Czy można mówić o życiu "po niewidomemu"?

zastanawia się psycholog - Izabela Szwarocka

Czy myśląc o życiu osób, które nie widzą, można używać określenia: życie "po niewidomemu"? Czy pewne specyficzne i wydaje się, że mające charakter wyłącznie zewnętrzny cechy funkcjonowania osób z dysfunkcją wzroku, jak np. posługiwanie się białą laską czy alfabetem Braille?a, pozwalają na taki skrót myślowy?

Z pewnością wyrażenie: życie "po niewidomemu" jest etykietyzacją osób niewidzących i wiązać ją można m. in. z postawą roszczeniową samych osób niepełnosprawnych, wynikającą z poczucia, że należą się im jakieś szczególne prawa czy przywileje, wreszcie z zamykania się tych osób w swoim otoczeniu. Określenie: życie "po niewidomemu" łączy się również z wyobrażeniami osób widzących o tym, jak funkcjonują osoby z dysfunkcją wzroku z wyobrażeniami widzących opartymi najczęściej wyłącznie na tym, jak sami postrzegaliby swoje życie, gdyby nie widzieli.

Zauważmy, że samo sformułowanie: życie "po niewidomemu" jako skojarzenie ze specyficznymi faktami opisującymi codzienność życia osób z dysfunkcją wzroku, nie ma w sobie kategoryczności podziału na ludzi niepełnosprawnych i zdrowych, gorszych i lepszych. Taki sposób myślenia sugeruje raczej patrzenie na życie jako wartość samą w sobie. A w życiu mamy różne doświadczenia: ktoś nie widzi, ktoś inny nie słyszy albo jest leworęczny, a jeszcze inny ktoś ma słabszą konstrukcję psychiczną inny zaś nie ma pewnych zdolności albo właśnie ma talenty, które powinien rozwijać w stworzonych mu do tego warunkach... Jeśli pojawia się więc jakiś konkretny problem utrudniający takim osobom wraz z ich zdolnościami i ograniczeniami możliwie pełne funkcjonowanie na co dzień, to trzeba go rozwiązać, ale poza tym owo życie "po niewidomemu" - tak, jak życie każdej osoby przeżywającej trudności lub uzdolnionej - wpisuje się po prostu w życie, zainteresowania, przyjaźń, miłość, pracę konkretnej osoby, która naprawdę nie charakteryzuje się przede wszystkim tym, że nie widzi podobnie, jak inne osoby nie powinny być określane ze względu na ich widoczne ograniczenia, a także - jak się wydaje - na ich specyficzne zdolności.

Nie ośmieliłabym się jednak powiedzieć, że postawy samych osób z dysfunkcją wzroku wpływające na etykietyzację życia "po niewidomemu" mają źródło wyłącznie - choć i tak bywa - w samych niewidzących. Funkcjonujące przez wiele lat przepisy stosunkowo łatwo przyznające osobom niepełnosprawnym prawa do różnych świadczeń, zmieniająca się - jednak nie bez trudności - tendencja do izolowania tych osób poprzez choćby jedyną propozycję kształcenia w szkołach specjalnych czy zatrudnianie w zakładach pracy chronionej, sprzyjały utrwalaniu się w nich postawy oczekiwania na ułatwienia, na wyjątkowe traktowanie. Jedno z podstawowych

praw psychologii mówi, że każdy z nas ma tendencję do powtarzania zachowań, po których spotkała nas nagroda i unikania takich, za które zostaliśmy ukarani.

Przekładając to na codzienność życia "po niewidomemu" sądzę, że przynajmniej część osób niewidzących, zamykających się w swoim otoczeniu i w sobie, ma za sobą takie doświadczenia. Kiedyś może osoby te nawet próbowały wziąć sprawy w swoje ręce, chciały zrobić coś ciekawego lub coś wyjaśnić otoczeniu, ale działania te spotkały się w świecie z niezrozumieniem, brakiem akceptacji. Ile z nich potem było stać jeszcze na zmaganie się z bardziej i mniej poważnymi okolicznościami życiowymi?... Przykłady: osoba niewidząca nie otrzymała kredytu w banku, bo nie miała widzącego pełnomocnika, nie włączono sygnalizacji dźwiękowej w autobusie, bo męczące jest zapowiadanie każdego przystanku, motorniczego zaś boli głowa...

Nie każda osoba niewidząca jest w stanie dalej przekonywać narasta w niej dystansowanie się wobec świata, poczucie niezrozumienia i w końcu poczucie, że coś jej się należy. Wtedy rzeczywiście nie jest też łatwo przyjmować poglądy głoszone przez inne osoby niewidzące, postrzegane przez tzw. środowisko niewidomych jako ludzi dobrze radzących sobie w życiu poglądy mówiące o tym, że gdyby osoby niepełnosprawne miały zapewnioną pracę, nie potrzebowałyby niektórych specjalnych ulg i przywilejów.

Kiedy powstaną rzetelne rozwiązania systemowe, które ułatwią osobom niewidzącym dostęp do pracy tak, by nie była ona nagrodą dla wybranych, ale naturalnym prawem i przywilejem, wtedy - sądzę - istotnie można będzie myśleć o minimalizowaniu ulg czy modyfikowaniu świadczeń rentowych, tym samym życie "po niewidomemu" może na co dzień potoczyć się bardziej w dialogu ze światem osób widzących, a nie będzie się działo obok, zauważane jedynie przy okazji jakichś pojedynczych akcji, traktowanych jeszcze nazbyt często jako dobra wola osób widzących albo też zachcianki samych niewidomych...

Nie chcę mnożyć trudności, jakie niesie życie "po niewidomemu". Pragnę raczej stwierdzić, że samo życie jest zadaniem - tak dla osób niewidzących, jak i widzących. Dla tych pierwszych jest zadaniem - z jednej strony coraz łatwiejszym (choćby dzięki dostępowi do zdobyczy techniki), z drugiej zaś strony, nadal trudnym, bo często nawet sytuacje codzienne pokazują, że wiele osób widzących działa raczej na miarę własnych wyobrażeń tego, co jest lepsze dla osób niewidzących, a nie dla ich dobra.

Sami - mówię tu o osobach, które nie widzą - możemy jednak uczynić nasze życie "po niewidomemu" wyłącznie częścią naszego życia, obejmującą pewne specyficzne

uwarunkowania codzienności osoby niewidzącej. Nie wystarczy tylko nasza dobra wola i zdolności, choć powinniśmy troszczyć się, by nam tego nie zabrakło, a nawet, byśmy je pomnażali. Bardzo istotne jest podjęcie zadania poznawania życia "po niewidomemu" przez otoczenie osób widzących, by dialog prowadzący do wzajemnej integracji - również w tych najbardziej zwyczajnych sytuacjach - zacierał granice pomiędzy światem widzących i światem ludzi z dysfunkcją wzroku.

Promocja 7 2007