Biografia prasowa

 

Niewidomy  przedsiębiorca, Zdobywca pierwszego miejsca w konkursie: "Lodołamacz" na Śląsku  

Dziennikarz Polskiego Radia  

 

     CIĄGLE W RUCHU

 

W śląskiej edycji konkursu „Lodołamacze 2007” pierwsze miejsce w kategorii „Niepełnosprawny przedsiębiorca” zajął Jarosław Put. Niewidomy biznesman, prawnik, dziennikarz, społecznik.

   - Jak myślisz, co zdecydowało o tym, że wygrałeś?

  - Nie spodziewałem się żadnego wyróżnienia, są przecież ode mnie lepsi. Jury doceniło przede wszystkim fakt, że w ramach przedsiębiorstwa „Tyflopol”, którego jestem właścicielem, daję pracę kilku innym osobom, zarówno sprawnym, jak i niepełnosprawnym. I to chyba było przewodnim bodźcem, aby wyróżnienie przyznać mnie, a nie komuś innemu.  

- Od jak dawna prowadzisz własną firmę?

- Od pięciu lat. Rozpoczynałem w branży medycznej od własnego gabinetu masażu leczniczego, ale to nie był trafiony biznes. Moja prawdziwa przygoda z pracą na własny rachunek rozpoczęła się jednak dopiero po ukończeniu studiów prawniczych, w 2004 r. Początkowo świadczyłem usługi, wdrażając na wolnym rynku pracy systemy pozwalające pracodawcom uzyskać dofinansowanie na zatrudnienie osoby niepełnosprawnej. Później doszło dystrybuowanie sprzętu dla osób niewidomych. I tak ciągnę do dziś.  

- Trochę mnie dziwi, że przedsiębiorcy zwracają się do Ciebie z sprawach związanych z zatrudnianiem osób niepełnosprawnych. Nie pomagasz im przecież za darmo. Tymczasem takie same usługi nieodpłatnie świadczy Polska Organizacja Pracodawców Osób Niepełnosprawnych oraz inne instytucje.  

- No nie! Nie jestem w tej branży żadnym potentatem i nie stanowię konkurencji dla POPON-u! Świadczę usługi głównie na rzecz małych firm. Wdrażam im i rozliczam tzw. SOD, informuję, w jaki sposób można uzyskać np. zmniejszenie wpłaty na ubezpieczenie społeczne. Można powiedzieć, że sprzedaję swoją wiedzę. Obecnie przygotowujemy w „Tyflopolu” akcję marketingową, chcemy „uderzyć” m.in. do izb gospodarczo- rzemieślniczych. Do tej pory nasza reklama odbywała się na zasadzie poczty pantoflowej. Klienci, zadowoleni z naszych usług, polecali nas innym…

- Do niedawna firmę prowadziłeś wraz ze znanym czytelnikom „Pochodni” Krzysztofem Wostalem. Jednak przeszedł on do konkurencji i objął kierowanie nowo powstałym śląskim oddziałem „Altixu”. Nie martwisz się o swoją przyszłość, mając tak poważnego przeciwnika?

- Na pewno będzie trudniej. Zdaję sobie sprawę, że „Altix” może odebrać mi wielu klientów. Nie chciałbym rezygnować ze sprzedaży sprzętu dla niewidomych, ale na wszelki wypadek rozwijam inne kierunki działalności, np. wspomniane już usługi prawne. Myślę, że rynek sam zweryfikuje, jak to wszystko będzie wyglądało.  

- Może nie będzie tak źle. Współpracujesz przecież z Okręgiem Śląskim PZN.

- Tak. Z okręgiem mam bardzo dobry kontakt, m.in. pomaga mi w dystrybucji drobnych pomocy rehabilitacyjnych dla niewidomych i w kontaktach z klientami. Jestem wdzięczny pracującym tam ludziom za otwartość i chęć wspierania niepełnosprawnych, którzy postanowili sobie radzić sami.  

 - Wiem, że sporo czasu poświęcasz pracy społecznej.  

- Rozpoczynałem w stowarzyszeniu „Niepełnosprawni Razem”. Założyłem je wraz z kilkoma znajomymi, ale w pewnym momencie uznałem, że rozwijam się tam zbyt wolno. Rozpierała mnie energia, tymczasem wokół mnie byli ludzie, którzy chcieli, abym ja wszystko zrobił, przygotował, a oni tylko przyjdą na gotowe. Zdecydowałem się na całkowitą reorganizację. Zmieniłem nazwę na Stowarzyszenie Inicjatyw Społecznych InPlus, „zwerbowałem” do zarządu Marka Plurę - znanego na Śląsku radnego na wózku inwalidzkim, inicjatora różnych działań na rzecz niepełnosprawnych.

- Skąd pozyskujecie pieniądze na działalność?

- Jak większość organizacji, przygotowujemy granty do Unii Europejskiej. Ostatnio na przykład złożyliśmy wniosek w ramach programu „Młodzież” oraz na warsztaty dziennikarskie. Urząd Miasta Katowice przyznał nam dotację na zorganizowanie na Górnym Śląsku trzech turniejów piłki toczonej, mamy w planach utworzenie tyflologicznej kafejki internetowej. Naszym najbardziej ambitnym marzeniem jest jednak uruchomienie zakładu aktywizacji zawodowej. Mamy już na to przedsięwzięcie błogosławieństwo władz miasta.  

- Jesteś również dziennikarzem radiowym...

- Praca w radiu była moim odwiecznym marzeniem. Zacząłem dzwonić po różnych radiostacjach, żeby jakoś rozpropagować stowarzyszenie, jednak nie bardzo się to wszystko kleiło. Aż trafiłem do radia eM. Przyszedłem tam z gotową ofertą programową, od razu powiedziałem, co chcę robić, no i zadziałało! Wpuszczono mnie na antenę. Obecnie wraz z Markiem Plurą i Łukaszem Turą prowadzę w każdy wtorek godzinną audycję dla niepełnosprawnych. Jest ona kierowana do wąskiego kręgu odbiorców, ale mamy stałych słuchaczy. W czasie jej trwania odbieram około pięciu telefonów.   

- Jesteś osobą niewidomą od urodzenia, czy też człowiekiem ociemniałym?

- Wadę wzroku miałem od urodzenia, jednak początkowo nie była ona zbyt dokuczliwa. Jeszcze w pierwszych klasach szkoły podstawowej mogłem jeździć na rowerze!! Grałem też w drużynie piłkarskiej. Wyrzucono mnie z niej, gdy przestałem zauważać piłkę. Wzrok zaczął się pogarszać i w wieku 10. lat skierowano mnie do szkoły dla niewidomych na Tynieckiej w Krakowie. Mój wychowawca chyba stwierdził, że słabowidzący uczeń jest zbyt kłopotliwy. Wtedy zresztą były troszkę inne czasy. Całkowicie widzieć przestałem, gdy miałem 17 lat. Po ukończeniu liceum zdecydowałem się kontynuować naukę w dwuletnim studium masażu leczniczego. Zrezygnowałem z tego zawodu, gdyż jest on mało opłacalny, a że mam rodzinę (jestem szczęśliwym mężem i ojcem dwójki dzieci: dwuletniej Karolinki i sześcioletniego Sławka),  chciałem jej zapewnić lepszy byt. Poszedłem więc na studia prawnicze, znalazłem dobrą pracę, następnie założyłem własną firmę i tak się to jakoś wszystko skumulowało w całkiem przyzwoitą sferę zawodową. Niestety, mam bardzo mało czasu dla rodziny i żona troszkę zaczyna narzekać, że ją zaniedbuję.  

- Czy chciałbyś coś przekazać czytelnikom „Pochodni”?

- Po pierwsze, że jest mi niezmiernie miło, iż znalazłaś czas, aby ze mną porozmawiać. Po drugie, chciałbym, żeby wszyscy czytający ten wywiad uwierzyli, że jeśli mają jakieś marzenia, to one naprawdę mogą się spełnić. Trzeba tylko troszeczkę im dopomóc. Ja jestem tego żywym przykładem. To, że jesteśmy niepełnosprawni, wcale nie znaczy, że jesteśmy gorsi. Wręcz odwrotnie. Mnie przynajmniej ta moja niepełnosprawność w wielu punktach pomogła.

- Może wśród Czytelników znajdą się zainteresowani ofertą twojego sklepu internetowego?  

- Adres jest następujący: www.tyflopol.com Zapraszam.

 - Dziękuję za rozmowę i życzę Ci, abyś nadal realizował się zawodowo, a jednocześnie znalazł więcej czasu dla rodziny.

                      Rozmawiała Liliana Laske                          Pochodnia czerwiec 2007