W hołdzie wartościom - Barbara Zarzecka

    - Dla mnie jest to spotkanie w kręgu osób czyniących dobro tam, gdzie go czasami brakuje, gdzie często trudno jest je dostrzec - mówił prezydent Bronisław Komorowski. Za tę właśnie "promocję" niemodnych już dziś wartości wyróżnił ludzi związanych z Ośrodkiem w Laskach odznaczeniami państwowymi, podkreślając, że przyczyniają się oni do budowania społeczeństwa otwartego, w którym osoby niewidome odnajdują swoje miejsce. Najcenniejsze odznaczenie - Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski otrzymał Władysław Gołąb, prezes Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach.  

Żona mecenasa Gołąba przynosi z pokoju niewielkie pudełko, otwiera je, ostrożnie wyjmuje zawartość i podaje mężowi. Mecenas z dumą pokazuje order i gwiazdę, po czym przypina do klapy garnituru, demonstrując jak powinno się je nosić.- Proszę sobie je obejrzeć, nie wiadomo kiedy znowu będzie pani miała ku temu okazję - mówi. Rzeczywiście taka możliwość, zdarza się nieczęsto. Nikt spośród osób niewidomych i działających na ich rzecz nie otrzymał dotychczas tak wysokiego odznaczenia. - To wyjątkowe wyróżnienie - mówi. - Co prawda osobom niewidomym były już kiedyś wręczane wyższe odznaczenia, ale to były Sztandary Pracy, czyli ordery peerelowskie - dodaje. Zawsze widział sens Władysław Gołąb przez wiele lat łączył pracę zawodową z działalnością na rzecz osób z dysfunkcją wzroku. Był pierwszym niewidomym radcą prawnym, kierownikiem kursów ds. walki z analfabetyzmem, członkiem prezydium zarządu głównego PZN, prezesem zarządu głównego Związku Ociemniałych Żołnierzy RP, wiceprezydentem Międzynarodowego Kongresu Ociemniałych Inwalidów Wojennych. Brał udział w tworzeniu Związku Spółdzielni Niewidomych. Przez wiele lat prowadził wykłady, seminaria i konferencje poświęcone w szczególności prawom osób niepełnosprawnych. Od 1958 r. publikował artykuły na tematy prawnicze, społeczne i kulturalne m.in. w "Tygodniku Powszechnym", "Więzi", "Magazynie Muzycznym" czy "Pochodni". Przez ponad trzydzieści pięć lat zajmował się redagowaniem "Encyklopedii Prawa".- Jak Pan to godził? - pytam zdziwiona. - Wszystko było możliwe, dlatego, że miałem dobrą żonę, oddaną, wierną. Że było wystarczająco środków, by zatrudnić pomoc domową, nianię dla naszych dzieci. I że trafiałem na dobrych ludzi. Dlatego można było to wszystko ładnie spiąć - mówi. Pomagała mu także wiara w Boga. Szczególnie gdy wszystko się nawarstwiało, gdy było ciężko. - Wierzący zawsze widzi sens. Nawet kiedy są trudności, to wie, że one też mają swoją rolę, swoje miejsce w życiu - tłumaczy silnym, pewnym głosem. I zawsze tak mówił o swoich przekonaniach religijnych: otwarcie, zdecydowanie, bez wahania. Wszyscy wiedzieli, że jest osobą wierzącą, nawet wtedy gdy czasy dla takich deklaracji nie były najlepsze. W PRL-u nie należał do partii, za to obchodził wszystkie święta kościelne, uczestniczył w nabożeństwach, przyjaźnił się z duchownymi. Przyznaje, że czasem się z tego śmiano. W PZN-ie, za czasów Madeja, mówiono o nim "ten klerykał", ale na szczęście nikt nigdy go do niczego nie zmuszał, nie kazał wybierać. Nigdy wbrew sobie. Jako prawnik pomagał wielu ludziom, ale zawsze robił to tak, by być w zgodzie z samym sobą, ze swoim sumieniem. Były więc sprawy, z których, z racji przekonań, rezygnował. - Nie przyjmowałem spraw rozwodowych. Bywały wprawdzie przypadki, że klientce radziłem rozwód, bo była bardzo dręczona przez męża pijaka. Mówiłem wtedy: jedyne wyjście, by była pani bezpieczna, to uzyskanie prawnego rozdzielenia z mężem. Ale takich spraw nie chciałem prowadzić, bo nie uznaję rozwodów - tłumaczy. Oczywiście zawód wymagał, że musiał czasem stanąć po tej drugiej stronie; pomagać tym, którzy złamali prawo. - Rolą adwokata jest bronić, bronić człowieka. To wcale nie świadczy o tym, że mam wspierać prokuratora w wykrywaniu prawdy. Ale nigdy nie wolno kłamać, szukać nieuczciwych metod obrony - tak uważam - mówi.Czy zawsze marzył o tym, by być prawnikiem? - Nie, miałem wielką ochotę pójść na historię, ale ze względów praktycznych wybrałem prawo. Wiedziałem, że ten kierunek zapewni mi byt - wyznaje. - Dostałem się na aplikację adwokacką, zdałem egzamin i rzeczywiście jako prawnik utrzymywałem się przez całe życie - dodaje. Nie o karierę i sukces jednak chodziło, a o zapewnienie godnych warunków życia sobie i przyszłej rodzinie. - Nie goniłem za pieniędzmi, za luksusem. Uważałem, że trzeba starać się o tyle środków materialnych, by normalnie żyć - mówi. Jedyne takie miejsce. W kwietniu skończy 82 lata, ale pracuje tak, jakby miał ich co najmniej o połowę mniej. Teraz już przede wszystkim działa na rzecz Lasek, z którymi związany jest od ponad 50 lat. - Gdy byłem radcą prawnym Zarządu Głównego PZN, już wtedy Henryk Ruszczyc chętnie korzystał z mojej pomocy, gdy występował do władz i prosił o poparcie Związku. W latach 60. udzielałem Laskom pomocy prawnej. W 1969 r. zostałem członkiem Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi, wszedłem do komisji rewizyjnej, 4 lata później zostałem wybrany do Zarządu, przez dwa lata byłem wiceprezesem, a od 1975 pełnię funkcję prezesa - opowiada o swoich związkach z Ośrodkiem w Laskach.W czasie jego prezesury wiele się zmieniło, powołano do życia Szkołę Podstawową Specjalną w Rabce-Zdroju, Dom Małego Niewidomego Dziecka w Warszawie, wybudowano i wyremontowano także kilka obiektów w samych Laskach. Jak łatwo sobie wyobrazić, pracy nie było, i wciąż nie jest, mało. - Laski to ogromna instytucja. Mamy 61 hektarów, zatrudniamy ponad 500 osób, a nasz roczny budżet zamyka się kwotą 37 mln złotych. Mamy zresztą kilka placówek, bo są przecież filie w Niepołomicach, Rabce, Sobieszewie i Żułowie - mówi mecenas. Za co kocha to miejsce? Po głębszym namyśle odpowiada: - Za to, że są tu ludzie, którzy potrafią służyć, oddać swoje życie drugiemu człowiekowi. Sam też staram się służyć i jestem przekonany, że ta służba ma swój sens, swoją rację, a nie jest to jakaś fasada - mówi. - Dziś niestety, nie tylko w Polsce, ale i na świecie, liczy się to, co jest kolorowe, sukces, sława. Natomiast Laski są skromne. Tutaj spotykam mnóstwo ludzi, którzy są całym sercem zaangażowani, którzy nie szukają swego, nie starają się jak najwięcej zdobyć. Choć pewnie są i tacy, co tutaj widzą swoją karierę, ale jest ogromna liczba ludzi ofiarnych - dodaje.Mieszka tu ze swoją żoną, którą poznał jeszcze podczas studiów w Łodzi. Są małżeństwem od 1955 r. Pani Justyna uśmiecha się, gdy pytam o staż i z dumą pokazuje mi zdjęcie prawnuczki, Zosieńki. Na koniec daje mi kilka jabłek na drogę i choć widzi mnie pierwszy raz w życiu, mocno ściska i całuje na pożegnanie. Wychodzę wzruszona i już wiem, że w tym domu każdy jest wyjątkowym gościem. Barbara Zarzecka ***Prezydent Bronisław Komorowski odwiedził Laski w grudniu 2012 r. Podczas wizyty, która była ukoronowaniem obchodów stulecia Lasek, odznaczył również Cecylię Czartoryską, przyznając jej Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Złotym Krzyżem zasługi uhonorował Piotra Grocholskiego, ks. Kazimierza Olszewskiego, Dorotę i Antoniego Święcickich, s. Barbarę Wosiek. Srebrny Krzyż Zasługi otrzymały Krystyna Konieczna i Agata    Kunicka-Goldfinger, a Brązowy - Józef Placha.

Pochodnia marzec kwiecień 2013