora, dotyczących naszej muszyńskiej placówki - o planach zamontowania windy, unowocześnienia drugiego budynku, wygospodarowania pomieszczeń na cele rehabilitacyjne i lecznicze. Na razie udało się uruchomić gabinet odnowy biologicznej i salę gimnastyczno-rehabilitacyjną z bogatym wyposażeniem. A teraz już dziękuję za rozmowę, za przekazanie czytelnikom tak potrzebnych i ciekawych wiadomości. Rozmawiał Józef Szczurek Pochodnia maj 1998 |