ZOFIA   KRZEMKOWSKA

Nasz nauczyciel, przyjaciel, wychowawca

W październiku      bieżącego roku obchodzimy 35-lecie utworzenia        jednolitej, ogólnopolskiej   organizacji   niewidomych . Jednym z głównych jej  twórców był przewodniczący Regionalnego Związku Niewidomych   w    Bydgoszczy     - Władysław Winnicki.

Urodził   się   w   1884 roku w województwie pomorskim.    W piętnastym roku życia,   na skutek  wypadku przy pracy, stracił wzrok. Od 1921 roku rozpoczął pracę jako nauczyciel bydgoskiej szkole dla niewidomych.   pracował w niej do końca  swego   życia.   W   czasie okupacji   przez   dwa   lata   był nauczycielem w szkole dla niewidomych dzieci w Królewcu. Władysław   Winnicki bardzo dużo czasu poświęcał na pracę społeczną.   W  okresie przedwojennym   odgrywał   główną rolę Regionalnym     Pomorskim Związku   Niewidomych.    Również po wojnie przez cały czas należał  do  władz   centralnych, najpierw Związku Pracowników Niewidomych RP,   a następnie -  polskiego    Związku     Niewidomych. Zmarł w 1961 roku.  

Obszerną pracę o życiu i wszechstronnej działalności Władysława Winnickiego napisała mgr Zofia Krzemkowska. Z okazji 35-lecia zjednoczenia ruchu niewidomych w Polsce przedstawiamy fragment tej właśnie pracy, a ponieważ w październiku obchodzimy także Dzień Nauczyciela, wybraliśmy sylwetkę wychowawcy i pedagoga.

*Jak wynika ze wspomnień uczniów i współpracowników, Władysław Winnicki był aktywny i dobrze zrehabilitowany . Mimo całkowitej utraty wzroku,  poruszał się samodzielnie, nawet po nieznanym terenie. Jego energiczny, donośny głos, rozlegający się po szkolnych korytarzach, mobilizował uczniów do skupienia uwagi na omawianym temacie i budził respekt. A oto wspomnienia uczniów i współpracowników Władysława Winnickiego.

Antoni Maślankowski przepracował, jako wychowawca wśród niewidomych 48 lat:

„Już na początku swojej pracy spotkałem się z Władysławem Winnickim, który był wówczas młodym, początkującym nauczycielem. Był to dobry człowiek, serdeczny dla ludzi, samodzielny, uczciwy, rzetelny, ale wymagający od siebie i innych. Podziwiałem u niego przede wszystkim dbałość o mienie zakładu. W 1939 roku, po wybuchu wojny, nie opuścił szkoły, dopóki nie zabezpieczył jej mienia. W 1947 roku założył czteroosobowy zespół do przepisywania brajlem podręczników szkolnych. W skład

zespołu wchodzili: Maria Krygier,  Zygmunt Sawilski, Władysław Winnicki i ja. Przepisaliśmy społecznie na potrzeby bydgoskiej szkoły 120 brajlowskich tomów. Towarzyszyłem mu również w wizytach u bydgoskich mechaników, których zachęcał do produkowania tabliczek dla niewidomych. Wiele energii pochłonęło wykwaterowanie instytucji zajmujących gmach zakładu przy ul. Krasińskiego 10 w Bydgoszczy. W realizacji wymienionych zadań był przedsiębiorczy i konsekwentny. Nie ustępował tak długo, aż nie osiągnął zamierzonego celu".

W okresie międzywojennym uczennicą Władysława Winnickiego była Salomea Krajewska -Kryjom. Oto jak po latach wspomina swego nauczyciela:

„Pan Winnicki  świetnie wykładał historię. Szczególnie barwnie opisywał bitwy. Odnosiło się wrażenie, że jest się na polu walki. Stąd właśnie, z jego lekcji datuje się moje zainteresowanie historią i powieściami historycznymi. Dzięki dobrym podstawom, jakie dał mi mój nieodżałowany nauczyciel, historia nie sprawiała mi trudności. Zaliczałam ją  do ulubionych szkolnych przedmiotów. W nauczaniu niewidomych dzieci obrazowy, opisowy język, ma szczególne znaczenie. Będąc sam niewidomym, doskonale rozumiał nasze potrzeby. Do współpracy z uczniami wnosił dużo humoru i dlatego był bardzo lubiany przez młodzież. Wśród uczniów utarło się powiedzenie: „pan Winnicki szybko leci i przewraca wszystkie dzieci". Może rzeczywiście tak się kiedyś zdarzyło, bo chodził bardzo szybko".

Halina Kasprzyk-Zelcer spotkała się z Władysławem Winnickim kilkakrotnie. Oto jak wspomina tamte chwile:

„Przyszłam do szkoły w Bydgoszczy w 1938 roku. Miałam 6 lat.  Byłam uczennicą pierwszej klasy, a pan Winnicki uczył w trzeciej. 20 sierpnia 1943 roku pojechałam do szkoły dla niewidomych do Królewca. Właśnie tego dnia pełnił dyżur. Znane mi są fakty, że pan Winnicki był prześladowany przez zwierzchników szkoły, a nawet niemiecką młodzież za wyróżnianie polskich dzieci.   

W zakładzie pan Winnicki  był jedyną osobą, łagodzącą rozłąkę z domem i z ojczyzną. W zakładzie były wtedy dzieci niemieckie, litewskie i polskie. Wiele mu zawdzięczam, a przede wszystkim to, że zdołałam przetrwać i .że nie czułam się tak bardzo osamotniona, a w razie potrzeby mogłam do niego pójść i Uczyć na pomoc. Niejednokrotnie zresztą z tego korzystałam. Ponieważ oboje pochodziliśmy z Bydgoszczy, często jeździliśmy razem na wakacje.

Mój kontakt z panem Winnickim nie skończył się na Królewcu. W 1946 roku, mimo że byłam młodociana, przyjął mnie na członka związku. Dzięki temu wraz z mamą mogłyśmy korzystać z kartek żywnościowych pierwszej kategorii, co    przy ówczesnych kłopotach było dużą ulgą".

Człowiek o otwartym sercu - tak nazywa go Tadeusz Błażejewski, który mówi:

„Gdy miałem 17 lat, w wyniku   wybuchu   miny   straciłem wzrok.  Mieszkałem    na   wsi. Nikt z moich bliskich nie znał możliwości   niewidomych.   Gdy miałem    20    lat,    umieszczono mnie w zakładzie dla starszych niewidomych w Piehcinie. Tu odnalazł   mnie   pan Winnicki i bez wahania, narażając się personelowi   zakładowemu,   zabrał mnie do Bydgoszczy. Istniejąca tam   szkoła   była przeznaczona dla   niewidomych   dzieci,  a ja byłem znacznie starszy od innych uczniów. Jednak pan Winnicki przyjął mnie do niej. Tu nauczyłem się brajla i zamiłowania do książki. Te moje pasje, które zawdzięczam swemu nauczycielowi,    przetrwały   do dziś.  Jemu  także  zawdzięczam uzyskaną   rentę.   Gdy   sprawę odrzucił sąd w Gdyni, pan Winnicki,   na   prośbę moich rodziców, sam napisał na maszynie odpowiednie pismo i nie ustawał W staraniach aż do pozytywnego jej załatwienia.

Przed  zawarciem związku małżeńskiego przedstawiłem mu moją narzeczoną Eugenię. Szukałem rady u życzliwego mi człowieka w podjęciu tak ważnej życiowej decyzji.

Wraz z kolegą Dądorowiczem odwiedziliśmy w szpitalu pana Winnickiego krótko przed jego śmiercią. Był wzruszony naszą pamięcią, częstował gruszkami, a my nie przypuszczaliśmy, że jest to nasze ostatnie spotkanie z przyjacielem, z człowiekiem o czułym sercu, któremu nie tylko my, ale wielu innych niewidomych uczniów tak wiele zawdzięcza".

Tyle wspomnień. Można by tu cytować ich wiele, bo Władysław Winnicki miał tysiące uczniów rozproszonych po całej Polsce. Ponieśli w życie jego słowa, czyny i przekazaną wiedzę, aby przejąć pałeczkę i kontynuować rozpoczęte przez niego dzieło. Najwłaściwsza spłata zaciągniętego długu wdzięczności to praca dla innych niewidomych, w myśl wskazań nauczyciela.  

Pochodnia październik 1981 .