Biografia prasowa  

        

Waldemar Burkacki  

Dzienniikarz  

Redaktor "Pochodni"  

 

 

       Był wspaniałym kolegą

 

Katarzyna Łańcucka   

Ze smutkiem pragniemy poinformować, że we wrześniu bieżącego roku zginął tragicznie - w wieku 34 lat - nasz były redakcyjny kolega  - Waldemar Burkacki.  

Ze środowiskiem niewidomych związał się wkrótce po ukończeniu studiów na wydziale psychologicznym Akademii Teologii  Katolickiej. W 1974 roku podjął pracę w dziale Tyflologicznym Zarządu Głównego PZN i później - dobrze już znając problemy ludzi niewidomych - trafił do naszej redakcji. Zyskaliśmy sympatycznego, zdolnego kolegę, pełnego najróżniejszych pomysłów. Liczni spośród naszych Czytelników z pewnością pamiętają Jego artykuły, pisane barwnym, żywym językiem, reportaże chwytające „na gorąco” sytuacje i wydarzenia. Nie uznawał w pracy szablonów ani schematów, nie był systematyczny - za to odznaczał się talentem, wrażliwością, nieposkromioną ciekawością świata i ludzi. Błyskotliwa inteligencja i żywe poczucie humoru - zabarwionego niekiedy nutką kpiny czy ironii - sprawiały, że Jego teksty zawsze tętniły życiem, ukazywały osoby i wydarzenia w całym ich bogactwie.  

Waldek pracował z nami przez pięć lat: od 1975 do 1980 roku. Był wówczas także autorem zdjęć do kolejnych numerów naszego miesięcznika. Później odszedł do redakcji „Gościńca” - organu prasowego Polskiego Towarzystwa Turystyczno - Krajoznawczego. Bo też turystyka stanowiła jedną z Jego największych życiowych pasji. Był członkiem klubu speleologicznego, w czasie urlopów wyruszał przeważnie na wyprawy do grot Austrii, Szwajcarii, Hiszpanii. Przywoził z tych wędrówek wspomnienia i wiele wspaniałych zdjęć, utrwalających fantastyczne piękno świata jaskiń. Zdjęcia te niejednokrotnie były eksponowane na warszawskich wystawach fotograficznych.  

Jego zainteresowania były bardzo wszechstronne - oprócz speleologii i fotografiki - obejmowały także literaturę, muzykę, sport, film. Pewno dlatego był dobrym dziennikarzem - niedającym się zamknąć w „jednej szufladce” - i wspaniałym kolegą, z którym nie sposób było się nudzić. Miał wielką łatwość nawiązywania kontaktów, co pozwalało Mu zdobywać licznych przyjaciół.  

Ostatnio Waldek - ze względów rodzinnych - przeniósł się do Rzeszowa i rozpoczął pracę w tamtejszej prasie.  

Latem bieżącego roku wyruszył z kilkuosobową ekipą do Szwajcarii. Znów buszował po świecie niezwykłych barw i  kształtów, jakie można ujrzeć tylko we wnętrzach gór….  5 września samochód, którym polska ekipa speleologiczna wracała do kraju, uległ wypadkowi. Waldek zmarł w austriackim szpitalu 10 września.  

Pogrzeb odbył się w Warszawie, na cmentarzu bródnowskim. Duży, murowany kościół nie pomieścił wszystkich, którzy przyszli pożegnać Waldka. Po raz ostatni okazało się, jak wielu, bardzo wielu miał przyjaciół.  

       Pochodnia Listopad - grudzień 1983