Chciałabym wykorzystać to,

 co zdobyłam

 

 Elżbieta Gubernator-Syposz jest średniego wzrostu blondynką, przeważnie uśmiechniętą. Z łatwością nawiązuje kontakty społeczne. Mieszka z rodziną w Warszawie, w jednym z wysokich wieżowców na Ursynowie. Ma wyższe wykształcenie, aktualnie nie pracuje zawodowo. Od czasu powstania Towarzystwa Pomocy Głuchoniewidomym aktywnie włącza się w jego pracę. W bieżącej kadencji jest zastępcą Przewodniczącego Zarządu TPG.  

 

Jest Pani osobą niesłyszącą od wczesnego dzieciństwa, od kilkunastu lat mającą dodatkowe problemy wzrokowe. Pomimo tego doskonale Pani radzi sobie w codziennym życiu. W sprzyjających warunkach zewnętrznych (dobre oświetlenie, odpowiednia odległość) wydaje się, że nie ma Pani żadnych problemów ze zrozumieniem rozmówcy i posługiwaniem się mową ustną. Kto i kiedy zachęcił Panią do takiego sposobu porozumiewania się    należałoby w tym miejscu przenieść się do czasów mojego dzieciństwa. Wraz z rodzicami i młodszą o rok siostrą mieszkałam wtedy w małej miejscowości niedaleko Zielonej Góry. Gdy rodzice zauważyli, że źle słyszę, zaczęli szukać pomocy medycznej. Niestety, diagnoza nie została dobrze postawiona - lekarz laryngolog poradził rodzicom, aby wyrazili zgodę na usunięcie moich trzech migdałów. Miałam dzięki temu lepiej słyszeć. Po operacji słuch się jednak nie poprawił, natomiast moja mowa - dotychczas wyraźna i "czysta" stała się bardziej "nosowa". Rodzice byli tym załamani, ale nie zaprzestali szukania dla mnie pomocy. Przynajmniej raz w miesiącu jeździli ze mną na ćwiczenia logopedyczne do Poznania. Bardzo dużo też ze mną rozmawiali. Pamiętam, że zadawałam im wtedy pytanie: "Dlaczego moje uszy są inne?". Zaczęłam też zauważać, że zwracam uwagę otoczenia. W przedszkolu, do którego chodziłam z moją siostrą, nie mogłam bawić się "w głuchy telefon", nie mogłam śpiewać. Czułam się inna, odizolowana od reszty dzieci. Z odczytywaniem mowy z ust nie miałam jednak problemów, przyszło to samo.

Ukończyła Pani szkołę podstawową, następnie średnią wraz z pełnosprawnymi rówieśnikami. Jak Pani wspomina dziś ten okres? Czy dobrze się Pani czuła w tych szkoł   ?  

  B  Bardzo dużo zawdzięczam moim rodzicom, którzy cały czas czuwali nad tym, aby było mi dobrze. Pilnowali, abym siedziała w pierwszej ławce i abym nie była sama. Reakcje otoczenia - kolegów, nauczycieli - jak pamiętam były prawidłowe. Wprawdzie miałam skierowanie do szkoły dla głuchych w Warszawie, ale rodzicom udało się przekonać dyrekcję szkoły w mojej miejscowości, aby przyjęto mnie tam na próbę. Ponieważ nie miałam trudności z nauką, przechodziłam bez problemów z klasy do klasy.  

     A kontakty z rówieśnikami? Zdarzały się chwile załamań, przeżywałam mocno swoje problemy, czułam się inna. Dziś wydaje mi się, że gdybym miała większy dystans do otaczającej mnie rzeczywistości, byłoby mi łatwiej...  

 

Po zdaniu matury postanowiła Pani uczyć się dalej. Wybrała Pani bibliotekoznawstwo. Czy dziś podjęłaby Pani podobną decyzję

 Myślę,   że nie. Chciałam studiować psychologię lub socjologię. Natomiast psycholog z poradni wychowawczo-zawodowej doradzał, abym wybrała inny kierunek, np. bibliotekoznawstwo. Nie byłam tym zachwycona. Marzyłam o kontakcie z żywym człowiekiem, nie zaś z przedmiotami. Jednak w sensie przedmiotowym studia były bogate - miałam praktyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i w bibliotekach wojewódzkich. Nawiązywałam też dużo ciekawych kontaktów ze środowiskiem, studentami i pracownikami naukowymi.  

 

Po studiach podjęła Pani pracę w Bibliotece Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Niestety w dwa lata później zaczęły się Pani problemy ze wzrokiem. Na czym one polegały?   Zaczęłam robić błędy w kartach katalogowych, potem dołączyło się ograniczenie pola widzenia i "zamglenie" obrazu. Wizyty u okulistów przyniosły diagnozę - zespół Ushera. Niewątpliwie był to dla mnie cios. Do tego dołączyły się zaburzenia w funkcjonowaniu błędnika, bardzo silne bóle głowy i inne dolegliwości. Pobyt w sanatorium też nic nie pomógł. Lekarze twierdzili, że może być jeszcze gorzej. Zaproponowano mi rentę. Przeżyłam to strasznie - przecież nie po to się uczyłam, miałam różne plany życiowe (na przykład rozpoczęłam przewód doktorski z zakresu pedagogiki). Później przebywałam w różnych szpitalach, gdzie lekarze próbowali zapobiec dalszemu pogarszaniu się wzroku. Z pracą zawodową jednak pożegnałam się...  

 

Dziś ma Pani rodzinę, córkę, która jest doskonałym tłumaczem symultanicznym. Czy wychowując ją miała Pani jakieś kłopoty?  

     Ola przyszła na świat, gdy rozpoczęły się u mnie problemy wzrokowe. W pierwszym okresie po jej urodzeniu bardzo pomogła mi moja mama. Byłam wtedy przez trzy miesiące w szpitalu i ona zastępowała mnie przy maleńkim dziecku. Później także często przyjeżdżała - będąc dla mnie oparciem psychicznym. Wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na jej pomoc.  

     Ola natomiast bardzo uważnie obserwowała moje rozmowy z mężem i szybko opanowała język migowy. Jest bardzo wrażliwa. Nie mamy z nią problemów wychowawczych. Niemniej wychowanie dziecka w rodzinie osób niesłyszących jest na pewno trudniejsze, zarówno dla dziecka, jak i rodziców.  

 

Jakie ma Pani dziś marzenia?  

     Przede wszystkim chciałabym w jakiś sposób wykorzystać to, co zdobyłam podczas nauki i studiów. Chętnie podjęłabym pracę na 1/2 etatu. Chciałabym także kontaktować się z wieloma ludźmi, poprawić swoją sytuację materialną, rozwijać aktywność (na przykład w pracy w TPG).  

 

A co według Pani jest najpilniejsze do załatwienia w Towarzystwie Pomocy Głuchoniewidomym?

     Myślę, że brakuje nam w klubie warszawskim im pracownika, który zajmowałby się organizacją czasu wolnego, umożliwieniem grupowych wyjść np. do teatru, spotkań ze specjalistami (laryngolog, okulista, audiolog).Wydaje mi się bowiem, że jesteśmy tutaj zostawieni sami sobie. Chciałabym też, abyśmy mieli większy kontakt z osobami, które uczestniczyły w różnych konferencjach zagranicznych na temat głuchoślepoty. Wspaniałą sprawą jest zapoczątkowanie pracy tłumaczy-przewodników. Dobrze byłoby rozszerzyć tę działalność poza Warszawę.  

 

Co poradziłaby Pani innym osobom mającym problemy wzrokowe i słuchowe?  

     Przede wszystkim - aby nie zamykali się w swoich domach, lecz podejmowali próbę integracji z sąsiadami, znajomymi, a także innymi osobami głuchoniewidomymi. Gdy wyjdzie się z domu, łatwiej jest uświadomić sobie swoje problemy i rozwiązywać je. Ważne jest też rozwijanie się pod względem intelektualnym np. poprzez czytanie książek.  

 

Dziękuję bardzo za rozmowę i życzę Pani spełnienia wielu marzeń.  

 

                                Rozmawiała

 Renata Nowacka-Pyrlik 2