Biografia prasowa

 

Franciszek Cebula  

Działacz  lubelskiej spółdzielni Niewidomych  

        

       Po śmierci Franciszka Cebuli

A.S.

 

Kiedy zmarł nagle w 57 roku życia, w tej ostatniej drodze towarzyszyły mu tłumy. Franciszek Cebula - zastępca prezesa do spraw administracyjno - handlowych pracował w lubelskiej spółdzielni im. Modesta Sękowskiego prawie 33 lata. Na cmentarzu żegnali Go kwiatami wszyscy, którzy Go znali - robotnicy, siostry i niewidome mieszkanki  z Żułowa, prezesi ogólnopolskich organizacji niewidomych. Zapamiętali Go takim, jakim był dla nich na co dzień - mądrym, mającym wyważone zdanie o wielu niełatwych sprawach życia.  

Ksiądz Tadeusz Federowicz z Lasek pamiętał Go ze szkoły jako ciągle uśmiechniętego, zawsze pogodnego i optymistycznie nastawionego do przyszłości młodzieńca. Najdłużej znał Go Marian Ostojewski. Do dziś pamięta, jak w 1953 roku Franciszek Cebula przyszedł do niego jako młody chłopak, syn poleskiej wsi, i poprosił o pracę w spółdzielni. Utracił wzrok podczas wojny. Był trochę zagubiony, szukał miejsca dla siebie. Rozpoczął pracę jako szczotkarz. Pracował z dużym zaangażowaniem. Nie przerywając zatrudnienia uczył się, kończył różne kursy, uzupełniał kwalifikacje. Szybko wybrano Go do rady nadzorczej spółdzielni, został kierownikiem działu szczotkarskiego, a przed kilku laty powołano Go na zastępcę prezesa do spraw administracyjno - handlowych.  

Był szczery, całym sercem oddany środowisku inwalidów wzroku. Zawsze włączał się w sprawy, którymi żyła spółdzielnia, i te dobre, i złe. Każde niepowodzenie zakładu było jego osobistym niepowodzeniem. O swoich sprawach prywatnych nikomu w pracy nie opowiadał. Za to w domu żył problemami spółdzielni. Aż za bardzo.  

Lekarz zakładowy - dr Dąbrowska - była zaniepokojona Jego stanem zdrowia. Miał kłopoty z krążeniem oraz ciśnieniem. Nie chciał korzystać ze zwolnień lekarskich. Nie dbał o zdrowie, jeździł w delegacje, pracował.  

Ostatniego dnia ubiegłego roku znalazł się w szpitalu. Rodzina i współpracownicy bardzo się martwili o Niego. Bali się, że osłabiony organizm nie wytrzyma. Drugiego stycznia dowiedzieli się, że nie żyje. Jego śmierć jest dużą stratą dla rodziny i spółdzielni. Miał czworo dzieci, czworo wnucząt i bardzo cieszył się, że będzie witał z nimi Nowy Rok. Jego pierwsza lektorka - Teresa Chmielowska wspomina dużą kulturę osobistą Prezesa. Nie było chyba człowieka, który mógłby mieć żal do Niego. Każdego traktował sprawiedliwie.  

Stefania Sieńko, pracująca w spółdzielni wiele lat, znała Franciszka Cebulę równie długo, jak prezes Ostojewski. Jeszcze 30 grudnia składał jej i innym życzenia noworoczne. Pamiętał zawsze o imieninach i rocznicach swoich współpracowników.  

Ten obiektywizm, nieustannie Go cechujący, ta dobroć, nigdy  nie zostaną zapomniane przez ludzi, z którymi pan Franciszek spędził tyle lat w Lublinie przy ulicy Głowackiego.  

Pochodnia Marzec 1988