„zawsze redaktor”
. Agnieszka Sosna n 0 ŻYCIU, PRACY DLA POLSKI PRAWNIKA - STANISŁAWA BUKOWIECKIEGO
Przebrzmiały echa pieśni: "W krwawym polu srebrne ptaszę, poszli w boje chłopcy nasze... Obok Orła znak Pogoni, poszli chłopcy w bój bez broni..."
Przywódców styczniowego zrywu powieszono, tysiące Polaków pognano w sybirskie kazamaty, gdzie tylko najsilniejsi fizycznie i psychicznie mieli szanse przetrwania, a w Królestwie Polskim zapanowała ciężka żałoba. Do Wielkopolski nie wrócił z Sandomierza dr Ludwik Bukowiecki. Służył powstańcom jako lekarz, a teraz postanowił pozostać na tej ziemi pięknej, ale ogromnie zaniedbanej gospodarczo i kulturalnie. Osiedliwszy się w Opatowie, chciał szerzyć oświatę lekarską wśród ludności wiejskiej. Intelektem i wiedzą znacznie przewyższał otaczających go ziemian. Toteż na żonę wybrał pannę Zofię Konarską. Dziewczyna była nie tylko piękna, ale i mądra. Wzrastała w atmosferze patriotycznej i demokratycznej; w jej domu "walka o postęp 1 wolność" nie były pustymi słowami. Rodzina miała swoje tradycje i bohaterów; stryjem Zofii był Szymon Konarski, uczestnik powstania listopadowego, schwytany na Polesiu i rozstrzelany w r.1838. Dziesiątego października 1865 roku Ludwik Bukowiecki i Zofia Konarska zawarli związek małżeński i "zamieszkali w Opatowie, w przemiłym dworku parterowym z ogrodem nad Opatówką", jak napisze we wspomnieniach o Zofii Bukowieckiej Julia Kisielewska Mimo nieszczęść w niewolnej ojczyźnie, mimo nasilania się represji (stosował je rosyjski okupant tym silniej, im dalej było od czasu powstań), Zofia była szczęśliwa. Kochała uwielbiającego ją męża, rozumiała jego cele i dążenia, i razem z nim pragnęła, jak wspomina J.Kisielewska, "zbudować i urządzić szpital z funduszów składkowych i miejskich, które trzeba było z trudem wydobyć. W tej pracy tak mu niestrudzenie pomagała, że przez parę lat zamiar swój doprowadził do końca i mógł oddać się pracy lekarskiej w stworzonej przez siebie instytucji" |2|.
24 kwietnia 13 6 7 roku szczęście pani Zofii rozkwita o pełni przychodzi bowiem na świat dziecko. Mały Staś rozwija się wspaniale, otoczony mądrą miłością rodziców. Nagle na rodziną spada cios. Doktor Bukowiecki zaraża się od pacjenta tyfusem i 15 grudnia 1369 roku umiera. Wdowa czuje się potrzebna dziecku i to jedno ją pociesza. Mimo kilku propozycji małżeńskich, nie wychodzi powtórnie za mąż. Matka małego Stasia potrafiła czerpać szczęście i cieszyć się nim, kiedy los temu sprzyjał, Kiedy zaś życie jej się odmieniło- nawet w cierpieniu zachowała postawę szlachetną, pełną godności. Ponieważ szczupły majątek rwo wystarczał na utrzymanie, Zofia Bukowiecka wyjeżdża do swoich rodziców do Wilczyc, a następnie obejmuje posadę nauczycielki u mieszkającej w sąsiedztwie ciotki. W nie długim czasie owdowiała jej siostra - Świeżyńska. Zofia Bukowiecka razem z synem przenosi się do jej majątku i pomaga w wychowywaniu szóstki siostrzeńców. Mi a3 więc mały Stasio, mimo że był jedynakiem, bardzo liczne rodzeństwo. W takiej gromadzie nabierał tężyzny fizycznej i psychicznej, tej ostatniej - szczególnie potrzebnej do życia w okupowanym kraju. Kiedy chłopiec skończył 10 lat, sprawa kształcenia syna stała się dla matki problemem. Był to rok; 1877 - a więc trwająca w całej pełni "noc apuchtinowska'1. Królestwo Polski upodobniono do innych prowincji cesarstwa, nadając mu nazwę "Priwisianskij Kraj". Generał-gubernator (sprawował ten urząd (Jsip Hurko) posiadał nieograniczoną władzę, łącznie ze stosowaniem zsyłki w głąb Rosji bez wyroku sądowego.Rusyfikowanie młodzieży przejął kurator okręgu warszawskiego - Aleksander Apuohtin. Obaj z Hurko zaczęli zmieniać życie "Priwislanskiego Kraju" od swoistej reformy oświaty. Polegała ona na zniesieniu języka polskiego jako obowiązującego najpierw w gimnazjach, a następnie w szkołach ludowych.
Są to czasy opisane przez Żeromskiego w „Syzyfowych pracach”. Matka Stasia, tak samo jak pani Borowiczowa oddała chłopca do państwowego gimnazjum w Radomiu, gzie język polski był przedmiotem nadobowiązkowym. W tej samej szkole uczą się kuzyni Stasia, młodzi Piaseccy i Śnieżyńscy. W dalszym więc ciągu chłopiec wychowuje się w liczne") gromadzie. Po lekcjach dziećmi zajmuje się Zofia Bukowiecka, ucząc też języka polskiego, religii oraz geografii i historii Polski. Wakacje matka z synem spędzają razem, sprawdzając praktycznie to, co poznali podczas zajęć teoretycznych. Odwiedzają Wielkopolskę, gdzie mieszkała rodzina doktora Ludwika Bukowieckiego. Szczególnie serdeczna przyjaźń łączyła ich z Maciejem Bukowieckim, proboszczem z Wągrowca, starszym bratem nieżyjącego Ludwika. Poznańskie znacznie różniło się od Królewca. Pod zaborem rosyjskim panuje przygnębienie i apatia, w Wielkopolsce zaś - ożywiony ruch społeczny. Propaguje się tu i wprowadza w życie hasła odrodzenia narodowego przez drobną, codzienną pracę w handlu, warsztacie rzemieślniczym, na wsi. "Praca organiczna" i "praca u podstaw" będą zyskiwać na popularności także w Królestwie, ponieważ ostra cenzura, a może i zmienione nieco potrzeby społeczne, wysuną nowego bohatera - człowieka czynu, ale nie orężnego. Ucieka się też w przeszłość, w pełną chwały historię. "Przegląd Tygodniowy" drukuje w odcinkach "Trylogię", napisaną przez H.Sienkiewicza "ku pokrzepieniu serc". Jednak coraz większą sympatią cieszą się Wokulscy i Połanieccy. A bohaterowie Prusa, którzy łączą w sobie cechy romantyczne z pozytywistycznymi, muszą odejść w zetknięciu z brutalną walką o byt. Ale okrzepli i wzbogaceni Połanieccy wracają do rodzinnych stron, aby szerzyć polskość i umiejętność gospodarowania na ciągle biednej wsi. W miastach powstaje proletariat - nowa grupa społeczna. Robotnicy potrzebni dla rozwijającego się przemysłu składają się przeważnie z bezrolnych mas chłopskich, po uwłaszczeniu szukających w mieście pracy i chleba. To także rzemieślnicy, którzy utracili swoje drobne warsztaty, nie nadążające za produkcją fabryczną i zdymisjonowani urzędnicy, pozbawieni posad przez przybywających do Królestwa Rosjan. Dzięki wakacyjnym wycieczkom Stanisław poznał doskonale całą Polskę i życie Polaków. W roku 1885 przenosi się z matką do Warszawy, gdzie rozpoczyna studia prawnicze w uniwersytecie. Potem poszerza swe wiadomości w Uniwersytecie Jagiellońskim i wyjeżdża do Heidelbergu. W czasie, gdy Stanisław Bukowiecki zdaje maturę i rozpoczyna studia, w Królestwie potęguje się ruch społeczny. Robotnicza partia "Proletariat", kierowana przez Ludwika Waryńskiego, głosi hasła wyzwolenia nie tyle narodowego, ile społecznego. Propaguje
tez ideę połączenia w walce proletariatu robotniczego z miejskim. W roku 1883/4 twórca I Proletariatu wraz z innymi działaczami zostaje aresztowany; po tym nastąpiły dalsze aresztowania i procesy. Największy z nich - proces 29 Proletariatczyków - odbył się w roku 1885. W styczniu roku następnego czterech ginie na szubienicy, w tym jeden Rosjanin, a Waryński, skazany na katorgę, umiera po 16 latach uwięzienia w szliselburskiej twierdzy. Idee socjalizmu podjęli inni działacze, wywodzący się już, jak na przykład Henryk Dulęba, z kręgów robotniczych. Nasilają się akcje strajkowe, a pierwszomajowe pochody przeradzają się w potężne manifestacje - jak na przykład w roku 1892, kiedy to na ulice Łodzi wyszło 60 tysięcy robotników. Te przypomnienia historyczne są ważne, ponieważ życie Stanisława Bukowieckiego było ściśle związane z wypadkami w kraju. Nie mamy wiadomości o jakimś jego udziale w pracach społecznych w czasie gdy studiował, jednakże zdolność do obserwacji i wyciągania, wniosków była w nim silnie rozbudzona przez matkę. Z Heidelbergu wrócił do Warszawy jako doktor praw i objął aplikanturę. Na egzaminach końcowych po wymaganej aplikacji sądowej i w adwokaturze wykazał się tak wielką wiedzą i biegłością w przedmiocie, że został natychmiast wpisany w poczet sędziów przysięgłych. Stanisław dużo pracuje w sądownictwie i już wówczas coraz częściej korzysta z porad lekarzy - okulistów. Dotyka go pierwsze z wielu nieszczęść, które dane mu było przeżyć: nagle umiera jego ukochana, piękna narzeczona. Wybitny młody człowiek, znawca prawa międzynarodowego, a nie tylko rosyjskiego i polskiego opartego na Kodeksie Napoleońskim, zorientowany jest na pewno w narastającej walce społecznej. Nie włącza się jednak do żadnej grupy rewolucyjnej. Mimo materialnego zubożenia pozostał w duchu ziemianinem i prawdopodobnie nie życzyłby sobie przewrotu rewolucyjnego. Włącza się natomiast w nurt pracy Ligi Narodowej, której naczelnym zadaniem było stopniowe wywalczanie pewnych ulg u zaborcy. Trzeba podkreślić, że Bukowieckiemu nie były obojętne sprawy tej warstwy społecznej, która wytwarzała dobra materialne. W broszurze pt "Kredyt robotniczy i areszty na zarobkach" wydanej około roku 1900, porusza sprawy związane z działalnością przyfabrycznych sklepików. Robotnik zatrudniony w danej fabryce otrzymywał kredyt, na p o d s t a wie którego był zobowiązany do kupowania potrzebnych towarów w sklepiku należącym do właściciela zakładu, kwoty za wykupioną żywność, ubranie i drobne sprzęty potrącano, oczywiście z lichwiarskim procentem, z zarobków. Ze znajomością rzeczy wytrawnego prawnika, za pomocą liczb, udokumentował Bukowiecki wyzyskiwanie robotnika i przedstawił sposób ochrony przed fabrycznym sklepikarzem - lichwiarzem. Upominał się o sprawiedliwość społeczną, choć czynił to opierając się na prawie, a nie na walce zbrojnej czy zalecanym przez niektórych socjalistów, na przykład Stanisława Kunickiego -terrorze indywidualnym. Rozważania Stanisława Bukowieckiego o sytuacji ekonomiczno-społecznej w Królestwie przełomu dwóch stuleci, znalazły się w redagowanych przez Henryka Radziszewskiego tomikach pod wspólnym tytułem "W naszych sprawach. Szkice w kwestiach ekonomiczno-społecznych". Bukowiecki pisywał tam wielokrotnie o sprawach górnictwa, jego zdaniem wówczas niedocenianego, a - jak udowadniał -mającego kluczowe znaczenie dla rozwoju całej gospodarki. Kilka lat przebywał w Dąbrowie Górniczej jako radca prawny właścicieli zakładów przemysłowych. Tam poznał warunki pracy i życia, a co za tym idzie - odmienną kulturę górników. Oboje z matką, już teraz nieodłączną towarzyszką syna, byli bardzo czynni właśnie w mieście położonym tuż przy granicy. W tym czasie w Galicji, przede wszystkim we Lwowie, wokół "Przeglądu Wszechpolskiego", skupiło się koło młodych polityków głoszących ostry sprzeciw przeciwko jakiejkolwiek ugodzie z zaborcami, do czego dążyli konserwatywni pozytywiści i niektórzy działacze Ligi Narodowej . W domu państwa Bukowieckich znajdowały się całe składy pism patriotycznych, a wydalanego w Krakowie przez Kacpra Wojnara "Polaka" przywoził do Królestwa sam pan Stanisław. W jego sytuacji zdrowotnej było to prawdziwe bohaterstwo, ponieważ w roku 1897 stracił wzrok. Jak wspomniano, już podczas aplikantury zaczęły się bóle głowy i zaburzenia w widzeniu. Wizyty u okulistów nie przynosiły ulgi. W roku 1896 Stanisława Bukowieckiego zaprosił do Paryża przyjaciel poznany w Heildelbergu, dr Felicjan Niegolewski. Był tam asystentem u okulisty europejskiej sławy, profesora Gałęzowskiego praktykującego w jednej z paryskich klinik. Prawie rok przebywał Bukowiecki we Francji. Wrócił jako niewidomy, bez nadziei odzyskania wzroku, załamany, bliski samobójstwa. J.Kisielewski napisze w roku 1923 "W zwykłych warunkach ludzkich byłby to koniec pracy, kariery politycznej, życia społecznego i towarzyskiego, koniec wszystkiego, wegetacja tragiczna. Ale miłujące serce matki i jej nieugięta wola pokusiły się o stworzenie cudu. Wpierw ona sama musiała (...) wyjść poza rozpacz, aby chęć życia i wolę do pracy przelać w to młode serce skruszone nieszczęściem, rozbudzić w umyśle zmartwiałym dawne ambicje, wielkie żądze użyteczności i wiedzy, wskrzesić wiarę, że te wszystkie dziedziny stoją jeszcze otworem przed wysiłkiem i męstwa, i pracy ..." |3j. Zofia Bukowiecka stała się towarzyszką, lektorką, a wreszcie sekretarką syna. Jej podyktował artykuł o przemyśle ciężkim w kraju. Poruszonym problemem, a później autorem, zainteresował się przemysłowiec Piotr Wertheim. Jak wielkie zalety umysłowe, siłę woli i charakteru, a także nieprzeciętną indywidualność musiał reprezentować Bukowiecki, skoro po osobistym spotkaniu Wertheim zaproponował mu stanowisko syndyka zakładów przemysłowych w Starachowicach. Po rocznym tam pobycie, jak już wspomniano^ państwo Bukowieccy przenoszą się do Dąbrowy Górniczej, miasta pełnego rewolucyjnego wrzenia. Przecież to lata 1901 - 1905. Równolegle z walką o wyzwolenie społeczne trwa proces wyjednywania u zaborcy pewnych ulg. Uzyskano niewielkie zmniejszenie ucisku po roku 1905, wskutek zachwiania potęgi caratu po wojnie z Japonia,. Wielu Polaków sądzi, że są widoki na autonomię. Nic bardziej mylącego - jak w wydanej w roku 1912 broszurze pod tytułem "Rosja w Polsce" uzasadnił Drogosław (pod takim pseudonimem pisywał St.Bukowiecki) . Zdaniem autora, Królestwo było - według konstytucji z 1815 roku - państwem odrębnym, związanym z Rosją jedynie unią. Mimo to wkrótce po Kongresie Wiedeńskim wprowadzono zamiast polskiego -wojsko rosyjskie a cara i jego dwór w Warszawie - na miejsce króla polskiego. Po roku 1831 zniesiono Sejm, a województwa zastąpiono guberniami. W roku 1840 ujednolicono monetę, wprowadzając ruble i kopiejki, które przeliczano na złotówki. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte przyniosły rusyfikację szkolnictwa i administracji,
a po roku 1876 zlikwidowano odrębne sądownictwo i banki polskie. Początek wieku dwudziestego zastaje Królestwo wchłonięte przez Rosję. Proces ten potęguje się w pracy Trzeciej Dumy, której działalność skierowana jest między innymi "do niszczenia odrębności finlandzkiej i polskiej. 0 tę ostatnią przede wszystkim Rosji chodzi (...) jako że Polacy oddzielają Rosję od Europy (...) i przeciwstawiają się Rosji na całym zachodzie państwa" |4|. Z prawną znajomością zarządzeń administracyjnych oraz sytuacji społeczno--p o 1 i tycznej Drogosław obala teorię tych socjalistów, którzy walkę klasową pragnęli zinternacjonalizować, dążąc do połączenia z rewolucyjnymi siłami Rosji. Tymczasem właśnie w społeczeństwie rosyjskim powstały siły, wywierające presję na rząd, aby zlikwidował polski separatyzm, bo jest to, jak czytamy na str. 22 "Rosji w Polsce" - "najcięższy zarzut robiony Polakom. Jeśli zaś autonomia, to nie w formie odrębności prawno-państwowej, lecz organizacji prowincjonalnej, uwzględniającej życzenia i potrzeby mieszkańców tej prowincji" |5|. W latach 1906 - 1912 energicznie zabrali się pracownicy rządu i Dumy do likwidowania resztek polskości w Królestwie. Zasiedlano Rosjanami urzędy i posady nauczycieli w szkołach ponadpodstawowych. Przybysze w miejscach zamieszkania budowali swoje obiekty sakralne i teatry. Za nimi ciągnęli Litwini, którym pogromy w głębi Rosji nie pozwalały egzystować, tu zaś mieli możliwości pełnego rozwoju. Bukowiecki uważał, że nie ma warunków na powstanie autonomii, która "wtenczas1może być uważana za trwałą zdobycz, gdy cieszący się nią naród nie stanowi drobnego ułamku, uginającego się pod przewagą zwartego panującego narodu, lecz gdy siły obu się równoważą, lub też gdy państwo stanowi federację " |'6 | . Do propozycji federacyjnego związku mniejszych państw Europy wróci prawnik i publicysta zarazem już w wolnej Polsce. Teraz jednak przenieśmy się do Dąbrowy Górniczej, wstrząsanej strajkami i walką nie tylko o polskość, ale i ludzkie prawa dla warstwy najbardziej ekonomicznie i społecznie upośledzonej - dla górników oraz wszystkich pracowników niższego szczebla, związanych z górnictwem. Narodowo-religijne manifestacje coraz częściej przybierają charakter walk rewolucyjnych i brzmią słowa nie "Roty", ani "Boże, coś Polskę", lecz "Czerwonego Sztandaru":
"... nasz sztandar płynie ponad trony. Niesie on zemsty grom, ludu gniew (...) A kolor jego jest czerwony, bo na nim robotnicza krew".
Lała się ona nie tylko w Petersburgu podczas "krwawej niedzieli", Lecz we wszystkich większych ośrodkach przemysłowych Królestwa. Kozacy i policjanci bagnetami i nahajkami przywracali ład i "praworządność" . Stanisław Bukowiecki wyjeżdża z Dąbrowy i w roku 1906 rozpoczyna wykłady prawa na Uniwersytecie Warszawskim. Tymczasem Liga Narodowa zdecydowanie odcina się od walki klasowej, a w działalności o wyzwolenie narodowe dąży do uzyskania "najwyższej samodzielności narodowej" rozumianej jako autonomia. Matka i syn Bukowieccy odchodzą z tej organizacji, w której przybierają na sile prądy nacjonalistyczne. Nie wiadomo na pewno, czy zmiana ideologii Ligi , czy też sprawy osobiste pana Stanisława wpłynęły na tę decyzję. Faktem jest, że młody człowiek ma się żenić. Ból po stracie pierwszej narzeczonej ucichł i oto nowym członkiem rodziny została Helena ze Słonków Bukowiecka, autorka popularnych prac: "Opis Ziem Polskich" i "Księstwo Warszawskie". W roku 1907 przyszła na świat córeczka, której nadano imię Zofia. Być może, był to ukłon dzieci w stronę dzielnej matki. Jej trudu w ratowaniu syna nie da się obliczyć i przecenić. Niedługo trwa rodzinne szczęście. Jesienią 1910 roku umarła żona Bukowieckiego, zaś na szkarlatynę rozchorowała się maleńka Zosia. Przez kilka miesięcy trwała walka o życie dziecka, które mogło uratować ojca od ostatecznej rozpaczy. Zofia Bukowiecka wydarła wnuczkę śmierci. Dla niej napisze "Książkę Zosi", z której kilka pokoleń dzieci polskich w sposób łatwy i miły będzie poznawało ojczyste dzieje. W roku 1910 do Warszawy przyjechała Róża Czacka. Młoda, piękna arystokratka, ze wspaniale rysującą się przyszłością, podczas przejażdżki spadła z konia. W wyniku urazu głowy zaczęła tracić wzrok. Najsłynniejsi okuliści z najlepszych klinik Szwajcarii i Francji nie zdołali jej wyleczyć i dziewczyna stała się niewidoma. Znalazł się jednak ktoś, kto wskazał jej cel życia: mniej dla siebie, więcej dla innych. Razem z hrabiną Krasińską-Zamojską objęła opieką kilkanaście niewidomych dziewcząt i w budynku przy ulicy Złotej powstała jedna klasa. Kandydatów przybywało i pod koniec tego roku otwarto dwa następne oddziały: dla chłopców i osób dorosłych przyuczonych do zawodu. Kilkudziesięciu ludzi ciężko poszkodowanych przez los trzeba było nauczyć nowego sposobu życia i pracy. Instytucję finansujące takie przedsięwzięcie zostało Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi. Było to konieczne, ponieważ samo Porycko - posiadłość Róży Czackiej - nie wytrzymałoby takiego obciążenia finansowego. Filarem prawnym Towarzystwa został Stanisław Bukowiecki. Już w roku 1911 opracował doskonały na tamtą epokę i do dziś funkcjonujący, z pewnymi oczywiście zmianami, Statut Towarzystwa, zatwierdzony przez władze carskie. Ta praca nie zmniejszyła zasadniczych jego zainteresowań. W tym samym roku co Statut ukazuje się broszurka p.t. "Naród polski jako przedmiot gospodarstwa domowego", zaś w roku 1914 popularny szkic o prawach kobiet. W Królestwie Polskim prawo oparte na kodeksie cywilnym z roku 1825 uznawało równość mężczyzny i kobiety niezamężnej. Do mężatek stosowano pewne ograniczenia, których istnienie wyjaśnił prawnik w sposób przystępny i popularny. W szkicu tym spopularyzował też wydane w roku 1913 nowe prawo, "według którego ojciec dziecka nieślubnego, chociażby dziecka tego nie uznał, może być skazany - w razie niezamożności matki - na ponoszenie kosztów utrzymania i wychowanie dziecka do jego pełnoletności. Jeżeli matka skutkiem zajęcia dzieckiem nie może zarobkować i nie ma własnego majątku, to ojciec dziecka winien jej płacić alimenty, wystarczające nie tylko na utrzymanie dziecka ale i na jej własne utrzymanie" |7|. Na wakacje roku 1914 rodzina Bukowieckich wybrała się do Skolimowa, gdzie pan Stanisław opracowywał "prawo górnicze na ziemiach polskich w przeszłości i teraźniejszości" a pani Zofia odpoczywała, zajmując się tylko wnuczką. Jeśli nie szczęście, to przynajmniej spokój powinien był teraz zagościć w tym domu. Życie każdej rodziny związane jest jednak z sytuacją kraju, w którym mieszka, a jak dowodzą fakty historyczne naszego stulecia - również kontynentu, gdzie dane państwo się znajduje. W Europie rozwijające się Niemcy potrzebują nowych terenów i surowców. Kapitaliści austriaccy duszą się pod rządami cesarza Franciszka Józefa i za przykładem Francji i Anglii pragną poszerzyć swe wpływy. Wystarczy więc zdobyć kolonie, żeby mieć ziemie, surowce i niewolników do ich wydobywania. W dodatku za darmo, gdyż w walce o zyski nie liczą się ofiary w ludziach, pochłaniane przez wojnę. Na początku XX wieku istniały w Europie dwa bloki wrogich sobie państw. Niemcy, Austro-Węgry i Włochy zawarły trójprzymierze, przeciwko któremu utworzono Ententę. Należały do niej: Anglia, Francja i Rosja. Sojusz ten miał być przeciwwagą ekspansji gospodarczej militarystycznych Niemiec, które parły do wojny, ponieważ drogą pokojową nie mogły zdobyć kolonii. Bezpośrednim pretekstem konfliktu zbrojnego w Europie stało się zabójstwo dokonane 28 czerwca 1914 roku w Sarajewie na arcyksięciu austriackim - Ferdynandzie. "(...) Austro-Węgry pod naciskiem Niemiec wystosowały ultimatum, w którym sformułowane zostały żądania i warunki niemożliwe do przyjęcia przez Serbię. Odrzucenie ultimatum Austro-Węgry uznały jako okazję do wypowiedzenia 28 lipca 1914 r. Serbii wojny, co spowodowało reakcję łańcuchową. Rosja, związana sojuszem z Serbią (...) zarządziła mobilizację powszechną. (...) Niemcy wypowiedziały wojnę Rosji". |8|. Państwa z wcześniej zawartymi porozumieniami kolejno przystępowały do wojny, której zasięg obejmował coraz więcej krajów całego świata, a przez Królestwo Polskie przebiegał front wschodni. W całym tym kataklizmie Polacy przeżywali podwójną tragedię: niszczyli własny kraj (z racji linii frontu) i zabijali rodaków, ponieważ układy porozbiorowe postawiły ich w dwóch wrogich armiach: rosyjskiej i austro-niemieckiej. W- wierszu pt. "Ta, co nie zginęła" poeta Edward Słoński napisał we wrześniu 1914 roku : "Rozdzielił nas mój bracie, zły los i trzyma straż - w dwóch wrogich sobie szańcach patrzymy śmierci -w twarz. (. . .) A gdy mnie z dla ujrzysz, od razu bierz na cel i do polskiego serca moskiewską kulą strzel. Bo wciąż na jawie widzę i co noc mi się śni, że ta co nie zginęła wyrośnie z naszej krwi". Państwo Bukowieccy byli przekonani, podobnie jak poeta, którego wiersz został wyżej przytoczony, że zbliża się chwila powstania niepodległej Polski. Jeszcze w trakcie działań wojennych postanowili włączyć się do prac, które w przyszłości miały służyć wolnej ojczyźnie. Niepowodzenia Rosji na froncie spowodowały już w roku 1915 wycofanie się wojsk carskich z terenu Królestwa. Część ziem zaboru rosyjskiego zajęły państwa centralne. W okupowanej przez Niemców Warszawie powstał Komitet Obywatelski. Powołał on kilka sekcji, regulujących życie społeczeństwa. Jedna z nich organizowała i uruchamiała szkoły wyższe w Warszawie, mając do dyspozycji tylko 148 tysięcy rubli. Po ukonstytuowaniu się Komisji Uniwersyteckiej przystąpiono do otwarcia przyszłych wydziałów uczelni. Aż do marca 1919 roku docentem wydziału prawa był Stanisław Bukowiecki. 5 listopada 1916 roku Niemcy ogłosili akt proklamujący powołanie samodzielnego państwa "z ziem polskich panowaniu rosyjskiemu wydartych" |9|. W rzeczywistości chodziło o stworzenie armii polskiej, współdziałającej z Niemcami. Generał-gubernator H.H.Beseler wydał 8 listopada 1916 roku odezwę wzywającą Polaków do wstępowania do Polskich Sił Zbrojnych, a w grudniu powstał rząd tymczasowy, tak zwana Tymczasowa Rada Stanu. Przewodniczył jej Wacław Niemojewski, zaś Stanisław Bukowiecki został Dyrektorem Departamentu Sprawiedliwości. Większość Polaków przyjęła Tymczasową Radę Stanu niechętnie, wręcz wrogo, w najlepszym razie obojętnie. Bukowiecki był przeciwny uprawianiu polityki pasywnej. Ponieważ w oficjalnym akcie Niemcy powoływali samodzielne państwo polskie; należało je, zdaniem Bukowieckiego już teraz, pod okupacją niemiecką - budować. Choćby w tych dziedzinach, gdzie było to możliwe. W sprawie rozwiązania kwestii polskiej w noworocznym orędziu do senatu 22 stycznia 1917 roku wypowiedział się prezydent Stanów Zjednoczonych, Woodrow Wilson: "(...) ma zostać odbudowana Polska zjednoczona, niepodległa, autonomiczna" |10|. Proklamacja Rządu Tymczasowego w Rosji zakładała, że Polska będzie "związana z Rosją mocnym wojskowym przymierzem, oraz że będzie mocną tamą przeciwko naporowi mocarstw centralnych na Słowiańszczyznę" |11|- Stanisław Bukowiecki był doskonale zorientowany w deklaracjach dotyczących kwestii polskiej i nabierał coraz większej pewności, że niezależnie od zakończenia wojny, Polska powstanie. Stąd jego wielkie zaangażowanie w pracy na Kursach Przygotowawczych dla wyższych urzędników administracyjnych i na wydziale prawa, ponieważ w kraju wyzwolonym z ponad stuletniej okupacji trzech różnych rzędów potrzebna będzie jednolita administracja i system praw, regulujący życie społeczno-gospodarcze państwa. Pamiętał też o obowiązkach członka zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, gdzie miały się dokonać wielkie zmiany. W roku 1915 Róża Czacka wyjechała do rodzinnego Porycka . Do zakładu przy ulicy Złotej przybywali nowi ociemniali, których trzeba było nauczyć zawodu. Często byli to ludzie świeżo okaleczeni na skutek działań wojennych. Na przykład siostra Cecylia z Lasek opowiadała, że jako czternastoletnia dziewczynka została zraniona odłamkiem pocisku i straciła wzrok. Chodziła do szkoły najpierw na Złotej w Warszawie, potem już w Laskach. Zdobyła zawód nauczycielki i przez trzydzieści lat kształciła niewidome dzieci. W warunkach wojny i okupacji utrzymacie placówki opiekuńczo--kształcącej wymagało nie tylko ogromnych nakładów finansowych i znajomości prawa, ale także umiejętności pertraktowania z okupantem. Stanisław Bukowiecki wykorzystał swą znajomość języka i pozycję pracownika naukowego, aby Towarzystwo bez większych przeszkód mogło pracować dla dobra niewidomych. W roku 1918, już w habicie zakonnym, do Warszawy wróciła Róża Czacka i nadała Towarzystwu wyraźny kierunek katolicki. Stanisław Bukowiecki, jako niewierzący, odszedł od stałej pracy w Towarzystwie, ale aż do roku 1922, kiedy dzieci zaczęto przewozić do Lasek, udzielał porad prawnych. Tymczasem Józef Piłsudski, Dyrektor Departamentu Wojskowego Tymczasowej Rady Stanu zerwał współpracę z państwami centralnymi i z częścią legionistów został internowany przez Niemców. W miejsce rozwiązanej Rady 'Stanu powołano 12 września 1917 roku Radę Regencyjną, w skład której weszli politycy o poglądach konserwatywnych: arcybiskup warszawski ksiądz Aleksander Kakowski, książę Zdzisław Lubomirski, ziemianin Jan Ostrowski. Działalność Rady Regencyjnej i powstałego wówczas rządu Jana Kucharzewskiego uzależniono całkowicie od Niemców. Stanisławowi Bukowieckiemu powierzono tekę Ministra Sprawiedliwości. Objął to stanowisko, choć w gronie rodziny i znajomych miał wielu przeciwników, którzy uważali, że współpraca z okupantem zaprzepaszcza możliwość walki o nową Polskę. Pan Stanisław twierdził jednak, że każda, nawet najdrobniejsza cząstka pracy wykonana teraz sprawi, że o tyle mniej trzeba będzie zdziałać w wolnej Polsce. Zręby administracji Polski niepodległej przygotowano więc już za okupacji, z wielkim nakładem pracy Bukowieckiego. Piastował on urząd ministra niedługo, bo tylko do końca roku 1918, a więc do czasu ustąpienia Rady Regencyjnej i utworzenia rządu Piłsudskiego-Moraczewskiego. Potem przez kilka miesięcy zajmował się tylko docenturą na Uniwersytecie Warszawskim. W marcu 1919 roku definitywnie odszedł z uczelni i rozpoczął organizowanie prokuratorii, czyli instytucji chroniącej interesy skarbu państwa. Aż do września 1939 roku był naczelnym prezesem Generalnej Prokuratorii Państwa. Trzeba tu zaznaczyć, że Bukowiecki był wyznawcą platońskiej idei państwa. Uważał, że "państwo to absolut zbiorowości ludzkiej, twór będący sam w sobie celem, dobro którego stanowi naczelne kryterium postępowania politycznego" |12|. Wcale to nie znaczy, że pomijał dobro jednostki. W wydanej w roku 1922 "Polityce Polski niepodległej" żądał uchwalenia i uprawomocnienia ustaw socjalnych. Miały one ustalić ośmiogodzinny dzień pracy, płatne urlopy dla robotników i odszkodowania w razie choroby lub wypadku przy pracy. Poruszył więc hasła zawarte w deklaracji rządu Moraczewskiego, które w ciągu czterech lat nie znalazły się na sejmowej wokandzie.
Nie był strategiem wojskowym, a jednak we wspomnianej broszurze uzasadnił konieczność włączenia Prus Wschodnich do Rzeczypospolitej. Niepodległość Polski połączonej ze światem, tylko przez Gdynię i otoczonej dwoma nieprzychylnymi państwami, wydawała mu się ciągle zagrożona. Był przekonany, że konflikt z Rosją wywoła natychmiastowy atak Niemców. Jeśli zaś nastąpi nieporozumienie z Niemcami, wówczas Rosja również podejmie działania zaczepne. Był przeciwny łączeniu się przymierzem militarnym z Francją, która politycznie i geograficznie jest zbyt oddalona od Polski, aby czuła się zobowiązana do niesienia nam pomocy. Jak bardzo sprawdziły się te przewidywania, udowodnił wrzesień 1939 roku. Bukowiecki ponowił też proponowaną w roku 1912 koncepcję stworzenia w Europie środkowej koalicji państw mniejszych i słabszych, współdziałających ze sobą na zasadzie równorzędnego partnerstwa i wzajemnej pomocy. Zofia Bukowiecka krótko cieszyła się wolną ojczyzną. Zmarła w roku 1920. Pozostała spadkobierczyni, której przez odpowiednie wychowanie wszczepiono miłość, szacunek i umiejętność poświęcania się dla ojca. Kilkunastoletnia dziewczyna, zdolna i ładna uczennica gimnazjum im. Królowej Jadwigi, zastąpiła w domu b a b k ę
■ Musiała połączyć naukę z rolę gospodyni ośmiopokojowego mieszkania przy ulicy Żurawiej w Warszawie. Jej ojciec umieścił tam bogatą kolekcję zegarów. Oczywiście nie samo zarządzanie domem było najważniejszym zadaniem młodziutkiej Zofii, lecz - wzorem babki - odsuwanie codziennych trosk i kłopotów od ojca, który całkowicie był pochłonięty swą pracę. Mimo kolejnych ciosów nie przerywał on swej działalności zawodowej. Każdy dzień miał szczelnie wypełniony. Nie tylko codzienne pracę od 8 do 15 przy placu Krasińskich, gdzie mieściło się Biuro Prezydialne Prokuratorii, lecz i potem - w domu, przy lekturze. Był postacie charakterystyczne w ówczesnej Warszawie, znane i szanowane. Nie nosił okularów, a niewidzącymi jasnoniebieskimi oczami jak gdyby przykuwał do siebie interlokutora. Wszelkie zlecenia i dokumenty podpisywał osobiście; gwoli wierzytelności podpisów w obecności sekretarza - magistra Bogdana Dzięciołowskiego. Odznaczał się wybitne pamięcią. Na przykład poznawał po głosie ludzi, z którym rozmawiał choćby raz przed wielu laty. Dzięki własnemu stylowi pracy znał aktualne wydarzenia w kraju i na świecie. Mianowicie codziennie czytano mu dzienniki ustaw i protokoły z posiedzeń komisji rządowych. Kiedyś jeden z czytających, aby szybciej zakończyć pracę, wpadł na pomysł opuszczenia pewnych ustępów, jego zdaniem mniej ważnych. Tak się złożyło, że w następnym paragrafie powoływano się na tekst poprzedniego, pominiętego przez sekretarza. "Nie przypominam sobie tego tekstu, proszę mi go znaleźć i odczytać" - poprosił Bukowiecki. Okazało się wówczas, że powoływano się tam na inny ustęp, również opuszczony. Nie .pomogły prośby i tłumaczenia - sekretarz musiał poszukać sobie innego zajęcia. Posiedzenia sejmowej podkomisji prawa rzeczowego rozpoczynał Bukowiecki w wyznaczonym czasie z żelazną punktualnością i nawet w trwających po trzy godziny naradach nie było przerw na kawę i papierosa. Bolały go niezmiernie antagonizmy dzielnicowe, które przetrwały w narodzie mimo odzyskania tak bardzo upragnionej ojczyzny. Niechęć do dawnej Galicji objawiała się nawet w złośliwych żartach o złej pogodzie, którą Krakowianie przywozili ponoć do Warszawy, zaś bogata poznanianka nie wstąpiłaby w związek małżeński z "kongresiakiem", aby nie popełnić mezaliansu. Bukowiecki, jak większość Polaków, wolną ojczyzną uważał za świętość i nie chciał pogodzić się z tym, co nie sprzyjało jej rozwojowi. Napisał w roku 1921 broszurę pt. "0 dzielnicowości w Polsce". Istniał jeszcze jeden podział: na mniejszości narodowe. I o tyrn Bukowiecki pamiętał. Oceniał ludzi za efekty pracy, a nie za przynależność rasową lub religijną. Niesubordynacja była przyczyną zwolnienia z pracy zarówno katolika jak i "Łyda. Chociaż przygotowywał administrację jeszcze za panowania Niemców , pracując w Komisji Kodyfikacyjnej przyczynił się do stworzenia jednolitych dla całej Polski kodeksów prawa cywilnego, karnego, handlowego i wekslowego. Lecz unifikacja całego prawodawstwa pozostała do końca jego dni nie zrealizowanym marzeniem. Surowy, ale i życzliwy w obcowaniu z pracownikami, o szerokich zainteresowaniach, nie znosił korupcji i kłamstwa. W sposób bezwzględny tępił te wady wśród podwładnych. Cenił natomiast samodzielność sądu i uczył odwagi trwania przy własnych przekonaniach, o ile o c z y w i ś o i e były słuszne. Mimo młodego wieku, córka potrafiła stworzyć ciepłą atmosferę w domu. Odpoczywał tu pan Stanisław po trudnych godzinach urzędowania - przy lekturze, spotkaniach z przyjaciółmi, dyskusjach o wydarzeniach światowych. W domu Bukowieckich bywał często Antoni Ponikowski., z którym łączyła pana Stanisława przyjaźń od początku Iat dwudziestych. Teraz już drugie pokolenie zaprzyjaźniło się ze sobą: młode Ponikowskie miały wiele wspólnych spraw ze śliczną Zosią. Na spokojny, pracowity dom znowu spada cios. W roku 1930 umiera nagle córka; Bukowiecki znów traci najbliższą, sobie istotę. Pod koniec ż y o i a wyj a* w i głośno myśl, którą p e w nie nosił w sobie od utrat y pierwszej narzeczonej , że krąży w o kół niego fatum śmierci, zabierając kolejno tych, których u kochał. Osieroconym domem zajęła się daleka powinowata - Piasecka, z którą w rok później się ożenił. W Europie coraz głośniej odzywają się faszyści, nawołując do wojny, rzekomo w obronie własnej ojczyzny. W Polsce też pojawia j ą się takie głosy. Bukowiecki walczy z tymi, którzy zamiast odbudowywać kraj, jątrzą społeczeństwo. To z jego inicjatywy w roku 1932 w Kodeksie Karnym znalazł się artykuł 113, nakładający sankcje karne od grzywny do aresztu włącznie na te osoby, które by nawoływały do wojny zaczepnej.
W artykule pod tytułem "Z rozmyślań nad sprawą, procesów konfiskacyjnych" wydanym w roku 1932; rozprawił się Stanisław Bukowiecki z żądaniami zwrotu majątków ziemskich, zabranych przez władze carskie. Natychmiast bowiem po utworzeniu niepodległej Polski wszczęto ponad 100 procesów rewindykacyjnych. Potomkowie i nawet dalecy krewni uczestników powstań listopadowego i styczniowego zażądali od polskiego rządu majątków, zabranych przez carat. 4 maja 1920 roku sejm podjął uchwałą wzywającą rząd do stworzenia usta w y wyrównującej materialne krzywdy doznane od zaborców . Przez 12 lat rząd nie zastosował się do wniesionej uchwały sejmowe j. We wspomnianym artykule Bukowiecki z całą znajomością prawa, zwięźle i popularnie uzasadnił bezpodstawność owych roszczeń i słuszność decyzji państwa. Jako główny argument podaje przedawnienie sprawy. Za czasów zaborów istniało prawo o przedawnieniu przestępstw politycznych, po dziesięciu latach od chwili ich popełnienia. "Skoro nie upomniano się o swoje w latach 40-tych i 70-tych ubiegłego stulecia - pisze Stanisław Bukowiecki - czy istnieje jakiekolwiek moralne, niezależne od względów formalno-prawnych, uzasadnienie dla roszczeń powodów nie będących dziećmi, a już co najwyżej wnukami w prostej linii uf i ar konfiskat? Czy można wynagrodzić szkody materialne potomkom urzędników, górników, leśników, rzemieślników, studentów, którzy brali udział w powstaniu 186 a roku?" |l3|. Jedyne rozwiązanie widzi autor: "iżby potomkowie tych, którzy obowiązku narodowego nie spełnili, w walce udziału nie wzięli i skutkiem tego nie ucierpieli majątkowo (...), aby potomkowie żołnierzy sprawy polskiej zostali odszkodowani, na koszt tych, którzy obowiązkowi patriotycznemu uchybili" | 14 | . Wobec nierealności takiego rozwiązania, autor artykułu proponuje zaprzestanie owych niedorzecznych żądań. Bukowiecki tak wiele pracował i osiągnął własnym wysiłkiem, że miał moralne prawo nakazywać ‘’zdobywanie bytu twórczą pracą, aniżeli szukanie jego podstaw w roszczeniach wysnutych z odległej przeszłości" |15|. Kiedy z Hiszpanii dochodziły echa zmagań republikanów z frankistami , a ludzie jeszcze wierzyli, że ten poligon doświadczalny na całą Europę się nie rozszerzy, prawnik przeżył nową tragedię: zmarła jego druga żona. Na resztę dni pozostali przy nim tylko przyjaciele i znajomi. Jedna z pierwszych bomb zrzucanych przez Niemców na Warszawę we wrześniu 1939 roku uderzyła w kamienicę przy ulicy Żurawiej. Z materialnego dorobku pana Stanisławę pozostała tylko jesionka i trochę papierów wartościowych. Początkowo znalazł schronienie na Mokotowie u dalszych krewnych swej matki - Konarskich , następnie zaś zajął dwupokojowe mieszkanie przy ulicy Fałata. W dwudziestoleciu międzywojennym Bukowiecki sceptycznie odnosił się do militarnego sojuszu Polski z Francją. Chyba jednak wierzył w zwycięstwo Francuzów przy starciu z Niemcami, ponieważ po francuskiej kapitulacji w maju 1940 roku załamał się psychicznie i próbował nawet popełnić samobójstwo. Został uratowany, ale pełnego zdrowia już nie odzyskał. Okupant rozwiązał Prokuratorię Generalne i Stanisław Bukowiecki, który nie potrafił żyć bezczynnie, rozpoczął pracę w związku Syndykalistów Polskich. Mimo podeszłego wieku , nadal był znaczącym prawnikiem wśród mecenasów warszawskich . Przedstawiciel Armii Krajowej w 1942 roku zaproponował mu stanowisko sędziego podziemnego sądu tej organizacji. Pan Stanisław odmówił, ponieważ - jego zdaniem - odmowa była konieczna z e względów zachowania bezpieczeństwa "Zbyt wielkie ryzyko nie dla mnie - powiedział - lecz dla was, jeśli by do waszego zakonspirowanego miejsca spotkań szedł człowiek niewidomy". W konspiracyjnej prasie zamieścił artykuł pod tytułem "Sprawa polska a Watykan". •Jako człowiek niewidomy potrzebował lektorów i sekretarzy. Jednym z nich był (...) Dudek. Straszny przypadek sprawił, że w drodze do pracy trafił na uliczna łapankę. Podczas rewizji znaleziono u pana Dudka ulotki. Za ich posiadanie młody człowiek został wywieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, skąd nie wrócił Podobnie zginął drugi sekretarz - Czesław S w i ę c i ń s k i, aresztowany w domu przyjaciół za posiadanie nielegalnej literatury. W jego sprawie chodził Stanisław Bukowiecki nawet do gestapo na Szucha. Ale Niemcy byli bezwzględni w karaniu i pan Święcicki również został zamordowany . W listopadzie 1943 roku na ulicy Fałata zjawił się syn Antoniego Ponikowskiego, przyjaciele pana Stanisława - Adam.
Adam Ponikowski, dziś już emerytowany pracownik PIW i KiW, mówi o Stanisławie Bukowieckim jako o człowieku znacznie wyrastającym ponad przeciętność. "Zadziwił mnie niezwykłością umysłu, precyzją rozumowania i logicznego myślenia. Przychodziłem do pana Stanisława kilka razy w ■tygodniu. Był juz wtedy bardzo chory, a mimo to pamięć jego funkcjonowała doskonale. Czytałem głośno książkę o II cesarstwie we Francji. Zaskakująca była trafność wyrażanych przez niego sądów, porównań, analogii. Chociaż był ateistą, nie sprzeciwił się lekturze "0 naśladowaniu Chrystusa" Tomasza a'Kempis . Dyskutowaliśmy po przeczytaniu każdego rozdziału, wracając do poprzednich, jeśli wymagało tego dokładniejsze zrozumienie wersetu. Kiedyś pan Stanisław powiedział z żalem: "Więc to wszystko jest takie przemijające i nietrwałe?" Niestety. Podobnie jak jego życie, pełne wysiłku i trudu dla innych, dIa ludzi, w dobroć których wierzył. Jeśli przedstawiano mu kogoś nieznajomego, pytał: "Czy to debry człowiek" Osobą opiekującą się panem Bukowieckim była pani Irena Wałęsa, daleka krewna. Energiczna i krewka, nie lubiła fachowej pielęgniarki, która co kilka dni wykonywała zastrzyki. Kiedyś pani Irena poczyniła niezbyt życzliwe uwagi pod adresem nieobecnej młodej kobiety. Pan Bukowiecki wysłuchał utyskiwania i stwierdził spokojnie : "Irenko, ludziom trzeba wierzyć, a że się człowiek czasem zawiedzie, to trudno". Ostatni eh dziesięć dni Stanisława Bukowieckiego to była agonia. Cierpiał straszliwie, a że stracił mowę, nie wiedzieliśmy, w jaki sposób mu ulżyć. Zmarł 24 lutego 1944 roku. Za trumną poszli przyjaciele i zna jonit, bo najbliższą rodzinę stracił wcześniej" |16 | . Nie dożył, wyzwolenia Polski człowiek, dla którego wolna ojczyzna stanowiła najwyższą wartość. Na jego grobie na Powązkach położono płytę z wyrytym napisem: "Mąż stanu, znakomity prawnik, działacz i wychowawca społeczny o wielkim umyśle, rozległej wiedzy, niezłomnym charakterze i gorącym sercu. Życie poświęcił Polsce i walce o sprawiedliwość społeczną" .
|