Biografia prasowa  

 

Stefan Wantuch  

Muzyk, pianista  

Nauczyciel muzyki  w szkole dla niewidomych we Wrocławiu

Organizator  zespołów muzyczno-wokalnych  

 

"Pan od muzyki"  

Wspomnienia o Stefanie Wantuchu

 Tadeusz Golachowski  

Czytając kolejne numery "Magazynu" doszedłem do wniosku, że w cyklu "Sylwetki z przeszłości" nie może zabraknąć postaci Stefana Wantucha - wieloletniego nauczyciela w szkole dla niewidomych we Wrocławiu, instruktora, propagatora i miłośnika muzyki - uczynnego i dobrego człowieka o ciekawej osobowości. Byłem jego uczniem w szkole podstawowej. Poza wychowaniem muzycznym pan Stefan uczył mnie gry na fortepianie i klarnecie. Po ukończeniu szkoły utrzymywałem z nim kontakt aż do jego śmierci.

Treścią tego artykułu będą (nieco uzupełnione przeze mnie) wspomnienia pani Wandy Wantuchowej - wdowy po panu Stefanie - również nauczycielki wrocławskiej szkoły. Pragnę jej serdecznie podziękować za spotkanie i rozmowę.

Stefan Wantuch urodził się we Lwowie w 1928 r. We wczesnym dzieciństwie stracił wzrok po przebyciu bliżej nieokreślonej choroby, o której wiemy dziś tylko to, że towarzyszyła jej bardzo wysoka temperatura. Stefan wcześnie został także osierocony. W wieku 7 lat znalazł się we lwowskiej szkole dla niewidomych, która stała się jego domem. Ferie i wakacje spędzał zwykle u szkolnych kolegów, zapraszany przez ich rodziców.

Lata dzieciństwa i wczesnej młodości były trudne, gdyż do osobistych dramatów ociemniałego i osieroconego chłopca dołączyły się utrapienia, jakie niosła wojna i okupacja. Jednakże osobowość młodego człowieka kształtowała się pod wpływem wychowawców i innych dobrych ludzi, ale przede wszystkim dzięki jego własnej ambicji, pracowitości i prawości charakteru.

Lwowska szkoła wprowadziła Stefana w muzykę, gdyż uczono tam gry na różnych instrumentach i zapewniano młodzieży uczestnictwo w spektaklach operowych oraz koncertach. Ponadto zdolniejsi uczniowie zdobywali kwalifikacje organistowskie i potem często znajdowali pracę w kościołach. Szkoła przyuczała również do zawodu szczotkarza i koszykarza oraz prowadziła zajęcia praktyczne, na których uczniowie wykonywali m.in. wyszywane mapy. Wyjaśnia to trochę, skąd u Stefana Wantucha wzięły się tak bogate umiejętności techniczno-manualne, którymi nieraz zaskakiwał otoczenie.

Okupację Stefan Wantuch spędził we Lwowie i niechętnie wspominał ten zły czas. Wśród wspomnień pani Wandy zachowało się jedno - o życzeniach wigilijnych, które Stefan składał sobie z przyjacielem: żeby na choince było pełno kromek chleba. W roku 1944 przyszło mu

opuścić ukochane miasto. Znalazł się w Warszawie w Instytucie Głuchoniemych i Ociemniałych na placu Trzech Krzyży, gdzie przeżył Powstanie Warszawskie. Po jego upadku przeszedł przez obóz w Pruszkowie. Przez jakiś czas mieszkał potem w Częstochowie, a następnie w Krakowie. Tu doczekał końca wojny pod opieką zakonników, którym za utrzymanie odwdzięczał się, pełniąc obowiązki organisty. Jak widać, w tamtych czasach umiejętności muzyczne były dobrym sposobem na przetrwanie.

Pani Wanda podkreśla jednak, że Stefan miał tak wielkie poczucie własnej godności, iż nie wchodziły w grę żadne formy zarobkowania, które w jego mniemaniu przynosiłyby ujmę, np. uliczne muzykowanie.

Zaraz po wojnie Stefan Wantuch znalazł się w Laskach, gdzie podjął naukę w trzyletnim zawodowym gimnazjum masażu. Równolegle uczęszczał do szkoły muzycznej w Warszawie, gdzie uczył się gry na fortepianie i organach. Naukę w tej szkole kontynuował po ukończeniu gimnazjum, pracując jako masażysta. W roku 1950 pojawiła się w Warszawie pani S. Kaćma - nauczycielka ze szkoły lwowskiej. To ona skłoniła młodego człowieka, aby przeniósł się do Wrocławia i podjął pracę nauczyciela muzyki w niedawno otwartym Zakładzie Dzieci Niewidomych. Po objęciu tej posady Stefan uzupełniał wykształcenie, gdyż mimo wiedzy i

umiejętności, nie miał jeszcze odpowiednich papierów. Skończył więc w trybie zaocznym liceum pedagogiczne, a następnie przez dwa lata kształcił się w Państwowym Instytucie Pedagogiki Specjalnej w Warszawie pod kierunkiem Marii Grzegorzewskiej i Włodzimierza Dolańskiego. Później były jeszcze studia nauczycielskie w Katedrze Upowszechniania Muzyki w ówczesnej Wyższej Szkole Muzycznej we Wrocławiu.

Stefan Wantuch był studentem bardzo zdolnym i pilnym. Profesorowie dostrzegali jego dobry warsztat pianistyczny, a także świetną znajomość harmonii i zasad muzyki. Dysponując słuchem absolutnym, wspaniale też radził sobie z pisaniem dyktand muzycznych. Później ukończył jeszcze podyplomowe studium pedagogiki specjalnej w Lublinie pod kierunkiem prof. Zofii Sękowskiej.

Praca z dziećmi i młodzieżą stała się pasją młodego nauczyciela. Poświęcał jej znacznie więcej czasu i energii niż to było wymagane. Poza śpiewem - tak nazywało się wówczas wychowanie muzyczne - uczył także matematyki. Pamiętam też, że z powodzeniem zastępował kiedyś

nawet rusycystę. Nauczał indywidualnie gry na różnych instrumentach.

Jego specjalnością był fortepian, ale miał także pojęcie o niemal wszystkich innych instrumentach. Prowadził poza tym chór, różne zespoły instrumentalne i wokalno-instrumentalne. Akompaniował solistom, przygotowywał oprawę muzyczną do przedstawień szkolnego

teatrzyku, akademii i innych uroczystości. Najbardziej reprezentacyjne zespoły działające pod jego kierunkiem w latach 50_tych i 60_tych to kilkudziesięcioosobowy chór mieszany i zespół mandolinistów (podobne zespoły były wtedy bardzo popularne). Stefan Wantuch sam

instrumentował utwory dla tego zespołu, jak też często opracowywał pieśni dla chóru. Zespół mandolinistów miał m.in. tę zaletę, że wyposażenie w instrumenty nie było zbyt kosztowne, a dość łatwa technika gry umożliwiała wciągnięcie do zespołu nawet mniej utalentowanych. Założeniem Stefana Wantucha było umuzykalnianie wszystkich uczniów, bez względu na uzdolnienia. Słuszność tej tezy potwierdzają przykłady kilku moich kolegów, którzy początkowo nie grzeszyli muzykalnością, a przez praktykę muzyczną rozwinęli swój słuch imponująco. Później w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym powstawały zespoły gitarowe uprawiające modną wówczas muzykę big-beatową. W latach 70_tych istniał też zespół saksofonistów obejmujący także sekcję rytmiczną. Oczywiście utwory aranżował pan Stefan. Zespoły i chór brały udział w konkursach i przeglądach międzyszkolnych, zarówno w ramach szkolnictwa specjalnego, jak i otwartego, zdobywając czołowe miejsca i główne nagrody.

W swej praktyce nauczyciela muzyki Stefan Wantuch kładł duży nacisk na posługiwanie się brajlowskim zapisem nutowym. Znał doskonale zasady notacji muzycznej dla niewidomych. Posiadał pokaźny zbiór nut wydanych w kraju i za granicą. Miał także bardzo dużo utworów, które przepisał własnoręcznie i zszył w zgrabne zeszyty. Żona była jego lektorką i choć początkowo nie orientowała się w zapisie na pięciolinii, z czasem oboje wypracowali sobie metodę dyktowania nut, uwzględniającą właściwą kolejność podawania oznaczeń, co w zapisie

brajlowskim jest bardzo istotne. Pani Wantuchowej zostało po mężu sporo brajlowskich nut. Wiele z nich to unikalne egzemplarze, niedostępne gdzie indziej w brajlu. Skłonna jest przekazać je chętnym, co zresztą ogłaszała już w prasie środowiskowej. Propozycja jest nadal aktualna. Ewentualni zainteresowani mogą skontaktować się z Redakcją "Magazynu".

Nasz Pan od muzyki zajmował się muzyką nie tylko z powinności zawodowej, ale z autentycznej

pasji, co było widoczne w owocach jego pracy. Bez przerwy przepisywał na brajla nowe nuty - nie tylko dla siebie, lecz dla wszystkich, którzy ich potrzebowali. Czynność ta wypełniała

nauczycielowi wiele czasu. Doskonale pamiętam, jak starannie i bezbłędnie zapisane były przez

niego utwory, których się uczyłem. Pan Wantuch pomagał chętnie nie tylko uczniom z Ośrodka,

ale także innym niewidomym kształcącym się muzycznie. Działał m.in. jako instruktor muzyczny w spółdzielni Dolsin oraz w innych skupiskach niewidomych na Dolnym Śląsku. Pomagał każdemu, kto się do niego zwracał o pomoc. Zwykle nie ograniczało się to do przygotowywania nut, lecz obejmowało szeroki zakres praktycznych i teoretycznych porad. Wszystko to robił przeważnie bezinteresownie. Jednej z osób, która spytała go kiedyś, ile jest winna za lekcje teorii,

odpowiedział dowcipnie, że tym, co ona może zapłacić, on i tak się nie wzbogaci, a na tyle, ile by

to miało naprawdę kosztować, nie stać jej. Poza talentem muzycznym Stefan Wantuch posiadał

wyjątkowy zmysł techniczny. Był przykładem "złotej rączki". Doskonale radził sobie z naprawą

różnych urządzeń. Korygował i stroił instrumenty, reperował aparaty telefoniczne, radia,

magnetofony oraz wszelkie urządzenia gospodarstwa domowego. W swoim mieszkaniu, a bywało, że również u znajomych, montował zamki, kontakty i doprowadzał do perfekcyjnego działania szwankujące mechanizmy, które wpadły mu w ręce. Pamiętam, że przy okazji jakichś imienin, na które zaprosiliśmy Wandę i Stefana Wantuchów, pokazałem mu metronom, którego dzwonek sygnalizujący "raz" był trochę przytłumiony. Poprosił wówczas o kilka narzędzi i tak długo majstrował, aż dzwonek zaczął brzmieć dźwięcznie. Chętnie zajmował się również działką.

Wykonywał tam wszelkie prace ogrodnicze i stolarsko-ciesielskie przy altance. W swoim nowym

mieszkaniu samodzielnie zainstalował oświetlenie i to w ten sposób, aby wszystkie włączniki miały jednakową pozycję przy zapalonym świetle. Ponieważ był całkowicie niewidomy, podczas

instalacji sprawdzał, czy światło jest zapalone, dotykając żarówki. Innym jego "konikiem" było

kolekcjonowanie nagrań, które sam zrealizował. Rejestrował na dostępnych wówczas

magnetofonach - początkowo szpulowych, potem kasetowych - szkolne przedstawienia, występy

chóru i innych zespołów szkolnych. Często sprzęt, którym dysponował, nie był wystarczający,

więc wykorzystując swoje uzdolnienia manualno-techniczne, sam wyczarowywał potrzebne

elementy elektroniczne. W rezultacie dokonywał nagra¨ zupełnie przyzwoitej jakości. Stefan

Wantuch interesował się ponadto grą w szachy. Zbierał i analizował zapisy ważnych partii.

Zdarzało się, że zastępował instruktora koła szachowego i prowadził zajęcia. Znał dość dobrze

język angielski, niemiecki, a także - jak wcześniej wspomniałem - rosyjski. Interesował się

makrobiotyką i medycyną Wschodu. Miał mnóstwo zainteresowań i był otwarty na wszelkie

dziedziny wiedzy. Był fantastycznie zrehabilitowany. Posiadał doskonałą pamięć słuchową i

potrafił rozpoznać po głosie nawet taką osobę, której nie spotykał przez wiele lat. Miał bardzo

dobrą orientację przestrzenną i poruszał się po mieście sam bez białej laski. Wanda Wantuchowa

opowiadała mi, że, gdy chodziła z mężem po lesie, miała pełne poczucie bezpieczeństwa i

wiedziała, że się nie zgubią. Stefan Wantuch uwielbiał turystykę i zachęcał niewidomych do

wędrówek, zwłaszcza górskich. Niejednokrotnie nagrody pieniężne zdobywane przez jego

zespoły muzyczne przeznaczał właśnie na organizowanie wycieczek dla młodzieży. Był

wspaniałym kompanem w wyprawach pełnych przygód. Młodzież za nim wprost przepadała, gdyż był bezpośredni, dowcipny, i w niczym nie przypominał moralizującego belfra. W szkole

zazwyczaj był otoczony wianuszkiem młodych ludzi, którym poświęcał uwagę i czas. To wszystko sprawiało, że uczniowie byli wobec niego lojalni i nie robili mu żartów czy drobnych złośliwości, których nie oszczędzali innym nauczycielom. Stefan uwielbiał muzykowanie w domowym zaciszu.

Chętnie grywał utwory Bacha, Beethovena, Griega, Chopina, Karłowicza i innych znanych

kompozytorów. Dom Wantuchów był zawsze otwarty i gościnny. Odwiedzali go absolwenci,

znajomi i współpracownicy. Dla wielu niewidomych Wanda i Stefan Wantuchowie byli tak bliscy jak rodzina. Lokalizacja ich mieszkania w pobliżu dworca sprawiała, że wpadali do nich zupełnie nieoczekiwani goście. Przybywali tam w poszukiwaniu rady, pomocy, czy choćby noclegu i zawsze spotykali się z zainteresowaniem i życzliwością. Stefan Wantuch był człowiekiem otwartym, uczynnym i prostolinijnym. Miał przy tym poczucie własnej godności, które przejawiało się w postawie antyroszczeniowej. We wdzięcznej pamięci zachowywał tych, którzy dla niego zrobili coś dobrego. Wspominał ze wzruszeniem swoich nauczycieli, wychowawców i przyjaciół ze Lwowa, z czasów wojny i z Lasek. Pomimo bagażu trudnych doświadczeń, odznaczał się niebywałą pogodą ducha. Przypominam sobie tylko jedną sytuację, gdy mój nauczyciel stracił dobry nastrój, a mianowicie kiedy rozbolał go ząb. Sam nie wiem, jakie słabostki można by mu przypisać oprócz tego, że dużo palił, co, niestety, zniszczyło mu zdrowie. Poza tym może był zbyt pedantyczny. Po 36 latach pracy Stefan Wantuch przeszedł na emeryturę. Jednakże zachował wszechstronną aktywność i rozwijał swoje liczne zainteresowania, m.in. pogłębiał wiedzę biblijną i religioznawczą. Nadal pomagał młodym niewidomym uczącym się muzyki, przepisywał nuty i kopiował nagrania. Interesował się całą otaczającą go rzeczywistością - czytał (również w językach obcych), słuchał radia i telewizji. W 1997 r. stan zdrowia Stefana Wantucha znacznie się pogorszył. Pomimo że miał świadomość powagi choroby nowotworowej, zachował opanowanie i wydawał się pogodzony z nieuchronnością tego, co go czeka. Jak w całym swoim życiu, tak i wtedy kierował się rozsądkiem i nie rozczulał się zbytnio nad sobą. Posiadał podstawy wiedzy medycznej, gdyż wykonywał niegdyś zawód masażysty, więc rozmawiał z lekarzami, którzy otwarcie i szczegółowo informowali go o jego stanie zdrowia. Po roku zmaga¨ z rakiem, z odwagą i spokojem, który miał w sobie przez całe życie, zmarł w dniu 24 marca 1998 r.

 Nowy Magazyn Muzyczny  5-6 2003