„zawsze redaktor”
Osiemnastolatka Sylwia Pogwizd Cieszy redakcję fakt, iż na łamach "Głosu Kobiety" chcą się wypowiadać także młode kobiety. Oto wypowiedź jednej z nich. Sylwia Pogwizd prezentuje na kartach czasopisma już po raz drugi swoje uwagi. "Niedawno ukończyłam 18 lat i stałam się pełnoletnią, ale czy dorosłą? Mieszkam w Lubinie, uczę się razem z widzącymi w szkole zawodowej. Chcę zostać stroicielem fortepianów. Właśnie przygotowuję się do egzaminów praktycznych i teoretycznych z instrumentoznawstwa, technologii, materiałoznawstwa. Uważam, że jestem dobrze przygotowaną, ale jestem osobą znerwicowaną, często się denerwuję i nie umiem sobie sama z tym poradzić. Mieszkam z rodzicami, siostrą i psem. Często dochodzi do konfliktów między mną a ojcem. Jest z zawodu górnikiem, pracuje pod ziemią, ale ostatnio choruje na kręgosłup. Będzie więc musiał zmienić pracę. Dla mnie jest taki chłodny, często krzyczy, a ja nie lubię krzyków. Nie potrafi mnie niczego nauczyć. Dochodzi między nami do scysji, wtedy mnie szarpie i wykorzystuje swą przewagę nade mną. W swojej klasie nadal czuję się wyizolowana. Szkoła jest duża, trzeba przechodzić do różnych klas i mam z tym trudności, chociaż mniejsze, niż na początku. W tłumie innych dostrzegł mnie Wojtek, z którym się przyjaźnimy. Często ze sobą rozmawiamy i na jego pomoc mogę liczyć. Z nim odwiedzam uczniów wrocławskiego internatu. Żałuję, że za moich czasów nie było takich zajęć rehabilitacyjnych, jakie są teraz. Ja mam w tym zakresie spore braki. Wybieram się na turnus rehabilitacji podstawowej. Cieszę się, że organizuje się takie turnusy, że są instruktorzy, którzy chcą pomóc młodzieży w przygotowaniu do życia, ale czy dwa tygodnie takiej nauki mi wystarczy, skoro ani rodzice, ani szkoła nie potrafili mnie tego nauczyć? Podczas pobytu we Wrocławiu przeżywałam wiele różnych chwil, na pewno dobrych, ale też i trudnych - związanych z życiem w internacie, z nienajlepszym jakościowo i ilościowo wyżywieniem. Dlatego w świetle własnych doświadczeń jestem przeciwna ośrodkom szkolno-wychowawczym. Uważam, że skazują one młodzież na izolację, są swoistym gettem, bo wyjście do parku czy do miasta z panią wychowawczynią, pokazanie zespołu na festiwalu niczego nie załatwia. Uważam, że w internacie powinny mieszkać wspólnie dzieci widzące i niewidome. To byłoby dla nas z korzyścią, bo społeczeństwo tak żenująco mało o nas wie. Gdy się słyszy głośno wypowiadane obraźliwe uwagi przechodniów, to zupełnie nie wiadomo, jak na nie reagować. Moim światem jest muzyka, a zwłaszcza śpiew. Przy jego pomocy można wyrazić wszystkie uczucia - miłość, radość, wzruszenie, zadowolenie, tęsknotę, rozpacz, smutek, gniew, burzę. Cieszę się, że mogę się uczyć śpiewu w liceum muzycznym, że jest ktoś, kto profesjonalnie pokieruje moim głosem. Mam już drobne sukcesy. Na młodzieżowym festiwalu w moim regionie w kategorii śpiewu solowego zdobyłam pierwsze miejsce, otrzymując w nagrodę złoty mikrofon i płytę kompaktową. Mam jeszcze w planie kilka występów. Jestem więc zadowolona z życia i mam z czego się cieszyć. Głos Kobiety styczeń 1995
|