Stroicielstwo  Józef Stokłosa

Od dawna   istnieje  ugruntowana opinia, że strojenie  fortepianów i pianin  to jeden z najlepszych  zawodów dla niewidomych. Wielu spośród nich  pracowało i nadal pracuje w tej dziedzinie.  

Należy do nich pan Józef Stokłosa z Legnicy, który stroicielstwem zajmuje się już ponad  50 lat i praca ta daje mu nie tylko chleb, ale  satysfakcję i zadowolenie. Zawód swój wykonuje z  zamiłowaniem i doskonale zna wszystkie jego arkana, toteż  opinie pana Stokłosy na pewno zainteresują czytelników, zwłaszcza tych, którzy chcieliby poświęcić się  stroicielstwu.  Najpierw kilka faktów biograficznych Józefa Stokłosy.   

Urodził się w Zarzeczu w województwie bielskim. W 1938 roku, mając 11 lat, w  wypadku utracił wzrok. Nie pomogły kuracje szpitalne.  We wrześniu  tego samego roku  został przyjęty do szkoły w Laskach, ale przebywał tam tylko jeden rok.  Na skutek wybuchu wojny, nie mógł wrócić do szkoły,   gdyż Śląsk został włączony do Rzeszy Niemieckiej.

Przez trzy lata pracował w gospodarstwie rodziców. Ojciec włączał go do rozmaitych  prac, aby jak najwięcej się nauczył.   

W 1942 15-letni Józef Stokłosa został  wezwany do  inspektora oświaty w Bielsku, który zaproponował mu wyjazd do szkoły dla niewidomych we Wrocławiu. Na przeszkodzie stanęła nieznajomość języka niemieckiego, ale  on chciał się uczyć, aby    zdobyć samodzielność.  Zobowiązał się więc, że w okresie pół roku nauczy się  języka.  I tak został przyjęty do szkoły wrocławskiej. Przy pomocy kolegów mówiących po polsku opanował  język niemiecki.

 

W rok później  przyjęto go do warsztatów, gdzie uczył się wyplatania krzeseł i wycieraczek. Na opanowanie tych czynności  przewidziany był jeden rok, ale Józef przyswoił je sobie  w czasie o połowę krótszym. Przeniesiono go więc do koszykarni. Jednocześnie starał się o  umożliwienie mu nauki strojenia  fortepianów. Dyrektor nie chciał się zgodzić, ale był tam  niewidomy nauczyciel  - pan Dudek, któremu udało się przełamać   dyrektorskie  opory.  

  W 1945 roku, kiedy walki frontowe zaczęły się zbliżać do granic Wrocławia,  uczniowie zostali wywiezieni do ośrodka dla niewidomych w Kemlic /późniejszy  Karlmarxschtad/,  ale tutaj dla wychowanków  nie było żadnych zajęć. Wszyscy czekali na rozwój wydarzeń. Zaraz po zakończeniu działań wojennych młody  Józef Stokłosa uciekł z zakładu i przyjechał   do swego rodzinnego domu Po kilku miesiącach  otrzymał pismo z Lasek, aby powrócił do szkoły.

 Przyjechał  na początku 1946 roku i w okresie dwu lat dokończył szkołę podstawową. Przyszedł czas   wyboru zawodu. Miał za sobą  dwuletnią naukę strojenia fortepianów ze szkoły wrocławskiej   toteż decyzja nie wymagała  gruntownych przemyśleń. Jak było dalej? Z takim pytaniem zwracam się do  mistrza Józefa Stokłosy, z prośbą, aby opowiedział o dalszej swej drodze życiowej.

  - Pan Henryk Ruszczyc załatwił mi przyjęcie do fabryki  pianin w  Kaliszu, mogłem więc doskonalić  zawód stroicielski. Wkrótce  jednak  fabryka ta została upaństwowiona.    Zmieniły się warunki i ludzie. Dowiedziałem się, że podobna fabryka jest  w Legnicy  Pan Ruszczyc, który opiekował się absolwentami Lasek, po przełamaniu  wielu trudności,  pomógł mi  przenieść się do Legnicy. Początkowo były sprzeciwy, gdyż  fabryka miała swoich widzących  stroicieli, a nas, do zatrudnienia,  było dwu niewidomych - Roman Chwalczyk i ja. Razem rozpoczynaliśmy naukę strojenia, przyjaźniliśmy się i razem też z Kalisza chcieliśmy przejść do Legnicy. W końcu udało się i pod koniec lata w 1949 roku rozpoczęliśmy pracę w legnickiej fabryce  fortepianów. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że przepracuję w niej 45 lat.-

Rzeczywiście długo, czemu należy to zawdzięczać?

 

  -Przede wszystkim  dlatego, że lubiłem moją pracę. Bywało różnie, nie brakowało trudności, płacy także nie dało się uznać  za wysoką,   ale czułem się tam bardzo dobrze. Wszyscy mnie cenili i szanowali. W pierwszej połowie lat 50-tych   ukończyłem przyzakładową  szkołę zawodową. Nie należałem do żadnej organizacji politycznej,  a mimo to dostawałem różne   nagrody i odznaczenia,   między innymi - Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Otrzymywałem je za  swą sumienną, uczciwą   pracę.

  Kiedyś inwalidzi mogli pracować siedem godzin dziennie, ale  ja nigdy z tego nie korzystałem, nie liczyłem godzin. Pracowałem, jeśli  trzeba było  - po osiem  i  dziesięć godzin.  To mnie równało z ludźmi widzącymi, byłem jednym z nich, a nie inwalidą pośród nich. Obowiązywały mnie te same normy. Cieszyłem się, że jestem tak samo traktowany, jak każdy inny pracownik.

Zawsze pracowałem najlepiej, jak potrafiłem.  Można było na mnie polegać. Wszyscy wiedzieli, że spod moich rąk nie wyjdzie instrument  źle nastrojony, że robota  wykonana jest dobrze. Nigdy nie miałem żadnych  reklamacji.   

Nie bez znaczenia jest też fakt, że zawsze byłem i nadal jestem samodzielny, Wszędzie chodzę i trafiam gdzie chcę, robię zakupy,  sam załatwiam swoje sprawy. Trzeba pamiętać, że   niewidomy słabo zrehabilitowany, oczekujący ciągłej pomocy, nie budzi zaufania, jedynie - współczucie, a to nie sprzyja wyrobieniu sobie  dobrej pozycji zawodowej.

 W legnickiej  fabryce przez dziesiątki lat   pracowało nas kilku niewidomych stroicieli.  Liczby w różnych okresach się zmieniały, ale była to zawsze kilkuosobowa grupa.   Ja sam wyuczyłem kilku niewidomych.

 Pracowałem tam do 1994 roku. Wtedy przeszedłem na emeryturę, ale nie oznacza to, że przestałem pracować w swoim zawodzie. Zaangażowano mnie natychmiast  na konserwatora fortepianów i pianin w   zespole szkół muzycznych w Legnicy. Jest to duży ośrodek składający się z trzech szkół,  mający około tysiąca uczniów i osiemdziesięciu pedagogów. Pracuję na pół etatu, choć nadal  nie liczę przepracowanych godzin.   

Stroicielstwo  jako zawód dla niewidomego, jakie warunki powinien spełniać  Przede wszystkim musi być dobrze zrehabilitowany, samodzielny,  bo niesamodzielność w poruszaniu się, w pracy, nie budzi zaufania innych ludzi. Jeżeli jest się odpowiedzialnym samodzielnym, dobrze do pracy przygotowanym, to łatwiej wtedy wypracować sobie pozycję, zdobyć zaufanie. Mam żonę i czworo dorosłych dzieci. W tym roku obchodzimy 40- lecie ślubu.

Czy niewidomy może być dobrym stroicielem czy jest to dobry zawód dla niewidomego .

 Gdzie powinni się starać o tę pracę.  

Niewidomy może być bardzo dobrym stroicielem, ale nie może wykonywać skomplikowanych, często bardzo precyzyjnych prac technicznych, to musi robić człowiek widzący, bo często instrument wymaga nie tylko nastrojenia, ale i skomplikowanych napraw. Techniczne naprawy mechanizmu pianina czy fortepianu to jest bardzo skomplikowane. Mam dwu techników z którymi współpracuję.  jednego do pracy w szkole, a drugiego do strojeń prywatnych. Taka współpraca daje wszystkim zadowolenie.  

Niewidomy  najlepiej  jako stroiciel sprawdza się  w fabryce, lub w innych zakładach produkcyjnych, ale tych fabryk niestety jest mało. Ponieważ ma tu określony odcinek pracy - strojenie - który mógł całkowicie samodzielnie wykonywać.  bo tam jest podział pracy.  Nie odpowiada za sprawy techniczne, lecz wyłącznie dźwiękowe. żeby wszystko jak należy brzmiało chromatycznie i w akordach. Mieszkam w Legnicy, bo tu mam pracę wielu przyjaciół, ale moja żona od dłuższego czasu mieszka w bielskim, tam mamy domek, Dwa, trzy razy w miesiącu tam dojeżdżam, jeżdżę  oczywiście sam, mam przesiadki, ale sobie radzę. Jeśli trzeba, zapytam, uśmiechnę się, ale ludzie życzliwie mi pomogą. Jestem otwarty, potrafię łatwo nawiązać kontakt z ludźmi,  zapytać zorganizować. Trzeba być niezależny, to sprawa podstawowa, Niewidomy musi być dobrze zrehabilitowany, to daje zadowolenie. Mam pianino, trąbkę, mandolinę, syntezator, który kupiłem sobie kiedy byłem wydelegowany z zakładu pracy do Niemiec. Nie jestem muzykiem profesjonalnym, ale w wolnej chwili bardzo lubię sobie pograć  Najlepiej mi się gra na instrumentach klawiszowych. bo choć nie jestem muzykiem, ale z muzyką mam na co dzień styczność, ona jest dziedziną mojej pracy. Gram dla swojej przyjemności. W młodości  brałem też pod uwagę zawód organisty, ale  w końcu urzekł mnie stroicielstwo.

Przedtem było was kilku, teraz nie ma żadnego, czy nie ma chętnych czy są inne przyczyny, Teraz jest mało stroicieli, bo  trzeba dobry słuch muzyczny, zamiłowanie do tej pracy, podstawy znajomości muzyko, trzeba mieć dużo cierpliwości, człowiek nerwowy nie będzie stroicielem. A więc wymagań jest sporo. Trzeba być spokojnym, opanowanym. może dlatego nie ma za wiele chętnych.

Fabryka w Legnicy ma bardzo duże trudności, bo proces technologiczny  wykonania fortepianu czy pianina trwa kilka miesięcy, najpierw trzeba dużo inwestować, a dopiero potem otrzymuje się zapłatę.  Pianino - sześć miesięcy a fortepian o wiele dłużej. Stąd są trudności. Jeszcze nie jest sprywatyzowany, ale chyba wszystko ku temu zmierza. zaczyna brakować pieniędzy na materiały, W Kaliszu wielka fabryka upadła, rozpadła się na maleńkie zakłady, warsztaty. Dawniej pracowało w Legnicy 600 osób- teraz tylko  270. Nasze instrumenty z rynku wypierają produkty niemieckie , firm zasobnych, Ludzie którzy tam pracują po 30 i więcej lat, fachowcy, martwią się co będzie dalej.

Elektroniczny instrument nigdy nie zastąpi pianina czy fortepianu. To są instrumenty na kilka lat, a dobrze wyprodukowane pianino czy fortepian to jest na sto lat i więcej. W szkole mam pół etatu. Kierownictwa szkoły nie obchodzi kiedy ja wykonuję swoją pracę. Kiedy są wolne klasy, wchodzę, przeglądam, stroję, usuwam drobne usterki, nie czekam, aż profesor zgłosi usterkę do zeszytu w dyżurce, ale jeśli takie uwagi są, zaglądam tam w pierwszej kolejności. Staram się jednak, na bieżąco bez przerwy przeglądać  fortepiany i pianina, i  czuwać nad tym, aby były sprawne. Przecież mam stanowisko konserwatora. Dla kierownictwa jest ważne, aby instrumenty były sprawne. Mam do konserwacji około 70 i jest się czym opiekować, przeglądać Niektóre są stare, jeszcze poniemieckie. Mamy wszystkie modele produkowane po wojnie. Przeważnie krajowe, ale i bardzo cenne zagraniczne trzy biknery itp. Współpraca z kierownictwem szkoły i pedagogami układa mi się bardzo dobrze, cenią mnie i szanują, a ja staram się, aby wszystko było dobrze, aby nie było żadnych niedomówień. Jest mi w tej pracy bardzo dobrze. Jestem w pełni samodzielny, wszędzie, do każdej klasy idę, wiem gdzie są jakie instrumenty, znam wszystkie budynki jak swoje mieszkanie. Każdy instrument znam jak swoje dziecko, znam jego słabości i potrzeby. Często pytają mnie, której firmy instrumenty są najlepsze, otóż mogę powiedzieć że nie ma dwu instrumentów takich samych, Ten sam model, ten sam proces technologiczny, ale się różnią, tak samo jak tych samych rodziców dzieci - każde jest inne. Z instrumentami jest tak samo. Niektóre modele są wspaniałe, inne tylko przeciętne, a jeszcze inne słabsze, Na to wpływa wiele rzeczy, czasem mogą być różnice w odchyleniach bardzo małe, ale to już potem daje o sobie znać a poza tym powstają w innych warunkach,  każdy instrument ma swoje indywidualne cechy, a ja je wszystkie znam.