„W moim sercu do końca pozostaną ludzie niewidomi

 

Grażyna Wojtkiewicz - redaktorka z charakterem

        

       Kilka lat temu zadzwoniła do mnie Pani Grażyna Wojtkiewicz, pełniąca wówczas funkcję redaktora naczelnego miesięcznika „Pochodnia”. W tym czasie zawieszony został przez świeżo wybrane (w 2004 roku) władze Polskiego Związku Niewidomych „Biuletyn Informacyjny PZN” pod kierownictwem Stanisława Kotowskiego, w którym publikowałem m.in. pod pseudonimem Bartosz Bitowski, cykl poradników w formie felietonistycznej, z dużą dawką humoru, pt. „Komputerowe potyczki”. W słuchawce usłyszałem ciepły, serdeczny głos zapraszający nas: osieroconego Bartka Bitowskiego i mnie osobiście na kawę i na łamy prowadzonego przez nią pisma. Do dziś dziękuję losowi, że dał mi możliwość poznania i współpracy z osobą niezwykłą, nietuzinkową, redaktorką z charakterem.

     Poznawaliśmy się stopniowo podczas kolejnych posiedzeń kolegium redakcyjnego oraz prywatnych, niezwykle sympatycznych spotkań przy bardzo dobrej, małej czarnej. Wpadając do redakcji, często spotykałem tam różne osoby, które podobnie jak ja czuły się pod skrzydłami Pani Grażyny swobodnie, nieskrępowanie, jak w domu. O tej ciepłej, bezpośredniej atmosferze wspominały liczne osoby, które prosiłem o kilka słów zwierzeń podczas przygotowywania materiału do niniejszej książki. Stopniowo utwierdzałem się w przekonaniu, że nie było to tylko moje osobiste odczucie. Podczas naszej współpracy redakcyjnej, krok po kroku, dowiadywałem się o jej niełatwym, ale barwnym życiu, pełnym oddania i poświęcenia dla ludzi niewidomych i słabowidzących, pracy w „Pochodni” przez blisko pół wieku! Byłem z Panią Grażyną do końca jej pracy w redakcji. Okresu niełatwego, często bardzo bolesnego. Pamiętam jak dziś ostatni dzień października 2007 roku. W pokoiku redakcyjnym na ul. Konwiktorskiej siedzimy przy kawie we trójkę: Grażyna Wojtkiewicz, sekretarz redakcji  Andrzej Szymański i ja, jedyny ocalały po, jak to można określić - „zawirowaniach salonowo-gabinetowych”, członek kolegium redakcyjnego. Zadawałem sobie w duchu wówczas pytanie: - Dlaczego tracimy dziś w tym piśmie takiego Człowieka, który zrobił tak wiele i może tutaj jeszcze tyle uczynić dobrego? Za odpowiedź może służyć cytat z jej wypowiedzi: „W życiu zawodowym i prywatnym kierowałam się kilkoma prostymi zasadami: uczciwością, rzetelnością i lojalnością. Kiedy zaistniała sytuacja, że którejś z nich musiałabym się sprzeniewierzyć, odeszłam z pracy. Ale w moim sercu do końca  pozostaną ludzie niewidomi, z którymi przyszło mi spędzić kawałek pięknego życia”.

      Bardzo konkretnie, po męsku, podsumował ostatnie dni w redakcji Pani Grażyny, a także i swoje - Andrzej Szymański (dwa miesiące później również musiał opuścić pismo, w którym działał przez dwadzieścia pięć lat). Całą jego wypowiedź, wraz z kilkoma innymi, przytaczam w dalszej części. Z przyjemnością zacytuję i przyłączam się do jego słów: „Cum debita reverentia - czyli tłumacząc po warszawsku: „Z najwyższym szacuneczkiem Pani Redaktor!”.

     Pamiętam, jak kilkanaście tygodni później jedna w przedstawicielek władz Związku publicznie wypowiedziała takie oto słowa o nowych redaktorach „Pochodni”: „Przedstawiam wam młodych, WSPANIAŁYCH ludzi, którzy wprowadzą to pismo w XXI wiek!”. Przypomniał mi się wówczas dowcip, jak to przedstawiano pewnego „bohatera” na konferencji prasowej: „Oto nasz WSPANIAŁY żeglarz!”. Jeden z dziennikarzy pyta: „A jakie morza i oceany przepłynął?”. I pada odpowiedź: „Jeszcze żadnego. Ale nasz WSPANIAŁY żeglarz zamierza wkrótce opłynąć dookoła Ziemię!”.

Życząc młodym redaktorom wielu sukcesów pomyślałem, że jeśli są WSPANIALI po tak krótkim czasie „żeglowania z „Pochodnią” w ręku”, to jakiego słowa użyć w stosunku do redaktorki, która tak wytrwale i z oddaniem „żeglowała po tych wodach” przez 45 lat! Nie znalazłem żadnego odpowiedniego dla wieloletniej, tak rzetelnej i profesjonalnej pracy określenia. Pochyliłem w milczeniu, z szacunkiem głowę i poszedłem wysłuchać ludzi, którzy ją znali i współpracowali z nią przez lata. Przytoczę je w dalszej części niniejszego tekstu. Teraz przedstawię w skrócie biografię Grażyny Wojtkiewicz wpisaną w ogromnej mierze w historię pisma, któremu poświęciła „kawałek pięknego życia”.

     Rozpoczęła pracę w redakcji „Pochodni” 22 października 1962 roku. Miała wówczas zaledwie 19 lat. Była studentką II roku rusycystyki na Uniwersytecie Warszawskim. Niestety, z powodu trudnej sytuacji materialnej musiała wkrótce przerwać studia. Początkowo zatrudniona została w charakterze lektorki redaktora naczelnego, Józefa Szczurka. Cytuję jej słowa: „Już od pierwszych dni zafascynowała mnie ta praca, mająca, jak mało która, głęboki, wymierny sens”. Szybko zaaklimatyzowała się i dobrze poczuła w tym zespole. Mecenas Władysław Gołąb, wieloletni współpracownik miesięcznika „Pochodnia”, tak wspomina jej wejście do redakcji:   „Pani Grażynka była młodą, uroczą dziewczyną, żądną wiedzy i otwartą na innych ludzi. Szybko weszła w środowisko, zyskując ogólną sympatię”.

     Od 1958 roku redaktorem naczelnym „Pochodni” była osoba, dzięki której Grażyna Wojtkiewicz, mówiąc językiem ludzi morza, „zakotwiczyła się” w tym miejscu na 45 lat! Dlaczego na prawie pół wieku pozostała wierna temu pismu, pracy na rzecz osób niewidomych? Przytaczam jej słowa: „Nie bez znaczenia był też fakt, iż w swojej pierwszej pracy trafiłam na wspaniałego szefa, Józefa Szczurka - wyjątkowego mądrego, dobrego i życzliwego dla ludzi człowieka, o ogromnej wiedzy ogólnej i merytorycznej. To on wprowadzał mnie w arkana redakcyjnej pracy, a jego liczne życiowe nauki pamiętam do dziś. Był moim guru, a praca z nim była prawdziwą przyjemnością”.

     W latach 60. ubiegłego wieku, kiedy Pani Grażyna wdrażała się w pracę redakcyjną, pismo sukcesywnie rozwijało się, poszerzało swoje możliwości dotarcia do czytelników. Obok wersji brajlowskiej, zaczęły się ukazywać wydania dźwiękowe oraz tzw. czarnodrukowe, najpierw w wersji powielaczowej, a od 1971 roku w profesjonalnym druku typograficznym (obecnie offsetowym). Pracowali tu pasjonaci, którzy mieli do spełnienia ważną misję - wydobywanie z niebytu ludzi niewidomych i poprzez umiejętną pracę rehabilitacyjną sprawianie, by ich życie na nowo nabrało sensu. W tamtych czasach, jak podkreślają to osoby działające w strukturach Polskiego Związku Niewidomych, w tym i w miesięczniku „Pochodnia”, nikt nie rachował swojego czasu i nie przeliczał go na konkretne pieniądze, które zresztą zawsze były niezbyt duże. Liczył się przede wszystkim Człowiek i jego trudna życiowa sytuacja. Pracując, wypełniając tę szlachetną misję Grażyna Wojtkiewicz z pełnym zapałem i poświęceniem weszła w ten rytm życia. Jak wspomina dzisiaj: „Praca tutaj była niezwykle ciekawa. Zawsze coś się działo i nie można było popaść w rutynę. Oprócz typowo redakcyjnych obowiązków, co miesiąc trzeba było jechać w teren i zbierać materiały. Podczas tych wyjazdów  poznawałam  wielu ciekawych i wciąż nowych ludzi, których sylwetki i dokonania prezentowane były następnie na łamach czasopisma. To z tamtych czasów wywodzi się wiele moich z nimi przyjaźni, takich na całe życie. Dzięki wyjazdom poznałam też dogłębnie organizację, w której przyszło mi pracować, i jej  terenowe struktury - okręgi i koła. Dziś śmiało mogę powiedzieć, iż nic, co związane z niewidomymi, nie jest mi obce”.

     W 1971 r. awansowała na stanowisko sekretarza redakcji. Pod koniec lat 70. podjęła studia na Wydziale Pedagogiki Specjalnej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, kierunek - tyflopedagogika, które ukończyła z wyróżnieniem w 1982 roku. Pod jej fachowym okiem pismo w wydaniu czarnodrukowym (druk powiększony pod kątem potrzeb czytelników słabowidzących) uzyskało piękną szatę graficzną. W zakresie jej obowiązków było też stałe uczestnictwo w imprezach organizowanych przez różne związkowe placówki, w kampaniach społecznych, inspirowanych przez Polski Związek Niewidomych, spotkaniach z przedstawicielami władz w terenie i w stolicy. W okresie PRL-u cała prasa podlegała cenzurze. Co miesiąc trzeba było dostarczać cały numer danego wydawnictwa w maszynopisie do Urzędu Kontroli Prasy, mieszczącego się na okrytej złą sławą ulicy Mysiej w Warszawie. Czy w miesięczniku „Pochodnia” znajdowano coś, co należało „wyciąć” nożycami cenzorskimi? Okazuje się, że były takie sytuacje, jak choćby w reportażu o przedszkolu dla niewidomych dzieci w Laskach, z którego cenzor nakazał usunąć zdjęcia, na których były... opiekujące się nimi zakonnice.

     Oprócz miesięcznika „Pochodnia” ukazywało się wówczas wiele innych czasopism dla niewidomych, wychodzących przeważnie w brajlu. W najlepszych latach wydawano aż 13 tytułów. W ramach swoich obowiązków Pani Grażyna współpracowała z redakcjami czterech kwartalników: „Głosu Kobiety”, „Niewidomego Masażysty”, esperanckiego czasopisma „Pola Stelo” i „Encyklopedii Prawa”. Czuwała nad ich cyklem wydawniczym w drukarni, wykonywała adiustację i korektę.

     W ciągu 45 lat pracy przeszła wszystkie szczeble redakcyjnych stanowisk, począwszy od starszego redaktora,  poprzez sekretarza redakcji, zastępcę redaktora naczelnego, aż do funkcji redaktora naczelnego, którą nieprzerwanie sprawowała od 1994 roku aż do końca października 2007 roku. Za swoją pracę otrzymała wiele listów pochwalnych, a także kilka państwowych wyróżnień: odznakę „Zasłużonego Działacza Kultury” oraz Srebrny i Złoty Krzyż Zasługi.

     Co do listów pochwalnych - są to w swojej formie na ogół pisma oficjalne, urzędowe. Jednak w wypadku Pani Grażyny Wojtkiewicz często nie dało się pisać ich w sztywnej formie. Zbyt wiele było w niej oddania i poświęcenia drugiemu człowiekowi. Przytaczam jeden z listów, z roku 2002:

„Polski Związek Niewidomych Zarząd Główny składa Pani szczere gratulacje z okazji 40 lat pracy w środowisku niewidomych. To naprawdę niezwykła chwila, coraz rzadziej spotykane jest bowiem, żeby 40 lat życia w takim stopniu poświęcić jednemu zakładowi pracy. Na szczególne podkreślenie zasługuje fakt, że była to Pani pierwsza praca, i jak dotąd jedyna. Mamy świadomość, że w ciągu tych 40 lat miało miejsce wiele ważnych zdarzeń, zarówno w Pani prywatnym, jak i zawodowym życiu. Byliśmy świadkami założenia i kształtowania się rodziny, rozpoczęcia i zakończenia studiów, tworzenia coraz lepszej „Pochodni”. Pracowała Pani na różnych redakcyjnych stanowiskach. Uwieńczeniem dokonań jest stanowisko zajmowane aktualnie - redaktora naczelnego czasopisma, które Pani współtworzyła i wraz z nim się rozwijała.

Dziękujemy za rzetelną, sumienną pracę. Za życzliwość okazywaną niewidomym, pomoc udzielaną im w wielu sytuacjach. Dziękujemy za wytrwałość, cierpliwość, szacunek okazywany niewidomym i słabowidzącym. Mamy nadzieję, że wszystkie te lata pracy dawały Pani satysfakcję. Mamy jednocześnie przekonanie, że dla wielu niewidomych i słabowidzących praca Pani była wymiernym konkretnym pożytkiem.

Życzymy wielu szczęśliwych chwil, zdrowia, pomyślności. Mamy nadzieję na jeszcze wiele dni dobrej współpracy.

Z serdecznymi podziękowaniami

Dyrektor Związku

mgr Józef Mendruń

6