Stanisław Grabowski  

       przewodniczący zarządu Koła PZN  

 w Sierpcu

 

       To będzie największy sukces

Józef Szczurek

 

"Kiedy dowiedziałem się już ostatecznie, że nie ma żadnych szans uratowania wzroku, opanowała mnie całkowita apatia. Do głowy przychodziły złe myśli. Nie chciałem wracać ze szpitala do domu. Wszystko było mi obojętne. I kto wie, jak długo by to trwało, gdyby nie opiekunka sali, w której leżałem, okulistka - dr Lidia Mazurowska. Usiadła kiedyś przy mnie i nawiązała długą, szczerą rozmowę. Przypomniała o obowiązkach wobec dzieci i żony, przedstawiła możliwości życia i pracy w nowej sytuacji,  przekonała, że brak wzroku nie przekreśla mnie jako człowieka.  

Wróciłem do domu. Musiałem tu wszystkiego uczyć się od początku. Kiedy dzieci wychodziły do szkoły, a żona do pracy, rozpoczynałem wędrówkę po mieszkaniu. Trzymając się mebli i ściany, przechodziłem z jednego pokoju do drugiego. W kuchni próbowałem robić sobie herbatę, tłukąc przy tym szklanki.  

I tak mijały tygodnie i miesiące. Zdobywałem w ciężkim trudzie coraz to nowe umiejętności. Nie odważyłem się jednak wychodzić na ulicę - co by też powiedzieli moi znajomi i sąsiedzi. Najbardziej jednak drażniły mnie przejawy litości u moich najbliższych…”

Tak opowiadał kolega Stanisław Grabowski, do niedawna pełnomocnik PZN na powiat sierpecki (województwo warszawskie), a od października ubiegłego roku - przewodniczący Koła związkowego. Wzrok stracił na skutek choroby, w 1969 roku. Przedtem pracował w Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, zajmując kierownicze stanowiska.  Stanisław Grabowski należy do ludzi w średnim wieku, pracuje zawodowo, prowadząc w Sierpcu hotel ajencyjny. Jest sprawny, czynny i pełen energii. Żona i trójka uroczych dzieci już dawno wyzbyły się początkowego uczucia litości. Kolega Grabowski żyje i działa jak każdy obywatel miasta. Wróćmy jednak jeszcze na moment do jego wspomnień:

„Najbardziej dręczyła mnie bezczynność. Wszyscy wokoło coś robili, ku czemuś dążyli, a ja, otoczony troskliwą opieką rodziny, stałem w miejscu, gnuśniałem. Zrozumiałem, że tak dalej być nie może.

Przypomniałem sobie, że w Sierpcu jest kilkunastu niewidomych. Spotykałem ich przedtem nieraz na ulicach, bliżej się nimi nie interesując. Teraz chciałem poznać ich losy. Okazało się, że prawie wszyscy żyją w trudnych warunkach. Pełnomocnik PZN, jeden z pracowników jakiejś organizacji, nic nie wie o ich życiu, tyle, że raz na rok zbierze składki. Zacząłem namawiać żonę, aby zgodziła się przejąć funkcję pełnomocnika i przy mojej pomocy pomagać niewidomym. Nawiązałem w tej sprawie kontakt z Okręgiem w Warszawie. Było to już coś. Zacząłem myśleć nie tylko o sobie.  

Wkrótce przyjechał do mnie kierownik Okręgu PZN - mgr Józef Mendruń.  Wyraził zadowolenie, iż widzę problemy miejscowych niewidomych, nie chciał jednak słyszeć o tym , aby rolę pełnomocnika pełniła żona. Owszem, może mi pomagać, ale funkcję tę musze przejąć ja. Broniłem się, jak mogłem, ale po dwugodzinnej rozmowie uległem. To było w 1970 roku.

Najpierw nawiązałem kontakt z przewodniczącymi rad narodowych miasta i powiatu, a także z komitetami Partii. Przyjęto mnie bardzo serdecznie. Nikt nie wiedział, ilu jest niewidomych na terenie powiatu i jaka jest im potrzebna pomoc. Pracy było ogromnie dużo. Z Rady Narodowej otrzymałem do swej dyspozycji samochód raz na tydzień. Z inspektorem do spraw opieki społecznej Prezydium PRN - panią Wiesławą Jarzyńską, jeździliśmy od wsi do wsi. W ciągu siedemnastu miesięcy wyszukaliśmy pięćdziesięciu pięciu niewidomych. Byli to ludzie bardzo zaniedbani materialnie i duchowo, przeważnie ciężko pracujący dla swych rodzin, nie mając za to ani uznania, ani zapłaty. Trzeba im było pomóc jak najprędzej.  

Dla większości załatwiliśmy stale zapomogi. Nasze interwencje sprawiły, iż rodziny zaczęły lepiej traktować niewidomych. Kilku młodych wysłaliśmy do ośrodków szkolenia zawodowego w Bydgoszczy i Chorzowie. Jedenaście osób już pracuje. Niedługo ta liczba zwiększy się.

Nawiązaliśmy również kontakt z poradnią okulistyczną. Niewidomi powiatu sierpeckiego zauważyli, że ktoś zaczął o nich myśleć. Sami teraz zgłaszali się i niejednokrotnie szukali pomocy w trapiących ich troskach. Fakt, że przez jeden dzień w tygodniu mogę korzystać z samochodu, bardzo ułatwia mi pracę i kontakt z ludźmi w całym powiecie”.

Przerywamy wspomnienia. W październiku ubiegłego roku odbyło się w Sierpcu pierwsze zebranie niewidomych, na którym powołano do życia Koło PZN. Przybyli na nie również przedstawiciele władz powiatowych i miejskich. Miejscowy dom kultury po raz pierwszy w swoim istnieniu witał niewidomych. Przyjechali z najbardziej nawet odległych krańców powiatu.  

Jakiż to był dla nich uroczysty dzień. Przedtem nikt nie pytał o ich zdanie, a teraz ty, w tej dużej, pięknie przystrojonej sali, z ust przedstawicieli władz płynęły słowa pełne troski i serdeczności, zapewniające, iż oni, niewidomi, obywatele równi z innymi, sami będą stanowić o swoich sprawach, pomagać sobie wzajemnie, wysuwać wnioski pod adresem władz.  

Ta atmosfera ich ośmieliła. Mówili o tym, co ich gnębi. Przede wszystkim - problemy mieszkaniowe. Wiele domów wymaga remontu. Parę gospodarstw należących do niewidomych nie ma jeszcze prądu. Elektryfikacja je pominęła, gdyż domy są oddalone od większych skupisk o dwieście, trzysta metrów. Jakże w takich warunkach myśleć o unowocześnieniu pracy w gospodarstwie lub w domu? Dziewięć osób od dłuższego czasu pracowało w spółdzielni inwalidów „Świt”, ale spółdzielnia traktowała ich po macoszemu, dając najgorsze surowce, w dodatku w znikomych ilościach. Zarobki były więc więcej niż małe.  

Wiosną ubiegłego roku niewidomych chałupników z powiatu sierpeckiego przejęła Spółdzielnia Ociemniałych Żołnierzy z Warszawy. Odczuli to jak błogosławieństwo. Warunki radykalnie i natychmiast się zmieniły. Zarabiają teraz trzykrotnie więcej. Dostają środki służące do utrzymania czystości, a przede wszystkim traktowani są z wielką życzliwością. Mogą korzystać z różnych form rehabilitacyjnych, a przecież jest to dopiero początek.  

W grudniu wyremontowano w Sierpcu niewielki pawilon. Znajdują się w nim pomieszczenia dla miejscowych pracowników Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy. Dzięki temu można będzie zwiększyć liczbę pracujących. Za dwa lata, jak podkreślił obecny na pierwszym zebraniu Koła przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej - Ł. Stryjewski, niewidomi otrzymają znacznie większy pawilon. Będą w nim pomieszczenia przeznaczone na pracę, na biuro Koła i świetlicę, a także izby mieszkalne, gościnne, aby w zawieje śnieżne pracujący tu chałupnicy nie musieli iść do swoich odległych domów. A jeśli spółdzielnia zdecydowałaby się na wybudowanie nowego ośrodka, otrzyma najlepszą parcelę.  

Zebranie zakończono wyborem pierwszego, pięcioosobowego zarządu Koła. Jego przewodniczącym został Stanisław Grabowski.  

Sala pustoszała powoli.  Niewidomi rozchodzili się jakby odmienieni, przeświadczeni, że minął okres osamotnienia, że jest ktoś, kto o nich myśli, jest się do kogo zwrócić, choćby poskarżyć, użalić. A w województwie warszawskim, terenie do niedawna zaniedbanym gospodarczo i społecznie, powstało w jeszcze jednym powiecie koło PZN, dzięki któremu losy ludzi niemających wzroku polepszyły się już widocznie i nadal będą zmieniać się na lepsze.  

- Najważniejsze, aby wszyscy niewidomi powiatu sierpeckiego - stwierdza przewodniczący zarządu Koła - Stanisław Grabowski - poczuli się pełnowartościowymi obywatelami, aby wyzbyli się kompleksów. Wtedy wszystko pójdzie, jak należy. To będzie największy sukces.  

       Pochodnia Luty 1974