„zawsze redaktor”
Ludwika Rakowska nie żyje Władysław Gołąb Z żałobnej karty Dr Ludwika Rakowska nie żyje 13 listopada ub. roku w Warszawie, w szpitalu przy ul. Kasprzaka zmarła dr Ludwika Rakowska, lekarz stomatolog, pisarka, od przeszło 15 lat niewidoma, a od 5 lat głuchoniewidoma. Ostatnie 13 lat przebywała w Domu Kombatanta przy ul. Sterniczej. Swoje mieszkanie własnościowe w Warszawie sprzedała i uzyskane ze sprzedaży pieniądze przekazała na cele społeczne (Zakład w Laskach i Katolicki Uniwersytet Lubelski). Ludwika Rakowska, córka Józefa i Franciszki, urodziła się 18 czerwca 1899 roku w Charkowie. Jej ojciec, pułkownik, był dowódcą wojsk rosyjskich stacjonujących w tym mieście. Ludwika w czwartym roku życia spadła z huśtawki i doznała urazu kręgosłupa, do czego dołączyła się potem gruźlica. Przez pięć lat leżała w gipsowym łóżeczku i na całe życie stała się osobą niepełnosprawną (używała gorsetu ortopedycznego). Mimo komplikacji zdrowotnych w roku 1918 ukończyła gimnazjum w Charkowie i za doskonałe wyniki w nauce otrzymała złoty medal. W czasie pierwszej wojny światowej zmarła jej matka, a ojciec po zakończeniu działań wojennych przedostał się na teren Polski. Pozostałe w domu trzy córki musiały same organizować swoje życie. Najstarsza Eleonora wyszła za mąż za Witolda Wandurskiego (1891-1937), znanego dramaturga. Po aresztowaniu męża przez NKWD osadzono ją w łagrze położonym w pobliżu Karagandy i tam zamordowano. Młodsza siostra Eugenia zajęła się wychowaniem osieroconej siostrzenicy i pozostała na stałe w Kijowie. Zmarła przed kilkunastu laty. Ludwika mimo młodziutkiego wieku i poważnego kalectwa musiała sama dawać sobie radę. Początkowo udzielała korepetycji, a następnie uczyła muzyki robotniczą młodzież w fabryce parowozów w Charkowie. Na wyjazd do Polski władze sowieckie nie dały zgody. Użyła wówczas fortelu. W jednym z domów opieki znalazła staruszka Polaka, który wracając do kraju wyraził zgodę na zawarcie fikcyjnego małżeństwa i tak w roku 1923 znalazła się w Polsce. Przez pierwsze lata mieszkała w Łodzi, a od roku 1925 przeniosła się do Warszawy, gdzie w dwa lata później podjęła studia w Państwowym Instytucie Stomatologicznym, które ukończyła w 1931 roku z odznaczeniem. Ze względu na swój stan zdrowia została zwolniona z obowiązku podjęcia pracy w lecznictwie państwowym. Przez przeszło 40 lat prowadziła prywatny gabinet dentystyczny. Okres okupacji niemieckiej i powstanie przebyła w Warszawie, włączając się w miarę swych sił w nurt pracy konspiracyjnej Armii Krajowej. Śp. Ludwika Rakowska miała duży talent literacki. W roku 1967 PWM w jej tłumaczeniu wydało pamiętniki Fiodora Szalapina "Wspomnienia z mojego życia". Według recenzentów Rakowska oddała w sposób genialny niepowtarzalny klimat wspomnień króla basów (pamiętniki zostały wznowione na początku lat dziewięćdziesiątych). W zbiorze nowel "Moi przyjaciele" - pozycji wydanej nakładem autorki w roku 1922 - Ludwika Rakowska ukazała świat w bajecznych barwach, widziany oczyma dziecka, młodej dziewczyny i kobiety dorosłej. Wiele jej prac pozostało jeszcze w rękopisie ("Bajki dla dzieci", "Wspomnienia z okupacji", "Wspomnienia z powstania", widowiska teatralne, prelekcje muzyczne, literackie i wiele innych). Jej przyjaciółka, ukrywająca się pod kryptonimem "M. J." między innymi napisała: "Była bystrą obserwatorką życia. Widziała jego wymiar podwójny: prawdy i fałszu, radości i cierpienia. Równocześnie lubiła życie towarzyskie, w które wnosiła kulturę, ład i harmonię, przyjaźń i humor (...) Mimo osobistych bolesnych doświadczeń była optymistką i starała się pogodnie spoglądać na świat. Z racji swego zawodu miała szeroki kontakt z ludźmi. Znała osobiście ks. Zygmunta Trószyńskiego, marianina, proboszcza parafii na Marymoncie. Fascynowała mnie osobowość śp. Ludwiki Rakowskiej. Miała niski, głęboki głos o przepięknym wschodnim zaśpiewie. Miała czyste, gorące serce, otwarte na Boga, Ojczyznę i bliźnich. Wzruszała swoją pokorą i skromnością. Zniewalała swoją niezwykłą gościnnością." Pogrzeb śp. Ludwiki Rakowskiej odbył się w Laskach w dniu 19 listopada. Mimo złej w tym dniu pogody na czas pogrzebu wyjrzało słońce, jak gdyby chciało zaakcentować, że już skończyły się troski Zmarłej i od tej chwili świecić Jej będzie światłość wieczna. WŁADYSŁAW GOŁĄB
Pochodnia 1-1997 |