„zawsze redaktor”
Biografia prasowa
Stefan Niewiarowski Nauczyciel matematyk w bydgoskiej szkole dla niewidomych dzieci pracownik Bydgoskiego Oddziału Doskonalenia Nauczycieli W latach 80. członek prezydium Zarządu Głównego PZN „Grochówka z szyszkami...' - wspomnienie o Stefanie Niewiarowskim Krystyna Skiera
Jak zacząć? Co napisać?, Przecież minęło tyle lat... A jednak nie napisać nie można! Pan Stefan urodził się 18 kwietnia 1938 roku w Lidzie koło Nowogródka. Wzrok stracił robiąc doświadczenia chemiczne w bydgoskim liceum. Na opłacenie swoich studiów, jak mówił, zarabiał przepisywaniem prac magisterskich i dyplomowych. Do pracy w Szkole Dla Dzieci Niewidomych przy ul. Krasińskiego przyszedł w roku1958 i przepracował w niej, jako doskonały matematyk do 1975r. Następnie od 1975 do 1979 roku pracował bydgoskim Oddziale Doskonalenia Nauczycieli jako starszy asystent, co świadczy o jego wysokich kwalifikacjach jako osoby niewidomej. Od 8 lutego 1982r. do 30 kwietnia 1988r. pracował jako kierownik okręgu bydgoskiego. Pan Stefan miał dwoje dzieci - Grażynę i Piotra. Jego żona Irena była długoletnim pedagogiem w szkole przy ul. Krasińskiego - obecnie jest na emeryturze. To właśnie Jej dziesiątki uczniów zawdzięczają zamiłowanie do książek, które przepięknie czytała. Pana Stefana poznałam w roku krótko po moim przyjściu do szkoły. Był wówczas opiekunem drużyny harcerskiej. Niezrównany gawędziarz, opowiadał nam, małym niewidomym dzieciom o biwakach, o nocach pod namiotami, o grochówce z szyszkami i herbacie z sosnowymi igłami. O ileż łatwiej było przeczekać zimę, gdy w perspektywie były takie biwaki, a co najważniejsze, że rzeczywistość znacznie przewyższała opowiadania pana Stefana. Od czwartej klasy uczył mnie matematyki, i znowu lekcje z nim różniły się od innych. Miał dar uczenia i mimo, że pozwalał się nam „zagadywać' i naciągać na różne opowieści, to program był zawsze zrealizowany. Jednak najlepiej poznałam Go, kiedy został naszym wychowawcą. Uczył nas wówczas matematyki i języka rosyjskiego. To dzięki Niemu polubiłam ten język i nigdy nie miałam kłopotu z jego uczeniem się. W tamtych czasach wszyscy jeździli na wycieczki szkolne, ale takich jak nasza klasa nie miał nikt. Wybierał naprawdę ciekawe i nie oklepane miejsca do zwiedzania. Był dla nas najlepszym przyjacielem a my, o czym dowiedziałam się dużo później, Jego najlepszą klasą. Chodził z nami do kawiarni, ucząc nas pić kawę (podejrzewam, że za własne pieniądze). To Jemu zawdzięczam smak pierwszego papierosa, pierwszy łyk wina. On jednak wiedział, co robi. Do końca pobytu w szkole nikt z nas nie próbował palić czy pić, choć innym się to zdarzało. To dzięki Niemu w Szkole Dla Dzieci Niewidomych powstała pierwsza Spółdzielnia Uczniowska, obsługiwana przez młodzież naszej klasy. W sklepiku szkolnym można było kupować potrzebne drobiazgi - a co ważne cukierki na sztuki. Jemu również zawdzięczamy szkolną kawiarnię, otwartą w każdą sobotę, niedzielę i święta. Po ukończeniu przez nas szkoły dalej żywo interesował się naszymi dalszymi losami i utrzymywał z nami kontakt. Dlatego też, mimo upływu czasu nie ma spotkania Jego uczniów, na którym byśmy Go serdecznie nie wspominali. W swoim zbyt krótkim życiu zrobił dużo dla naszego środowiska, szczególnie jako kierownik Okręgu starał się mieć na względzie przede wszystkim dobro niewidomych. Mimo, że był osobą kontro-wersyjną wierzę, że wielu ludzi wspomina Go z ogromną sympatią. Odszedł od nas 11 listopada 1999 roku. "Oko" czerwiec 2006 |