Biografia prasowa  

 

Hanna Wysocka  

Pracownik naukowy  w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie

 Specjalista do spraw upowszechniania wiedzy  o  żywieniu na Wydziale  Nauk  o Żywieniu  Człowieka i Konsumpcji  

                 Pasje pani Hanny

                                    Halina Guzowska  

   

  Ze swych obowiązków staram się wywiązywać jak najlepiej.

  Prelekcje organizowane przez Radę Ociemniałych Diabetyków, działającą przy okręgu mazowieckim, cieszą się dużym zainteresowaniem. Nawet w czasie wakacji uczestniczy w nich wielu słuchaczy. Przychodzą na nie także  chorzy na cukrzycę, którzy nie mają jeszcze problemów ze wzrokiem. Podczas wykładów, prowadzonych przez specjalistów, lekarzy i dietetyków,  można dowiedzieć się wielu ważnych rzeczy  potrzebnych pacjentowi z tą chorobą. Organizuje je Hanna Wysocka, współtwórczyni Rady, a obecnie  jej członek.  Bo praca społeczna na rzecz innych, mimo własnej niepełnosprawności i wynikających z niej ograniczeń, to jedna z  jej pasji.   

Wzrok straciła dwadzieścia lat temu w następstwie retinopatii cukrzycowej. I choć dużo wcześniej wiedziała o tym, że może to nastąpić, długo nie mogła się pogodzić z nową sytuacją. W wieku dziesięciu lat zachorowała na cukrzycę. Mimo poważnej  choroby ukończyła szkołę średnią i dostała się na  studia w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Po studiach została na uczelni jako asystent, wyszła za mąż. Powoli realizowała własne plany. Potem stało się najgorsze - w ciągu zaledwie kilku miesięcy przestała widzieć.  

  - Choć wiedziałam, co mnie czeka, postanowiłam walczyć o wzrok - mówi pani Hanka. - Przecież wcześniej niczego nie  zaniedbałam. Natychmiast kiedy okazało się, że jestem chora, znalazłam się pod opieką specjalistów, a na leki okulistyczne moi rodzice wydali duże pieniądze. Zastanawiałam się wielokrotnie, dlaczego u mnie ten proces nastąpił tak szybko? Czy można jeszcze coś zmienić? Zaczęłam jeździć po Polsce, byłam u najlepszych specjalistów. Myślałam, że coś da się jeszcze zrobić, ale oni tylko bezradnie rozkładali ręce...

                       Cztery ściany i książki

   Przeszła na rentę - wtedy jeszcze nie mogła pojąć, jak można pracować, będąc niewidomym. Wielkiego wsparcia udzielił jej w tym pierwszym najtrudniejszym okresie mąż Andrzej. Wspólnie podjęli decyzję o wyjeździe do kliniki w ówczesnym  Berlinie Zachodnim. Był rok 1990. Wprawdzie dowiedziała się, że jest niewielka szansa na przywrócenie wzroku w jednym oku (w drugim nerw wzrokowy uległ zniszczeniu), ale na leczenie potrzeba było wielkich pieniędzy. Poza tym nikt nie gwarantował powodzenia operacji.  

  - Przyjęłam to jak wyrok - wspomina - ale jednocześnie  mobilizację do działania. Wcześniej, po przejściu na rentę, siedziałam przez cały czas w domu. Wprawdzie wykonywałam w nim sama część prac, ale i tak mąż wyręczał mnie w wielu czynnościach. Nie wyobrażałam sobie samodzielnego wyjścia gdziekolwiek. Moim światem były wówczas cztery ściany i książki. Oczywiście te nagrane na kasetach, które wypożyczałam z Biblioteki Centralnej.  

  Wiadomość o turnusach dla nowo ociemniałych, organizowanych w Ośrodku Rehabilitacji i Szkolenia w Bydgoszczy, przyniósł jej znowu mąż. Zdecydowała się jechać.  

- To było dla mnie wielkie wydarzenie, po raz pierwszy jechałam sama „w daleki świat”. Nie umiałam sobie wówczas wstrzykiwać insuliny, byłam przerażona, jak sobie poradzę.   

W Bydgoszczy po raz pierwszy zetknęła się  z innymi niewidomymi. Znalazła się w zgranej grupie. Trafiła na wspaniałych instruktorów, m.in. Zofię Krzemkowską, której bardzo wiele zawdzięcza. To ona nauczyła panią Hannę brajla, zachęciła do korzystania z białej laski, której wcześniej, tak jak inni, po prostu się wstydziła.  

 - Dzięki pani Zofii zmieniło się moje nastawienie do kalectwa, które mnie dotknęło. Uznałam, że muszę coś zrobić ze swoim życiem, bo siedzenie w domu już mi nie wystarcza.  

Po przyjeździe  do Warszawy zgłosiła się do Zarządu Głównego PZN. Trafiła do Adolfa Szyszko, ówczesnego kierownika Działu Rehabilitacji, który zajmował się m.in. niewidomymi pragnącymi podjąć na nowo pracę. Otrzymała stypendium, które umożliwiło przygotowanie się do powrotu na uczelnię. Zaczęła chodzić  na wykłady na swoim  dawnym Wydziale Żywienia Człowieka i Gospodarstwa Wiejskiego. Zwróciła się do władz z propozycją ponownego podjęcia pracy. Trochę się bała ich reakcji, ale niepotrzebnie.                       

  - Przyjęli mnie serdecznie. Prof. Janusz Keller, ówczesny dyrektor Instytutu Żywienia Człowieka, powiedział wprost: „Chcesz wrócić, proszę bardzo. My ci to ułatwimy”.

                   Krok po kroku  

  Myślała oczywiście o pracy jak dawniej, ze studentami, ale kosztowało ją to zbyt wiele nerwów. Wtedy profesor Keller wymyślił dla niej specjalne stanowisko - miała zająć się popularyzowaniem wiedzy o żywieniu człowieka. W tym samym czasie Zarząd Główny zaprosił panią Hannę na kurs komputerowy. Jego ukończenie zbiegło się z przyjęciem przez Sejm ustawy o  zatrudnianiu i rehabilitacji zawodowej osób niepełnosprawnych. Owej słynnej pierwszej ustawy, regulującej kwestie zatrudniania tych osób i powołującej do życia Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Dzięki temu znalazły się pieniądze na utworzenie stanowiska pracy, wyposażenie w specjalistyczny, przystosowany do potrzeb osoby niewidomej sprzęt komputerowy i dofinansowanie wynagrodzenia.  

  - I tak w 1992 roku zaczęła się moja nowa praca w starej firmie, czyli na uczelni. Zostałam specjalistą do spraw upowszechniania wiedzy o żywieniu człowieka na Wydziale Nauk o Żywieniu Człowieka i Konsumpcji.

  Znalazła się na uczelni w bardzo dobrym momencie - wtedy, kiedy w społeczeństwie, a przede wszystkim w mediach - gwałtownie rosło zainteresowanie zdrowym odżywianiem. Pani Hanna zajęła się organizowaniem kontaktów dziennikarzy z pracownikami naukowymi wydziału. Ale nie tylko, w  1994 roku powołała w SGGW Wszechnicę Żywieniową, swoje - jak je pieszczotliwie nazywa - uczelniane dziecko. W jej ramach   organizuje wykłady dla mieszkańców stolicy. Przyjeżdżają na nie także nauczyciele i uczniowie ze szkół gastronomicznych z różnych zakątków kraju. Wykładowcami są  nie tylko pracownicy uczelni, ale także - gościnnie - specjaliści z Instytutu Żywności i  Żywienia w Warszawie. - Kiedy zaczynaliśmy naszą działalność, na wykłady przychodziło 15-20 osób. Teraz bywa i 250, a aula dosłownie pęka w szwach. Staramy się, by tematyka wykładów była dostosowana potrzeb zgłaszanych przez naszych słuchaczy.  

  Jest jeszcze coroczny Festiwal Nauki, który pani Hanna organizuje w ramach swojego wydziału. W tym roku odbędzie się on 23 września, a w programie znajdą się interesujące wykłady dla dorosłych, m.in. o chorobie wrzodowej żołądka i dwunastnicy oraz zajęcia dla najmłodszych, którzy zbudują na przykład piramidę żywieniową i przygotują wesołe kanapki.

               Zawodowo i społecznie

To właśnie na uczelni pani Hanna realizuje swoją drugą pasję, którą jest praca zawodowa. Bo tutaj znalazła też odpowiednie ku temu warunki. - Spotkałam się z ogromną życzliwością i przychylnością ze strony wszystkich pracowników, nawet pań szatniarek, które uczyły mnie na początku topografii. Owszem, może raz czy dwa ktoś nie wierzył, że sobie poradzę. Ale przecież wcześniej ja także dziwiłam się, że niewidomy może pracować. Teraz jestem tą osobą, od której ludzie sprawni uczą się, jak zachowywać się w towarzystwie niewidomego.  I dowiadują, że nie musi on siedzieć bezczynnie - może pracować, samodzielnie prowadzić dom, wieść aktywne życie.  Czasem zastanawiam się, czy przypadkiem nie jestem traktowana bardziej ulgowo niż inni pracownicy. Ale chyba niepotrzebnie, bo ze wszystkich obowiązków staram się wywiązywać jak najlepiej.  

Powróćmy jeszcze na chwilę do pierwszej pasji naszej bohaterki, czyli pracy społecznej w Związku. W końcu 1999 roku ówczesna dyrektor okręgu mazowieckiego Małgorzata Pacholec zaproponowała pani Hannie utworzenie grupy zajmującej się chorymi na cukrzycę. I tak w następnym roku zaczęła działać Rada Ociemniałych Diabetyków. - Zajmujemy się w niej problemami ludzi dotkniętych podwójnym inwalidztwem z powodu utraty wzroku i cukrzycy. A jest ich wiele -  chorzy na cukrzycę muszą np. codziennie mierzyć poziom glukozy we krwi. Niezbędne  są  do tego bardzo drogie głośno mówiące glukometry. Sprowadza je z Austrii firma Altix, my zdobywamy środki na ich zakup i wypożyczamy osobom najbardziej potrzebującym.  

Rada zajmuje się też edukacją niewidomych i słabowidzących chorych na cukrzycę. Jedną z jej form są wspomniane na początku prelekcje w Warszawie. Z myślą o mieszkańcach obrzeży Mazowsza nagrano na kasecie książkę znanego diabetologa prof. Jana Tatonia. Organizowane są też kilkudniowe szkolenia  edukacyjno-integracyjne - w tym roku udało się na nie pozyskać fundusze z Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy. Rada Ociemniałych Diabetyków wygrała organizowany przez ten urząd konkurs na promocję zdrowia. - Pomagają nam także sponsorzy - firmy farmaceutyczne i medyczne - dodaje pani Hanna.  

A kto najbardziej pomógł jej samej w osiągnięciu tego wszystkiego, czym może się dzisiaj poszczycić? Kto umożliwił realizowanie obu pasji: zawodowej i społecznej? Ludzie, których miała szczęście spotkać w życiu, ale przede wszystkim rodzice, którzy nie trzymali jej, mimo wcześnie wykrytej nieuleczalnej choroby, pod kloszem, a wychowali na samodzielnego człowieka.  

 Pochodnia  wrzesień 2006