Pojechać na olimpiadę!

Ewa Stec ma lat 21. Jest drobną, szczupłą dziewczyną, bardzo sprawną sportowo. Pochodzi z małej wioski Kołaczyce niedaleko Jasła. W wyniku nie zaleczenia stanu zapalnego gałki ocznej, w wieku 13 lat traci wzrok. Szkołę podstawową kończy w Krakowie, w szkole dla niewidomych. Po liceum dostaje się do szkoły masażu, zdobywa dyplom i zawód.

-  Lekkoatletyka interesowała mnie od szkoły podstawowej -  mówi Ewa. - Kiedy rozpoczęły się kłopoty ze wzrokiem, lekarze zabronili mi uprawiać sport, nawet pochylać głowę. Kiedy już zupełnie przestałam widzieć, mogłam ruszać się do woli. Na Tynieckiej miałam dwie godziny wf w tygodniu i tyle samo pływania, ale tak naprawdę zaczęłam trenować od ponad roku.

Trenowanie naprawdę, to znaczy praca na stadionie, na hali czy siłowni sześć razy w tygodniu po 2-3 godziny. Nie oszczędzanie się, nie pozorowanie wysiłku. Przewodnikami Ewy są: Krzysztof Onoszko - jej kolega i Paweł Żychowicz - absolwent AWF, pracownik Sportowo Rehabilitacyjnych Form rehabilitacji Ruchowej. Panna Stec startuje na dystansach sprinterskich 100 i 200 m oraz w pięcioboju (100 m, 800 m, skok w dal, pchnięcie kulą, rzut dyskiem). Oczywiście w grupie B-1, ponieważ nic nie widzi. najlepsze jej wyniki to: 100 m - 13,30 sek. (rekord Polski), 800 m - 2,41 min. (rekord Polski), dysk - 17,60 m, kula - 6,43 m.

Ewa Stec jest w środowisku niewidomych lekkoatletek sporym talentem. Przy niewielkich obciążeniach treningowych jakie miała kilka lat temu, wystartowała w 1994 r. na Mistrzostwach Świata w Berlinie, a w zeszłym roku na MŚ w Madrycie. Zajęła w pięcioboju czwarte miejsce tylko dlatego, że z powodu zgłoszenia małej ilości niewidomych zawodniczek połączono grupę B-1 z B-2, czyli niedowidzącymi. Ponieważ nie zdobyła medalu, nie dostała "startowskiego" stypendium. Mieszka w internacie szkoły masażu przy ul. Królewskiej. Finansowo pomaga jej rodzina i gdyby nie najbliżsi, musiałaby zerwać ze sportem i iść do pracy. Rodzice i siostra popierają ten wybór, a ona sama do końca nie wie czy dobrze  zrobiła. Dlaczego?

- Przede wszystkim od ponad roku ciężko haruję. Całe moje życie jest podporządkowane sportowi. Najgorsze były miesiące zimowe, od listopada do marca. Po treningach wracam do internatu, gdzie mieszkam w małym pokoiku z dwoma dziewczynami. One prowadzą inny tryb życia, a ja po zajęciach wracam zmęczona i myślę tylko o śnie. Nie zawsze to się udaje. Prawdę mówiąc mam już dość przebywania w takich warunkach, pomimo ceny - 60 zł, jaką płacę za łóżko miesięcznie. Marzę wieczorami o chwili spokoju.

Ewa nie dostała stypendium sportowego, bo jak wspomniałem, nie "stanęła na pudle" w czasie mistrzostw świata czy Europy. Krakowski "Start" zapewnił jej podstawowy sprzęt, ale z własnej (rodziny) kieszeni musi dopłacać do odżywek, które są niezbędne dla regeneracji organizmu po ciężkim wysiłku fizycznym.

Paweł Żychowicz asystent w krakowskiej AWF, pracuje jednocześnie w ognisku "Interstart". Prowadzi tam treningi lekkoatletyczne z inwalidami narządu ruchu i wzroku. Ewę poznał na mistrzostwach Polski niepełnosprawnych w 1997 roku. Od zgrupowania w Wiśle jest jej trenerem i przewodnikiem wspólnie z Krzysztofem Onoszko. Dobrze, że Ewa trafiła na takiego człowieka. Pan Paweł, były lekkoatleta (biegał średnie dystanse) zmobilizował ją do systematycznej pracy. Bez niej, nawet największy talent nie ma szans w rywalizacji na arenie międzynarodowej. Parę razy w czasie sezonu E. Stec ma szansę biegać 100 i 200 m ze swymi przewodnikami w czasie zawodów dla pełnosprawnych sportowców.

- Ewa jest pracowita - mówi trener. - Pracuję z nią tylko dlatego, że ta dziewczyna naprawdę chce biegać. Oczywiście mamy problemy finansowe. Część pieniędzy daje nam "Start", część Urząd Wojewódzki i płyną one tzw. transzami. Z reguły kiedy ich potrzeba, to ich brak. Musimy sami kupować sprzęt, odżywki i miesiącami czekać na zwrot pieniędzy. Ciągle poszukujemy wsparcia u sponsorów. "Adidas Polska" podarował nam sprzęt, a są to sumy niemałe np. najtańsze buty do biegania kosztują 150-200 zł. Do tego dochodzą dwa dresy, ortalion itp.

Trener i zawodniczka mają w tym roku nadzieję przywieźć medal z mistrzostw Europy. dałby on przepustkę na paraolimpiadę. Latem tego roku będzie wiadomo, jakie rezultaty przyniosła ciężka praca w zimie. Panna Stec ma dobrą, jak na sprinterkę, technikę biegową. Sama podkreśla, że w ciągu roku dużo się nauczyła i może poprawić rekordy życiowe. W ciągu poprzedniego sezonu "zjechała" z wynikiem 14,17 sek. na setkę do 13,30 sek. Największe szanse ma w pięcioboju, bo jest dość wszechstronna. Biega szybko, nawet na tym średnim dystansie, ma dobrą koordynację w pchnięciu kulą i rzucie dyskiem. Nieźle skacze w dal. Niestety na świecie jest tylko kilka całkowicie niewidomych dziewczyn startujących w tej dyscyplinie. Dlatego też łączy się B-1 z B-2 ze szkodą dla całkowicie pozbawionych wzroku.

Paweł Żychowicz podkreśla: Pojadę z nią na ME we wrześniu jako trener i przewodnik. Jeśli zdobędzie medal, to  do Sydney droga otwarta. Otrzymuje od "Startu" stypendium i pełne przygotowania do olimpijskiego startu. Jeżeli nie, to sama musi decydować co ze sobą zrobić. Jej chłopak, Krzysztof kończy szkołę masażu i być może zdecydują się podjąć pracę i być razem.

Pan Paweł podjął się poprowadzić niewidomą zawodniczkę i konsekwentnie to czyni. Rozpisuje jej treningi, biega z nią, analizuje starty. Najbliższe zawody w końcu maja, na stadionie "Wawelu" pokażą w jakiej jest formie. Pierwszym marzeniem zawodniczki jest pobić rekord świata na 100 m w grupie B-1 - 12,34 sek. Ma do niego prawie sekundę. To dużo w sprincie. O trenerze mówi, że jest bardzo wymagający. W Polsce Ewa nie ma żadnych rywalek. Coraz mniej ludzi przyjeżdża na mistrzostwa Polski i nie ma z kim powalczyć. Na pytanie o talent odpowiada - "Trener twierdzi, że talent to wyłącznie ciężka praca". Więc pracuje.

Stacja TVN pokazała niedawno 4-minutowy reportaż poświęcony niewidomej sprinterce, a "Solidarność Małopolska" wręczyła jej nagrodę za osiągnięcia sportowe. Ewa tak to podsumowała: - Było trochę hałasu w mediach, przyjechało kilku dziennikarzy, króciutkie zainteresowanie, potem następuje wielomiesięczna cisza. Kiedy na jakichś międzynarodowych zawodach niepełnosprawny zdobędzie medal, na moment znów przedstawi się to w radio czy TV jako ciekawostkę i zapomina o sporcie niepełnosprawnych na co dzień. To jest przykre.

Marzeniem Ewy Stec jest wyjazd na paraolimpiadę w Sydney w 2000 roku. Chce tam dać z siebie wszystko. Czy tam się znajdzie? Zobaczymy na jesieni. W każdym razie trzymamy za nią kciuki.

                 Andrzej Szymański

    Pochodnia maj 1999