Biografia prasowa

 

Wanda Schmidt  

 Organizatorka  biblioteki brajlowskiej na Górnym Śląsku     Lektorka   niewidomych w świetlicy   w Bytomiu   

 

        Sprawy nietypowe  

 

Niewiele chyba wie lub pamięta, że przed wojną w Warszawie przy ulicy Wolności w domu nr 4 przepisywano ręcznie książki systemem Braille`a. Zajmowało się tym Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach pod Warszawą, a wykonywało tę żmudną bądź co bądź pracę sporo osób, i to, jak wówczas mówiono, honorowo, a jak by dzisiaj powiedziano - społecznie. Pobudki były różne, w każdym razie chwalebne, a w tych czasach dla niewidomych bardzo pożyteczne.   

W roku 1938 zgłosiła się tam pani Wanda Schmidt -  żona inżyniera pracującego w przemyśle, mająca rodzinę w Warszawie, matka dorastających już dzieci. Zapoznano ją z alfabetem Braille`a po krótkim przeszkoleniu otrzymała tabliczkę brajlowską, papier i odbyła swój debiut. Pierwszą przepisaną przez nią książką były nowele Dygasińskiego. Gdy wybuchła wojna, przepisywała książkę dla młodzieży pt „Polianna” amerykańskiej autorki Eleanor Porter. Do dziś zapamiętała ten drobny szczegół.   

Po wojnie, w roku 1947 pani Schmidt ponownie podejmuje pracę społeczną. Przepisuje kilka książek dla utrzymywanego wówczas przez Laski schroniska dla niewidomych staruszek w Pniewie pod Warszawą.   

W roku 1949 po przeniesieniu męża na Śląsk nawiązuje z nami ponownie kontakt, tym razem ze spółdzielnią Inwalidów „Praca Niewidomych” w Bytomiu. Czyta dwa razy w tygodniu książki w zakładowej świetlicy. Później, po zradiofonizowaniu zakładu, już w godzinach pracy, przez mikrofon na głośniki w warsztatach, czyta - oprócz książek - prasę, komunikaty zarządu, itd. I robi to wszystko zupełnie bezinteresownie, czyli po prostu za darmo. Dopiero znacznie później spółdzielnia z własnej inicjatywy zaczęła płacić pani Schmidtowej wykombinowane z funduszu płac skromniutkie, symboliczne raczej wynagrodzenie.   

Był już rok 1954.  PZN przystępuje do organizowania bibliotek książki brajlowskiej, z zamierzoną początkowo lokalizacją przy wszystkich okręgach Związku, później ograniczając je tylko do większych skupisk potencjalnych czytelników. Zaczynają wiec napływać pierwsze książki do Bytomia. Na ściągniętych skąd się dało jakichś starych regałach i pokredensowych półkach umieszcza się książki w odstąpionym przez spółdzielnię pokoju. Na ścianie umieściliśmy napis: „W dziesiątą rocznicę odrodzenia państwa polskiego bibliotekę tę otwarto i oddano ku pożytkowi powszechnemu”. Pani Wanda Schmidtowa przejmuje teraz bibliotekę i rejestruje pod numerem 1 pierwszą czytelniczkę. Jest nią Maria Adela Rosół, zamieszkała w internacie w Bytomiu. Mieszka w nim zresztą do dziś jako żywe zaprzeczenie założeń, że internaty dla mieszkających w nich zbiorowo niektórych pracujących niewidomych są tylko czasowym miejscem pobytu na wzór typowych hoteli robotniczych.   

Dalsza historia biblioteki to przejęcie jej jako filii przez miejską bibliotekę w Bytomiu, dwukrotne zmiany lokalu i wreszcie powrót na stare śmiecie. Spółdzielnia „Praca Niewidomych” przenosi się bowiem do swej nowej inwestycji w Bytomiu - Karbiu i oddaje trzy duże pokoje naszej bibliotece. Pani Wanda Schmidtowa pracuje nadal na pół etatu bibliotekarki.   

W roku 1979 biblioteka razem z panią Wandą i tą wspomnianą wyżej pierwszą zarejestrowaną czytelniczką obchodzi swego rodzaju oryginalny jubileusz dwudziestopięciolecia. Co więcej - pani Wanda już od trzydziestu lat współpracuje z „Pracą Niewidomych”, a w roku 1978 minęło czterdzieści lat od jej pierwszego kontaktu z niewidomymi.   

Teraz urzęduje raz w tygodniu - wypożycza książki, przyjmuje napływające paczki z Biblioteki Centralnej i od czytelników z całego okręgu. Pomaga jej w tym sprzątaczka biblioteczna. Stan biblioteki rozrósł się w tych latach do tysiąca dwustu pozycji w czterech tysiącach tomów. Jest to inwentarz ujęty w katalogach nie wchodzi w tę ewidencje spora ilość podręczników szkolnych, wypożyczanych niewidomym uczącym się w szkołach wieczorowych i studiujących w wyższych uczelniach.   

Rozmawiam z panią Wandą o tych sprawach i pytam, jakie książki mają największe powodzenie. Otóż okazuje się, że powieści, a więc: Kraszewski, Sienkiewicz, Gołubiew, następnie biografie, pamiętniki, no i naturalnie kryminały. W ciągu dwudziestu pięciu lat przesunęło się przez ewidencję biblioteki blisko 750 osób. Prowadzona jak w każdej bibliotece roczna statystyka wykazuje, że liczba 209 jest najwyższą roczną liczbą czytelników. Magnetofon i książka mówiona wypierają zwolna czytelnictwo książki brajlowskiej, ale jeszcze wielu pozostaje jej wiernych. Upowszechnianie znajomości pisma Braille`a, poza szkolnictwem, staje się jednak coraz trudniejsze. Koleżanka Helena Albin z Bytomia, która od wielu lat prowadzi organizowane przez PZN początkowe kursy brajlowskie, napotyka na coraz większe trudności z kandydatami na takie kursy. Najbardziej aktywną - jeśli można tak powiedzieć - czytelniczką jest dzisiaj mgr filozofii - Izabela Vogt z Bielska Białej, ociemniała rencistka.   

Biblioteka mieści się na parterze wielkiego, dziewiętnastowiecznego, trzypiętrowego domu z takimiż wielkimi oficynami. Mieszczą się w nich nadal mieszkania rodzinne niewidomych małżeństw - pracowników spółdzielni, a także internat. Odkąd spółdzielnia przeniosła się do nowo wybudowanego obiektu, stare pomieszczenia wyremontował i zajął PZMot, zaś niewidomych lokatorów dowozi się codziennie autobusem do pracy i z powrotem do domu.    

I jeszcze jedna nietypowa sprawa. Na parterze po drugiej stronie biblioteki mieszka małżeństwo niewidomych - Teresa i Henryk Warasieccy. Pani Wanda Schmidtowa ma tylko jeden dzień biblioteczny w tygodniu. Przesyłki pocztowe z książkami, czy to od czytelników z okolicznych wsi i miasteczek, czy to z Centralnej Biblioteki w Warszawie, przychodzą codziennie i oto koleżanka Teresa Warasiecka, zupełnie bezinteresownie, tylko w porozumieniu z panią Schmidtową odbiera to wszystko, by potem, poprzez hulający w bramie przeciąg, przerzucać przesyłki na drugą stronę do biblioteki.   

       Wreszcie na zakończenie koniecznie należałoby odnotować jeszcze jeden szczegół, dotyczący osoby pani Wandy Schmidtowej . Od tylu lat związana węzłem przyjaźni z niewidomymi, uczestniczy zawsze we wszelkiego rodzaju pracach jurorów różnych konkursów, przeglądach, i tym podobnych imprezach, organizowanych przez nasz okręg.    

Wszystko to, co powyżej opisano, to sprawy codzienne, zwykłe, do których już się wszyscy tu przyzwyczaili, więc nie zwracają na nie żadnej uwagi.   

Uczeni w piśmie psycholodzy dowodzą, że sprawy codzienne, powtarzające się stale, nie budzą żadnej uwagi otoczenia. A jednak to, co opisano, to nie są sprawy typowe i stąd też tytuł tego artykułu.    

       Rudolf  i Marianna Wysoccy   

 Pochodnia Maj 1980