Biografia prasowa  

 

Zbigniew Tippe  

Przewodniczący koła PZN  Warszawa Południe  

Wybitny działacz na niwie  kultury  

 

 Jak elita to na Paca

Andrzej Szymański  

Zbigniew Tippe przez 20 lat zaprosił do lokalu koła kilkuset ludzi z pierwszych stron gazet.

Ulica Paca znajduje się na warszawskim Grochowie, czyli w dzielnicy Praga Południe. Dwie, trzy dekady temu koło PZN skupiało tu 700 inwalidów wzroku (dziś około 500). Ze stołecznych placówek Związku to koło wyróżnia się jedną cechą. Od 20 lat prowadzi specyficzną działalność świetlicową. Ale o tym za chwilę.

            Z ministerstwa do niewidomych

Zbigniew Tippe ukończył 84 lata i z zawodu jest chemikiem. Urodził się w Krakowie, ale 10 lat swej młodości spędził we Lwowie. Tam zaczął studia chemiczne, które przerwała wojna. Cud boski uratował go przed rozwałką na Piaskowej Górze przez hitlerowców w 1941 roku. Resztę okupacji spędził na robotach przymusowych.

W 1951 roku, po kilku latach pracy na Śląsku, trafił do Ministerstwa Chemii w Warszawie. W tym urzędzie na stanowisku naczelnika, a potem głównego specjalisty, przepracował prawie 30 lat. Kłopoty ze wzrokiem miał już od dawna, ale pod koniec lat 70. bardzo się nasiliły. W 1979 roku stanął przed komisją lekarską i otrzymał II grupę. Rok później zapisał się do PZN. Koło, do którego trafił, czyli na Pradze Południe, znajdowało się w obskurnej, wilgotnej piwnicy domu przy ulicy Międzyborskiej. Przyjęto go słowami:  - Jeśli się panu wydaje, że Związek zapewni panu kokosy, to nie ten adres! Takie przywitanie zniechęciło go na rok do wizyt na Międzyborskiej.

- I proszę sobie wyobrazić, że na pierwszym zebraniu wybrano mnie na członka zarządu koła. Może za moją niewyparzona gębę i upór? - wspomina Tippe.  

Pierwszą rzecz, jaką postanowił załatwić, to zmiana lokalu. Wszystkie decyzje w tamtych latach musiały być zaakceptowane przez towarzyszy z PZPR. Przekonał naczelnika i niewidomi we wrześniu 1983 roku wprowadzili się do baraku przy ulicy Paca. Okręg kupił stoliki, krzesła, firanki, wykładzinę,„odpalił” całkiem niezłe pianino i urządzenia nagłaśniające. Czynsz opłacał do 1992 roku Urząd Dzielnicy. A pan Zbigniew do 1988 roku pełnił funkcję sekretarza, zaś w latach 1988-92 był przewodniczącym. Dziś jest członkiem koła, któremu przewodniczy Włodzimierz Wójcicki.

Lokal przy Paca 42 miał 70 m kw. Niewidomi spotykali się w nim przez 16 lat. Niedogodność tego baraczku polegała na nieciekawym położeniu topograficznym. Znajdował się on na podwórzu szkolnym. Młodzież w przerwach i po lekcjach spalała swoją energię, biegając po dachu drewnianego budyneczku, a gdy jej się znudziło, wybijała szyby. Na dłuższą metę ta sytuacja była nie do zniesienia, więc zarząd wyszukał odważnego klienta, który zajął ich miejsce. Na dodatek dał pieniądze na remont lokalu przy Paca 39, w którym do niedawna mieścił się sklep mięsny. Salka była troszkę mniejsza, ale nikt już nie skakał po dachu i nie wybijał okien.

              Otwarte drzwi

Początek 430 spotkań świetlicowych miał miejsce w 1984 roku. Zrazu na Paca trafiali działacze PZN, okuliści, urzędnicy z dzielnicy.

- Pewnego razu nasza koleżanka, pani Barbara Kłos z Towarzystwa Przyjaciół Warszawy podsunęła myśl, by zapraszać aktorów - opowiada Z. Tippe. - Ja panu załatwię telefony tych ludzi. W niedługim czasie w notesie było już 150 nazwisk! Zadzwoniłem do Lucyny Winnickiej. Ten pierwszy raz wymigała się, ale podała namiary na dwie osoby. Pytam więc poleconego mi pana Jerzego Tokarczuka, filozofa i tłumacza, czy trafi ze swym wystąpieniem do ludzi nieprzygotowanych. O tak! - odpowiedział zdecydowanie. Spotkanie przebiegło gładko, więc stwierdziłem, że profesorowie potrafią się „zachować” i zacząłem ich zapraszać.

Pan Zbigniew w ciągu dwóch dekad ściągnął na 1,5-godzinne spotkania (średnio dwa razy w miesiącu) 100 aktorów, reżyserów, choreografów, scenarzystów, 58 muzyków, śpiewaków, prezenterów, 23 profesorów i naukowców, 20 pisarzy, 26 dziennikarzy, 6 posłów (niewielu, bo oni są zawsze zapracowani!), 19 pracowników urzędu dzielnicy, 29 działaczy PZN itd. Na każde spotkanie przybywało od 30 do 70 osób. Najwięcej na Irenę Santor - 80.  

Kto był? Może lepiej zapytać organizatora - kogo nie było? Ze środowiska aktorów świetlicę odwiedzili m. in.: Nina Andrycz, Hanka Bielicka, Gustaw Holoubek, Adam Hanuszkiewicz, bracia Damięccy, Ewa Dałkowska, Tadeusz Drozda, Edward Dziewoński, Piotr Fronczewski, Janusz Gajos, Krystyna Janda, Jan Kobuszewski, Wiesław Michnikowski... Na Paca występowali piosenkarze i kompozytorzy: Ewa Bem, Bogdan Paprocki, Andrzej Rosiewicz, Andrzej Hiolski, Wanda Warska, Władysław Szpilman...Ludzie pióra: Ryszard Kapuściński, Hanna Krall, ks. Jan Twardowski...Dziennikarze: Daniel Passent, Bohdan Tomaszewski, Zygmunt Broniarek, Janina Paradowska i oczywiście osoby ze środowiska PZN. Z tych ostatnich rekordzistami są: Jolanta Kauffman (19 razy), ksiądz Hoinka (15 razy) i Andrzej Kaszta (13 razy). Pierwszym zaproszonym dawno, dawno temu był Sylwester Peryt, wówczas kierownik biura okręgu warszawskiego. I on to właśnie po latach wystąpił o nadanie Zbigniewowi Tippe  tytułu członka honorowego PZN. Na wiosnę tego roku na wniosek Zarządu Głównego wręczono mu to zaszczytne odznaczenie.

- To ładnie z jego strony, ale ja po prostu lubię te spotkania organizować - mówi laureat. - Cieszy mnie, gdy zebrani mają z nich satysfakcję poznania i bezpośredniego wysłuchania bądź co bądź elity społeczeństwa. I równie jestem zadowolony, gdy goście wychodzą od nas (choć tylko z kwiatkiem, a nie z kopertą) z uśmiechem na twarzy i odrobiną wiedzy o naszym środowisku.

Nie każda z tych gwiazd przybywała na Paca po pierwszym telefonie. Na Janusza Gajosa czekano pięć lat. Do Hanki Bielickiej Zbigniew Tippe dzwoni co jakiś czas z zapytaniem o zdrowie i życzeniami świątecznymi. W odpowiedzi słyszy: -Kochany, mogę do ciebie przyjść na wiosnę, jak się zrobi cieplej i jak się będę dobrze czuła. Bo wiesz, ja z rocznika 1915... Alicja Majewska kiedyś przybyła z niezapowiedzianymi gośćmi - Haliną Frąckowiak, Zbigniewem Wodeckim, Włodzimierzem Korczem - i dali przepiękny koncert kolęd. Literat Piotr Kuncewicz tak się zapomniał, że zamiast o literaturze przez godzinę opowiadał o swych talentach kulinarnych. Świetnym nie tylko piosenkarzem, ale i gawędziarzem jest Jerzy Połomski. Od tej strony publiczność go nie znała.  

W pierwszej połowie tego roku Tippe zorganizował 13 spotkań, na które m. in. przybyli: pisarz Józef Hen, trener Kazimierz Górski, psycholog społeczny Janusz Czapiński. Wszystkie wystąpienia gości pan Tippe nagrywa na kasety (nie zgodziły się do tej pory tylko dwie osoby). Ma ich 330 sztuk. W domu nie było miejsca, więc przekazał je do ZNiW. Co dalej z nimi będzie, czy powstanie z nich płytka CD, nie wiadomo. W każdym razie na szersze rozpowszechnienie muszą się zgodzić zainteresowani.

 Inną formą działania koła są wycieczki turystyczno-krajoznawcze. Najwięcej organizowano ich w latach 1983-1992. Natomiast bardzo chętnie inwalidzi wzroku biorą udział w nieformalnych spotkaniach świetlicowych. Po prostu przychodzą raz w tygodniu na Paca, by pogadać przy herbatce, wyżalić się, poradzić. W większości są to samotne osoby i kontakt z drugim człowiekiem to jakby balsam na ich duszę.

Pan Zbigniew nie wie, jak długo jeszcze będzie prowadził taką formę integracji. - Ja przecież nie jestem najmłodszy - mówi.  

A mnie, i chyba wielu ludziom niewidomym na Pradze Południe, nie chce się wierzyć, że ten dystyngowany, z przedwojennymi manierami starszy pan zrezygnuje z pracy społecznej. Nikt na to nie jest przygotowany. I goście, i słuchacze.         

             

     

     

  Pochodnia lipiec  2004