Adolf Szyszko

 

Włodzimierz Dolański: Jego życie i praca (*"Pochodnia" 1973 nr 5-6.)

 

Doktor Włodzimierz Dolański urodził się w Jassach (Rumunia) w dniu 11 września 1886 roku. Był synem polskiego emigranta, który za udział w powstaniu styczniowym musiał szukać chleba na obczyźnie. Włodzimierz, uczęszczając do czwartej klasy szkoły podstawowej w Bukareszcie, w wieku 10 lat uległ wypadkowi, w wyniku którego stracił

wzrok i prawą rękę. Korzystając z nieuwagi domowników wyniósł skrzynkę z nabojami, z kilku z nich wysypał proch i podpalił. Lekarz udzielający pierwszej pomocy uznał, że stan jest beznadziejny. Mimo to rodzicom udało się syna odratować. Wypada wspomnieć, że lekarze w bukaresztańskim szpitalu dawali nadzieję uratowania resztek wzroku w jednym oku. Przypadek zrządził, że pacjent niechcący uderzył łokciem Włodzimierza właśnie w to oko, co spowodowało wylew i pogrzebało nadzieję na utrzymanie resztek wzroku. Niewidomy chłopiec do16 roku życia przebywał w domu. W tym czasie jedynym jego "lektorem" był młodszy brat - Ludwik. W 1902 r. Włodzimierz Dolański został przyjęty do Zakładu Ciemnych we Lwowie po uprzednim egzaminie z "samoobsługi",

przeprowadzonym przez dyrektora. Zakład bał się kłopotów związanych z niewidomym uczniem bez jednej ręki. Tu mógł dopiero niewidomy rozpocząć realizację swych marzeń o zostaniu pianistą. W początkowym okresie decydujący wpływ na rozwój umiejętności gry na fortepianie miała nauczycielka zakładu - pani Maria Zajchowska, której przyszły muzyk bardzo wiele zawdzięczał. W czasie pobytu w zakładzie, poza własną nauką, pełnił również

obowiązki pomocy pedagogicznej w stosunku do młodszych kolegów. Wybitny talent muzyczny, wyjątkowa pracowitość, rozwijana żelazną wolą, w krótkim czasie przyniosły pozytywne wyniki.

Już w 1920 r. dał pierwszy publiczny koncert w Bukareszcie, bardzo pozytywnie oceniany przez krytykę, co znalazło swój wyraz w prasie. Od tej chwili całkowicie i bez reszty poświęcił się sztuce. Początkowo korzystał z nauki u profesora Kurza we Lwowie, z którym łączyła go głęboka przyjaźń, a następnie, korzystając z jego rady, wyjechał do Berlina, do profesora Eisenberga, celem pogłębienia studiów muzycznych. Ten czas to okres gigantycznej pracy nad opanowaniem mistrzowskiej techniki i urzekającej, swoistej interpretacji granych utworów - Bacha (gawot), Reineckiego (sonata oryginalna na lewą rękę), Rubinsteina (etiuda i melodia), Leszetyckiego (fantazja z Lucii), Zichyego (walc) i inne. W 1910 r. i w latach następnych do wybuchu I wojny światowej daje liczne koncerty: w

Bukareszcie, Lwowie, Wiedniu i innych miastach, cieszące się dużym powodzeniem.

W 1912 r. ulega nieszczęśliwemu wypadkowi, a mianowicie uderza bardzo silnie czwartym palcem w klucz fortepianu, tkwiący w zamku. Wynik tego uderzenia jest w skutkach opłakany, pociąga za sobą konieczność dwóch operacji nerwu. Gra na długi okres czasu musi być przerwana. Rozpacz pianisty pogłębia jeszcze fakt zachorowania w 1916 r. na zapalenie płuc z komplikacjami. Kilkuletnie ćwiczenia do 17 godzin dziennie nadwyrężyły ponadto

mięsień barkowy, powodując konieczność całkowitego wypoczynku i jego regeneracji. W tej sytuacji Dolański mógł wrócić do gry na fortepianie dopiero w 1917-1918 r. Stypendium otrzymywane od królowej rumuńskiej, Carmen Sylva, pozwoliło na pokrycie kosztów związanych ze "studiami muzycznymi", podjętymi w 1909 r. po opuszczeniu

Zakładu Ciemnych we Lwowie. Mimo niepowodzeń związanych ze stanem zdrowia, Dolański wrócił do "formy" i przygotowywał się do tournee pianistycznego na terenie Polski w latach 1920-21. Niestety, nadwerężony mięsień barkowy oraz operowany nerw odmówiły posłuszeństwa, grożąc całkowitą utratą władzy w ręce. Lekarze w tej sytuacji zabronili gry na fortepianie. Łatwo sobie wyobrazić, jakim to było ciosem dla Dolańskiego. Owoc

kilkunastu lat ciężkiej pracy poszedł na marne. Osobista sytuacja Dolańskiego w tym czasie była wyjątkowo ciężka.

Działania wojenne oddzieliły go od rodziców. Szczęściem dla niego było to, że zaopiekowała się nim, jako przybrana matka, pani Józefa Kaczmarska, profesor gimnazjum lwowskiego, która służyła mu radą i pomocą do końca swego życia. Dzięki jej pomocy przetrwał ten trudny okres i zdobył się na powtórną rehabilitację, jak byśmy to dzisiaj powiedzieli. Podjął decyzję, że skoro nie może być artystą, to zostanie pedagogiem i działaczem społecznym, pomagającym niewidomym w rozwiązywaniu ich problemów życiowych.

10 czerwca 1922 r, zdaje egzamin dojrzałości w prywatnym seminarium nauczycielskim we Lwowie, a 23 maja 1923 r. uzyskuje maturę państwowego gimnazjum jako eksternista, uprawniającą go do podjęcia wyższych studiów.

W tym samym roku rozpoczyna studia na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, studiując pedagogikę, socjologię i psychologię. Zdobywając kwalifikacje, prowadzi jednocześnie działalność społeczną na rzecz niewidomych.

W 1923 r. zakłada we Lwowie Towarzystwo Opieki nad Niewidomymi Dziećmi i Młodzieżą, działające do 1939 r. Pracuje ponadto jako nauczyciel kontraktowy w zakładzie dla niewidomych. Trudna sytuacja inwalidów wzroku w Polsce utrwala w nim przeświadczenie o potrzebie zdobycia wysokich kwalifikacji naukowych, by móc wpływać bezpośrednio na rozwój szkolenia, wychowania i zatrudnienia niewidomych. Wiedział, że w warunkach

międzywojennej Polski będzie się liczył głos niewidomego tylko wówczas, gdy będzie on posiadał wysoki cenzus naukowy. Mimo ogromnych trudności materialnych i innych, jesienią 1924 r. decyduje się na wyjazd do Francji, by kontynuować studia w Sorbonie. Kończy je w 1928 r., zdobywając licencjat za pracę dyplomową poświęconą zagadnieniu "zmysłu przeszkód u niewidomych".

W okresie pobytu swego we Francji nawiązał żywe i serdeczne stosunki z wybitnymi działaczami francuskimi. Za swe zasługi na rzecz różnych stowarzyszeń społecznych otrzymał w 1925 r. złoty medal od rządu francuskiego. Studia w Sorbonie, jak sam o tym opowiadał, były dla niego, zwłaszcza w początkach, gdy nie znał języka, bardzo

wyczerpujące. Był moment, gdy mało brakowało, a uległby przemęczeniu i zrezygnował ze studiów. Wówczas to, idąc za radą lekarza i swych przyjaciół, przeznaczył kilka tygodni na czynny wypoczynek. Wybrał się ze swym najlepszym kolegą tandemem na zwiedzanie kraju. Po przejechaniu setek kilometrów i zwiedzeniu dziesiątków zabytków wrócił całkowicie do formy i po powrocie z powodzeniem zdał wszystkie egzaminy.

W czasie wakacji w 1927 r. zorganizował w mieszkaniu swej przybranej matki, Józefy Kaczmarskiej we Lwowie wydawanie brajlowskiego czasopisma pod nazwą "Pochodnia". Czasopismo to dostarczało niewidomym wiadomości o życiu i pracy ich kolegów w kraju i za granicą. Koszt druku był pokrywany z funduszów własnych Dolańskiego oraz jego najbliższych. Niestety, po roku pismo upadło z braku środków finansowych.

Po powrocie z Sorbony podjął Dolański na nowo studia na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie na wydziale humanistycznym uzyskał dyplom magistra filozofii w 1930 r., po czym, na podstawie uzyskanego we Francji licencjatu oraz wydrukowanej pracy "Czy istnieje zmysł przeszkód" - został mu nadany w 1931 r. tytuł doktora.

Wypada wspomnieć, że wspomniana praca była bardzo dużym osiągnięciem, opartym o własną metodę badawczą. W tym czasie podejmuje pracę w charakterze nauczyciela muzyki, a następnie matematyki i geometrii w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach. 15 marca 1931 r, zawiera małżeństwo ze swą bliską współpracownicą - panią Wandą, która później przez 20 lat, aż do śmierci w 1951 r. będzie dzieliła trudy jego pracowitego życia. W 1931 r. bierze

czynny udział w Międzynarodowym Kongresie w Nowym Jorku, a następnie pogłębia studia w Belgii i Francji. Jego staraniom w dużej mierze należy przypisać sprowadzenie do Polski wyposażenia drukarni brajlowskiej i podjęcia jej działalności ("Latarnia").

W tym czasie w Bukareszcie umiera ojciec doktora i powstaje potrzeba zabezpieczenia bytu obydwu matkom (rodzonej i przybranej), przystępuje więc do budowy domu w Izabelinie, w pobliżu Zakładu dla Niewidomych. W 1932 r, przebywa doktor Dolański głęboki, osobisty dramat - w kilka godzin po urodzeniu umiera mu bowiem dwoje dzieci (bliźnięta). Kosztem ogromnych wyrzeczeń obojga państwa Dolańskich i daleko posuniętych oszczędności

zostaje wybudowany w połowie lat trzydziestych dom, w którym zamieszkała cała rodzina. Jako ciekawostkę wypada podać, że budynek został wykonany według planów pana doktora. Lata okupacji państwo Dolańscy spędzili w swoim domu. Był to czas wykorzystany w pełni na opracowanie projektów przyszłej organizacji Związku Niewidomych oraz szkolnictwa specjalnego.

Po wojnie już w maju 1945 r. Włodzimierz Dolański opracował memoriał. pt. "Szkic o sprawie niewidomych w Polsce, który skierował do Prezydium Rządu. W memoriale tym poddał ostrej krytyce niedostateczne przygotowanie zawodowe niewidomych oraz niewłaściwe formy pomocy ze strony społeczeństwa i państwa, wynikające z niezrozumienia specyficznych potrzeb inwalidów wzroku. W nim też sformułował zasadniczą tezę, stojącą u

podstaw prawidłowej organizacji pomocy niewidomym, której motto brzmiało: "nic o nas bez nas". Wywarła ona korzystny wpływ na rozwój późniejszych wzajemnych stosunków między niewidomymi i ich organizacjami a innymi instytucjami współpracującymi. Tylko na zasadzie zrozumienia potrzeb niewidomych i życzliwej pomocy ze strony osób widzących, często nie wykluczającej wzajemności, mogliśmy uzyskać obecne osiągnięcia.

Autor memoriału całkowicie przeciwstawiał się działalności filantropijnej jako upokarzającej formie pomocy. Stanowi to ogromną zasługę, świadczącą o doskonałej znajomości psychiki niewidomych. Władze państwowe pozytywnie ustosunkowały się do memoriału i wysunęły sugestię, aby autor podjął inicjatywę zorganizowania ogólnopolskiego związku niewidomych. W wyniku energicznej działalności udało się doktorowi Dolańskiemu doprowadzić do krajowego zjazdu w Chorzowie w październiku 1946 r., na którym delegaci regionalnych związków powołali do życia ogólnopolski Związek Pracowników Niewidomych. Pierwszym prezesem Zarządu Głównego został główny jego inicjator, Włodzimierz Dolański. W tym samym roku zlecono mu wykłady w Państwowym Instytucie Pedagogiki Specjalnej. W tym czasie, w wyniku starań Dolańskiego, powstały dwa ośrodki przepisywania brajlowskich książek - w Bydgoszczy i we Wrzeszczu, co do 1949 r. dało w efekcie, ponad 400 tomów książek i podręczników. Z jego inicjatywy w 1948 r. zostaje powołana do życia przy Ministerstwie Oświaty Komisja Doradcza dla Spraw Niewidomych, której zostaje wiceprzewodniczącym. W tym samym roku, w ścisłej konsultacji z Ministerstwem Pracy i Opieki Społecznej, uzyskuje dla niewidomych ponad 420 zegarków brajlowskich, 6

specjalnych maszyn dziewiarskich oraz znaczną ilość innego sprzętu. Po dwudziestoletniej przerwie organizuje Dolański wydawanie w brajlu miesięcznika "Pochodnia", w oparciu o maszyny drukarskie uzyskane z Amerykańskiej Fundacji w Paryżu. Celem rozwinięcia propagandy spraw niewidomych i zyskania przyjaciół w społeczeństwie zdolnych do świadczenia pomocy inwalidom wzroku organizuje wydawanie czasopisma "Przyjaciel

Niewidomych". W swej społecznej działalności kładzie duży nacisk na pomoc szkołom specjalnym dla niewidomych, rozwój warsztatów zatrudniających inwalidów wzroku i zapewnienie im niezbędnych surowców oraz pomaga organizować kursy przysposobienia do pracy w przemyśle.

W czerwcu 1948 r. Ministerstwo Pracy i Opieki Społecznej i Departament Spraw Społecznych przy ONZ wysyłają doktora Dolańskiego do Anglii w celu poznania metod szkolenia i rehabilitacji tamtejszych ośrodków i przeniesienia ich doświadczeń do analogicznych placówek w naszym kraju. W 1949 r. bierze czynny udział w pracach

Międzynarodowego Zjazdu Niewidomych w Oxfordzie i przyczynia się do powstania organu doradczego dla spraw niewidomych przy ONZ (późniejszej Światowej Rady Pomocy Niewidomym), zostaje członkiem komitetu wykonawczego. Dla poprawy sytuacji ekonomicznej warsztatów uzyskuje w tym czasie Dolański pożyczkę z Ministerstwa Pracy - 9 milionów złotych - i z Varimexu - 27 milionów, co przyczynia się bardzo poważnie do

rozwoju produkcji i zatrudnienia niewidomych. Pożyczki te zostały całkowicie spłacone na początku 1950 roku.

Rozumiejąc konieczność wyposażenia szkół specjalnych w pomoce naukowe, podejmuje inicjatywę zorganizowania w Warszawie centralnego ośrodka ich wytwarzania i rozprowadzania. Sprowadza jednocześnie z zagranicy dalszą partię maszyn dziewiarskich, 600 tabliczek brajlowskich i znaczne ilości papieru. Pozwala to na zaspokojenie

najpilniejszych potrzeb szkół oraz poszczególnych osób.

Okres od 1945 do początku 1950 r. zaznaczył się w życiu dr Dolańskiego jako czas wytężonej działalności społecznej dla dobra ogółu niewidomych na terenie całego kraju. Wypada podkreślić, że pracował bezinteresownie, korzystając jedynie z płatnego urlopu nauczycielskiego. Koszty licznych podróży i przesyłek pocztowych bardzo często pokrywał z własnych funduszy. Biuro Zarządu Głównego mieściło się w jego prywatnym ublokatorskim,

jednopokojowym mieszkaniu przy ulicy Grottgera. Swą pracę wykonywał z pomocą żony, nieodłącznej towarzyszki wszystkich trudów, sukcesów i niepowodzeń, radości i przykrości. Tych ostatnich niestety nie brakowało. Zarząd Okręgu Warszawskiego, a zwłaszcza jego ówczesny przewodniczący, dokładał wszelkich starań, by uprzykrzyć doktorowi pracę. Nie cofał się przed pisaniem donosów oraz oszczerstw, powodujących kontrole, które w

konsekwencji wykazywały bezzasadność zarzutów, a jedynie zakłócały spokój i wnosiły ferment w środowisko niewidomych. W wyniku często powtarzających się donosów władze doszły do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem problemu będzie zawieszenie w czynnościach zarządu i powołanie kuratora. Prezydent miasta Warszawy pismem z 17 marca 1950 r. rozwiązał zarząd i mianował kuratora.

Był to wyjątkowo ciężki okres w życiu doktora Dolańskiego. Bardzo boleśnie odczuł brak kontynuacji wielu rozpoczętych przez siebie prac, a w szczególności oddanie Akademii Medycznej ośrodka we Wrzeszczu, którego bronił wszystkimi dostępnymi środkami. W maju 1950 r. uchwałą zarządu Okręgu PZN w Warszawie został wykluczony z szeregu Związku. Należy podkreślić, że inne okręgi nie solidaryzowały się ze wspomnianą uchwałą,

czego najlepszym dowodem był fakt przyznania honorowego członkostwa przez organizację wrocławską. W tym czasie doktor powraca do pracy nauczycielskiej w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach. W 1951 r. przeżywa głęboko chorobę i śmierć żony. Żelazna wola czynu i chęć niesienia pomocy innym każe mu i na terenie Lasek prowadzić działalność na rzecz ogółu. Nawiązuje bezpośredni kontakt z władzami wojskowymi, które z jego

inicjatywy podejmują decyzję budowy dróg bitych i basenu sportowego na terenie Zakładu. Wybudowano wówczas 2000 metrów wypukłych dróg bitych, brodzik dla dzieci, basen dla starszych oraz przeprowadzono linię telefoniczną.

Kosztowało to dużo zachodu ze strony doktora, zwłaszcza uzyskanie dość znacznych środków finansowych na zakup niezbędnych materiałów. Dzięki wybudowanym szlakom komunikacyjnym niewidomi bez trudności mogą wszędzie trafić na terenie zakładu, obejmującego przestrzeń kilkudziesięciu hektarów i kilkanaście budynków. Rozszerza i

aktualizuje swą przedwojenną pracę o zmyśle przeszkód niewidomych i wydaje ją drukiem w 1954 r. Wspólnie z Janiną i Zdzisławem Zajączyńskimi opracowuje podręcznik do nauki brajla "Równajmy krok".

W 1953 r. zawiera powtórne małżeństwo i od tej pory, podobnie jak dawniej, widzieliśmy pana doktora w towarzystwie żony - pani Marii, której subtelnemu wpływowi i pomocy w dużym stopniu zawdzięczał dalsze sukcesy w pracy społecznej, naukowej i zawodowej. W styczniu 1956 r. zostaje członkiem Komisji Kompensacji Zmysłów Polskiej Akademii Nauk i nawiązuje ścisłą współpracę z prof. Dembowskim, przewodniczącym komisji.

W maju 1956 r. na plenarnym posiedzeniu Zarządu Głównego i sądu koleżeńskiego zostaje zrehabilitowany po stwierdzeniu, że wysuwane dawniej zarzuty były całkowicie bezzasadne. W 1957 r. uchwałą Rady Państwa zostaje odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W dwa lata później bierze udział w międzynarodowym kongresie zorganizowanym w Rzymie przez Światową Radę Pomocy Niewidomym. W drugiej

połowie lat 50-tych włącza się czynnie do prac Rady Tyflologicznej i Centralnego Ośrodka Tyflologicznego, publikuje w zeszytach "Sprawy Niewidomych" zebrane za granicą materiały, ilustrujące osiągnięcia oświatowe i rehabilitacyjne. Na szczególne podkreślenie zasługuje jego działalność naukowa i publicystyczna. Swe prace drukuje, począwszy od 1922 r., w "Słowie Polskim" we Lwowie, w "Przyjacielu Niewidomych", "Szkole Specjalnej", "Problemach", w "Zeszytach Problemowych Nauki Polskiej", "Pochodni", "Naszym Świecie" i innych.

Jego artykuły cieszyły się zawsze ogromnym zainteresowaniem, przekazywał w nich bowiem swą głęboką wiedzę, stale aktualizowaną, o życiu i pracy niewidomych całego świata. Szczególnie cenne było w nich dążenie do pokazania metod uzyskiwania życiowych osiągnięć przez niewidomych, jak również świadczenia im pomocy przez osoby widzące. Pozostawił między innymi niewykończone prace "Historia pisma niewidomych" oraz cykl wykładów wygłoszonych w PIPS-ie, a obejmujących dzieje niewidomych od starożytności do chwili obecnej.

Mimo bardzo złego stanu zdrowia doktor Dolański niemal do ostatniej chwili myślał o wykończeniu rozpoczętych dzieł i uporządkowaniu posiadanych materiałów. Na kilka miesięcy przed śmiercią przekazał do Biblioteki Centralnej kilka uporządkowanych tomów bardzo cennych dokumentalnych opracowań i korespondencji.

Doktor Dolański miał jak mało kto szczególnie trudne życie. Wymagało ono od niego wyjątkowego charakteru, silnej woli i nieprzeciętnej pracowitości. W wykonywanej pracy zatracał się bez reszty, niczego nie umiał robić połowicznie. Był człowiekiem, jak to się dziś mówi, w pełni zrehabilitowanym. Nie mając jednej ręki i nie mogąc wynająć pracownika, potrafił na przykład rozkręcić fortepian, położyć go na wałki, przesunąć do drugiego pokoju,

skręcić i postawić bez niczyjej pomocy. Jak pamiętamy, na studia do Francji wyjechał, nie znając języka. Posiadał wyjątkową umiejętność wyczuwania, komu i jak trzeba przyjść z pomocą. Dla wszystkich, którzy mieli zaszczyt osobiście go znać, pozostanie na zawsze wzorem do naśladowania. W młodzież, którą uczył, potrafił wpoić wiarę we własne siły i możliwości życiowe niewidomych. Czuło się w jego wykładach, że to co mówił, co radził, sam poprzednio przeżył i doświadczył. Jego rady nigdy nie były gołosłowne.

 

 

Józef Szczurek

 

Człowiek wielkiego serca

Jan Silhan (*"Pochodnia" 1971 nr 8.)

 

W południe, 29 czerwca 1971 r. umarł Jan Silhan - człowiek, który całe swoje życie poświęcił sprawie niewidomych.

Przestało bić serce pełne gorących uczuć dla ludzi, sterane w nieustannej dla nich służbie, zgasł do końca świeży i

bystry umysł. Na zawsze odszedł wielkiego formatu działacz społeczny, gorący patriota, przyjaciel każdego

niewidomego i szlachetny człowiek. Życie jego było nieustanną pracą i działaniem.

Jan Silhan urodził się 1 listopada 1889 r. w Rajowie. Pochodził z polskiej rodziny kresowej. Jego ojciec - Franciszek

- był buchalterem, a matka - Anna z Paczoskich - nauczycielką. Tam też ukończył szkołę średnią, a w 1907 r.

rozpoczął studia inżynierskie na Politechnice Kijowskiej. W cztery lata później przeniósł się na Politechnikę

Lwowską i tu zdał pierwszy egzamin państwowy. Wkrótce potem musiał przerwać studia gdyż powołany został do

służby wojskowej. Kiedy służba ta zbliżała się ku końcowi, wybuchła wojna światowa i Jan Silhan znalazł się na

froncie serbskim. W listopadzie 1914 r., w rezultacie odniesionych ran, całkowicie utracił wzrok. Potem nastąpił

dłuższy pobyt w klinice okulistycznej w Budapeszcie. Wzroku nie udało się uratować. Jeszcze w czasie pobytu w

klinice, Jan Silhan zetknął się ze znanym tyflopedagogiem - Halarewiczem, który nauczył go brajla i zapoznał z

problematyką niewidomych, z możliwościami ich pracy. Możliwości te wówczas były bardzo skromne. Jan Silhan

od wczesnej młodości pozostawał pod silnymi wpływami ideologii socjalistycznej. Brał czynny udział w ruchach

studenckich w Kijowie i Lwowie. Odznaczał się wielką wrażliwością na ludzką niedolę. Teraz więc, gdy los

postawił go wśród ludzi, którym nie dane jest widzieć, bez wahania postanowił poświęcić swoje życie rozwikłaniu

ich trudnych dróg.

Po opuszczeniu szpitala Jan Silhan przez dwa lata pracuje w instytucie wychowawczym dla- niewidomych dzieci w

Wiedniu. W tym też czasie pogłębia studia na wydziale filozofii Wiedeńskiego uniwersytetu, a jednocześnie sporo

podróżuje po Europie. Interesuje go głównie sytuacja niewidomych i sposoby rozwiązywania ich zagadnień

życiowych. W 1916 r. wstępuje w związek małżeński z asystentką wojskowego szpitala chirurgicznego - p. Margit,

która od tego czasu będzie dla niego wiernym przyjacielem i współtwórczynią jego sukcesów.

Pod koniec 1917 r. Jan Silhan skierowany został przez wiedeńskie władze państwowe do Lwowa w celu stworzenia

tu wojskowego zakładu dla ociemniałych żołnierzy z terenu Bukowiny, Galicji, Śląska. Na frontach Europy toczyła

się wówczas krwawa wojna i tysiące młodych ludzi wychodziło z niej okaleczonych, załamanych, bezradnych. Było

wśród nich wielu ociemniałych żołnierzy. Powstał trudny problem zajęcia się nimi przyjścia im z pomocą.

Atmosfera w zakładzie, którym kierował Jan Silhan była koleżeńska i szczera. Nauka trwała od jednego do trzech

lat. Jego mieszkańcy uczyli się brajla, muzyki, a także szczotkarstwa i koszykarstwa. Dyr. Silhan był dla nich

przyjacielem, doradcą, udzielał wszechstronnej pomocy w zdobywaniu samodzielności życiowej i stabilizacji. Po

upadku cesarstwa austriackiego, zakład przejęło Ministerstwo Spraw Wojskowych w Warszawie, a Jan Silhan

kierował nim do roku 1926. W tym okresie przez zakład przeszło ponad 180 ociemniałych żołnierzy. Pomimo

inwalidztwa, Jan Silhan 12 lat po utracie wzroku pełnił swe obowiązki w czynnej służbie wojskowej i w tym okresie

awansował do rangi kapitana.

Okres międzywojenny to czas powstawania licznych organizacji, które stawiały sobie za cel niesienie pomocy

niewidomym. Były to niezmiernie trudne początki. Kpt. Silhan czynnie uczestniczy w budowie zrębów

organizacyjnych. Walnie przyczynił się do powstania towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi Żołnierzami i

Oficerami Wojny "Latarnia" w Warszawie, a następnie we Lwowie. Nawiązuje ścisłą współpracę z inną organizacją,

rozwijającą działalność na terenie Małopolski - "Spójnią". Jego działalność zatacza coraz szersze kręgi. W roku 1934

kpt. Silhana wybrano na wiceprzewodniczącego międzynarodowej federacji samopomocowych związków

niewidomych (UABO), która miała swą siedzibę w Szwecji, a posługiwała się językiem esperanto. W trzy lata

później zostaje przewodniczącym tej organizacji. W tym też roku organizuje kongres UABO w Warszawie, w

którym wzięło udział 14 delegacji z różnych krajów.

Przed wojną w poszczególnych zakładach i środowiskach niewidomych stosowano różne systemy brajla, co

niezwykle utrudniało współpracę i wzajemne porozumiewanie się. Kpt. Silhan podjął pracę zmierzającą do

ujednolicenia systemów. W tym celu odwiedza różne ośrodki, organizuje spotkania. W 1934 r. przedsięwzięcie to

zostaje uwieńczone powodzeniem.

Podczas okupacji Jan Silhan udziela lekcji matematyki i, uczy języków obcych we Lwowie, a po zakończeniu

działań wojennych przenosi się do Krakowa. I tu znów rzuca się w wir działania. Z całą energią pracuje nad

odbudową życia organizacyjnego niewidomych. Od 1948 r. przez następne trzy lata jest przewodniczącym

krakowskiego oddziału Związku Pracowników Niewidomych RP, przyczyniając się walnie do powstania

ogólnokrajowej organizacji. Przez dwa lata pracuje również w repetytorium Akademii Górniczo-Hutniczej w

zakładzie matematyki.

Po roku 1950 kpt. Silhan mocno włącza się w działalność wydawniczą Polskiego Związku Niewidomych. Jest

współpracownikiem "Pochodni", redaguje kronikę zagraniczną aż do końca swego życia. Powołuje do życia

kwartalniki "Niewidomy Masażysta" i "Pola Stelo", przez kilka kadencji jest członkiem Zarządu Głównego PZN, a

zawsze, piórem i słowem, walczy o jedność w ruchu niewidomych, o czystą i szczerą atmosferę, o skoncentrowanie

wszystkich wysiłków na mądrym i skutecznym rozwiązywaniu spraw niewidomych, wykorzystując do tego celu

zdobycze nowoczesnej techniki i nauki.

Żadnego ludzkiego życia nie da się zamknąć w kilkudziesięciu zdaniach artykułu, a cóż dopiero życia tak bogatego

w twórcze działanie, jakie wypełniło osobowość Jana Silhana. Był wszędzie gdzie decydowały się sprawy ważne,

inicjował, radził, pomagał. Był gorącym orędownikiem przyjaźni między wszystkimi ludźmi, między wszystkimi

narodami, a szczególnie między niewidomymi różnych krajów. Temu celowi służyła idea esperanto która przekracza

granice i jednoczy ludzi różnych narodów. Głosił ją konsekwentnie przez całe życie. Był żarliwym szermierzem

nowoczesności w rozwiązywaniu spraw niewidomych. Temu celowi podporządkowana była jego praca w

"Pochodni" - przenoszenia na jej łamy, a także na łamy innych czasopism, doświadczeń i osiągnięć niewidomych

innych krajów. Był wybitnym bojownikiem o pełne równouprawnienie niewidomych, utorowanie im w

społeczeństwie szerokiej drogi twórczego, samodzielnego bytu. I temu celowi poświęcił całe swoje życie.

Nie ma takiej grupy zawodowej, takiego środowiska, które nie zawdzięczałoby Janowi Silhanowi jakiejś części

swoich sukcesów. W jakże wielkim stopniu przyczynił się do powstania w Krakowie szkoły masażu, a także szkoły

muzycznej dla niewidomych. A ileż wysiłku włożył w organizowanie krajowej i wojewódzkich sekcji masażystów.

Niemało do zawdzięczenia mają mu spółdzielcy. Przez szereg lat był członkiem Rady Nadzorczej Centrali

Spółdzielni Inwalidów w Warszawie. Współuczestniczył w założeniu Krakowskiej Spółdzielni Niewidomych, a

także przyczynił się w niemałym stopniu do powstania w Warszawie Spółdzielni Ociemniałych Żołnierzy.

Za swą bogatą działalność kpt. Jan Silhan otrzymał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Krzyż

Zasługi, dwukrotnie Srebrny Krzyż Zasługi, Złoty Medal Waleczności i wiele innych odznaczeń.