*   *   *

Rezultat szczęśliwego dzieciństwa  

           Andrzej Szymański

 

Strzelce Wielkie są wsią porozrzucaną na nadwiślańskiej równinie. Liczą około 240 gospodarstw. Kiedyś było ich więcej, ale sporo młodych wyjechało do miast, zostawiając ojcowiznę. Maria Tarlaga, nasza wierna czytelniczka, od wielu lat współpracująca z "Pochodnią" i innymi czasopismami dla niewidomych, mieszka z matką w 60-letnim, drewnianym, ale dobrze utrzymanym domu. Kiedy żył jeszcze gospodarz, czyli ojciec pani Marii, uprawiali ziemię, było kilka krów, świnie, kury - ot tak, jak zwykle na wsi. Ojciec umarł niedawno, zostały dwie kobiety na 30 arach, żyjące ze skromnych rent.

Maria Tarlaga znana jest we wsi. Bez trudu wskazano mi do niej drogę. Jest jedynaczką. Nie widzi od urodzenia. W krakowskiej szkole dla niewidomych na Tynieckiej ukończyła podstawówkę, a liceum - w Brzesku. - "Bardzo wiele zawdzięczam rodzicom - mówi pani Maria - przede wszystkim to, że nie izolowali mnie od zdrowych dzieci, moich rówieśników. Kontakty między dziećmi były bliskie, wspólnie się bawiliśmy, wspólnie chodziliśmy do kościoła. Dawniej więzi międzyludzkie były trochę mocniejsze, niż w dzisiejszym zabieganym świecie. Wiele moich koleżanek i kolegów pozakładało rodziny, mają potomstwo. Ich dzieciaki przychodzą do mnie, odrabiam z nimi lekcje, pomagam głównie w matematyce".

Lokalna społeczność gminna od trzech lat wydaje kwartalnik pod nazwą "W Zakolu Raby i Wisły". Jest to czasopismo finansowane przez Gminne Centrum Kultury w Szczurowej. Część nakładu jest nawet wysyłana do Chicago, gdzie mieszka kilkudziesięciu obywateli tejże gminy. Po cóż ja o tym wszystkim piszę? Ano dlatego, że jednym ze współpracowników "Zakola" jest Maria Tarlaga.

"Jak tam trafiłam? - dziwi się mojemu pytaniu. - Sami mnie odnaleźli. Nasz sołtys Edward Zabiegała znał redaktora naczelnego Mariana Oleksego. Czasopismo dopiero co powstało i pan Marian rozglądał się za współpracownikami. W pierwszym tekście napisałam informacje o Polskim Związku Niewidomych, o potrzebach ludzi pozbawionych wzroku, jak się z nimi "obchodzić", jak im pomagać. Drukowano też moje przyśpiewki dożynkowe, napisałam tekst z okazji Świąt Bożego Narodzenia - jednym słowem współtworzę to pismo"  

 Pisanie do prasy nie było dla mnie nowością, bo piszę od lat do związkowych czasopism, ale i tak trzeba się ciągle uczyć. Przeprowadzanie wywiadów, wyszukiwanie ludzi, którzy mogliby o wielu ciekawych wydarzeniach opowiedzieć, pisanie tekstów związanych z obchodami świąt i rocznic - to moje zadanie w zespole. A przy okazji staram się też przybliżać ludziom problemy niewidomych. Ta działalność, choć nie daje korzyści materialnych, dostarcza dużo satysfakcji. Tu czuję się sobą, a nie jakimś nie liczącym się trybikiem w maszynie, który można wyrzucić, kiedy przyjdzie na to ochota. Jeśli dostaję jakieś zadanie, to wiem, że muszę je wykonać dobrze. Oczywiście zawsze mogę liczyć na pomoc naszego naczelnego redaktora, który chętnie dzieli się z nami swoim dziennikarskim doświadczeniem. Sądzę, że to też chyba jest sposób integracji, o której tyle się ostatnio mówi. Jeśli niewidomi będą zauważani przez lokalne władze, to może w przyszłości i dla nich będzie praca. Jeśli natomiast będziemy się izolować to nic nie wymyślimy.

W tym kolorowym kwartalniku pisze się o miejscowych sprawach, o wyróżniających się ludziach, szkołach, odkryciach archeologicznych na terenie gminy, jest kącik religijny, porad lekarskich, publikuje się stare fotografie architektury wiejskiej, ludzi którzy odeszli.

Oprócz współpracy z lokalnym czasopismem pani Maria dużo czyta, bo jak mówi - trzeba czymś wypełnić czas. Działa też w zarządzie Koła PZN w Brzesku - jest sekretarzem. Ma sporo zajęć, bo trzeba odwiedzać inwalidów wzroku, wysłuchać ich, pomóc w czym się da. W kole zarejestrowanych jest 200 niewidomych, przeważnie starszych. Mieszkają głównie na wsi, a dojechać do nich nie jest łatwo, szczególnie zimą.

Maria Tarlaga - jak już wspomniałem - jest pilną czytelniczką czasopism brajlowskich. Wiedzę o niewidomych popularyzuje nie tylko na łamach "Zakola", ale poprzez spotkania z młodzieżą w szkołach podczas lekcji wychowawczych. Dzieci i nauczyciele są bardzo zadowoleni z jej prelekcji. Poszerza się ich wiedza o świecie inwalidów wzroku. W gminie Szczurowa "oswoili" się z niewidomymi i duża w tym zasługa naszej bohaterki. Kiedy jeszcze chodziła do liceum w Brzesku, nauczyciele i uczniowie różnie reagowali na jej kalectwo. W rozmowach wyczuwało się ich skrępowanie. Może dlatego, że była pierwszą niewidomą w tym liceum. Przełamywała wtedy stereotypy, likwidowała bariery i torowała drogę innym.

Jest bystrą obserwatorką życia: "Młodzi niewidomi ludzie robią błąd, kiedy wracając ze szkół na wieś, skrywają się przed sąsiadami, kiedy uciekają od wiejskiej społeczności. Nie można tak pasywnie żyć. Zdrowi poradzą sobie bez nas, a my zginiemy bez nich".

Halina Rachwał jest w Strzelcach Wielkich szefową Koła Gospodyń Wiejskich. O swej sąsiadce tak mówi: "Marysia bardzo się udziela w naszym kole. Pomaga w organizowaniu imprez, układa wiersze, pisze teksty do piosenek, przygotowuje do występów dożynkowych. Jest naszą kulturalną podporą". 16 pań spotyka się w miarę regularnie, częściej zimą. Urządzają okolicznościowe imprezy, jak Dzień Kobiet, Matki, Mikołajki - a pani Maria jest reżyserem tych spotkań. Czasami się zdenerwuje, pokrzyczy na starsze panie, po kątach porozstawia, bo porządek musi być, a grupa aktorów powinna dobrze być przygotowana do publicznych występów. "Marysia nie oszczędza nikogo - mówi pani Halina. - Układa przyśpiewki o wioskowych sprawach, o gminnych wydarzeniach. Dostaje się w nich i wójtowi i sołtysowi, a jak ktoś zasłuży - to pochwali".

Sołtys Edward Zabiegała, człowiek który wciągnął ją do pracy w prasie lokalnej, prawie od 10 lat rządzi Strzelcami. Sporo przez ten czas zrobił: pobudował drogi, przystanki, założył we wsi telefony. Niedawno ukończono budowę centrum handlowo-kulturalnego. Tu znalazły miejsce dwa sklepy, czytelnia i świetlica. Część pieniędzy daje gmina, sporo prac mieszkańcy wykonują sami w tak zwanym czynie społecznym. Sołtys ma takie podejście do ludzi, że trudno mu odmówić, kiedy o coś poprosi. A i w urzędzie gminnym mają dobre notowania. Wójt pochodzi ze Strzelec, a więc przychylnym okiem patrzy na swoją wioskę. Wiadomo, wszak bliższa koszula ciału. Maria Tarlaga mówi otwarcie, że jest w zgodzie ze sobą. Nie ma kompleksów z powodu kalectwa. Otoczenie ją zaakceptowało, a to dobre samopoczucie, jak stwierdza z naciskiem, to rezultat szczęśliwego dzieciństwa.

Pochodnia grudzień, 1995