Z głębi serca

W ciemności też kwitną róże, tylko trudniej je odnaleźć.

Rok dwutysięczny zaznaczył się głębokim znamieniem w twórczości i życiu Reginy Schonborn. W lutym odebrała od marszałka Sejmiku Podkarpackiego nagrodę za całokształt pracy w dziedzinie poezji. Kilka dni później, w jej obecności, umiera 67-letni mąż Ryszard. Jedyny, kochany, wierny, dobry. Świat wali się na głowę tej 63-letniej niewidomej kobiecie.

„W ciemnych kątach naszego mieszkania,

w samotnej ciszy

przysiadły wspomnienia

i płaczą nad Tobą, który odszedłeś

i nade mną, która zostałam.

Cały tomik wierszy pt. „Tylko róża” poświęcony został pamięci Ryszarda.

            Z kresów na Podkarpacie

Dzieciństwo pani Reginy to Baranowicze na Litwie. Po 1939 jej bliscy ukrywali się przed wywózką na Syberię w majątku rodzinnym na Polesiu, bowiem ojciec był przedwojennym wojskowym, służył w kawalerii. W 1944 armia Berlinga zabiera go w swych szeregach na szlak bojowy, który kończy w maju 1945 roku pod Berlinem.

Na kresach zadomawiają się obywatele obcego państwa. Matka z małą Reginą z trudem wydostają się do Polski. Przez siedem lat przemieszczają się po garnizonach Ziem Odzyskanych. Ojciec, oficer Wojska Polskiego, przerzucany jest z miejsca na miejsce. Ta wędrówka kończy się w 1952 roku. Ludowa armia pozbywa się przedwojennych oficerów. Rodzina ląduje w Rzeszowie.

- Uczyłam się bardzo dobrze - mówi Regina Schonborn. - W wieku 16 lat zdałam maturę i skierowano mnie na studia na wydział dyplomatyczno-konsularny do Warszawy. Nie przyjęto jednak, gdyż byłam za młoda.

Czekała dwa lata, ale w końcu stało się inaczej - zaczęła pracować w Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego. Zaangażowała się w działalność zakładowego teatru „Metalowiec”.

- Grałam na scenie sześć lat. Była to doskonale prowadzona przez zawodowych reżyserów grupa zapaleńców teatru. Do dziś przydają mi się tamte doświadczenia, gdy interpretuję publiczności własne wiersze - mówi autorka.

Odtąd życie pani Reginy toczy się szybko. Poznaje Ryszarda, z zawodu elektryka, wychodzi za niego za mąż. Po roku rodzi córkę.

               Choroby

  Bardzo chciała urodzić drugie dziecko, ale zaczęły się problemy. Siedem poronionych ciąż, ósma udana - rodzi syna.  

- Jestem pewna, że ośmioletnia męczarnia była początkiem tej strasznej choroby - stwardnienia rozsianego.  

Zaczęła się w 1973 roku bardzo silnym rzutem. Na pięć lat przykuła ją do łóżka. Została zdana na pomoc najbliższych - męża i córki. Karmienie, kąpanie, ubieranie... dzień po dniu.

- Nie ruszając się miesiącami doszłam do wniosku, że człowiek musi stawiać przed sobą takie cele, które jest się w stanie zrealizować. Trzeba pobudzać energię do życia, wtedy choroba łatwiej przechodzi.

Pani Regina, nie chodząc, potrafiła poprowadzić młodzieżowy zespół recytatorsko-teatralny. Zajęcia odbywały się w domu, przy jej łóżku. Wtedy zaczęła też tworzyć wiersze, ale dla siebie, do szuflady. A potem dla syna. Nie zapomni tych chwil, kiedy miała straszne ataki bólu i zawsze blisko był przy niej 4-letni synek. Z poważną miną obiecywał, że kiedy dorośnie, to mamusię wyleczy.   

W 1989 roku wyjechał na studia medyczne do Warszawy. A matka codziennie kreśliła do niego kilka słów i wrzucała list do skrzynki. Do dyplomu zebrało się tego 18 kilogramów zapisanego papieru. Zaczęła go segregować i powstał z tego tomik wierszy, który zadedykowała synowi-lekarzowi.  

- „Gdyby nie Ty, nie byłoby wierszy. One są we mnie dzięki Tobie. Z miłości do Ciebie powstał pierwszy. I tak już piszę sobie.”

Warsztaty literackie przy Teatrze im. Wandy Siemaszkowej, na które zaczęła uczęszczać po cofnięciu się SM, podbudowały ją jako początkującego twórcę. Powstały kolejne, też bardzo osobiste tomiki. Złożyła je w komisji kwalifikacyjnej oddziału Związku Literatów Polskich w Rzeszowie, u promotora prof. Rudnickiego. Dziewięć lat temu została członkiem tego związku.

Z jednej strony sukces twórczy, z drugiej podupadające zdrowie. Stwardnienie stało się początkiem gehenny, rozwiązało worek obfitości z chorobami. Na skutek przedawkowania encortonu w trakcie leczenia SM, organizm zaatakowała cukrzyca  łącznie z gruźlicą. A osiem lat temu postępująca retinopatia pocukrzycowa odbiera Reginie Schonborn wzrok.

- Stało się to w szczególnym momencie - mówi. - Czynione były przygotowania do wydania kolejnego tomiku w Norwegii. Moją poezją zainteresował się redaktor Zbyszek Tyszko, naczelny czasopisma „Kronika”. I wtedy właśnie z dnia na dzień oślepłam. To był taki straszny cios, że nie wróciłam do tej sprawy. Może kiedyś?

                   Tworzenie

Wiersze pisze się z głębi duszy. U niej powstają tylko w sercu. Trzeba coś czuć i być otwartym na świat, na ludzi. I trzeba jeszcze coś przeżyć. Poezje Reginy są osobistym doznawaniem. „Mgławice istnienia” zainspirowane zostały zdjęciem USG pokazanym przez córkę. - Mamo, na tej kliszy jest nasze dzieciątko w moim brzuchu. A ona powiedziała - Na tym zdjęciu jest jakaś mgławica. Nic z tego nie rozumiem.

W ciągu 15 lat ukazało się dziewięć tomików wierszy, każdy w nakładzie 500 egzemplarzy. W ich finansowanie włączali się przyjaciele pani Reginy, władze Rzeszowa, Wojskowa Galeria Malarska. Utwory poetki wielokrotnie prezentowano w radio, prasie krajowej i zagranicznej, antologiach „Wrzeciono” i „Wspólna obecność”. Została doceniona przez kolegów ze ZLP nadaniem „Złotego Pióra”. Jest dumna z tego wyróżnienia, podobnie jak z Nagrody Prezydenta Miasta Rzeszowa. Dwa lata temu zdobyła I nagrodę w konkursie zorganizowanym przez duńską firmę farmaceutyczną produkującą leki dla cukrzyków. Za krótką formę literacką otrzymała wieżę Philipsa.

- Kilkaset napisanych wierszy, to z jednej strony wyszeptanie moich uczuć, a z drugiej - wypełnianie życia - mówi autorka. - Nie posługuję się brajlem, gdyż mam zniszczone opuszki palców. Nagrywam na dyktafonie, potem utwory są poprawiane i przepisywane na komputerze.

                    Złota Róża

Po śmierci męża przeprowadziła się do córki, do Łańcuta. Nie było innego wyjścia. Nie pozostałaby sama, bez opieki w rzeszowskim mieszkaniu.  

Marian Wrona jest przewodniczącym łańcuckiego koła PZN.  

- Kiedy dowiedziałem się, że do naszego miasta przeprowadziła się pani Regina, zaraz zadzwoniłem i powiedziałem: „Proszę przyjść do nas, przyjmiemy jak członka rodziny.”

- Przyjęli - mówi pani Schonborm. - W dobrym momencie, bo czułam taką pustkę wokół siebie. I poczułam się jak w rodzinie. Daję z siebie co mogę. Zapraszana jestem do kół w Jarosławiu, Leżajsku i innych miastach, gdzie chcą wysłuchać moich recytacji. Raz w roku w Nowej Sarzynie prowadzę warsztaty dla twórców ludowych.

Do rzeszowskiego okręgu ma chłodny dystans. - Obiecywali dwa lata, że pomogą wydać zbiór wierszy i „palcem w bucie nie kiwnęli.”

Spisał się za to Łańcut, w którym była już znana. Starosta dał pieniądze Wkrótce wydane będą wybrane utwory w zbiorze zatytułowanym „Przez dotyk”. Marzeniem tej schorowanej kobiety jest założenie fundacji na rzecz niewidomych, wspieranej finansowo sprzedażą wydanej poezji. Czy to jest możliwe? Czas pokaże.

Marian Wrona i niewidomi z tego małego koła są dumni z nowej członkini. Nazywają ją „złota różą” bo: „W ciemności też kwitną róże, tylko trudniej je odnaleźć.”

Pani Regina rozmyśla o najbliższych planach. Chce napisać książkę o własnym życiu, jakże silnie naznaczonym cierpieniem, ale nigdy bezradnością.  

- W życiu nie należy się nigdy poddawać. Jeżeli Pan zwalił ci niebo na głowę, to nie po to, by przygnieść, tylko zobaczyć, jak się podnosisz.

                      Andrzej Szymański   

       Pochodnia grudzień  2002