„zawsze redaktor”
Owoce życzliwości i troski Józef Szczurek We wrześniu 1950 roku przez cały miesiąc przebywałem w szpitalu, na oddziale okulistycznym w Katowicach. Miałem silne zapalenie gałki ocznej. Lekarze orzekli, że zlikwidowanie schorzenia wymaga kuracji szpitalnej. Wśród moich współpacjentów byli ludzie z całego Śląska, przeważnie górnicy, pracownicy różnych urzędów i instytucji kulturalnych, rolnicy. Wkrótce z niemałym zaskoczeniem zauważyłem, że w czasie rozmów na różne tematy, prawie zawsze pojawia się nazwisko: Jerzy Ziętek - wojewoda katowicki. Gdy nie dostrzegano dobrego wyjścia z jakiejś trudnej sytuacji, mówiono: „Nie przejmujmy się, Ziętek na pewno sobie z tym poradzi”, albo: ”Ziętek do tego nie dopuści”. To było moje pierwsze zetknięcie z człowiekiem, który przez kilkadziesiąt lat tak bardzo wiele znaczył dla regionu śląskiego, a o którym chciałbym teraz nieco więcej opowiedzieć. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że w następnych latach będę miał okazję wielokrotnego spotykanie się z nim w rozmaitych okolicznościach, zwłaszcza wtedy, gdy dawał wyraz swej przyjaźni wobec niewidomych i autentycznej troski o ich sprawy. Początek drogi Jerzy Ziętek urodził się10 czerwca 1901 roku w Gliwicach, w rodzinie kolejarskiej. Skończył gimnazjum (wtedy Gliwice należały do Niemiec), ale za propolskie sympatie został ze szkoły usunięty, więc maturę zdawał przed komisją oświatową Polskiego Komisariatu Plebiscytowego w Bytomiu. Uczestniczył w trzecim Powstaniu Śląskim, jako łącznik. Wkrótce opuścił rodzinną miejscowość, która została w granicach Niemiec i wraz z rodzicami przeniósł się do przydzielonych Polsce Tarnowskich Gór. Niebawem rozpoczął pracę na stanowisku sekretarza w miejscowym urzędzie powiatowym. W 1929 r. wojewoda katowicki mianował go na naczelnika komisarycznego urzędu w Radzionkowie. Początkowo mieszkańcy patrzyli na niego niechętnie, lecz bardzo szybko zaskarbił sobie ich uznanie i przychylny stosunek swą działalnością świetnego gospodarza. Zdobył pieniądze z wojewódzkich funduszów na wybrukowanie ulic 15-tysięcznego Radzionkowa i zatrudnił do tych prac miejscowych bezrobotnych. Z podobnego dofinansowania w ciągu roku wybudował 10 dużych domów mieszkalnych, a dla miejscowego kółka rolniczego kupił siewnik i młockarnię. Dopłacał do kuchni, która dostarczała posiłki ponad 900 bezrobotnym, a z pomocą miejscowych kupców i piekarzy dożywiał prawie 1500 dzieci. W centrum miasta zbudował stadion, przy okazji dając pracę dwustu miejscowym bezrobotnym, a na Księżej Górze stworzył centrum sportu i rekreacji. Na znacznej przestrzeni powstały szerokie na 6-8 metrów aleje, założono szybowisko, kwietniki i posadzono drzewka. Związek Rezerwistów zbudował strzelnicę, towarzystwo Sokół - tor saneczkowy. Ziętek sam pilnował, by zatrudnieni na Księżej Górze robotnicy dostawali smaczne obiady. Cenił fachowość, pracowitość i solidność. Tu w Radzionkowie rozpoczął gospodarską działalność, którą za kilka lat rozciągnął na cały Górny Śląsk. W 1935 r. został wybrany, z Bloku Współpracy z Rządem, na posła Sejmu Krajowego. Znad Oki na Śląsk Na kilka dni przed wybuchem II wojny światowej Jerzy Ziętek wywiózł żonę i dzieci do Krakowa. Miał się z nimi zobaczyć dopiero po pięciu latach. We wrześniu, uciekając przed Niemcami, trafił do zajętego wkrótce przez Armię Czerwoną Lwowa. Pracował jako portier w szpitalu. Wkrótce jednak został deportowany, w czerwcu 1940 roku, do obozu pracy w Rybińsku nad Wołgą. Był jednym z tysięcy więźniów pracujących przy budowie miejscowej elektrowni. W październiku 1941 roku przewieziono go na północny Kaukaz. Tam został zatrudniony na budowie linii energetycznej. Gdy dowiedział się, że w Sielcach nad Oką tworzy się jednostka polskiego wojska, zgłosił się na ochotnika, była to bowiem jedyna dla niego okazja wydostania się ze Związku Radzieckiego. Powierzono mu funkcję pisarza kompanii w 6. pułku piechoty, a niedługo potem uzyskał nominację na oficera oświatowego. Poznał wtedy Aleksandra Zawadzkiego, z którym później w przez długie lata wiązały go przyjazne stosunki i wspólna praca. Był jednak ostrożny i od polityki trzymał się z daleka. W styczniu 1945 roku, wraz z Dywizją Kościuszkowską, w randze pułkownika, wrócił do Polski. Gdy dwa miesiące później, zapadła uchwała o utworzeniu województwa katowickiego, powierzono mu funkcję zastępcy wojewody, przy czym od początku podział władzy był taki, że wojewoda - Aleksander Zawadzki - zajmował się sprawami ogólnymi i politycznymi, a Jerzy Ziętek - administrowaniem w Województwie Śląsko - dąbrowskim. Jedną z pierwszych jego decyzji było powołanie w czerwcu 1945 roku komisji, która podjęła się spisu przymusowo wywiezionych do ZSRR przez Armię Czerwoną górników. Spis zawierał 9877 nazwisk. Komisja podjęła również działania zmierzające do zwolnienia deportowanych górników i ich powrót do domu. Gospodarz W 1964 r. Jerzy Ziętek został przewodniczącym Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej czyli, jakbyśmy dziś powiedzieli - wojewodą górnośląskim. I choć ważne decyzje najczęściej zapadały w Wojewódzkim Komitecie PZPR, to i tak władza wojewody Ziętka była ogromna, zwłaszcza, że jego współpraca z pierwszym sekretarzem Komitetu - Edwardem Gierkiem - miała charakter harmonijny. Wzajemnie się uzupełniali i razem pracowali na opinię dobrych gospodarzy. W lipcu1971 roku Ziętek został awansowany na generała brygady Wojska Polskiego. Jego wielkiej odwadze, wizjonerskim i organizacyjnym zdolnościom, region śląski w dużej mierze zawdzięcza wszechstronny rozwój trwający przez kilkadziesiąt powojennych lat. Zainicjował budowę Stadionu Śląskiego, Parku Kultury i Wypoczynku na granicy Katowic, Chorzowa i Siemianowic, a także kompleksów sanatoryjno - wypoczynkowych w Ustroniu Zawodziu, Jaszowcu, Rabce i Reptach koło Tarnowa. Wybudował również jedną z najsłynniejszych w Polsce i Europie hal widowiskowych - popularny „Spodek”. Warto jednak pamiętać, że za tym wielkim budowaniem stało wielu oddanych sprawie ludzi, ale wraz z narastaniem legendy Ziętka (jak go powszechnie nazywano: „Jorga”), na zasadzie toczącej się lawiny, z biegiem czasu wszystkie osiągnięcia jemu zaczęto przypisywać. Przyjaciel Po nakreśleniu wstępnego zarysu biograficznego Jerzego Ziętka, czas przejść do spraw niewidomych i jego udziału w bliskiej nam problematyce, bo choć ta grupa inwalidów miała i nadal ma wielu przyjaciół, to jednak nigdzie gdzieindziej nie zdarzyło się dotychczas, aby przedstawiciel terenowej władzy administracyjnej okazał tak wiele zrozumienia, troski i przyjaźni. Jako wstęp do tych zagadnień niech nam posłuży wypowiedź Marianny Wysockiej podczas narady działaczy PZN w Jachrance w 1996 roku: „Niewidomi na Śląsku mieli to szczęście, że przez trzydzieści lat wojewodą był Jerzy Ziętek. Znał osobiście Pawła Niedurnego, Rudolfa Wysockiego, Kazimierza Jaworka i wielu innych działaczy. Oni często spotykali się u gabinecie Ziętka, siadali sobie w fotelach i rozmawiali o potrzebach niewidomych. Na rozmowach się nie kończyło. Wojewoda pomagał w załatwianiu różnych, nawet najtrudniejszych spraw, a więc w zdobywaniu pieniędzy na różne akcje, w budowaniu zakładów pracy i innych obiektów, zaopatrzeniu w maszyny i środki transportu dla spółdzielni, w przydziale mieszkań. Pomagał prawie do końca życia, dopóki tylko mógł. Swoim najbardziej zaufanym pracownikom powiedział: „Zajmijcie się tymi niewidomymi, bo oni potrzebują pomocy”. Nigdy nie zapomnimy tego co dla nas zrobił Jerzy Ziętek, on wpisuje się bardzo realnie, można powiedzieć: złotymi zgłoskami, w historię niewidomych na Śląsku”. Nie wiemy, jak i kiedy to się zaczęło, ale znając stosunek Jerzego Ziętka do drugiego człowieka, należy wierzyć, że przejął się losami ludzi mających z powodu braku wzroku utrudnione życie. Dodatkowo, sympatiom wojewody sprzyjał fakt, że niewidomi na Śląsku wykazywali dużą aktywność społeczną i gospodarczą, a jak wiadomo - Ziętek cenił zaangażowanie, optymizm i działanie. Fakty świadczą, że niewidomi byli mu bardzo bliscy. Dawał tego dowody konsekwentnie przez dziesiątki lat. Uczestniczył we wszystkich zjazdach wojewódzkich Polskiego Związku Niewidomych i innych wydarzeniach ważnych dla tej grupy inwalidów, doceniał ich wszelkie wysiłki zmierzające do normalnego, aktywnego życia i wysiłki te wspierał przy każdej okazji. Dzięki jego poparciu w latach 60. i 70. wybudowano na Górnym Śląsku nowoczesne obiekty dla spółdzielni niewidomych w Chorzowie, Sosnowcu, Bytomiu, Częstochowie, Bielsku Białej i Rybniku. W 1966 r. w Chorzowie wybudowany został nowoczesny zakład rehabilitacyjny wyposażony w komplet maszyn i innych urządzeń niezbędnych do szkolenia zawodowego niewidomych i słabo widzących. Największym osiągnięciem stało się wybudowanie w Chorzowie, w pobliżu Parku Kultury i Wypoczynku , nowoczesnego ośrodka opiekuńczego dla starszych lub niezaradnych niewidomych. Jest prawie pewne, że gdyby nie pomoc i przyjaźń Jerzego Ziętka - sprawy miałyby się całkowicie inaczej. Aby to twierdzenie lepiej udokumentować, przytoczę krótkie fragmenty trzech artykułów prasowych z minionych lat, ukazujących ogromny wpływ niezwykłego wojewody górnośląskiego na życie niewidomych.
Z prasy „Ustępujący Zarząd - mówił Jerzy Ziętek - pracował z całym poświęceniem i zrobił dużo dobrego dla niewidomych na Śląsku. Pracę władz związkowych obserwowałem na co dzień i uważam, iż należy im się szczere uznanie. Państwo ludowe nie szczędzi wysiłków, aby niewidomi byli ludźmi aktywnymi, współgospodarzami Polski, odpowiedzialnymi i pełnowartościowymi obywatelami. Ważne jest, aby brać czynny udział w życiu. Taką inicjatywę i aktywność przejawiał Zarząd Okręgu Chorzowskiego, był wnikliwy i zapobiegliwy. Fakt ten cieszy. Doceniamy Wasz udział w pracy dla dobra społeczeństwa. Możecie liczyć na to, że władze wojewódzkie pomogą wam we wszystkich trudnych sprawach”. Pochodnia 1-1966 Sala Kolumnowa gmachu związków zawodowych w Katowicach jest wypełniona w całości - delegaci i licznie zaproszeni goście. Dochodzi godzina dziesiąta. Do sali wkraczają przedstawiciele władz wojewódzkich, a wśród nich członek Rady Państwa, przewodniczący Prezydium Rady WRN w Katowicach - generał Jerzy Ziętek i poseł na Sejm PRL, wiceprzewodniczący Centralnej Rady Związków Zawodowych - Roman Stachoń oraz dyrektor Departamentu Rehabilitacji Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej - mgr Tomasz Lidke. Są kamery telewizyjne, dziennikarze prasowi i radiowi. Rozpoczyna się Dziesiąty Wojewódzki Zjazd Delegatów PZN Okręgu katowickiego. Organizacja niewidomych na Śląsku i w Zagłębiu, dzięki swej wielkiej aktywności i osiągnięciom, zasłużyła sobie na uznanie władz. Moment ten mocno podkreślił w swym przemówieniu gen. Jerzy Ziętek. Powiedział on między innymi: „…Niewidomi są odpowiedzialnymi i ofiarnymi działaczami społecznymi, dobrymi organizatorami i kierownikami jednostek gospodarczych i ogniw związkowych, sumiennymi pracownikami instytucji państwowych. W klimacie życzliwości, zrozumienia i poparcia władz Polski Ludowej w twórczy sposób włączają się do budowania, wysiłku całego narodu. Związek w województwie katowickim udziela skutecznej pomocy kilku tysiącom niewidomych. Jego prężność i ofiarna praca może być wzorem dla innych organizacji. Dowodem tego jest sztandar, ufundowany dla katowickiego Okręgu PZN przez Wojewódzką Komisję Związków Zawodowych, Ministerstwo Górnictwa I Energetyki, Ministerstwo Przemysłu Ciężkiego, Zjednoczenie Hutnictwa, Żelaza i Stali i Wojewódzki Związek Spółdzielni Inwalidów”. Od kilku lat Okręg otrzymuje z Prezydium WRN znaczne sumy pieniężne na zakup pomocy rzeczowych dla swego aktywu. Z tych środków zakupiono już siedemdziesiąt dziewięć magnetofonów, siedemnaście maszyn czarnodrukowych, piętnaście radioodbiorników i wiele innego sprzętu. Dużą wagę przywiązuje się do wykształcenia. Aktualnie do szkół średnich i wyższych uczęszcza trzydziestu sześciu niewidomych. Większość z nich bierze czynny udział w życiu Związku”. Pochodnia 6 -1972 Powszechnie znana jest życzliwość władz wojewódzkich w Katowicach, a zwłaszcza wojewody gen. Jerzego Ziętka, dla niewidomych Śląska i Zagłębia. Życzliwość ta i zrozumienie naszych potrzeb przybiera różne formy, między innymi i inwestycyjne. Z serdecznej troski i pomocy korzysta również spółdzielnia niewidomych „Promet” w Sosnowcu. W ostatnich tygodniach oddany został do użytku nowy gmach, do którego załoga spółdzielni przeniesie się jeszcze pod koniec bieżącego roku. Obiekt ma dwa tysiące sześćset sześćdziesiąt metrów kwadratowych powierzchni, nie licząc oddanego przed miesiącem budynku portierni, w którym znajdują się również pomieszczenia zakładowego radiowęzła, pokoje dla instruktorów kulturalno - oświatowych, poczekalnie dla kierowców, a także poczekalnię dla osób towarzyszącym niewidomym. Spółdzielnia ma kilkanaście samochodów, własne ciągniki i spychacze. Drugie piętro nowego gmachu przeznaczone jest dla zarządu, administracji i działu rehabilitacji. Tutaj między innymi będzie kilka gabinetów lekarskich, gabinet dentystyczny i laboratorium analityczne. Pomieszczenia na niższych kondygnacjach przeznaczone są na cele produkcyjne, głównie montażowe, bowiem wraz z przeprowadzeniem się do nowego budynku spółdzielnia rozpoczyna nowoczesną produkcję - montaż pulpitów sterowniczych, służących do różnego rodzaju urządzeń elektronicznych. Dodajmy, że wszystkie te inwestycje powstają ze środków społecznych. Pochodnia11-1971 O bliskiej więzi wojewody Ziętka z niewidomymi można by pisać jeszcze wiele, myślę jednak, że przytoczone fakty i opinie w dostatecznej mierze utwierdzają nas w przekonaniu o jego przyjacielskiej, niemal ojcowskiej trosce o naszą pozycję w społeczeństwie. Powróćmy zatem do obrazu jego roli w ogólnospołecznym odbiorze, zwłaszcza, że wizerunek ten od dwudziestu lat rodzi ostre kontrowersje. Przeciwnicy Działalność i postawa Ziętka budzi wśród wielu ludzi, głównie spod znaku skrajnej prawicy, ostry sprzeciw. Nie mogą mu darować, że do kraju powrócił ze Wschodu razem z Dywizją Kościuszkowską i to w dodatku w randze pułkownika, że, jako zastępca przewodniczącego Rady Państwa, miał podpisać dekret o stanie wojennym i wielu innych aspektów jego działalności publicznej. A'propos - sam Ziętek niejednokrotnie stwierdzał, iż dekretu nie podpisał, gdyż w tym okresie był już na tyle niesprawny, że nie opuszczał swej willi w Ustroniu. W wyniku bardzo źle układającej się współpracy z pierwszym sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR - Zdzisławem Grudniem, w 1975 roku musiał odejść na emeryturę. Zmarł dziesięć lat później. Obrońcy Dyskusjom wśród polityków, publicystów, pisarzy nie ma końca. Olbrzymia ich większość widzi w jego osobie wielkiego człowieka, wybitnego, na wskroś pozytywnego kreatora naszej polskiej, powojennej rzeczywistości. Spośród filmów ukazujących jego sylwetkę najbardziej znane i nagradzane są: „Gospodarz” Tomasza Blachnickiego i „Człowiek z laską” Antoniego Halora. Najwięcej publikacji książkowych wychodzi z Uniwersytetu Śląskiego i Śląskiej Wyższej Szkoły Zarządzania im. Jerzego Ziętka. Niedawno uczelnię tę opuściła, ciesząca się dużą poczytnością , 500 - stronicowa książka prof. Jana Walczaka: „Jerzy Ziętek - biografia Ślązaka”. Sporo wiadomości znajduje się również na internetowej stronie Jerzego Marka Ziętka - najmłodszego wnuka Generała, posła na Sejm Platformy Obywatelskiej. Reżyser filmowy, publicysta, senator RP - Kazimierz Kutz, w swojej książce: „Klapsy i ścinki” dużo miejsca poświęcił Ziętkowi, z którym się przyjaźnił, o jego pracy pisze następująco: „W urzędzie pojawiał się o szóstej rano. Od siódmej do dziewiątej miał odprawę z pracownikami. Przydzielał nowe zadania i kontrolował wykonanie poprzednich. Od dziesiątej przyjmował petentów - w granicach 14 dni każdy mógł się do niego dostać. O czternastej wyjeżdżał w teren, gdzie aranżował, otwierał, kontrolował. O siedemnastej wracał do urzędu, zabierał torbę dokumentów i jechał do domu - do Ustronia oddalonego o 80 km od Katowic. Wieczorem przeglądał i podpisywał przywiezione dokumenty. Jego podpis - tak zwana choinka - miał znaczenie magiczne, otwierał wiele drzwi i życzliwość ludzką. Był gigantomanem, bo myślał skalą wielkiej aglomeracji - Śląska”. Jako człowiek Niemałą sensacją stało się odkrycie sprzed pięciu lat nazwane tajemnicą watykańską. W biografii Jerzego Ziętka pojawił się nowy fakt, budzący duże poruszenie. W 1952 roku spotkało go wielkie nieszczęście - zmarło mu dwoje dzieci. Był całkowicie załamany. Biskup Herbert Bednorz, chcąc mu przynieść ulgę w dramacie, zwrócił się do papieża Piusa XII, aby podjął próbę pocieszenia generała. Z biskupem Bednorzem łączyła Ziętka szczególna płaszczyzna porozumienia. Duchowny odwiedzał go jeszcze przed śmiercią w szpitalu. Obaj dobrze się rozumieli. Wywodzili się z tego samego plebejskiego środowiska. Przychylając się do prośby biskupa, papież wysłał obraz - reprodukcję Matki Boskiej Częstochowskiej . Na jego odwrocie znajdowała się dedykacja - słowa otuchy papieża Piusa XII. Generał miał następnie przekazać obraz jednej z parafii, prawdopodobnie w Mikołowie. Z oczywistych względów nie mógł daru trzymać u siebie. Wśród aparatczyków partyjnych zawsze miał licznych wrogów. Nie mogli mu darować jego autorytetu, samodzielności i rozmachu działania. Niedługo potem, za sprawą dyrektora do spraw wyznań - wiadomość o watykańskim podarunku została częściowo upubliczniona. Jerzego Ziętka wyrzucono z Partii, jednak po kilku miesiącach został do Partii przywrócony. „W myśli, w czynie” W 2004 roku powstała Fundacja im. gen. Jerzego Ziętka. Głównym punktem w jej programu jest pomoc materialna biednym studentom, uczniom szkół średnich i ubogim rodzinom na Śląsku. Przyjmuje się, że w województwie Górnośląskim około 90 proc. studentów pochodzi z rodzin, w których dochód nie przekracza 600 zł na osobę. Założyciele fundacji nawiązują do Ziętka, legendarnego wojewody katowickiego, gdyż „wiele zrobił dla Śląska. Dzięki niemu mamy wyższe uczelnie. Jest jednym z największych Ślązaków. Powołanie fundacji jest najlepszym sposobem, żeby Ślązacy zrobili coś sami dla siebie”. Jesienią każdego roku Ziętek zapraszał do siebie grupę kilkunastu generałów radzieckich - wojennych towarzyszy, którzy później awansowali na wyższe stopnie oficerskie. Ci generałowie stanowili jego tajną broń na ludzi, którzy chcieli go zniszczyć, a we władzach Partii i służbach bezpieczeństwa było ich niemało. Sześć lat temu powstał społeczny Komitet Budowy Pomnika Jerzego Ziętka. Zebrano ponad pół miliona złotych. Pomnik zaprojektował prof. Gustaw Zemła, który także dobrze zapamiętał Ziętka. - Miał piękną twarz, z cieniem dobroci i romantyzmu - mówił. I właśnie tak wygląda rzeźba generała. Starszy, nieco otyły pan z laską dobrotliwie spogląda przed siebie. W ręce trzyma kartkę. Z jednej strony wyryto napis: „Zawsze Śląsk, zawsze Polska”, a z drugiej: „W sercu, w myśli, w czynie”. On kochał ludzi. Ale nie była to miłość na pokaz. On im naprawdę pomagał. Ponad trzymetrowej wysokości pomnik, odlany z brązu w Gliwickich Zakładach Urządzeń Technicznych, został odsłonięty 19 listopada 2005 r., w przeddzień dwudziestej rocznicy śmierci Jerzego Ziętka, w parku przy Rondzie Katowickim, w pobliżu pomnika Powstańców Śląskich. Przeglądając artykuły prasowe, omawiające życie Jerzego Ziętka, natknąłem się na publikację zatytułowaną: „Co po nim zostało?”. Zawierała wykaz dokonań z dziedziny gospodarki, zarządzania, polityki, współżycia między ludźmi, wreszcie - etyki i moralności. Z tego długiego zestawu zacytuję tylko jeden punkt: „Rozmach inwestycyjny i ideał człowieka rządzącego, który wymaga więcej od siebie niż od innych. Udowodnił, że polityk też może być dobrym człowiekiem”. Aktywność w cenie Na zakończenie tego, z konieczności bardzo skróconego eseju biograficznego, powróćmy jeszcze raz do problematyki niewidomych. Może ktoś zapytać, dlaczego tak wiele miejsca poświęciłem nakreśleniu sylwetki generała Ziętka, ukazując jego działalność na wielu płaszczyznach. Dla mnie jest to proste. Moim zdaniem, człowiek, który uczynił tak wiele dobrego dla niewidomych i okazywał im, nie raz lub dwa, lecz konsekwentnie przez dziesiątki lat tyle serca i przyjaźni, zasługuje, abyśmy w szerszym aspekcie poznali jego życie. Udowodnił bowiem, że w planie makroodpowiedzialności mogą i powinny się mieścić również dostrzeganie problemów niewielkich społeczności mających własne potrzeby oraz troska o ich racjonalne zaspokajanie i otwieranie im dróg do normalnego bytowania. Zauważyć jednak należy, że zasługi w tej mierze nie leżą jedynie po jednej stronie. Jerzy Ziętek podkreślał przy każdej okazji, że ceni u niewidomych na Śląsku aktywność, inicjatywność, pracę na rzecz całego społeczeństwa, czynny udział w zbiorowym życiu kulturalnym i pęd do nauki. Te przymioty sprawiły, że zostali, jako środowisko, dostrzeżeni, docenieni. Ziętek promujący aktywność, uznał, że warto im pomagać, otwierać bramy do normalności. Przypomnijmy, że na Śląsku już w okresie międzywojennym, a nawet jeszce wcześniej, istniały zorganizowane zakłady pracy dla niewidomych, kwitło rzemiosło indywidualne, działały zespoły muzyczno-wokalne. W pierwszych latach po II wojnie światowej działalność ta zdecydowanie przybrała na sile. Związkowe zakłady pracy w Chorzowie, Zabrzu i Bytomiu, jeszcze przed przekształceniem ich w spółdzielnie, zatrudniały dużą liczbę niewidomych. Jednocześnie rozwijały działalność na wielu innych polach, zwłaszcza w dziedzinie kultury, sportu, turystyki. Gdy pod koniec lat 50. kierownictwo Polskim Związkiem Niewidomych przejął Kazimierz Jaworek - działacz ambitny, prężny, wykształcony - wszechstronna działalność Związku się zwielokrotniła. Zostało to szybko dostrzeżone przez władze wojewódzkie. Jerzy Ziętek wysoko cenił Kazimierza Jaworka, tak zresztą, jak cały aktyw związkowy. Niejednokrotnie dawał wyraz zadowoleniu, że PZN na Śląsku ściśle współpracuje z władzami terenowymi, czego dowodem był fakt, iż w zarządzie każdego koła Polskiego Związku Niewidomych był przedstawiciel miejscowej rady narodowej. Dzięki temu władze samorządowe miały dobrą orientację w sytuacji Związku, a jednocześnie mogły szybko reagować na potrzeby niewidomych. O przyjacielskim stosunku do Kazimierza Jaworka, a przez to w jakimś stopniu do całej organizacji, niech świadczy następujący epizod. Wiosną 1971 roku, prezesowi Okręgu PZN - Kazimierzowi Jaworkowi przyznano Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski. Wręczanie odznaczenia odbywało się w gmachu Wojewódzkiej Rady Narodowej.. Po zakończeniu uroczystości nastąpiła wielka konsternacja. Fotoreporter z "Trybuny Robotniczej" - głównego dziennika katowickiego, oświadczył, że popsuł mu się aparat i zdjęcia nie zostały zrobione. Wojewoda stwierdził, że z tego powodu nie można rezygnować z upamiętnienia tak ważnej chwili i zdjęcia muszą być powtórzone Poprosił Kazimierza Jaworka do swego gabinetu, a dziennikarzowi nakazał przynieść z redakcji inny, sprawny sprzęt. Fotoreporter niemal biegiem udał się do swego zakładu pracy. Zanim wrócił - upłynęło 20 minut. Wtedy dekoracja orderem odbyła się po raz drugi, oczywiście już bez udziału zaproszonych gości. Na Górnym Śląsku w minionych latach stało się coś bardzo ważnego, coś, co w takim stopniu nie dokonało się nigdzie gdzieindziej - człowiek stojący na szczycie władzy, patrzący na swe zadania przez pryzmat dobra ludzi , spotkał się z aktywną i odpowiedzialną postawą inwalidów wzroku . Z tego spotkania zrodziło się wiele dobrych twórczych wydarzeń. Na takiej glebie wyrastały osiągnięcia niewidomych w sferze materialnej, społecznej kulturalnej. Jeśli ten obraz stanie się przykładem i natchnieniem dla niewidomych w Polsce teraz i w przyszłości - publikacja ta spełni swoje przeznaczenie.
"Widzący - niewidomym" Bezinteresowni, zaangażowani, oddani Wydawnictwo Fundacji Polskich Niewidomych i Słabo Widzących "Trakt" Warszawa 2010 |