Warto mieć marzenia

Z Katarzyną Nowak, piosenkarką z Wrocławia, uczestniczką m.in. koncertu z okazji 750-lecia Krakowa, festiwali "Piosenki zaczarowanej" i przeglądów "Widzieć muzyką", rozmawia Robert Więckowski.

- Kasia, występujesz coraz częściej na różnych przeglądach i koncertach, nie tylko zresztą w środowisku osób niepełnosprawnych. Czy śpiewanie to dla Ciebie praca, czy może jednak przyjemność?

- Tak naprawdę to jedno i drugie. Jest to oczywiście praca, ponieważ zdarzały mi się już występy, za które otrzymywałam wynagrodzenie. Można to też uznać za pracę z tego powodu, że cały czas kształcę głos, a to oznacza, że śpiewam zawodowo. Jestem jednak w tej szczęśliwej sytuacji, że praca jest jednocześnie przyjemnością; tak to już jest  ze śpiewaniem. Dla mnie może nawet jest to przede wszystkim przyjemność. Nie jestem przecież jeszcze znana bardzo szerokiemu gronu widzów, nie mam na razie autorskich płyt. Śpiewam po to, żeby dać coś publiczności, ćwiczyć swoje obycie na scenie, doskonalić się w autoprezentacji. To zresztą owocuje nie tylko w życiu artystycznym, przydaje się również w zwyczajnych sytuacjach, jakie zdarzają się każdego dnia.

- Występów masz coraz więcej. Przygotowujesz się do każdego z nich oddzielnie? Masz na to czas?

- Oczywiście, że się przygotowuję. Myślę, że każdy artysta powinien unikać sytuacji  nieprzygotowania. Wiem, że z roku na rok jest coraz lepiej z moim śpiewaniem, ale wiem też, że bez treningu, bez lekcji, ćwiczeń, konsultacji, podstaw emisji głosu nie miałabym co marzyć o częstych występach i o profesjonalnym śpiewaniu. Gdy dostrzeżono we mnie talent byłam przez jakiś czas pewna, że sobie zawsze poradzę. Dosyć szybko okazało się jednak, że nie mam racji. Moja pewność zaczęła mnie gubić, zdarzały mi się podczas występów techniczne błędy, czasem głos mi uciekał, często byłam jedynie szkolnie poprawna, a to za mało, gdy chce się profesjonalnie występować.  

- Czy skoro tak dużo śpiewasz, masz jeszcze tremę przed występami?

- Tak, oczywiście. Nie wierzę w to, że artyści nie mają tremy. Trzeba jednak pracować nad tym, by trema nie była paraliżująca, ale mobilizująca. Wszystko przy tym zależy od koncertu; czasem czuję drżenie, innym razem mam  po prostu rozbiegane myśli, czasem się obawiam, czy uda mi się nawiązać kontakt z publicznością. Mam bowiem wrażenie, że recital, podczas którego artysta jedynie śpiewa, jest trochę smutny. Warto przynajmniej zapowiedzieć piosenki, ja staram się dodatkowo powiedzieć o każdej parę słów. To urozmaica każdy występ.  

- Jesteś w stanie wyśpiewać wszystko?

- Staram się i w związku z tym, z roku na rok jest coraz lepiej. Zrozumiałam już, że w piosence najważniejsze jest serce, a samo śpiewanie jest przedłużeniem mowy. Czasami każdy artysta może być odrobinę niedysponowany, ale w momencie, gdy wykaże dużo wrażliwości, gdy włoży w swój występ serce, wówczas błędy zginą, będą nie do zauważenia. Wzorem artysty jest dla mnie na przykład Marek Grechuta. On przecież bardzo chorował, pod koniec życia, gdy jeszcze koncertował, zdarzało mu się, że czegoś nie wyśpiewał, że popełniał błędy techniczne. Jednocześnie jednak wkładał w  śpiewanie takie serce, że do samego końca potrafił mnie wzruszać.

- Kasia, jesteś na początku swej kariery, chyba tak można powiedzieć. Czy brak wzroku to dla Ciebie poważna przeszkoda na drodze artystycznej?

- Niestety, raczej tak. Weźmy na przykład to, co robią obecnie młode piosenkarki. One, oprócz śpiewania, tworzą na scenie prawdziwe show - biegają, tańczą, mają kontakt wzrokowy z publicznością. Ja to wszystko muszę zastąpić wyłącznie swoim śpiewem, muszę przekonać widzów, że naprawdę coś potrafię, że mogę im coś dać od siebie. Ja nie ucieknę od tego, że nie widzę. Gdy występuję, nie chcę być postrzegana jako przede wszystkim niewidoma, ale jako piosenkarka. Nie chcę, żeby moja niepełnosprawność była eksponowana. Ja się jej nie wstydzę, ale chcę, żeby na moje koncerty przychodzili widzowie, którzy chcą posłuchać dobrej muzyki, a nie zobaczyć niewidomą artystkę.

- Czy chcesz związać swą przyszłość ze śpiewaniem, z drogą artystyczną?

- Zobaczymy, co los przyniesie. Na pewno nie wykluczam tego, ale biorę też pod uwagę taką sytuację, że nie zrobię kariery. Muszę więc mieć jakiś pomysł alternatywny na swą przyszłość. Właśnie dlatego studiuję, czasami nawet rezygnuję z uczestnictwa w niektórych koncertach, bo muszę wywiązać się z obowiązków uczelnianych. Na pewno jednak warto marzyć i jeśli ktoś odpowiedzialnie powie, że chce mi pomóc w drodze artystycznej, to z pewnością nie odmówię.

- Studiujesz, śpiewasz, starcza Ci na to wszystko siły?

- Starcza, jestem naprawdę zawzięta, staram się i w jednej,  i w drugiej dziedzinie dorównać osobom widzącym, choć czasami wymaga to dużo więcej pracy. Jak już mówiłam lubię śpiewać, tak samo lubię się uczyć, lubię czytać. Jestem teraz na drugim kierunku studiów i cały czas mam stypendium naukowe. Nie chcę być niepełnosprawną dziewczyną, która na dodatek jeszcze niewiele wie. Ja chcę, gdy usiądę w towarzystwie, móc porozmawiać o czymś więcej, niż niepełnosprawność. Dlatego też lubię podróżować, zwiedzać, dowiadywać się nowych rzeczy.

- Tak na co dzień lubisz się śmiać, lubisz się spotykać z innymi ludźmi?

- Zdecydowanie tak. Każdy z nas ma oczywiście takie momenty, gdy chce posiedzieć sam, spokojnie odłączyć się od ludzi, ale generalnie lubię towarzystwo, lubię się śmiać. Nie jestem za to osobą, która pragnie dominować w grupie, to z pewnością nie moja rola. Generalnie po prostu lubię ludzi, człowiek człowiekowi jest potrzebny do szczęścia. Wiem też, że gdybym zamknęła się w domu, to nie mogłabym wymagać od społeczeństwa, odpowiedniego zachowania przy osobach niewidomych. O tym, jak mi się wydaje, powinniśmy pamiętać my wszyscy, mający problemy ze wzrokiem.

- Kasia, a tak już na koniec, powiedz o czym marzysz, albo przynajmniej za co trzymasz kciuki?

- Mogę odpowiedzieć spokojnie o czym marzę. Jest takie marzenie, które miałam i wciąż mam. Chciałabym zwyciężyć swoją chorobę i chociaż troszkę móc widzieć. To za to trzymam kciuki, chociaż już siebie zaakceptowałam i nauczyłam się żyć z moją niepełnosprawnością. Wiem jednak, że nawet, gdybym miała przynajmniej poczucie światła, byłoby mi znacznie łatwiej. Wiem też, że nie mam prawie żadnych szans na odzyskanie wzroku, ale zawsze warto marzyć, warto mieć nadzieję, bo to ona często    utrzymuje ludzi przy życiu.

Pochodnia, marzec 2008