Dobrosław Spychalski /zdrobniale nazywany Sławek/
00-213 Warszawa, ul Bonifraterska 6 m.11
śtel. 635-49-28
Ociemniały inwalida wojenny z Powstania Warszawskiego
nr legitymacji inw. 1059
                               26 grudzień, 1994




Szanowny Panie Profesorze

   Myślę, że Pan Profesor jeszcze mnie pamięta. Skierował Pana do mnie mój kolega szkolny Stanisław Kujawski /z batalionu Zośka.c /Przy okazji informuję, że jest on w szpitalu na Banacha, chory na białaczkę i wypuszczany na przepustki jedynie na święta.     
Nie pamiętam, kiedy był Pan u mnie. Ja dosyć dużo chorowałem. Miałem 3 udary mózgowe - w latach 1985-1987. W styczniu 1988 przebyłem operację udrożnienia tętnicy szyjnej. Następnie
chorowała moja Matka, która ostatecznie umarła, po wylewie 27 kwietnia 1992 /w szpitalu na Banacha leżała przez 3 miesiące/.
   Ja po ukończeniu 65 roku życia zostałem w tym czasie zmuszony do przejścia na emeryturę. Spowodowane to było tym, że nie chciałem się zgodzić na taką komputeryzację Biblioteki, która
miała między innymi kosztować parokrotnie więcej niż za pośrednictwem innych firm. Sądzę, że jest to szczególnie niemoralne, gdy szpitalom brak środków nawet na leki. Można by  o tym wiele mówić. Chciano, abym sfałszował bilans za 1991 na półtora miliarda złotych - w czterech i pół na sześć miliardów.
W styczniu br. leżałem kilka tygodni w szpitalu na krwiak podmóżkowy. 2 czerwca, po zakończeniu centralnej procesji Bożego Ciała, dostałem udaru słonecznego. Górne ciśnienie spadło mi wówczas na 60, a dolne było niewyczuwalne. W szpitalu, w izbie przyjęć, ciśnienie mi podskoczyło na 110 i wypuszczono mnie do domu. Od tego czasu nie mogę jednak samodzielnie wychodzić na zewnątrz. Moja żona zaś jest bardzo zajęta. Uczy ona języka polskiego w zespole szkół elektronicznych na ul. Zajączka.
   Postanowiłem napisać moje wspomnienia nieco szerzej. Napisałem przeto nie tylko o moim stryju Józefie /który zasługuje na upamiętnienie/- ale o całej rodzinie ze strony ojca.  Myślę również, że w relacjach o innych członkach rodziny zawarte są także niektóre szczegóły o stryju Józefie.
    Do napisania tego listu zmobilizowała mnie audycja, którą słyszałem w Radiu Maryja.
   Zgadzam się z Panem całkowicie, że w obliczu Boga i także historii śmierć kogoś np. z zamojszczyzny, może mieć taką samą wartość co kogoś z batalionów harcerskich. Pamiętam jednak, że bolszewicy wywozili przede wszystkim inteligencję polską.
Podobnie czynili Niemcy. Na przyłączonych bezpośrednio do Rzeszy terenach nie pozwalali oni Polakom uczyć się powyżej piątej klasy szkoły powszechnej. Na obszarze tzw Generalnej Guberni oficjalnie czynne były tylko szkoły średnie o profilu zawodowym. Swego czasu czytałem książkę Moczarskiego pt. "Rozmowy z katem". Według niego ograniczenie wykształcenia było jedną z metod zniszczenia narodów słowiańskich.
    Dobrze rozumiem to,  że nie o wszystkim można każdemu mówić, ale potrzebna jest też prawda historyczna. W lipcu 1993 r byliśmy z żoną w Brwinowie u naszego pierwszego moderatora z oazy rekolekcyjnej w r 1980 r. Żona mówiła wówczas jak uczy Granicy
Nałkowskiej. Znajomy ksiądz odpowiedział "w czasach moich nauczycielka zupełnie na co innego zwracała szczególną uwagę" /cytuję z pamięci/. Zrozumiałem wówczas na czym polega różnica pokoleń. Wydaje się, że nasi władcy zawładnęli także pewnymi pojęciami - np. sprawiedliwością  społeczną, spółdzielczością i in.  - bardzo bliskimi mojemu pokoleniu. Pamiętam, jak kiedyś miałem możność rozmawiać o Janie Pawle II. Powiedziałem wówczas, że ma on zupełnie inną perspektywę widzenia świata w czasie i przestrzeni.  Gdy wybuchła wojna, to miał już ukończone 19 lat i dobrze pamięta problemy z tamtego okresu. Ponadto co 5 lat
przyjeżdżają do niego biskupi z całego świata z relacjami o diecezjach, a własne liczne podróże poprzedza on wnikliwymi studiami.
   Jak sądzę, tonie łatwo jest również porozumieć się, gdy mówi się o Dobrej Nowinie. Ewangelia nie łatwo toruje sobie drogę do serc i umysłów ludzkich. Z pewnością nie będzie mogła być w pełni zrealizowana na tym świecie. Tak np. w czasie ostatniej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski ówczesny biskup przemyski Tokarczuk /szczególnie  zasłużony w budowie kościołów/ chciał przekazać na katedrę unicką jeden z kościołów, to przeciwstawili się temu sami zakonnicy.
   Ostatnio różne  uczucia mogły wzbudzać obchody pięćdziesięciolecia Powstania Warszawskiego. Wydaje mi się, że powinienem się starać wszystko zrozumieć, chociaż nie ze wszystkim muszę się zgadzać. Powstańcy pragnęli mieć "swój dzień"  bezpośrednio po zakończeniu wojny, a tymczasem musieli czekać aż tyle lat. Pamiętam jeszcze reakcję społeczeństwa na list biskupów polskich do niemieckich "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie".  Po latach okazało się, że mieli oni rację. Gdy zaraz po wojnie czytałem z kolegą książkę Osmańczyka "Sprawy Polaków"- to trudno mi było wówczas zgodzić się z jego argumentacją. Później nieraz żałowałem, że zaniedbałem całkowicie język niemiecki i nie
chciałem się nim posługiwać.
   Bardzo szanuję p. Nowaka-Jeziorańskiego, ale nie oznacza to, że trzeba się z nim zawsze zgadzać. Słyszałem, jak mówił on w radiu Wolna Europa, że gdyby udało mu się wcześniej dotrzeć do Warszawy, to może inna była by decyzja w sprawie Powstania.
Wydaje mi się, że nie ma on w tym przypadku racji. Władze podziemne miały całkowitą świadomość nacisków angielskich na porozumienie się z Rosją i zgodę na linię Cursona.
/Mówiło się o tym także u mnie w domu./
  Nie  wiem też dlaczego w dyskusjach nie posługuje się następującymi argumentami:
   Pamiętam dobrze, jak 12 maja 1942 /w rocznicę śmierci Piłsudskiego/, gdy front był pod Moskwą, samoloty radzieckie bombardowały Warszawę. Mój kolega szkolny mówił mi wówczas, że słuchał radia Moskwa. Podali oni wtedy, że bombardowali obiekty niemieckie i dzielnice burżuazyjne. Ja osobiście oglądałem duży odłamek z bomby, na którym był wyryty napis "Varsowie". W tym samym roku Warszawa była bombardowana jeszcze dwukrotnie - w
ostatnich dniach sierpnia i pomiędzy 1 i 3 września. W następnych latach były tylko alarmy lotnicze, ale bez bombardowań. Przed Powstaniem natomiast myśliwce radzieckie toczyły walki z myśliwcami niemieckimi nad Warszawą. Osobiście oglądałem taki pocisk, który wpadł do naszego domu.
Sądzę, że prawda o Powstaniu nie od razu będzie mogła być uznana. Podobna sytuacja była z Katyniem - kiedy Gorbaczow w czasie wizyty w Polsce, nie chciał /lub może nie mógł/ się do niego przyznać.
   Może Pana Profesora zainteresuje także fakt, o którym słyszałem od mojego znajomego. Otóż w pierwszych latach sześćdziesiątych, skierowano go na przeszkolenie wojskowe do GZP,
i uczono między innymi tzw "szarej propagandy". Polegało to między innymi na mówieniu: "On jest bardzo dobry, ale ...".Oczywiście tzw "szara propaganda" nie była wynalazkiem naszych
władców, ale po raz pierwszy spotkałem się z tym, że było to systematycznie wykładane jako specjalna dyscyplina.
Po dwudziestu latach, ten sam pan twierdził, że Rosjanie wynaleźli atomowy silnik do samochodów. Nie uważałem wówczas za celowe wdawanie się w jakieś dyskusje. Świadczy to jednak o sile propagandy.
   Będąc w domu słucham wiele radia - w tym Radia Maryja.
Pamiętam, jak swego czasu ojciec dyrektor radia deklarował publicznie, że nie słucha nic poza Radiem Maryja. Konsekwencją tego wyło umożliwienie wystąpienia w  Radio Maryja p. Boby, która agitowała do głosowania na listę "Ojczyzna 20" - więc jeszcze jedna partia rozbijacka. Występowała ona później również po wyborach. Od jednej ze słuchaczek dowiedziałem się , że pani Boba organizuje pielgrzymki do Oławy. Osobiście miałem możność przesłuchać kasetę z rzekomych objawień z Oławy. Nie dziwię się, że biskupi Polscy zabronili księżom organizowania tego rodzaju pielgrzymek.
   Ostatnio słyszałem w tzw "rozmowach Niedokończonych", jak trzech słuchaczy występowało przeciwko telewizyjnej dyskusji pomiędzy biskupem Pieronkiem i Kwaśniewskim. W obronie biskupa wystąpił później jakiś ksiądz. Następnego dnia zabrał głos ojciec Piotr, który stwierdził, że oglądał tę transmisję i uważa wypowiedzi biskupa Pieronka za prawidłowe.
   Wynika z tego, jak te same fakty mogą być różnie interpretowane przez poszczególnych ludzi. /W przykładzie tym chodzi mi jedynie o zjawisko, a nie o nazwiska./
   Ostatnio słyszałem w radio Wolna Europa dawne nagranie gen. prof. Kukiela. Mówił on o roku 1908 i o zawiązaniu we Lwowie jakiejś organizacji wojskowej. Historyk Pobóg-Malinowski podał w swojej
Historii Polski, że na tym spotkaniu był obecny Piłsudski, a nie przybył Sikorski. Prof. Kukiel twierdził, że uczestniczył wówczas w tym spotkaniu we Lwowie i oświadczył, że nie było na nim
Piłsudskiego. Sikorski był natomiast wezwany do sztabu austriackiego i podobno miał zdawać egzamin na pułkownika.
   Sądzę, że tego rodzaju fakt może zainteresować Pana Profesora. Sytuacja historyków jest z pewnością niełatwa. Niektóre fakty, oparte nawet na bezpośrednich relacjach uczestników mogą okazać się niekiedy wątpliwe. Gorzej jest, gdy historyk jest uwikłany w najnowsze dzieje, które posiadają jakieś znaczenie dla współczesnych. Niezmiernie trudno jest wówczas o prawdę obiektywną, Dobrze przypominam sobie, gdy podczas pielgrzymek do Polski Jana Pawła II bardzo wierzący katolicy wyławiali tylko to, co im odpowiadało. Pomijali natomiast to,
czego nie chcieli słyszeć.
Głośno mówi się obecnie o PRL-bis, a przecież o "homo sovieticus" powiedział ks. prof. Tiszner. O Tisznerze nie można jednak wspomnieć, ponieważ w niektórych kręgach jest się spalonym.
O wiele wcześniej opublikował ktoś artykuł pt. "Zwycięstwo komunizmu bez komunistów".     Czytałem ostatnią encyklikę "naszego Papieża". Wymienia w niej między innymi opowieść "o
bogatym młodzieńcu". Chrystus odpowiedział mu wówczas, że "jeden Bóg jest dobry". Osobiście starałem się zawsze widzieć ludzi przez ich plusy i minusy.
   Jako dyrektor biblioteki musiałem także oddawać wszystko do cenzury. Gdy pewnego roku chcieliśmy wydać katalog książek brajlowskich dla czytelników, to cenzura skreśliła nam trzy
pozycje. Wśród nich była książka Mrożka, na którego istniał wówczas zapis. Książki nie wycofałem, ale nie mogła być zamieszczona w katalogu dla czytelników. Stale mówię o tym, że
trzeba umieć oddzielić dzieło od jego twórcy.
   Któregoś roku znajomy ksiądz January B, powiedział mi, że słyszał od jakiegoś księdza profesora z ATK, że Dobraczyński wydając "Listy Nikodema" podszył się pod nazwisko autora, który nie mógł sam wydać książki. Złożyło się akurat tak, że u mojej Mamy była jej młodsza koleżanka pani Wanda Jeżewska. Jej drugi mąż chorował po wojnie na sklerozę multipleks i leżał w domu. Dobraczyński był jego przedwojennym kolegą. Przynosił on do niego po kilka kartek "listów Nikodema" i razem z nim je sczytywał.
Uważała ona, że jej mąż mógłby być nawet umieszczony jako współautor tej książki. Jednocześnie mówiła ona, że uważała Dobraczyńskiego jako bardzo chytrego na pieniądze.

   Chciałbym tu przytoczyć jeszcze pewne fakty z mojego życia, które właśnie przyszły mi na pamięć. Otóż w r. 1948 przeniosłem się do Warszawy na socjologię. Prof. Ossowski na seminarium polecił zreferować jednemu ze studentów rozdział z książki włoskiego socjologa , Paretto. Było to o "krążeniu Elit" i student ów zaliczył także aktyw partyjny do elity. Oburzyli się
na to studenci marksiści. Próżno prof. Stanisław Ossowski próbował wytłumaczyć, że jest to całkowicie zgodne z definicją przyjętą przez Paretto. Uczestniczyłem także w wykładach i seminarium prof. Marii Ossowskiej. W jednym terminie potrafiła ona wyróżnić 8 znaczeń - w jakim funkcjonuje on w potocznym życiu i w nauce. Wydaje mi się, że wiele dyskusji towarzyskich polega między innymi na tym, iż ludzie używają tych samych słów, ale w
odmiennym znaczeniu.
   Szanowny Panie Profesorze. Pozwolę sobie przypomnieć jeszcze jeden fakt, który przyszedł mi na myśl ostatnio. Może Pan o tym nie pamiętać, ponieważ jest młodszy ode mnie /ja urodziłem się 9 lutego 1927 r./. Osoby do których o tym mówiłem nic nie wiedzą, a przez dziesiątki lat nie wolno było o tym mówić. Wszyscy słyszeli dobrze o tym, że przez całe lata winą za zniszczenie Warszawy obciążano przywódców Powstania. W ówczesnej prasie pisano, że z niszczona była ona w 90% /chodziło tu niewątpliwie o lewobrzeżną część/. W roku 1945 pisano, że Stalin przyrzekł wówczas odbudować pół Warszawy. Można to sprawdzić w archiwalnych egzemplarzach gazet. W zamian za to Rosjanie zbudowali nam pałac kultury w środku stolicy. Oczywiście po rewelacjach Gomułki wszyscy muszą mieć wątpliwości, jak wyglądały rzeczywiste rozliczenia. Tak czy inaczej nie była to odbudowa połowy Warszawy. Osobiście pamiętam dobrze jak wywozili oni wszystko, łącznie z maszynami z fabryk, z ziem zachodnich, przyłączonych do Polski. Wykradali także wszystko z lokali zajmowanych przez nich w rdzennej Polsce. Były wtedy pędzone na wschód tysiące krów.
Pozwolę sobie przytoczyć jeszcze dwa dowcipy. Jeden z nich mówił, że krawcy warszawscy podjęli zobowiązanie uszyć pokrowiec na pałac kultury. Inny dowcip mówił, że mieszkańcy domów, którzy mają okna skierowane na Wisłę i nie muszą patrzeć na pałac kultury będą musieli płacić wyższe komorne.  
   Postaram się w przyszłości podzielić niektórymi doświadczeniami z mojego życia.
   Łączę najlepsze pozdrowienia i bardzo proszę o telefon,  z wiadomością, czy Pan Profesor otrzymał mój list z załącznikiem.
Przepraszam, za różne błędy /w tym komputerowe/, ale  nie mam siły już ich poprawić.
    Przesyłam także nieco spóźnione życzenia świąteczne.
                         z wyrazami szacunku

   //P.s. - W końcu lipca 1995 r. zatelefonowałem do Stanisława Kujawskiego. Chciałem z nim porozmawiać przed rocznicą Powstania.
Od żony dowiedziałem się, że umarł on dn 23 lipca. Przez dłuższy okres chorował on na białaczkę. Przez prawdopodobnie około dwa i pół roku przebywał on na oddziale hematologii w szpitalu na Banacha. W okresie świąt był on wypuszczany na przepustki. Zazwyczaj rozmawiałem wówczas z nim.//
Dobrosław Spychalski                      


   p.s. Przepraszam za tak późne wysłanie mego listu. Stale przypominały mi się nowe fakty, a także niektóre uważałem za nie dość zrozumiałe. Liczyłem również na korektę i adjustację mojej żony, ale ciągle nie miała ona czasu. Brak mi było także papieru kserograficznego do drukarki komputerowej.
    W związku ze zbliżającymi się świętami  Zmartwychwstania Pańskiego życzę wszelkiego błogosławieństwa Bożego oraz zadowolenia z pełnionej służby społecznej.