Biografia prasowa  

 

Włodzimierz Stefanek  

Niewidomy elektronik

Nauczyciel wielu setek niewidomych  obsługi komputera  

 

  Z żałobnej karty  

  Otwierał „okna na świat”  

  Józef Szczurek  

  Nie należał do wybitnych artystów ani ogólnopolskich działaczy, a jednak znały go i ceniły tysiące niewidomych w całym kraju. Był ich nauczycielem i przyjacielem, na którego zawsze w potrzebie można było liczyć. Teraz już nie ma go wśród nas. Włodzimierz Stefanek nie żyje. Zmarł w Warszawie 5 września 2006 roku. Miał pięćdziesiąt lat. Z chorobą nowotworową borykał się kilkanaście miesięcy, ale w walce o życie został pokonany.  

W drugiej połowie 2004 roku z jego zdrowiem zaczęło się dziać coś niepokojącego. Lekarze orzekli, że woreczek żółciowy przestał spełniać swoje funkcje i należy go usunąć. Skierowano więc Pana Włodzimierza do szpitala na operację. Kiedy jednak chirurdzy otworzyli jamę brzuszną, okazało się, że to nie woreczek żółciowy, lecz w ostrej formie nowotwór, który poprzez przerzuty zdążył już zniszczyć niektóre narządy trawienne.  

Zaczęło się intensywne leczenie - środki farmakologiczne, chemia, naświetlanie. Było raz lepiej, raz gorzej. Pacjent cały czas wierzył, że niedługo w pełni wróci do zdrowia. Jak dawniej, intensywnie pracował zawodowo, podejmował wszelkie przedsięwzięcia, związane z opieką nad liczną rodziną. Nie unikał rozrywki, nadal uczestniczył w imprezach i konkursach tańca towarzyskiego, organizowanych przez PZN i „Cross”, w których brał udział od lat. Ta dziedzina życia kulturalnego dawała mu wiele zadowolenia.  

Jednak tego lata choroba bardzo się nasiliła, długi pobyt w szpitalu, a potem powrót do domu - już niestety, w stanie beznadziejnym.  

   Pionierska praca  

  O Włodzimierzu Stefanku pierwszy raz usłyszałem na początku lat 80. Pełnił wtedy funkcję kierownika biura w warszawskim okręgu PZN. Trwało to około czterech lat. Potem podjął pracę związaną z nagrywaniem książek na kasetach magnetofonowych w Zakładzie Wydawnictw i Nagrań Polskiego Związku Niewidomych. To zajęcie na pewno bardziej mu odpowiadało, gdyż ukończył studia informatyczne na Politechnice Warszawskiej.  

Bezpośrednio poznałem go wiosną 1992 roku podczas kursu obsługi komputera. Oczywiście ja byłem uczniem, a on moim mistrzem. Wtedy pracował już w firmie „Altix”, zajmującej się między innymi szkoleniem niewidomych i słabowidzących w obsłudze sprzętu informatycznego.   

W grupie szkoleniowej, do której należałem, było kilkanaście osób. Pan Włodzimierz miał wszystkie przymioty, cechujące dobrego nauczyciela. Zajęcia prowadził w taki sposób, aby cały zespół nie miał trudności ze zrozumieniem i przyswojeniem przekazywanych treści, ale jednocześnie, gdy zaszła potrzeba, podchodził do każdego kursanta indywidualnie i udzielał dodatkowych wyjaśnień.  

Imponował rozległą komputerową wiedzą i miał talent pedagogiczny. Nie było pytania, na które nie odpowiedziałby jasno, jednoznacznie i wyczerpująco. Miał dobrze ustawiony głos i świetną dykcję. To także pomagało nam w zrozumieniu i opanowaniu niełatwych, wtedy jeszcze nowych, zagadnień informatycznych. Pracę ułatwiały mu znaczne resztki wzroku, który jednak z biegiem lat nieustannie tracił.  

Od tego czasu spotykaliśmy się częściej. Gdy miałem jakieś problemy z komputerem lub musiałem poznać nowe programy - przyjeżdżał do mnie do domu, usuwał usterki, uczył, pomagał w opanowaniu nowych tematów.  

Od końca lat 80. aż niemal do ostatnich tygodni swego życia, czyli przez prawie dwadzieścia lat, szkolił niewidomych i słabowidzących. Trudno policzyć, ilu miał uczniów, ale na pewno były to liczby czterocyfrowe. Przez siedem lat pracował w „Altixie”, kilka kolejnych w Towarzystwie Ubezpieczeniowym „Polisa”, a potem wrócił do Zakładu Nagrań i Wydawnictw PZN i opiekował się sprzętem elektronicznym, jednak przez cały czas miał umowę z Państwowym Funduszem Rehabilitacji na szkolenia niewidomych. Wyjeżdżał w tym celu do okręgów PZN w całej Polsce, dlatego właśnie znali go niewidomi w Olsztynie, Wrocławiu, Przemyślu oraz w innych dużych i małych miastach. Wybitne zdolności pedagogiczne i mocno ugruntowany profesjonalizm zaskarbiały mu uznanie, szacunek i przyjaźń. Był cierpliwy, życzliwy, wykładał jasno i zrozumiale.  

Dostęp do komputerów, możliwość swobodnego posługiwania się nimi, stały się dla samodzielności niewidomych rzeczywistością niemal rewolucyjną. W jej opanowaniu Włodzimierz Stefanek odegrał wielką i pionierską rolę. Otworzył przed setkami i tysiącami inwalidów wzroku informatyczne okna na szeroki świat.  

   Rodzina  

  W połowie lat 80. Pan Włodzimierz pojął za żonę znaną działaczkę Warszawskiego Okręgu PZN - Małgorzatę Siekierzyńską - przewodniczącą Klubu Rodziców Niewidomych Dzieci, który po kilku latach przekształcił się w odrębne stowarzyszenie: „Tęcza”. Pani Małgorzata miała trzech synów z pierwszego małżeństwa. W następnych latach przyszło na świat troje ich dzieci - również synów. Tak więc rodzina była liczna, ale wszystko układało się jak najlepiej.  

Pięć lat temu nagle zmarła pani Małgorzata, a teraz jej mąż. Sześcioro dzieci zostało sierotami. Najmłodsze ma jedenaście lat. Tylko najstarszy z synów pracuje i jest samodzielny. Pozostałą piątką opiekuje się mama pana Włodka i rodzeństwo pani Małgorzaty, które chce im stworzyć rodzinę zastępczą.  

W pogrzebie Włodzimierza Stefanka uczestniczyli liczni jego przyjaciele i sympatycy nie tylko z Warszawy. Spoczął w rodzinnym grobie na cmentarzu w Laskach. Niech w nas zostanie wdzięczna i serdeczna cześć Jego Pamięci.

Pochodnia listopad 2006