Czy wszystko akceptować?

Maria Tarlaga

Do niniejszej wypowiedzi sprowokował mnie artykuł z kwietniowej "Pochodni" zatytułowany "Zaakceptować inność". Mówienie o tolerancji nie jest sprawą łatwą. Kilka lat temu byłam świadkiem pewnej rozmowy. Jedna z moich sąsiadek z oburzeniem krytykowała film, który wyświetlano w niektórych kinach. Sypała epitetami jak z rękawa. Gdy się tak zapalała, siedząca obok niej inna sąsiadka zapytała: - A ty ten film już widziałaś? Tamta aż podskoczyła z wrażenia. Ja miałabym takie świństwo oglądać? W Radiu Maryja mówili, to wiem. Ktoś się odezwał, że pójdzie i zobaczy, co to za film. Sąsiadka kipiała gniewem, ale nie była w stanie nikogo przekonać, bo filmu przecież nie widziała. Byłaby bardziej wiarygodna, gdyby bez emocji powtórzyła to, co w tej audycji słyszała. Bo pewnie tam było powiedziane, co w tym filmie jest złe. Czy ta pani wykazała brak tolerancji? Raczej chciała pokazać, że coś tam słyszała i wie. Nawet nie warto z kimś takim dyskutować, no bo co tu można powiedzieć, jeśli się nie zna przedmiotu sporu.

Czy to znaczy, że nie powinniśmy nikogo słuchać? Tak nie można powiedzieć. Przecież nie każdy, kto nam coś proponuje czy odradza, jest nietolerancyjny. Ale zawsze trzeba umieć właściwie wybrać. Jeśli ktoś nam mówi o polityku, że nie należy go popierać, bo to zły człowiek, mamy prawo domagać się konkretnych argumentów. Jeśli argument brzmi: - "bo to Żyd", a potem tylko epitety, nie ma o czym mówić, mamy do czynienia z nietolerancją. Musimy się sami przyjrzeć temu politykowi, jaki on jest naprawdę. Niestety często spotykamy się z taką właśnie prymitywną nietolerancją. Jeśli się kogoś chce skrytykować, to się sprawdza jego pochodzenie. I robią to ci, którzy nie mają pojęcia ani o Żydach, ani o innych. Bo gdyby mieli, to by wiedzieli, że w każdym narodzie zdarzają się geniusze, ludzie przeciętni i dranie. Oczywiście, są ludzie, którzy słysząc język niemiecki, nie potrafią ukryć zdenerwowania. I my nie mamy prawa mówić im o tolerancji. To oni sami muszą znaleźć w sobie siły do przezwyciężenia tych urazów.

Każdy z nas wyniósł z domu i ze szkoły określony system wartości. Mamy zatem pewien punkt odniesienia. Dla większości takim systemem wartości jest Dekalog, przynajmniej tak mówią. W artykule, o którym wspomniałam na wstępie, jest mowa o aborcji z powodu trudnych warunków życiowych. Jakoś mi to nie pasuje do Dekalogu. No bo jeśli można zabić dziecko z powodu trudnych warunków, to może i bank można obrobić, gdy brakuje pieniędzy na codzienne wydatki? Zło trzeba zawsze nazywać złem. I nie ma to nic wspólnego z tolerancją. Wiadomo, czym są sekty, jakie niosą zagrożenie. To nie jest folklor, który możemy sobie pooglądać, gdy mamy ochotę.

Na początku tekstu czytamy o pewnej dziewczynie, która podobała się autorce tekstu, a panie na przystanku ją skrytykowały. No cóż, można się oburzać, że użyły zbyt ostrego epitetu, ale... że nie pochwaliły, to ich prawo. Niestety, jeśli ktoś decyduje się w miejscu publicznym na jakąś ekstrawagancję, to musi się liczyć z krytyką.

Pamiętam pewne zdarzenie ze szkoły. W klasie była dziewczyna, która prawie każde zdanie ozdabiała wulgaryzmami. Miała ogromny zasób tych słówek. Wstydziłyśmy się iść z nią do sklepu czy stać na przystanku. Wreszcie zaczęłyśmy jej unikać, nikt nie chciał rozmawiać z nią na przerwach. Zrozumiała, że coś jest nie tak, zaczęła się kontrolować i pozbyła się tego nawyku. Czy to była nietolerancja z naszej strony? Kiedy teraz słyszę czasem na przystanku rozmawiające nastolatki, to jednak myślę, że nasza nietolerancja miała sens. Czasem znajdzie się ktoś, kto tego nie pochwala, ale... jeśli środowisko na to zezwala, trudno cokolwiek osiągnąć. Najwyżej można coś usłyszeć.

Są sytuacje, w których takie czy inne zachowanie, choć nie krzywdzi nikogo, jest źle postrzegane. Nikt nie pójdzie do teatru w stroju plażowym, bo nie wypada. Człowiek dobrze wychowany, jeśli pali, nie będzie sięgał po papierosa w towarzystwie osób niepalących. Nie wypada też zmuszać kogoś do picia, jeśli on tego nie chce. Z drugiej strony, jeśli nie akceptujemy czegoś, nie powinniśmy ulegać innym. Nie możemy się potem tłumaczyć, że inni tak robią.

Obecnie niektóre stacje telewizyjne emitują wenezuelskie i brazylijskie seriale. Należę do tej mniejszości, która ich nie ogląda. Nie krytykuję tych, którzy je oglądają, ich prawo. Ale mnie do tego nikt nie zmusi.

I jak to jest z tą tolerancją? Autorka podaje przykład pani, która polubiła kulturę cygańską. Nie wiem, czy można mówić o tolerancji dla osób innej narodowości. Może wtedy, gdy są obok nas. Nie należy wyśmiewać ich wierzeń czy obyczajów. Możemy też poznawać kulturę innych narodów, ale nie musimy ich naśladować. Kogoś interesuje kultura Indian, zbiera o nich wiadomości, zgoda. Ale, gdyby chodził w indiańskim stroju i postawił tipi, pewnie spotkałby się z uśmiechem politowania ze strony sąsiadów.

A jak jest z tolerancją niepełnosprawnych? Myślę, że tu też brakuje wiedzy. Jeszcze teraz zdarza się, że rodzice ukrywają przed sąsiadami prawdę o swoim dziecku. Sąsiedzi podglądają, powstają przeróżne domysły i plotki. A potem dziecko płaci za te błędy. Nam jest potrzebne zrozumienie, ale sami musimy zadbać o to, żeby inni nas znali. Jeśli niewidome dziecko wzrasta ze swoimi widzącymi rówieśnikami, nie ma problemu. Wiem, bo mnie rodzice nie ukrywali. Teraz ludzie przyjmują mnie taką, jaka jestem, ja ich także. I tak jest dobrze.

 Pochodnia lipiec 2001