Stanisław Hermanowicz  

  rysownik

 

Wystawa rysunków Hermanowicza

 

Od 19 października do 12 listopada w galerii im. Bronisława Koniuszego na Saskiej Kępie w Warszawie pokazywał swoje rysunki Stanisław Hermanowicz. Patronem wystawy  było Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych. Całkowicie niewidomy Stanisław Hermanowicz po raz pierwszy poza środowiskiem inwalidów pokazał swoje prace. Na wystawie znalazły się 64 rysunki, w większości ptaków, ale były też pejzaże, portrety, rysunki zwierząt. Przed trzema laty w tej małej, przyjemnej salce eksponowano rzeźby wykonane przez inwalidów wzroku.

Dobrze się stało, że niezwykłe rysunki Hermanowicza wyszły poza zamknięte środowisko i że będzie mogła poznać je szersza publiczność.

Pochodnia Grudzień 1988

 

  Rysowanie  ciemności

                         Szczepan Piórou

Ponad 50 prac słynnego niewidomego rysownika Stanisława Hermanowicza z Warszawy prezentowano pod koniec ub. roku w katowickiej Małej Galerii Sztuki. W uroczystej inauguracji wziął udział przewodniczący ZG PZN Sylwester Peryt. W programie wernisażu znalazł się też występ niewidomej piosenkarki Iwony Grabalskiej z Katowic, srebrnej laureatki Ogólnopolskiego Festiwalu Integracyjnego.

W korytarzach gmachu Biblioteki Publicznej w Katowicach panuje cisza i pachnie książką. Wśród czytelników przychodzących tu po lekturę przewijają się osoby poruszające się o kulach lub na wózkach inwalidzkich oraz ludzie posługujący się białą laską. Przyciąga ich jedna z największych w Polsce kolekcja książek mówionych zapisanych na kasetach magnetofonowych i jedna z najciekawszych w kraju Mała Galeria Sztuki Osób Niepełnosprawnych.

Rysunki Hermanowicza zaskakują prostotą. Wykonuje je zwykłą kredką ciemnego koloru. Sztuka tego całkowicie niewidomego człowieka wszystkich zadziwia i graniczy niemal z cudem! Powiadają o nim, że maluje sercem i szóstym zmysłem. Spośród wielu tematów przez niego preferowanych jeden pozostaje w pamięci na zawsze. Są to ptaki. W pierwszej chwili robią wrażenie nieco schematycznych i wyrysowanych grubą kreską. Najczęściej czarne lub brązowe sylwetki nie mają za sobą drugiego planu. Potem spostrzega się, że jest w nich jakieś tajemnicze wyrafinowanie, na które może się zdobyć tylko człowiek o dużej dojrzałości emocjonalnej i estetycznym smaku.

Rysunki Stanisława Hermanowicza są znane daleko poza granicami Polski. Wystawiał je w wielu krajach Europy, a także na Tajwanie, w USA i Japonii. Zaskakują lekkością i zwiewnością. Często zresztą ukazują ulubione motywy artysty, do których należą zrywające się do lotu lub szybujące ptaki i pędzone wiatrem żaglówki.

Ich autor, na stałe mieszkający w starej kamieniczce na warszawskiej Pradze, jest prawdziwym miłośnikiem przyrody. Poza rysowaniem kocha spacery po wiejskich ścieżkach, zapach łąk, poszum lasu i pływanie w jeziorze. Dawniej, gdy jeszcze widział, chętnie wędkował i fotografował.  Opowiada się o nim legendy i anegdoty. Jest bohaterem filmu telewizyjnego nagrodzonego "Złotym Sześciopunktem".

W latach szkolnych uczył się ogrodnictwa, ale ostatecznie maturę zrobił w ogólniaku. Pracował jako urzędnik, chałupnik i poligraf. Próbował wszystkiego po trochu. Spośród nie zrealizowanych marzeń pozostała mu tęsknota za własnym zacisznym domkiem, otulonym bujną zielenią i grządkami pachnących kwiatów.

Ma też trochę wspomnień ze Śląska. Po raz pierwszy trafił tu jeszcze w czasach młodości. Jako osiemnastoletni chłopak wyrwał się z domu na "gigant" i podjął pracę w kopalni Zabrze 1. Niezbyt chętnie wspomina chwile spędzone pod ziemią w towarzystwie kanarka i szczurów, które w tamtych latach pełniły rolę straży metanowej. Swoim zachowaniem sygnalizowały nadmierne stężenia gazu. Gdy robiło się zbyt "duszno", kanarek przestawał śpiewać, smętniał, a szczury dawały do zrozumienia, że chcą uciekać razem z górnikami. Na koniec okazało się jednak, że sztolnie i chodniki nie są na miarę jego młodzieńczych ambicji. Po kilku miesiącach wrócił do rodziny w stolicy.

Po latach, już jako dojrzały mężczyzna, przyjeżdżał do katowickiej kliniki okulistycznej, aby ratować oczy zagrożone jaskrą. Niestety, po kilku operacjach całkowicie zaniewidział. Wtedy w niezrozumiały dla siebie sposób postanowił zająć się rysowaniem. Z pejzażu górnośląskiej metropolii w jego wspomnieniach przetrwało niewiele. Zapamiętał jedynie, że w tych okolicach w jakiś oryginalny i wyjątkowy sposób ludzie malują okiennice na kolory granatowe lub brązowe.

Jego świat już od około dwudziestu lat nie oglądany oczyma wcale nie jest pogrążony w ciemności. Nie ma wprawdzie żywych kształtów i barwnych konturów, ale wypełnia go melanż rozmaitych odcieni palety.

Do rysowania używa czarnej, grubej kredki. Posługuje się szeroką i dobrze skontrastowaną kreską, a to - jak zauważa katowicki plastyk i fotografik, Krzysztof Kwiatkowski - nadaje tym pracom dynamizm i dobrze oddaje wrażenie ruchu. Na bardzo realistyczne, ale jednocześnie zjawiskowe hermanowiczowskie "powidoki" zwiedzający patrzą z uwagą.

Dla Jana Szklanego, niewidomego rzeźbiarza z Bielska-Białej, Stasio jest przede wszystkim przyjacielem i znajomym od 10 lat. Niejedną chwilę poświęcili na spory o sens i znaczenie twórczości artystycznej dla człowieka pozbawionego wzroku.

- On mi imponuje osobowością - mówi pan Jan. - Podziwiam intensywność i głębię jego przeżyć związanych z rysowaniem. Zadziwia mnie temperamentem i rozmachem zainteresowań twórczych. Jest prawdziwym miłośnikiem przyrody i choć jej nie ogląda, to jednak bardzo dobrze ją rozumie, a co najważniejsze, że dzięki fenomenalnej pamięci i mistrzowskiej dłoni potrafi ją tak doskonale przedstawić.

Dla prezesa Sylwestra Peryta, zwiedzającego galerię wraz z przyjaciółmi, twórczość Hermanowicza jest pretekstem do refleksji ogólniejszej natury.

- Myślę, że jest to jeszcze jeden przykład nieograniczonych możliwości człowieka. Ten przypadek uzmysławia też, jak bardzo ludziom niepełnosprawnym potrzebne są jakieś choćby minimalne wsparcia w postaci promocji albo instruktażu. Osoby z dysfunkcjami wzroku w całkiem rewelacyjny sposób potrafią rekompensować utracone zdolności i tak jakby ze zwielokrotnioną mocą tworzyć nowe wartości.  

Pochodnia 2002