Refleksje po lekturze "Notatek" Matki Elżbiety Czackiej dzieli się psycholog - Izabela Szwarocka  

Lektura pism Matki Czackiej może być bardzo ważnym doświadczeniem w życiu osoby niewidzącej. Osobiście odnajduję w nich to przesłanie Matki, którym - jak wierzę - kierowali się moi nauczyciele i wychowawcy, przez wiele lat w Laskach kształtujący w różnych obszarach moje życie. Czytając "Notatki" byłam niejednokrotnie zdumiona - znajdując inspirację dla mojego dorosłego życia, ale też odkrywając głęboki sens i logikę wczesnodziecięcych i młodzieńczych doświadczeń życia w Laskach, bycia osobą niewidzącą, a może po prostu życia w ogóle - ponadczasową aktualnością myśli Matki. "Notatki" zawierają ważny przekaz nauki danej przez Matkę Czacką - i w jakiś sposób zadanej - osobom niewidzącym. W myśleniu Matki, która oddała swoje życie w służbie osobom niewidzącym, istotne jest przekonanie, że wszyscy, których mechanizmy społeczne spychają na margines życia, są takimi samymi ludźmi, jak inni, obdarzonymi przez Boga taką samą godnością, a miejsce, które wydaje się marginalne, w świetle Ewangelii jest miejscem uprzywilejowanym. Prawdopodobnie dla wielu czytelników "Biuletynu Centrum" taka wartość, jak wiara, jest tą, która oświetla ich życie, ale nawet, gdyby tak nie było i gdybyśmy - myślę tu szczególnie o osobach niewidzących - przeżywali swoje niewidzenie po prostu jako fakt, z którym jakoś trzeba się zmierzyć i pogodzić na co dzień, słowa o godności naszego życia, w którym obecne jest doświadczenie niewidzenia, mogą dodawać siły w trudnej codzienności. Przypomnijmy sytuacje, w których czuliśmy się - przez to że nie widzimy - w jakiś sposób gorsi, niezauważeni, potraktowani z pewną rezerwą. Sądzę, że każda z osób niewidzących mogłaby przytoczyć wiele przykładów z życia społecznego, rodzinnego czy zawodowego, kiedy nasze odczucie sytuacji, w której uczestniczymy, jakaś trudność w porozumieniu się z otoczeniem, dotyka - z jednej strony naszego własnego stosunku do siebie w kontekście niewidzenia, z drugiej zaś, jakichś barier ze strony otoczenia, związanych najczęściej z niczym niepopartymi wyobrażeniami o tym, jak to jest i co to znaczy, kiedy się nie widzi. Wydaje się, że w postawie części osób niewidzących dostrzegalne jest wtedy poczucie skrzywdzenia albo postawa wycofania się, zmęczenia ogólnie mówiąc - zamknięcia się w sobie. Przesłanie Matki, jakie odczytuję z "Notatek" i z Jej postawy widocznej w różnych okolicznościach, to zachęcanie osób niewidzących, by same niejako oswajały ze sobą otoczenie, traktując swoje niewidzenie - z jednej strony jako trudność, w której potrzebują pomocy, z drugiej zaś, dzieląc się ze światem otrzymanym od Boga darem wewnętrznego światła, mądrości, rozwagi, spokoju, ale też oczywiście bardzo konkretnych, rzetelnie opanowanych umiejętności. Zmienia się wtedy perspektywa patrzenia na to, czym jest zarówno niewidzenie, jak i widzenie, a brak wzroku ogranicza się głównie do sfery fizycznej. Myśli Matki Czackiej dotyczące umiejętności odróżniania ważności spraw, odnoszące się w jej pismach do życia zakonnego, są bardzo ważnym wskazaniem również w życiu osób niewidzących. W codzienności oznacza to chyba świadomość, że wiele czynności i aktywności zajmuje nam więcej czasu w porównaniu z osobami widzącymi i choćby dlatego tak istotna jest hierarchia i ocena wagi spraw. Ośmielam się też zaryzykować stwierdzenie - o tyle usprawiedliwione, że przecież poparte również własnym doświadczeniem - że w niektórych sytuacjach przeżywanie czegoś przez osoby niewidzące - zwłaszcza związanego z silniejszymi emocjami - jest bardziej intensywne. Wiąże się chyba z podświadomym poczuciem, że brak wzroku niejako pozbawia nas ważnego źródła przekazu i odbioru informacji, i stąd emocje jakby uwiarygadniają i wzmacniają naszą ocenę sytuacji. Możemy więc czasem - koncentrując się nadmiernie na jakimś szczególe - zagubić to, o co nam rzeczywiście chodzi, co chcemy powiedzieć, czy uzyskać. Podejmując kwestię relacji międzyludzkich pisze Matka Czacka: "Do rzędu uczynków miłosiernych chciałabym zaliczyć dobroć i serdeczność, uprzejmość w zetknięciu się z ludźmi. Ile dobrego w ten sposób zrobić można! Już sam wyraz twarzy uprzejmy, pogodny i łagodny, ile spokoju wlewa do duszy bliźniego. Intonacja głosu serdeczna, łagodna, życzliwa, ile może dodać otuchy w niejednym wypadku. Żeby było więcej zapomnienia o sobie, jak wyżej mówiłam, a więcej prostej dobroci w stosunkach z ludźmi, ile by się uniknęło bliźniemu niepotrzebnych cierpień i ile uczynków miłosiernych byłoby spełnionych. Ażeby dobrze pełnić uczynki miłosierne, trzeba mieć to, co dawniej nazywano "domyślność serca", czyli intuicję. To jest to przeczucie, które pozwala widzieć, co bliźniemu potrzeba, co mu jest i jakie są jego cierpienia, chociaż o nich nie mówi, delikatność, która wskaże, jak i kiedy serce okazać. Kto bardzo zajęty sobą, ten nigdy nie będzie miał domyślności serca. Trzeba więc w tym się ćwiczyć przede wszystkim, by mieć Pana Jezusa przed oczyma swymi (...)". Myślę, że przytoczony fragment nauczania Matki jest jednym z dowodów na to, że granica między widzeniem a niewidzeniem niejako się zaciera i znacznie większej wagi nabiera samo niewidzenie czy widzenie duchowe, którego nikt z nas nie jest pozbawiony. Obecnie, w dobie rozwoju możliwości odbioru i przekazywania informacji przez osoby niewidzące, dużo łatwiej jest orientować się w wydarzeniach społecznych, kulturalnych czy intelektualnych. Wydaje się, że wymagając tego od siebie i kładąc nacisk na to w życiu osób niewidzących, Matka otwiera nas na otaczający świat, co ma nie tylko poznawcze znaczenie. Osoby niewidzące mają też szansę na to, by odwrócić się od siebie i zwrócić się ku innym ludziom po to, by spotkać się we wspólnocie przeżywania ważnych doświadczeń. "W szerszym wymiarze chodzi też o to, że taka wspólnota, w której niewidomi na ciele lub na duszy (a wszyscy po części tacy są) są dla siebie wzajemnie darem, może stawać się znakiem dla świata zaślepionego fałszywymi wartościami i ocenami." Przyjęcie swojej niepełnosprawności - zdaniem Matki - nie wyklucza równocześnie pełnej świadomości trudności związanych z postawą wobec niej, ale też swoich fizycznych ograniczeń nie jest to możliwe bez Ewangelii, bo "upośledzenie zawsze będzie się wydawało niepojętą krzywdą, w której ludzkie pocieszanie w końcu okaże się niewystarczające". Przyjęcie swojego cierpienia przez osobę niewidzącą jest zawsze darem Boga rzecz jasna, że u większości osób niewidzących nie zaowocuje to dziełem na miarę Dzieła Lasek. Ale nie powinniśmy chyba pomijać owoców, jakie może to przynieść w codzienności każdego z nas. Myślę tu o tajemnicy codziennych spotkań z kimś, kto na przykład przeprowadza nas przez ulicę i tylko Pan Bóg wie, dlaczego, otwiera przed nami swoje serce. Myślę, że takich przykładów wpisanych w konkretną codzienność osób niewidzących jest naprawdę bardzo wiele. Ks. Antoni Marylski, najbliższy współpracownik Matki, z perspektywy wielu lat tak próbował opisać tę tajemnicę: "Matka ani na chwilę nie wykrzywi swego stosunku do ślepoty, którą pojmuje jako krzyż dany od Boga, aby tak jak u niewidomego w Ewangelii sprawy Boże się w niewidomym objawiały. Te sprawy Boże, to jest najwyższy szczyt i ukryty cel dobrze przyjętego cierpienia, jakby nadprzyrodzone powołanie niewidomych, którzy przez pogłębienie życia wewnętrznego służą innym ludziom, że cierpienie dla Boga przyjęte jest przezwyciężalne, jest płodne i dać może radość i pokój, którego wszyscy pragną, a którego źródła nie widzą". Chciałabym też zwrócić uwagę na przykładowe wskazania Matki odnoszące się do bardzo konkretnych zachowań osób niewidzących, mogących ułatwić poruszanie się w codzienności, choćby uczenie się współodpowiedzialności za sprawy, a nawet przedmioty codziennego użytku utrzymanie porządku przez osobę niewidzącą uporządkowanie sfery emocjonalnej (zaniedbanie w tej sferze może być przyczyną poważnych trudności osoby niewidzącej choćby w relacjach damsko-męskich) jasne i czytelne mówienie o swoich potrzebach bez oczekiwania, że inni domyślą się tego. Co to znaczy więc "widzieć"? Matka odpowiada "Widzieć naprawdę, to znaczy dostrzegać świat takim, jakim chce go mieć Bóg. Widzieć świat pozbawiony łaski Bożej, to znaczy być dotkniętym duchową ślepotą, kalectwem głębszym niż ślepota fizyczna". Osobiście pragnę więc podziękować Matce za drogę, za odczucie, że przyjęcie cierpienia - wcale niepozbawione czasem trudności - ma sens nie tylko w moim życiu, ale także w życiu otaczających mnie osób i chyba też za to, że bez zdziwienia i z całą mocą mogę powiedzieć, że widzenie w moim życiu jest możliwe pod warunkiem, że oprę je na wie.  

Promocja 6-2007