Adolf Szyszko

 

Włodzimierz Dolański: Jego życie i praca (*"Pochodnia" 1973 nr 5-6.)

 

Doktor Włodzimierz Dolański urodził się w Jassach (Rumunia) w dniu 11 września 1886 roku. Był synem polskiego

emigranta, który za udział w powstaniu styczniowym musiał szukać chleba na obczyźnie. Włodzimierz, uczęszczając

do czwartej klasy szkoły podstawowej w Bukareszcie, w wieku 10 lat uległ wypadkowi, w wyniku którego stracił

wzrok i prawą rękę. Korzystając z nieuwagi domowników wyniósł skrzynkę z nabojami, z kilku z nich wysypał

proch i podpalił. Lekarz udzielający pierwszej pomocy uznał, że stan jest beznadziejny. Mimo to rodzicom udało się

syna odratować. Wypada wspomnieć, że lekarze w bukaresztańskim szpitalu dawali nadzieję uratowania resztek

wzroku w jednym oku. Przypadek zrządził, że pacjent niechcący uderzył łokciem Włodzimierza właśnie w to oko, co

spowodowało wylew i pogrzebało nadzieję na utrzymanie resztek wzroku. Niewidomy chłopiec do16 roku życia

przebywał w domu. W tym czasie jedynym jego "lektorem" był młodszy brat - Ludwik. W 1902 r. Włodzimierz

Dolański został przyjęty do Zakładu Ciemnych we Lwowie po uprzednim egzaminie z "samoobsługi",

przeprowadzonym przez dyrektora. Zakład bał się kłopotów związanych z niewidomym uczniem bez jednej ręki. Tu

mógł dopiero niewidomy rozpocząć realizację swych marzeń o zostaniu pianistą. W początkowym okresie

decydujący wpływ na rozwój umiejętności gry na fortepianie miała nauczycielka zakładu - pani Maria Zajchowska,

której przyszły muzyk bardzo wiele zawdzięczał. W czasie pobytu w zakładzie, poza własną nauką, pełnił również

obowiązki pomocy pedagogicznej w stosunku do młodszych kolegów. Wybitny talent muzyczny, wyjątkowa

pracowitość, rozwijana żelazną wolą, w krótkim czasie przyniosły pozytywne wyniki.

Już w 1920 r. dał pierwszy publiczny koncert w Bukareszcie, bardzo pozytywnie oceniany przez krytykę, co znalazło

swój wyraz w prasie. Od tej chwili całkowicie i bez reszty poświęcił się sztuce. Początkowo korzystał z nauki u

profesora Kurza we Lwowie, z którym łączyła go głęboka przyjaźń, a następnie, korzystając z jego rady, wyjechał do

Berlina, do profesora Eisenberga, celem pogłębienia studiów muzycznych. Ten czas to okres gigantycznej pracy nad

opanowaniem mistrzowskiej techniki i urzekającej, swoistej interpretacji granych utworów - Bacha (gawot),

Reineckiego (sonata oryginalna na lewą rękę), Rubinsteina (etiuda i melodia), Leszetyckiego (fantazja z Lucii),

Zichyego (walc) i inne. W 1910 r. i w latach następnych do wybuchu I wojny światowej daje liczne koncerty: w

Bukareszcie, Lwowie, Wiedniu i innych miastach, cieszące się dużym powodzeniem.

W 1912 r. ulega nieszczęśliwemu wypadkowi, a mianowicie uderza bardzo silnie czwartym palcem w klucz

fortepianu, tkwiący w zamku. Wynik tego uderzenia jest w skutkach opłakany, pociąga za sobą konieczność dwóch

operacji nerwu. Gra na długi okres czasu musi być przerwana. Rozpacz pianisty pogłębia jeszcze fakt zachorowania

w 1916 r. na zapalenie płuc z komplikacjami. Kilkuletnie ćwiczenia do 17 godzin dziennie nadwyrężyły ponadto

mięsień barkowy, powodując konieczność całkowitego wypoczynku i jego regeneracji. W tej sytuacji Dolański mógł

wrócić do gry na fortepianie dopiero w 1917-1918 r. Stypendium otrzymywane od królowej rumuńskiej, Carmen

Sylva, pozwoliło na pokrycie kosztów związanych ze "studiami muzycznymi", podjętymi w 1909 r. po opuszczeniu

Zakładu Ciemnych we Lwowie. Mimo niepowodzeń związanych ze stanem zdrowia, Dolański wrócił do "formy" i

przygotowywał się do tournee pianistycznego na terenie Polski w latach 1920-21. Niestety, nadwerężony mięsień

barkowy oraz operowany nerw odmówiły posłuszeństwa, grożąc całkowitą utratą władzy w ręce. Lekarze w tej

sytuacji zabronili gry na fortepianie. Łatwo sobie wyobrazić, jakim to było ciosem dla Dolańskiego. Owoc

kilkunastu lat ciężkiej pracy poszedł na marne. Osobista sytuacja Dolańskiego w tym czasie była wyjątkowo ciężka.

Działania wojenne oddzieliły go od rodziców. Szczęściem dla niego było to, że zaopiekowała się nim, jako

przybrana matka, pani Józefa Kaczmarska, profesor gimnazjum lwowskiego, która służyła mu radą i pomocą do

końca swego życia. Dzięki jej pomocy przetrwał ten trudny okres i zdobył się na powtórną rehabilitację, jak byśmy

to dzisiaj powiedzieli. Podjął decyzję, że skoro nie może być artystą, to zostanie pedagogiem i działaczem

społecznym, pomagającym niewidomym w rozwiązywaniu ich problemów życiowych.

10 czerwca 1922 r, zdaje egzamin dojrzałości w prywatnym seminarium nauczycielskim we Lwowie, a 23 maja

1923 r. uzyskuje maturę państwowego gimnazjum jako eksternista, uprawniającą go do podjęcia wyższych studiów.

W tym samym roku rozpoczyna studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, studiując pedagogikę,

socjologię i psychologię. Zdobywając kwalifikacje, prowadzi jednocześnie działalność społeczną na rzecz

niewidomych.

W 1923 r. zakłada we Lwowie Towarzystwo Opieki nad Niewidomymi Dziećmi i Młodzieżą, działające do 1939 r.

Pracuje ponadto jako nauczyciel kontraktowy w zakładzie dla niewidomych. Trudna sytuacja inwalidów wzroku w

Polsce utrwala w nim przeświadczenie o potrzebie zdobycia wysokich kwalifikacji naukowych, by móc wpływać

bezpośrednio na rozwój szkolenia, wychowania i zatrudnienia niewidomych. Wiedział, że w warunkach

międzywojennej Polski będzie się liczył głos niewidomego tylko wówczas, gdy będzie on posiadał wysoki cenzus

naukowy. Mimo ogromnych trudności materialnych i innych, jesienią 1924 r. decyduje się na wyjazd do Francji, by

kontynuować studia w Sorbonie. Kończy je w 1928 r., zdobywając licencjat za pracę dyplomową poświęconą

zagadnieniu "zmysłu przeszkód u niewidomych".

W okresie pobytu swego we Francji nawiązał żywe i serdeczne stosunki z wybitnymi działaczami francuskimi. Za

swe zasługi na rzecz różnych stowarzyszeń społecznych otrzymał w 1925 r. złoty medal od rządu francuskiego.

Studia w Sorbonie, jak sam o tym opowiadał, były dla niego, zwłaszcza w początkach, gdy nie znał języka, bardzo

wyczerpujące. Był moment, gdy mało brakowało, a uległby przemęczeniu i zrezygnował ze studiów. Wówczas to,

idąc za radą lekarza i swych przyjaciół, przeznaczył kilka tygodni na czynny wypoczynek. Wybrał się ze swym

najlepszym kolegą tandemem na zwiedzanie kraju. Po przejechaniu setek kilometrów i zwiedzeniu dziesiątków

zabytków wrócił całkowicie do formy i po powrocie z powodzeniem zdał wszystkie egzaminy.

W czasie wakacji w 1927 r. zorganizował w mieszkaniu swej przybranej matki, Józefy Kaczmarskiej we Lwowie

wydawanie brajlowskiego czasopisma pod nazwą "Pochodnia". Czasopismo to dostarczało niewidomym wiadomości

o życiu i pracy ich kolegów w kraju i za granicą. Koszt druku był pokrywany z funduszów własnych Dolańskiego

oraz jego najbliższych. Niestety, po roku pismo upadło z braku środków finansowych.

Po powrocie z Sorbony podjął Dolański na nowo studia na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie na wydziale

humanistycznym uzyskał dyplom magistra filozofii w 1930 r., po czym, na podstawie uzyskanego we Francji

licencjatu oraz wydrukowanej pracy "Czy istnieje zmysł przeszkód" - został mu nadany w 1931 r. tytuł doktora.

Wypada wspomnieć, że wspomniana praca była bardzo dużym osiągnięciem, opartym o własną metodę badawczą.

W tym czasie podejmuje pracę w charakterze nauczyciela muzyki, a następnie matematyki i geometrii w Zakładzie

dla Niewidomych w Laskach. 15 marca 1931 r, zawiera małżeństwo ze swą bliską współpracownicą - panią Wandą,

która później przez 20 lat, aż do śmierci w 1951 r. będzie dzieliła trudy jego pracowitego życia. W 1931 r. bierze

czynny udział w Międzynarodowym Kongresie w Nowym Jorku, a następnie pogłębia studia w Belgii i Francji. Jego

staraniom w dużej mierze należy przypisać sprowadzenie do Polski wyposażenia drukarni brajlowskiej i podjęcia jej

działalności ("Latarnia").

W tym czasie w Bukareszcie umiera ojciec doktora i powstaje potrzeba zabezpieczenia bytu obydwu matkom

(rodzonej i przybranej), przystępuje więc do budowy domu w Izabelinie, w pobliżu Zakładu dla Niewidomych. W

1932 r, przebywa doktor Dolański głęboki, osobisty dramat - w kilka godzin po urodzeniu umiera mu bowiem dwoje

dzieci (bliźnięta). Kosztem ogromnych wyrzeczeń obojga państwa Dolańskich i daleko posuniętych oszczędności

zostaje wybudowany w połowie lat trzydziestych dom, w którym zamieszkała cała rodzina. Jako ciekawostkę

wypada podać, że budynek został wykonany według planów pana doktora. Lata okupacji państwo Dolańscy spędzili

w swoim domu. Był to czas wykorzystany w pełni na opracowanie projektów przyszłej organizacji Związku

Niewidomych oraz szkolnictwa specjalnego.

Po wojnie już w maju 1945 r. Włodzimierz Dolański opracował memoriał. pt. "Szkic o sprawie niewidomych w

Polsce, który skierował do Prezydium Rządu. W memoriale tym poddał ostrej krytyce niedostateczne przygotowanie

zawodowe niewidomych oraz niewłaściwe formy pomocy ze strony społeczeństwa i państwa, wynikające z

niezrozumienia specyficznych potrzeb inwalidów wzroku. W nim też sformułował zasadniczą tezę, stojącą u

podstaw prawidłowej organizacji pomocy niewidomym, której motto brzmiało: "nic o nas bez nas". Wywarła ona

korzystny wpływ na rozwój późniejszych wzajemnych stosunków między niewidomymi i ich organizacjami a

innymi instytucjami współpracującymi. Tylko na zasadzie zrozumienia potrzeb niewidomych i życzliwej pomocy ze

strony osób widzących, często nie wykluczającej wzajemności, mogliśmy uzyskać obecne osiągnięcia.

Autor memoriału całkowicie przeciwstawiał się działalności filantropijnej jako upokarzającej formie pomocy.

Stanowi to ogromną zasługę, świadczącą o doskonałej znajomości psychiki niewidomych. Władze państwowe

pozytywnie ustosunkowały się do memoriału i wysunęły sugestię, aby autor podjął inicjatywę zorganizowania

ogólnopolskiego związku niewidomych. W wyniku energicznej działalności udało się doktorowi Dolańskiemu

doprowadzić do krajowego zjazdu w Chorzowie w październiku 1946 r., na którym delegaci regionalnych związków

powołali do życia ogólnopolski Związek Pracowników Niewidomych. Pierwszym prezesem Zarządu Głównego

został główny jego inicjator, Włodzimierz Dolański. W tym samym roku zlecono mu wykłady w Państwowym

Instytucie Pedagogiki Specjalnej. W tym czasie, w wyniku starań Dolańskiego, powstały dwa ośrodki przepisywania

brajlowskich książek - w Bydgoszczy i we Wrzeszczu, co do 1949 r. dało w efekcie, ponad 400 tomów książek i

podręczników. Z jego inicjatywy w 1948 r. zostaje powołana do życia przy Ministerstwie Oświaty Komisja

Doradcza dla Spraw Niewidomych, której zostaje wiceprzewodniczącym. W tym samym roku, w ścisłej konsultacji

z Ministerstwem Pracy i Opieki Społecznej, uzyskuje dla niewidomych ponad 420 zegarków brajlowskich, 6

specjalnych maszyn dziewiarskich oraz znaczną ilość innego sprzętu. Po dwudziestoletniej przerwie organizuje

Dolański wydawanie w brajlu miesięcznika "Pochodnia", w oparciu o maszyny drukarskie uzyskane z

Amerykańskiej Fundacji w Paryżu. Celem rozwinięcia propagandy spraw niewidomych i zyskania przyjaciół w

społeczeństwie zdolnych do świadczenia pomocy inwalidom wzroku organizuje wydawanie czasopisma "Przyjaciel

Niewidomych". W swej społecznej działalności kładzie duży nacisk na pomoc szkołom specjalnym dla

niewidomych, rozwój warsztatów zatrudniających inwalidów wzroku i zapewnienie im niezbędnych surowców oraz

pomaga organizować kursy przysposobienia do pracy w przemyśle.

W czerwcu 1948 r. Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej i Departament Spraw Społecznych przy ONZ wysyłają

doktora Dolańskiego do Anglii w celu poznania metod szkolenia i rehabilitacji tamtejszych ośrodków i przeniesienia

ich doświadczeń do analogicznych placówek w naszym kraju. W 1949 r. bierze czynny udział w pracach

Międzynarodowego Zjazdu Niewidomych w Oxfordzie i przyczynia się do powstania organu doradczego dla spraw

niewidomych przy ONZ (późniejszej Światowej Rady Pomocy Niewidomym), zostaje członkiem komitetu

wykonawczego. Dla poprawy sytuacji ekonomicznej warsztatów uzyskuje w tym czasie Dolański pożyczkę z

Ministerstwa Pracy - 9 milionów złotych - i z Varimexu - 27 milionów, co przyczynia się bardzo poważnie do

rozwoju produkcji i zatrudnienia niewidomych. Pożyczki te zostały całkowicie spłacone na początku 1950 roku.

Rozumiejąc konieczność wyposażenia szkół specjalnych w pomoce naukowe, podejmuje inicjatywę zorganizowania

w Warszawie centralnego ośrodka ich wytwarzania i rozprowadzania. Sprowadza jednocześnie z zagranicy dalszą

partię maszyn dziewiarskich, 600 tabliczek brajlowskich i znaczne ilości papieru. Pozwala to na zaspokojenie

najpilniejszych potrzeb szkół oraz poszczególnych osób.

Okres od 1945 do początku 1950 r. zaznaczył się w życiu dr Dolańskiego jako czas wytężonej działalności

społecznej dla dobra ogółu niewidomych na terenie całego kraju. Wypada podkreślić, że pracował bezinteresownie,

korzystając jedynie z płatnego urlopu nauczycielskiego. Koszty licznych podróży i przesyłek pocztowych bardzo

często pokrywał z własnych funduszy. Biuro Zarządu Głównego mieściło się w jego prywatnym sublokatorskim,

jednopokojowym mieszkaniu przy ulicy Grottgera. Swą pracę wykonywał z pomocą żony, nieodłącznej towarzyszki

wszystkich trudów, sukcesów i niepowodzeń, radości i przykrości. Tych ostatnich niestety nie brakowało. Zarząd

Okręgu Warszawskiego, a zwłaszcza jego ówczesny przewodniczący, dokładał wszelkich starań, by uprzykrzyć

doktorowi pracę. Nie cofał się przed pisaniem donosów oraz oszczerstw, powodujących kontrole, które w

konsekwencji wykazywały bezzasadność zarzutów, a jedynie zakłócały spokój i wnosiły ferment w środowisko

niewidomych. W wyniku często powtarzających się donosów władze doszły do wniosku, że najlepszym

rozwiązaniem problemu będzie zawieszenie w czynnościach zarządu i powołanie kuratora. Prezydent miasta

Warszawy pismem z 17 marca 1950 r. rozwiązał zarząd i mianował kuratora.

Był to wyjątkowo ciężki okres w życiu doktora Dolańskiego. Bardzo boleśnie odczuł brak kontynuacji wielu

rozpoczętych przez siebie prac, a w szczególności oddanie Akademii Medycznej ośrodka we Wrzeszczu, którego

bronił wszystkimi dostępnymi środkami. W maju 1950 r. uchwałą zarządu Okręgu PZN w Warszawie został

wykluczony z szeregu Związku. Należy podkreślić, że inne okręgi nie solidaryzowały się ze wspomnianą uchwałą,

czego najlepszym dowodem był fakt przyznania honorowego członkostwa przez organizację wrocławską.

W tym czasie doktor powraca do pracy nauczycielskiej w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach. W 1951 r.

przeżywa głęboko chorobę i śmierć żony. Żelazna wola czynu i chęć niesienia pomocy innym każe mu i na terenie

Lasek prowadzić działalność na rzecz ogółu. Nawiązuje bezpośredni kontakt z władzami wojskowymi, które z jego

inicjatywy podejmują decyzję budowy dróg bitych i basenu sportowego na terenie Zakładu. Wybudowano wówczas

2000 metrów wypukłych dróg bitych, brodzik dla dzieci, basen dla starszych oraz przeprowadzono linię telefoniczną.

Kosztowało to dużo zachodu ze strony doktora, zwłaszcza uzyskanie dość znacznych środków finansowych na zakup

niezbędnych materiałów. Dzięki wybudowanym szlakom komunikacyjnym niewidomi bez trudności mogą wszędzie

trafić na terenie zakładu, obejmującego przestrzeń kilkudziesięciu hektarów i kilkanaście budynków. Rozszerza i

aktualizuje swą przedwojenną pracę o zmyśle przeszkód niewidomych i wydaje ją drukiem w 1954 r. Wspólnie z

Janiną i Zdzisławem Zajączyńskimi opracowuje podręcznik do nauki brajla "Równajmy krok".

W 1953 r. zawiera powtórne małżeństwo i od tej pory, podobnie jak dawniej, widzieliśmy pana doktora w

towarzystwie żony - pani Marii, której subtelnemu wpływowi i pomocy w dużym stopniu zawdzięczał dalsze

sukcesy w pracy społecznej, naukowej i zawodowej. W styczniu 1956 r. zostaje członkiem Komisji Kompensacji

Zmysłów Polskiej Akademii Nauk i nawiązuje ścisłą współpracę z prof. Dembowskim, przewodniczącym komisji.

W maju 1956 r. na plenarnym posiedzeniu Zarządu Głównego i sądu koleżeńskiego zostaje zrehabilitowany po

stwierdzeniu, że wysuwane dawniej zarzuty były całkowicie bezzasadne. W 1957 r. uchwałą Rady Państwa zostaje

odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W dwa lata później bierze udział w

międzynarodowym kongresie zorganizowanym w Rzymie przez Światową Radę Pomocy Niewidomym. W drugiej

połowie lat 50-tych włącza się czynnie do prac Rady Tyflologicznej i Centralnego Ośrodka Tyflologicznego,

publikuje w zeszytach "Sprawy Niewidomych" zebrane za granicą materiały, ilustrujące osiągnięcia oświatowe i

rehabilitacyjne. Na szczególne podkreślenie zasługuje jego działalność naukowa i publicystyczna. Swe prace

drukuje, począwszy od 1922 r., w "Słowie Polskim" we Lwowie, w "Przyjacielu Niewidomych", "Szkole

Specjalnej", "Problemach", w "Zeszytach Problemowych Nauki Polskiej", "Pochodni", "Naszym Świecie" i innych.

Jego artykuły cieszyły się zawsze ogromnym zainteresowaniem, przekazywał w nich bowiem swą głęboką wiedzę,

stale aktualizowaną, o życiu i pracy niewidomych całego świata. Szczególnie cenne było w nich dążenie do

pokazania metod uzyskiwania życiowych osiągnięć przez niewidomych, jak również świadczenia im pomocy przez

osoby widzące. Pozostawił między innymi niewykończone prace "Historia pisma niewidomych" oraz cykl wykładów

wygłoszonych w PIPS-ie, a obejmujących dzieje niewidomych od starożytności do chwili obecnej.

Mimo bardzo złego stanu zdrowia doktor Dolański niemal do ostatniej chwili myślał o wykończeniu rozpoczętych

dzieł i uporządkowaniu posiadanych materiałów. Na kilka miesięcy przed śmiercią przekazał do Biblioteki

Centralnej kilka uporządkowanych tomów bardzo cennych dokumentalnych opracowań i korespondencji.

Doktor Dolański miał jak mało kto szczególnie trudne życie. Wymagało ono od niego wyjątkowego charakteru,

silnej woli i nieprzeciętnej pracowitości. W wykonywanej pracy zatracał się bez reszty, niczego nie umiał robić

połowicznie. Był człowiekiem, jak to się dziś mówi, w pełni zrehabilitowanym. Nie mając jednej ręki i nie mogąc

wynająć pracownika, potrafił na przykład rozkręcić fortepian, położyć go na wałki, przesunąć do drugiego pokoju,

skręcić i postawić bez niczyjej pomocy. Jak pamiętamy, na studia do Francji wyjechał, nie znając języka. Posiadał

wyjątkową umiejętność wyczuwania, komu i jak trzeba przyjść z pomocą. Dla wszystkich, którzy mieli zaszczyt

osobiście go znać, pozostanie na zawsze wzorem do naśladowania. W młodzież, którą uczył, potrafił wpoić wiarę we

własne siły i możliwości życiowe niewidomych. Czuło się w jego wykładach, że to co mówił, co radził, sam

poprzednio przeżył i doświadczył. Jego rady nigdy nie były gołosłowne.