Anna Amanowicz - redaktor miesięcznika „Cross”:

       Kiedy myślę: „Pochodnia”, nieodmiennie jawi mi się tandem Grażyna Wojtkiewicz i Józef Szczurek. Oboje stworzyli wartościowe i ciekawe czasopismo. Grażynka poświęciła mu całe swoje zawodowe życie. Jej osobiste cechy, takie jak: rzetelność, sumienność, odpowiedzialność za słowo odcisnęły piętno na charakterze periodyku. To była dobra robota. Tym bardziej że pani redaktor nie ograniczała się do pracy nad kształtem czasopisma. Bardzo dbała o więź redakcji ze środowiskiem. Częstokroć  łączyły ją z czytelnikami kontakty bardzo bliskie i serdeczne. Także przyjaźnie. Ilekroć dochodziły słuchy, że gdzieś jest potrzebna pomoc, spieszyła ze wsparciem. Wiem, że niekiedy to wsparcie pochodziło z jej własnej portmonetki. Ludzie lubili zachodzić do „Pochodni”, kiedy szefowała jej Grażyna. To było zawsze ciepłe, przyjazne i estetyczne miejsce. Można było wypić kawę lub herbatę, zasięgnąć rady, popytać, co ciekawego dzieje się w środowisku. Grażyna, nieodmiennie bardzo zajęta, nigdy nie okazywała zniecierpliwienia, kiedy czytelnik, gość czy autor zabierali jej cenny czas. To było bardzo miłe dla odwiedzających redakcję - nikt nie czuł się intruzem. Grażynka moją sympatię i szacunek zdobyła przede wszystkim jako matka. Kiedy zmarł jej mąż i została sama z dwojgiem dzieci, nie uległa załamaniu i rozpaczy. Potrafiła dać z siebie dzieciom tyle ciepła i miłości, poświęcić im tyle czasu, że nie  czuły się osierocone. Jak potrafiła łączyć wychowanie dzieci, utrzymanie domu, pracę zawodową i społeczną, bez uszczerbku dla którejś z tych spraw, tego nie wiem. Wiem tyle, że to się jej udało. Dziś może być dumna ze swoich dzieci, które wykształciły się i pozakładały rodziny. Może też powiedzieć: - Zyskałam wielu przyjaciół w środowisku niewidomych i zostawiłam „Pochodnię” w dobrej kondycji.  

    Władysław Gołąb - radca prawny, Prezes Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, przez wiele lat związany z redakcją „Pochodni”:

       Przez przeszło trzydzieści lat współpracowałem z panią Grażyną jako członek, a następnie przewodniczący kolegium redakcyjnego. Jej szczególną cechą było otwarcie na drugiego człowieka. Lubiła słuchać innych i wydobywać od nich to, co mogło okazać się przydatne w pracy redakcyjnej. Na posiedzeniach kolegium z uwagą słuchała, aby zrozumieć, co inni myślą na poruszany w materiałach redakcyjnych temat. Byłem głęboko poruszony jej stosunkiem do swego byłego szefa, redaktora Szczurka, którego zapraszała na posiedzenia kolegium, zlecała mu trudne tematy i dzieliła się swoimi redakcyjnymi problemami. Pani Grażyna ma na swoim koncie setki reportaży, wywiadów i artykułów problemowych. Chętnie wyjeżdżała w teren. Miała świetny kontakt z wszystkimi okręgami Polskiego Związku Niewidomych i większością kół powiatowych. Nieraz godzinami przepracowywała nieporadne materiały nadsyłane z terenu, aby nieznani autorzy mogli znaleźć swoje nazwisko na łamach „Pochodni”. Pani Grażyna rozumiała prasę jako wolną od wszelkich nacisków trybunę dla prezentowania myśli i poglądów działaczy całego środowiska polskich niewidomych. Myślę, że trudności w realizacji tej wizji były główną przyczyną, dla której postanowiła odejść z redakcji. Mimo to zachowała w sercach wielu niewidomych trwałą pamięć, życzliwość i przyjaźń.