Biografia prasowa  

 

Karol Szajnocha  

Historyk, pisarz  

Ociemniały  naukowiec Więzień   austriackich kazamatów   

 

  Teofil Syga i Stanisław Szenic  

 

Kochanek wyszperanych szpargałów  

Karol Szajnocha (*Audycja radiowa z cyklu "Antykwariat z kurantem", Warszawa II, czerwiec 1970 - fragmenty).  

 

Syga: Czym był Szajnocha dla współczesnego mu pokolenia - o tym mówią także świadectwa Zygmunta  

Krasińskiego, Kornela Ujejskiego, Narcyzy Żmichowskiej, Sienkiewicza. Wspólny wszystkim entuzjazm wyraził  

Jan Klaczko w pracy o "Aneksji w dawnej Polsce" wydanej w języku francuskim. Szajnocha - pisał Klaczko -  

pozostawił ziomkom swoim w spuściźnie prześliczne dzieło głębokiej treści, bo umiał opisać ich świetne dzieje z  

cudownym geniuszem, a historia czasów, których dotknął wyszła spod jego pióra wyraźna i żywa. Umiał on bowiem  

odtworzyć przeszłe dzieje, powoływać do życia zatarte epoki i wykorzystywać z kronik lada słowo lub skromny  

dokument, by nadać opisowi bijący w oczy koloryt. Sam zaś Szajnocha - w jednym z listów do wydawcy - nazwał  

siebie "starym kochankiem wyszperanych, a wielce ciekawych szpargałów i źródeł".  

Szenic: Dobrze, że przypomniałeś ten cytat, bo mamy w nim wyborną próbkę stylu pisarskiego Szajnochy, jego  

pięknej, soczystej polszczyzny. Powiedzieliśmy już, czym był Szajnocha dla swojego pokolenia, teraz wypada  

jeszcze odpowiedzieć na pytanie: jaka jest wartość prac Szajnochy w dobie dzisiejszego rozwoju nauk  

historycznych. Otóż nie brak nam i świadectw świeższej daty, dowodzących, że wartość tych prac bynajmniej nie  

osłabła. Przytoczę tu opinię znanego historyka, Tadeusza Wojciechowskiego. Stwierdził on, że teoria normańska  

Szajnochy jest prawdziwym arcydziełem literackim. Dowody są olśniewające, erudycja świetna, a styl tak piękny, że  

książkę czyta się jak powieść.  

Syga: Barycz pisał niedawno, że sugestywnemu urokowi dzieł Szajnochy ulegało zarówno dojrzałe pokolenie  

historyków, jak i generacja młodsza w osobach profesorów Konopczyńskiego, Finkla, Bujaka.  

Szenic: A i obecnie opinia ta utrzymuje się z całą mocą.  

Syga: Urok Szajnochy działa nadal i oby ogarniał jak najszersze kręgi czytelnicze! Profesor Roman Pollak pisze w  

niedawno wydanej książce, że prace Szajnochy kojarzą misternie subtelną ścisłość z poetyckim polotem. Profesor  

Julian Krzyżanowski twierdzi w opublikowanych świeżo Dziejach literatury polskiej, że Szajnocha był pierwszym u  

nas twórcą monografii, łączących gruntowną znajomość opisywanych czasów z niezwykłymi zaletami  

artystycznymi. No i wreszcie - obecny wydawca Jadwigi i Jagiełły, Stefan Kuczyński, stwierdza, że  Szajnocha,  

obok Lelewela, otworzył nową kartę w historiografii polskiej.  

Szenic: Bezsporne zatem i trwałe są zasługi Szajnochy i jako uczonego historyka i jako świetnego pisarza. Nie  

zapominajmy jednak jeszcze o jednym wpływie jego prac na współczesnych mu, a także późniejszych pisarzy.  

Syga: Nie tylko pisarzy. Wiadomo, że z inspiracji Szajnochy powstała Matejkowska "Bitwa pod Grunwaldem", nie  

licząc wielu płócien późniejszej sławy. Jego prace historyczne dawały natchnienie Lenartowiczowi i Pollowi,  

Orzeszkowej i Wyspiańskiemu, Żeromskiemu i Marii Dąbrowskiej.  

Szenic: Cóż dopiero mówić o wpływie Szajnochy na prace naszych historyków. Wspomniany już Barycz wymienia  

z tego kręgu: Józefa Kremera, Karola Estreichera, Walerego Łozińskiego, Bolesława Limanowskiego, Antoniego  

Rollego, Kubalę, Jarochowskiego, Pawińskiego, Smolkę - słowem wszystkich, poza nieprzyjazną mu szkołę  

krakowską.  

Syga: No i trzeba jeszcze przypomnieć związki między twórczością historyczną Szajnochy i twórczością  

powieściową Henryka Sienkiewicza. Były to związki szczególnie bliskie.  

Szenic: Wiemy z licznych przekazów, że Sienkiewicz bardzo pilnie rozczytywał się w dziełach Szajnochy i wiele z  

nich korzystał. Nie trudno też odnaleźć pewne źródła "Krzyżaków" w "Jadwidze i Jagielle" Szajnochy, a jego szkice  

historyczne z XVII w. przysłużyły się w niemałym stopniu powstaniu Sienkiewiczowskiej "Trylogii".  

Syga: Tak, to wszystko prawda. Ale ciekawość budzi nie tylko dzieło Szajnochy, także jego życiorys jest niezwykły.  

Twórca tego imponującego dorobku naukowego był bowiem samoukiem. Umarł, mając zaledwie lat 50, udręczony  

ślepotą, która pozbawiła go radości oglądania świata, ale nie potrafiła oderwać od pracy.  

Szenic: Poczekaj, Teofil, opowiedzmy to po kolei: Szajnocha urodził się w 1818 r. w Komarnie, niedaleko Sambora.  

Gdy miał lat 16 - prosto z ławy szkolnej dostał się do austriackiego więzienia za działalność patriotyczną i autorstwo  

wiersza poświęconego powstaniu listopadowemu. W czasie rewizji znaleziono w jego mieszkaniu mnóstwo książek  

zakazanych, a także - co jest bardzo ciekawe - luźne zapiski do przyszłego wielkiego dzieła o Jadwidze i Jagielle.  

Syga: Policję zainteresowała jednak szczególnie pewna kartka, na której znajdował się spis imion. Na próżno  

Szajnocha tłumaczył, że jest to spis osób, występujących w dramacie, który zamierzał napisać. Nie chciano mu  

jednak dać wiary, twierdząc że musi to być wykaz wspólników, należących do jakiegoś spisku. Przyjaciel Szajnochy,  

Zawadzki, wspomina, że na podstawie owego podejrzenia aresztowano niezwłocznie kilku Janów, Pawłów i  

Władysławów i wszczęto przeciw nim dochodzenie.  

Szenic: Samego zaś Szajnochę wtrącono do kaźni okutego w ciężkie kajdany i postawiono przed sądem karnym. Za  

uczenie kolegów historii Polski, za kolportaż wierszy patriotycznych i za napisanie kalendarzyka historycznego z  

datami najważniejszych wydarzeń z dziejów ojczystych - skazano go na 6 lat więzienia. A kiedy młodzieniec skarżył  

się dozorcy, że go ciężkie kajdany kaleczą, ten mu odparł: "twój ojciec ma cięższe". Rzeczywiście, jego ojciec nie  

przeżył udręk więziennych i zmarł w więzieniu, a młody Szajnocha wyszedł na wolność chory na reumatyzm i  

szkorbut i pozbawiony możliwości dalszego kształcenia się. Wykluczono go bowiem ze wszystkich szkół.  

Syga: Proces Szajnochy został dokładnie opisany przez Walerego Łozińskiego. W aktach śledczych znalazł Łoziński  

opinię władz, że z wiersza Szajnochy wieje duch najdzikszego jakobinizmu. Akta te mówią również o pięknej  

postawie w czasie śledztwa. Całą winę brał na siebie, odmawiając odpowiedzi na wszelkie pytania, mające na celu  

wykrycie współwinnych kolegów.  

Szenic: Po wyjściu z więzienia utrzymywał się Szajnocha z dawania prywatnych lekcji historii i z dorywczych  

artykułów w prasie krajowej. Zajmował się również twórczością literacką. Jego pracowitość i skromność nie miały  

sobie równych. Większą część życia spędził jak pustelnik, pracując dniem i nocą. Dla taniości czynszu zamieszkał na  

dalekim przedmieściu Lwowa.  

Syga: Ze wspomnień Zawadzkiego wiemy, że mieszkał tam w wiejskiej chacie. Zajmował sporą izbę, bez podłogi,  

ale za to z ogromnym piecem piekarskim, który zawalał wiele miejsca. Całe umeblowanie stanowił tapczanik,  

przykryty kilimkiem, stół i długa ława. I tu - powstawały zalążki wielkich dzieł historycznych.  

Szenic: Później jego sytuacja życiowa nieco się poprawiła. Szajnocha ożenił się i przeniósł do Lwowa. I tu po jakimś  

czasie spadło na niego nowe nieszczęście. Nie miał jeszcze 40 lat, gdy zaczął tracić wzrok, a po trzech latach oślepł  

zupełnie. Ale pracy nie porzucił ani na chwilę. Nie mogąc teraz sam czytać, korzystał z pomocy lektora - i tak  

upływał mu dzień.  

Syga: Jak wielki duch był w tym słabym ciele - świadczą o tym słowa listu Szajnochy do wydawcy, z 1860 r., a więc  

z tego roku, kiedy zaniewidział kompletnie. Pisał Szajnocha: "Pracuję w moim kalectwie, jak mało kto z  

najzdrowszych, a jeśli mi praca nie idzie tak sporo, jakby tego wasz i mój własny interes żądał lub jeśli nie mogę  

przenieść na sobie, abym dawał do druku pracę nie całkiem jeszcze dojrzałą i przetrawioną - nie chciejcie  

poczytywać mi tego za winę".  

Szenic: Powiedzieliśmy, bo tak było - że w dalszym ciągu pisał własnoręcznie, a jak to się stało możliwe - trzeba  

opowiedzieć. Otóż Szajnocha kazał sobie sporządzić drewnianą tablicę wielkości arkusza papieru, z wąskimi  

listewkami po bokach oraz kilkanaście cienkich drewnianych linijek, które wyznaczały na arkuszu kierunek pisma i  

odstępy pomiędzy wierszami. Oczywiście, mógł posługiwać się tylko ołówkiem. Po napisaniu wiersza, odkładał  

niepotrzebną już linijkę i pisał wiersz następny. Tym sposobem napisał własnoręcznie, począwszy od "Mściciela",  

wszystkie swe dzieła późniejsze.  

Syga: Te wzruszające ołówkowe autografy Szajnochy zachowały się, jak informuje profesor Antoni Knot, w  

bibliotece Ossolineum we Wrocławiu. Wiadomość o nieszczęściu, jakie spadło na znakomitego historyka, obiegła  

całą Polskę, przyjmowana wszędzie jako klęska publiczna. Dał temu wyraz Kraszewski, pisząc do Szajnochy:  

"Nieznajomych tysiące proszą o przywrócenie Ci wzroku, jakby się modliły o to dla siebie lub rodzonego brata".  

Szenic: ... Tak mało powiedzieliśmy o "Jadwidze i Jagielle", największym dziele Szajnochy.  

Syga: No cóż? Wiemy,.że pracował nad nim lat 12. Należałoby właściwie powiedzieć że pisał je 12 lat, bo studia nad  

epoką rozpoczął już w wieku szkolnym, o czym świadczą notatki znalezione u niego w czasie rewizji. Powrócił do  

tej pracy, jeszcze raz, po utracie wzroku, przygotowując nowe wydanie swego wspaniałego dzieła. Uzupełnił je  

wtedy kilkoma nowymi rozdziałami na podstawie nowych źródeł i materiałów, przebadanych przy pomocy lektora i  

żony.  

Szenic: Tak, dzieło życia Szajnochy jest zdumiewająco rozległe i wszechstronne. Bo przecież ma on także zasługi w  

zakresie badań historycznoliterackich. Ot, choćby sprawa autorstwa "Wojny Chocimskiej". To Szajnocha przecież  

dowiódł, że jej autorem był Wacław Potocki, a nie Andrzej Lipski, jak przypuszczano poprzednio.  

   Syga: I rzecz najważniejsza, że piękne dzieło Szajnochy oparło się czasowi.