Początek i nieco później  

  Od ponad trzynastu lat,  pani Danuta Kurmanowska pracuje w księgowości Zarządu Głównego  PZN, ale ze środowiskiem niewidomych zawodowo związana jest już  od 1946 roku. Wtedy to, jako młoda dziewczyna rozpoczęła pracę  w charakterze urzędniczki w   Związku Zawodowym Pracowników Niewidomych  w Warszawie na ulicy Widok 22.Jest więc osobą najdłużej pracującą w naszym środowisku.  Pani Danuta tak oto wspomina tamte,dla wielu czytelników już nieco zamierzchłe czasy.  

 -  prezesem Związku  był Michał Lisowski,   sekretarzem - Feliks Woźniak, a  skarbnikiem - Wacław Ratowski, wszyscy trzej  całkowicie niewidomi.Stanowili oni zarząd organizacji.  

   Na ulicy  Widok 22 był lokal mieszkalny, pięciopokojowy.W jednym niewielkim  pokoju mieściło się biuro ,w którym, oprócz wymienionych już  członków zarządu, pracowała moja koleżanka - Zosia Centkowska i ja, w sumie - pięć osób.Warsztaty szczotkarskie zajmowały dwa pomieszczenia,w jednym pokoju znajdował się magazyn . Była też kuchnia, w której  jedna z pań przygotowywała dla pracowników niedrogie obiady.  

 Pokoje warsztatowe służyły również jako świetlica. Stał tu fortepian. Popołudniami przychodzili niewidomi, grali w szachy i  warcaby , ćwiczyły zespoły muzyczne.Tutaj odbywały się również  wspólne wigilie, spotkania wielkanocne i inne uroczystości.W pomieszczeniach  warsztatowych    mieszkały dwie niewidome koleżanki.  Wieczorem rozkładały łóżka,  a od rana nawlekały szczotki. Było ciasno, ale atmosfera zawsze  ciepła i serdeczna.   

   W biurze wykonywaliśmy bardzo wiele czynności -  rejestrowaliśmy niewidomych, wydawaliśmy karty  żywnościowe, staraliśmy się o bezpłatne bilety na PKP i darmowe   przejazdy środkami komunikacji miejskiej,    rozdawaliśmy paczki  zagraniczne z odzieżą i żywnością,głównie z USA i Szwecji, załatwialiśmy mnóstwo innych codziennych spraw.   

 Początkowo pan Michał  Lisowski pracował także  w Radzie Miejskiej toteż nie  przebywał z nami przez cały czas.  Na co dzień prawie  wszystkimi sprawami zajmowali się Feliks  Woźniak i Wacław  Ratowski. oczywiście  przy udziale widzących pracownic.    Pan Ratowski  był również tak zwanym kwatermistrzem   to znaczy, że starał się o   mieszkania  dla niewidomych.  Przeważnie chodziliśmy  we dwoje do Wydziału Spraw Lokalowych czyli    kwaterunku   na ulicy Karowej   i załatwialiśmy mieszkania ,dosłownie    wyrywaliśmy  jakieś pokoiki i inne kąty.   Chodziliśmy tam bardzo często.   

   Prezes Lisowski zajmował się też sprawami ogólnymi dotyczącymi zjednoczenia ruchu niewidomych, ale z nami   nigdy o tym   nie rozmawiał. Wtedy  ważniejsze były trudne  problemy  związane z codziennym bytowaniem. Często przychodził do nas dr Włodzimierz Dolański i rozmawiał z członkami zarządu.  

W 1949 roku powstała Centrala Spółdzielni Inwalidów.Władze państwowe przyjęły uchwałę, w wyniku której  zakłady produkcyjne  należące do organizacji społecznych stały się spółdzielniami i podlegały  Związkowi Spółdzielni Inwalidów.  Tak więc i nasz zakład szczotkarski przekształcił się w  spółdzielnię i przyjął nazwę: Spółdzielnia Pracowników Niewidomych.       

W pomieszczeniu na ulicy Widok byliśmy do marca 1950 roku. W tym czasie, dzięki staraniom prezesa Lisowskiego,  otrzymaliśmy dużo większy lokal na ulicy Kujawskiej i tam właśnie nasza spółdzielnia się przeniosła. Powstały lepsze warunki rozwoju. Szybko rosła liczba nowo zatrudnianych niewidomych  z terenu stolicy i miejscowości podwarszawskich. Na ulicy Widok 22 został  oddział - już zjednoczonej, ogólnopolskiej organizacji - Związku Pracowników Niewidomych RP, który teraz miał znacznie lepsze warunki pracy.Część pomieszczeń zamieniono na mieszkania dla niewidomych.-  

Pani Danuta Kurmanowska przeniosła się razem ze spółdzielnią i jej prezesem - Michałem Lisowskim -  na ulicę Kujawską. Poznała problematykę inwalidów wzroku i arkana sztuki zarządzania. Powierzano jej coraz bardziej odpowiedzialne odcinki pracy. Najpierw została kierownikiem jednego z zakładów , a następnie szefem  produkcji całej  spółdzielni. Na tym stanowisku pracowała dosierpnia 1982 roku. Odeszła, gdyż w tym okresie praca w spółdzielni stała się bardzo nerwowa i   wyczerpująca.Ciągłe  strajki, mnożenie przez załogę  postulatów socjalnych i płacowych niemożliwych do spełnienia, nieustanne konflikty - wykańczały fizycznie i psychicznie kadrę kierowniczą. Pani Danuta tego nie wytrzymywała. Odeszła na emeryturę.Wkrótce jednak podjęła pracę społeczną w kole PZN Warszawa-śródmieście.  W tym też czasie przebyła długie leczenie po skomplikowanym złamaniu nogi. Jednak czynna natura nie pozwoliła jej dłużej odpoczywać. W 1984 roku podjęła pracę w Zarządzie Głównym i tu jest do dzisiaj. Jesienią br po raz drugi planuje przejście na emeryturę.  Przeczytajmy, jak wspomina i ocenia  swoich spółdzielczych szefów.   

-  Z prezesem Lisowskim współpracowałam 11 lat, miałam więc możność poznania go , jako szefa i człowieka.     Był ideowym komunistą,  patriotą,  wierzył,że nowy ustrój dobrze służy Polsce.    Miał życzliwy stosunek do ludzi i    Cieszył się naszym  zaufaniem. Jego żydowskie pochodzenie sprawiało, że    często mu  dokuczano. Bardzo to przeżywał.   Można powiedzieć, że nie był lubiany przez załogę, ponieważ chciał zbyt oszczędzać na płacach i choć pieniądze  przeznaczał wyłącznie  na rozwój spółdzielni,  to jednak nie znajdował zrozumienia,zwłaszcza, że żyło się niełatwo i liczył się każdy grosz.       

Cechowała go  uczciwość i wrażliwość.   Niech świadczy o tym następujące wydarzenie .Prezesowi Lisowskiemu nie układała się współpraca z członkiem Zarządu - Edwardem Wójcikiem , mogło to wpływać ujemnie na działalność spółdzielni.   Kiedyś został wezwany do prezesa warszawskiego okręgtu  Centrali Spółdzielni Inwalidów   . Nie wiem o czym rozmawiali,ponieważ zostałam w innym pokoju.    Gdy wracaliśmy,   powiedział: "Prezes Batycki domaga się, abym zwolnił  wójcika, ale jakże   ja mogę go zwolnić z pracy jak on ma dwoje małych dzieci".  

 Miał dużo wpływowych znajomych, dzięki temu łatwiej mu było załatwiać rozmaite sprawy  służące niewidomym, między innymi - wystarał się o zgodę na wybudowanie na ulicy Sapieżyńskiej  nowego obiektu dla spółdzielni i budynku mieszkalnego.  Jesienią 1956 roku położył kamień węgielny  pod nowy budynek , który został oddany do użytku w niespełna  trzy lata później. On także zapoczątkował budowę domu mieszkalnego znajdującego się w sąsiedztwie spółdzielni.  W moim odczuciu,  pan Michał Lisowski, w opiniach, jakie o nim stworzono, został mocno skrzywdzony. Jego  portret w przekazach dotyczących spraw niewidomych jest jednostronny, a więc  nieprawdziwy.  

W 1957 roku,        za przyczyną Edwarda Wójcika, prezes Lisowski musiał zrezygnować z pracy, przeszedł na   emeryturę.W spółdzielni  pozostawał jeszcze przez pewien czas - do końca okresu wypowiedzenia. W zakładzie panowało takie zastraszenie, że  pracownicy bali się wejść do jego pokoju.  Na walnym zgromadzeniu  dwa rzędy przed nim i dwa rzędy po nim były wolne, tylko  ja i moja koleżanka usiadłyśmy przy nim. Boleśnie przeżywał to odtrącenie. Wkrótce po przejściu na emeryturę - zmarł.    

Pod koniec 1957 roku prezesem spółdzielni został Edward Wójcik i na tym stanowisku pracował jedenaście  lat. Moja współpraca z nim nie układała się dobrze, toteż wolałabym nie oceniać tego okresu.Trudno było  mu porozumieć się z załogą. Atmosfera niepokojów i napięć nie sprzyjała konstruktywnej   działalności spółdzielni toteż   rada zwolniła go z pracy.  

    W 1968 roku  funkcję prezesa Spółdzielni Pracowników Niewidomych   objął  mgr Marian Adamczyk, Pfrzyszedł do nas z "Nowej Pracy Niewidomych".  Prezes  Adamczyk,  jako szef i jako człowiek -był  wspaniały.Współpraca z nim  to chyba najlepszy okres w moim życiu.   Wyrozumiały, nad wyraz życzliwy,   chciał wszystkim  pomóc.Nie robił różnic pomiędzy pracownikami niewidomymi i widzącymi. Dla wszystkich był jak ojciec.O nim chciałoby się powiedzieć wszystko co najlepsze.   Sądzę, że gdyby żył,  spółdzielnia Pracowników Niewidomych nie  uległaby takiej degradacji,  jak to  jest teraz.-   

Dziękując pani Danucie Kurmanowskiej za  wspomnienia mające tak dużą wartość poznawczą, życzymy jej  długich jeszcze lat zdrowia i aby nadal mogła służyć sprawom niewidomych.   

Oprac Józef Szczurek .    

  Pochodnia listopad 1997