Biografia prasowa  

 

Wiesława Zychowicz  

Redaktor Polskiego  Radia

 Popularyzatorka   spraw niewidomych  na falach Radia  

 

 

     80-lecie Polskiego Radia

 Nasza pani redaktor - Anna Amanowicz

   

- Po raz pierwszy usłyszeliśmy Pani głos w audycji "Sygnały Świata" 4 stycznia 1984 r. Był to jednocześnie dzień narodzin radiowego programu dla osób niewidomych i słabowidzących, który przez kolejne 20 lat służył ich sprawom. Temu środowisku i audycji pozostała Pani wierna do ostatniego nagrania, które nadano 31 grudnia 2004 r. Co sprawiło, że redaktorka Działu Oświatowego Polskiego Radia, polonistka rozsmakowana w języku polskim, tak mocno zaangażowała się w sprawy ludzi z dysfunkcją wzroku?

- Pracę w radiu rozpoczęłam w Redakcji Nauki Języków zaraz po studiach polonistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Tam dano mi pod opiekę Radiowy Poradnik Językowy profesora Witolda Doroszewskiego. Wielki to zaszczyt móc terminować u znakomitego językoznawcy i wielka radość dla polonistki, że może zawodowo zajmować się tym, co kocha: językiem, literaturą, twórcami pióra. Pracowałam najpierw jako redaktorka, a po jakimś czasie, wspólnie z Janką Jankowską, zaczęłyśmy robić własne audycje lingwistyczne. Byłam w swoim żywiole. Aż przyszły trudne czasy początku lat osiemdziesiątych. Dziennikarze radiowi, jak cały naród, przeżyli  ogromny szok. Wielu z nich straciło pracę. I ja przez pół roku nie byłam wzywana do radia. Nie bardzo radziłam sobie z bezczynnością. Wielu dziennikarzy radiowych złamało ją, lokując się w centrum politycznych wydarzeń. Dla mnie okres stanu wojennego był czasem przewartościowań. Kiedy po pół roku wezwano mnie do radia, zaczęłam myśleć o pracy "u podstaw". Kilku kolegów znalazło azyl  w PZN. Poszłam ich śladem. Pracowałam wówczas w Redakcji Kształcenia Ustawicznego i tam właśnie zapadła decyzja, by zająć się osobami niepełnosprawnymi. Mnie, osobie w grubych okularach, najsłabiej widzącej, przydzielono osoby niewidome. "Ty się do tego nadajesz" - stwierdzono. Rzeczywiście nadałam się, bo, poza chęcią i dziennikarskim doświadczeniem, rozumiałam ich problemy. Szybko weszłam w środowisko, polubiłam je. Okazało się, że z wzajemnością.

- Pierwsze "Sygnały Świata" to były magazyny, najpierw czterdziestominutowe, potem półgodzinne, w końcu dwudziestominutowe. Jeszcze później były "Impulsy" i "Świat według Braille'a."  Skąd czerpała Pani tematy do audycji?

- W PZN poznałam kilka osób, one mi zaufały, m.in. Włodzimierz Kopydłowski, Stanisław Kotowski i Józef  Mendruń, z którym odbyłam pierwszą na antenie rozmowę o problemach środowiska. Pamiętam, że drugim wówczas moim gościem był Marek Cudny, masażysta, notabene kolega mojej siostry, z zawodu rehabilitantki. Potem było tak, że jeden wskazywał na drugiego, a i ja na własną rękę penetrowałam środowisko w poszukiwaniu zdarzeń, problemów i ciekawych ludzi. Pukałam do ich domów, zajmowałam się ich pracą, rodzinami, życiem osobistym. Do moich rąk trafiła książka, która wnikliwiej pozwoliła mi zrozumieć niewidomych. To była "Historia mojego życia" Heleny Keller, amerykańskiej pisarki, pedagoga i działaczki społecznej. Pozbawiona wzroku, słuchu i mowy, ta niezwykła kobieta uzyskała doktorat z filozofii i znajomości kilku języków, prowadząc jednocześnie intensywną działalność w zakresie resocjalizacji nieuleczalnie chorych. Lektura tej powieści była dla mnie na tyle fascynująca, iż postanowiłam przedstawić ją słuchaczom. I tak do "Sygnałów Świata" trafiły fragmenty literatury faktu. Idąc tym tropem, pokazałam  kolejną książkę - "Gdy moim oczom". Jej niewidomy autor, Michał Kaziów, pierwszy napisał recenzję "Sygnałów Świata" na łamach zielonogórskiej gazety. Ta przychylna opinia dała mi impuls do dalszego działania i pewność, że się do tej pracy nadaję. Znajomość i współpraca z Michałem Kaziowem była dla mnie cenna i przetrwała do ostatnich dni jego życia. I owocna. Był moim kolegą po fachu. Fragmenty jego książki "O dziele radiowym" wykorzystywałam, kiedy przychodziło mi mówić o radiu do studentów  polonistyki. Robiąc audycje dla środowiska, zyskałam miano redaktorki od niewidomych. Bardzo mi to pochlebiało. Tym bardziej, że w gronie osób z białą laską zyskiwałam ciągle nowych  przyjaciół, że wymienię Irenę Łowińską, entuzjastkę esperanto, Jadwigę Stańczakową, pisarkę, Annę Falkiewicz, która dziś prowadzi nocne audycje w radiu, Andrzeja Bartyńskiego i Jana Grabowskiego, poetów. Muszę przyznać, że stawali się moimi sprzymierzeńcami nawet ci, którzy w środowisku mieli opinię trudnych, np. dr Ludwik Rosiennik czy dzisiejszy bardzo zdolny dziennikarz w "Radiu Józef" -  Paweł Wdówik. Sekundowałam karierom zawodowym bohaterów moich programów, interesowałam się ich życiem osobistym. Losy wielu z nich śledzę do dziś. Dzięki wzajemnemu zaangażowaniu wytworzyła się między nami specyficzna, niemal rodzinna więź. To audycji zyskiwało słuchaczy.

- Przed rozmową z Panią przeprowadziłam mini sondę wśród niewidomych słuchaczy radia. Pytałam o ocenę "Sygnałów Świata" i późniejszych magazynów. W odpowiedzi padały określenia na temat prowadzącej audycje: pani o miłym głosie, profesjonalistka, osobiście zaangażowana w sprawy niewidomych, wniosła pionierski wkład w promowanie środowiska i jego integrację. Brak im tych audycji, żałują, że zeszły z anteny. Wielu z nich nadal szuka w radiu prowadzonych przez Panią  programów polonistycznych, martwią się, że również ich nie znajdują.  

- Bardzo mnie ta ocena cieszy. To taki plasterek na serce. Doświadczyłam wielu dowodów sympatii, ale jedno zdarzenie najgłębiej zapadło mi w pamięć. W Muszynie obchodzony był jubileusz ośrodka, ja byłam tam gościem. Szłam korytarzem, rozmawiałam z kimś, i nagle jakaś osoba niewidoma odwróciła się i wielce uradowanym głosem wykrzyknęła: "O! Nasza pani redaktor przyjechała!" Wzruszyłam się niepomiernie. Miła była świadomość, że jestem "ich". Ja byłam ich i radio było ich. A że słuchali także moich audycji językowych, np. w nocy, zorientowałam się po raz pierwszy po emisji programu o odmianach języka polskiego, gdzie pokazywałam m.in. fragmenty gwary. A tu nagle telefon do mnie. I kto to był?  Niewidomy Stefan Tuszer, który zaprezentował przed słuchaczami piękno mowy kaszubskiej. Podobnych  telefonów po moich audycjach o języku było dużo więcej. Wszak wiele osób w środowisku zajmuje się słowem, pisaniem, poezją.  

- Miarą popularności "Sygnałów Świata" wśród osób z dysfunkcją wzroku było chociażby to, że zaledwie po roku od ich wejścia na antenę otrzymała Pani znaczące wyróżnienie od PZN.

- Tak, pierwszą jaskółką, że środowisko mnie zaakceptowało, był list dziękczynny, który Włodzimierz Kopydłowski przesłał do mnie rok po wejściu na antenę "Sygnałów Świata". Potem było wyróżnienie w konkursie im. Jerzego Szczygła. Kilka lat minęło i kolejny prezes, Tadeusz Madzia, skierował list do ówczesnego mego szefa, Krzysztofa Michalskiego, z wyrazami wdzięczności m.in. za "towarzyszenie inwalidom wzroku w ich troskach i radościach". Parę lat później, w marcu 1991 r., uhonorowano mnie najwyższym odznaczeniem PZN, Złotą Honorową Odznaką. Uważam, że doceniano mnie wręcz ponad miarę. Ale, ale... Proszę rozejrzeć się po mieszkaniu. Wiele tu wartościowych, acz symbolicznych "odznaczeń". Te są najdroższe memu sercu:  książki niewidomych pisarzy i poetów z dedykacjami, niekiedy wzruszającymi, niekiedy zabawnymi (że zacytuję Michała Kaziowa: "Pani Wiesi Zychowicz, która chętnie zagląda nam, niewidomym, w oczy, podczas gdy my zaglądamy do kieliszka"). Obraz niedowidzącej Elżbiety Szews, którym zachwyciłam się na wernisażu, malutkie rzeźby, podarowane mi przez artystów po prezentacji w Kielcach, bibułkowe kwiaty, wręczone po spotkaniu, i całe mnóstwo zaproszeń na wystawy, spotkania autorskie, koncerty i... prywatne uroczystości. Pieczołowicie przechowuję też wnikliwe recenzje moich audycji, nadsyłane przez panią Zofię Krzemkowską z Bydgoszczy, i karty brajlowskie z całego niemal świata. Cieszę się, że niewidomi przyjaciele o mnie pamiętają. Bohaterowie audycji i słuchacze wpadają do mnie z okazji bytności w Warszawie, niektórzy zatrzymują się na noc. Nadal telefon dzwoni od Stanisława Hermanowicza, od Stanisława Machowiaka, poczta przynosi listy i zaproszenia z okręgów.  

- Nie ma już w radiu "Sygnałów Świata", "Impulsów", o "Świecie według Braille'a" zapomniano. Czy media zamilkły dla niewidomych?

- Są dziennikarze, którzy nadal robią dla radia świetne audycje i reportaże dotyczące spraw osób z dysfunkcją wzroku, i robią je poważnie. Trafiają się też wartościowe programy telewizyjne. Niestety, pojawiają się okazjonalnie, np. w Dniu Białej Laski. Nie dziwię się środowisku, że tęskni do stałych, cyklicznych audycji. Przez 20 lat zdołałam się przekonać, że dla niewidomych radio to cały świat. Stałe audycje miały też tę zaletę, że wprowadzały społeczeństwo w świat Braille'a, i czyniły to skutecznie. Bo, jak wiadomo, kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym padaniem.

- Dziękuję za rozmowę.  

     Pochodnia marzec 2006 .