Biografia prasowa

 

Wojciech Cagara  

 pracownik  Zakładu Wydawnictw i Nagrań  Polskiego Związku Niewidomych

Właściciel firmy komputerowej "cyfromaks"

 

+ Komputerowy szkielet    w szafie

Iwona Różewicz

 

Jest takie angielskie przysłowie, że każdy z nas ma ukryty w szafie szkielet. Państwo Cagarowie ukrywają w szafie... komputer. Komputer, choć nie szkielet, przestraszyć jednak potrafi i bywa, że pani Genowefa budzi się w środku nocy przerażona zbyt głośnym jego dźwiękiem, bowiem zdarza się, iż mąż pracuje nieraz do świtu. Nietypowa lokalizacja komputera wynika z faktu bardzo prostego: Genowefa i Wojciech Cagarowie, "zaawansowani trzydziestolatkowie" jak o sobie mówią, z sześcioletnim synem Markiem mieszkają na warszawskiej ulicy Bagno, w "mrówkowcu" z epoki gomułkowskiej. Mieszkania budowane w tamtych latach zyskały wdzięczny przydomek "małpich klatek", nic więc dziwnego, że trzyosobowej rodzinie w dwóch maleńkich pokoikach-klitkach trudno jest prowadzić firmę w sposób konwencjonalny. Firmę, gdyż ów "szkielet w szafie" to nie jest taki sobie zwykły komputer, lecz wyposażenie firmy "Cyfromaks - usługi informatyczne", czyli programowanie, produkcja przystawek elektronicznych do odbioru teletekstu na komputerze i dostosowanie go do użytku przez osoby niewidome. W 1993 roku pan Wojciech postanowił bowiem wziąć swoje sprawy w swoje ręce. - "To takie przyjemne - mówi - być szefem siebie samego. On mnie lubi, ja jego lubię i doskonale się rozumiemy".

Państwo Cagarowie są wychowankami Lasek. Ale, jak twierdzą, ich miłość narodziła się później, na studiach. Niepełnosprawność wzrokowa nie przeszkodziła w ich podjęciu - on zaczął na Uniwersytecie Warszawskim studiować matematykę, ona fizykę. Niestety zdrowie przeszkodziło w zdobyciu dyplomu. Pobrali się wkrótce po opuszczeniu uczelni, a w kilka miesięcy później, dokładnie 19 października 1981 r., rozpoczęli pracę w drukarni Zakładu Wydawnictw i Nagrań PZN. Zaczynali od przepisywania, jako maszyniści brajlowscy. Obecnie, po skomputeryzowaniu drukarni, pan Wojciech pracuje jako informatyk-programista, a żona pracowała jako kontroler druku brajlowskiego. W przeciwieństwie do męża, który godzi drukarnię z "Cyfromaksem", pani Genowefa chyba rozstanie się z Zakładem. Aktualnie pracuje na komputerze w domu, a to nie bardzo godzi się z preferowanym przez dyrekcję systemem organizacji pracy, a jej z kolei trudno dojeżdżać, ze względu na obowiązki domowe, zdrowie, no i "Cyfromaks", gdzie jest sekretarką, a jak twierdzi, wypada zająć się marketingiem.  

Pan Cagara jest całkowicie niewidomy, pani Genowefa ma poczucie światła. W swoim bloku są jedynym niewidomym małżeństwem. Oboje mają troskliwe rodziny, ale zbyt daleko, by mogły pomagać w codziennym życiu. Ta trudna zdawałoby się sytuacja jakoś jednak nie przekłada się na kłopoty w prowadzeniu gospodarstwa. Radzą sobie. Pewien problem oczywiście jest, zwłaszcza z większymi zakupami, na przykład odzieży. Pani Genowefa uwielbia gotować, wynajduje coraz to nowe przepisy kulinarne, eksperymentuje. Nie przeszkadza jej brak sprzętu dostosowanego do użytku przez osoby niewidome. Korzysta jedynie z mówiącego termometru. Drobniejsze naprawy techniczne, wymianę baterii, czy uszczelki pan Wojtek wykonuje sam. Przy remontach mają szczęście trafiać na uczciwych rzemieślników. Pan Wojtek narzeka trochę na... postęp w elektronice. Nie jest on przyjazny niewidomym - te coraz bardziej skomplikowane radia i magnetofony. Nie wiadomo jednak, co na to poradzić. A oboje lubią bardzo muzykę, byle nie "ciężki" rock. Państwo Cagarowie niewiele zresztą mają czasu na relaks; najprzyjemniejsze są spacery z synkiem, spotkania, rzadkie niestety, z rodziną, ze znajomymi. No i czytanie dziecku książeczek wydawanych przez lubelskie wydawnictwo "Print 6R" z brajlowskim tekstem. Przydałyby się także dla dzieci starszych. Sześcioletni Marek przecież rośnie... - Straszny rozrabiaka, bardzo żywy - śmieje się mama, a tata dodaje: - Ma osobowość.

Na pytanie, czy Marek pomaga już trochę rodzicom, protestują oboje. - Jesteśmy zdecydowanie przeciwni traktowaniu dziecka jak psa przewodnika - mówi pan Wojciech. - Inwalidztwo rodziców nie może być dla niego obciążeniem. Marek musi mieć normalne, radosne dzieciństwo. Prac domowych może uczyć się stopniowo, tak jak w każdej innej rodzinie, zgodnie z chęciami.

I może właśnie chęć zapewnienia dziecku normalnego, dobrego dzieciństwa stała się głównym motorem podjęcia własnej działalności gospodarczej. Aby nie być wyłącznie na państwowo-związkowym garnuszku.

Pan Wojciech traktuje swoją firmę poważnie. Jest nastawiony na powolny może, ale systematyczny, na realnych podstawach finansowych oparty rozwój. Nie chce przeinwestować, brać wielkich kredytów, aby potem zastanawiać się, jak je spłacić. Doraźnie korzysta z usług trzech osób, w tym jednej niewidomej, myśli o stworzeniu sieci dystrybutorów. Ale to powinni być ci, którzy sami z oferowanego przez "Cyfromaks" sprzętu korzystają, gdyż wtedy będą reklamować go z pełnym przekonaniem. Przydałby się samochód, lecz jego prowadzenie jest przecież nierealne. Dlaczego więc nie zastąpić tego współpracą z firmą taksówkową?

Można chyba powiedzieć, że państwo Cagarowie próbują realizować to, o czym marzą centroprawicowi idealiści-utopiści - rzetelny, rodzimy i rodzinny kapitalizm od podstaw.

Zapytany, czego oczekiwałby od Polskiego Związku Niewidomych, pan Wojciech zastanawia się, czy Związek nie poświęca zbyt mało uwagi tym swoim członkom, którzy są zaradni, pomysłowi i nastawieni na zawodową samodzielność. "Większość członków PZN nastawiona jest roszczeniowo, trudno się więc dziwić, że z kolei Związek stara się zaspokajać te potrzeby. Ale pewna reorientacja byłaby wskazana, bo przecież nawet najbardziej przedsiębiorczy człowiek ze wszystkim sobie nie poradzi. Chociażby ze zdobyciem linijki brajlowskiej do komputera. Oszczędziłaby mi trzy czwarte czasu, a jest tak kosztowna, że kupić jej nie mogę. Nie chodzi o to, abym ją dostał od Związku za darmo - niech będzie na nisko oprocentowany, długoterminowy kredyt, albo żeby były jakieś jasne i czytelne kryteria przydziału. Inna sprawa to kłopoty przy zakładaniu i korzystaniu z kont bankowych przez osoby niewidome. Mógłbym dużo mówić o perypetiach związanych z kontem papierów wartościowych, bo giełdę trochę doceniam. To powinno być jednak jasno i sensownie uregulowane ustawowo, powinny być zniesione bariery, zależne zresztą od interpretacji urzędników i ich humoru".  

Humoru, ale w tym dobrym znaczeniu, jest w życiu, w domu i usposobieniu państwa Cagarów dużo. Chociażby takie zdarzenie: kiedy w czerwcu 1981 roku wracali ze ślubu cywilnego (śluby były oczywiście dwa), to jechali przez całe miasto autobusem, a potem szli do domu piechotą. Państwo Młodzi, ona w długiej białej sukni, z kwiatami, w autobusie, to była sensacja. Zebrali wtedy tyle życzeń i serdeczności, jak chyba nigdy. Z kalendarza wynika, że piętnasta rocznica ślubu, czyli "żelazne wesele" już za pasem, więc "Pochodnia" życzy Wojciechowi i Genowefie jak najszybszego zdobycia tej wymarzonej linijki brajlowskiej. Bo na spełnienie innego marzenia państwa Cagarów - trzypokojowego mieszkania, w którym można by komputer z szafy wyprowadzić i "Cyfromaks" miał godną siedzibę w postaci osobnego pokoju, trzeba będzie, niestety, poczekać.

Pochodnia maj 1996